Nie mam w zwyczaju wtykać nosa w nie swoje sprawy, ale boli mnie to, że moja córka poślubiła zwykłego gbura. Zięć nie okazuje mi szacunku. Uważa mnie za darmową pomoc domową i opiekunkę do dzieci. Kocham moje wnuki ponad wszystko, ale mam też swoje życie, o uczuciach nie wspominając! Co gorsza, Ania jest w niego zapatrzona i nie potrafi mu się sprzeciwić!
Czy w tym kraju starsze kobiety nie mają prawa żyć tak, jak chcą? Boleśnie przekonałam się o tym, że jest niestety w tym sporo prawdy. Odkąd na świat przyszły moje wnuki, nie zaznałam ani chwili wytchnienia. Zięć uważał bowiem, że zajmowanie się nimi i wychowywanie ich jest moim obowiązkiem.
Kocham wnuki, ale mam dość roli niańki!
– A co niby mamusia ma robić? – był najzwyczajniej w świecie złośliwy. – Chodzić na spotkania emerytów? Niech się mamusia cieszy, że ma się czym zająć na stare lata.
Nieuprzejmość z jego strony pod moim adresem była na porządku dziennym. Odnosił się do mnie tak, jakbym była zwykłym przedmiotem, a nie człowiekiem z krwi i kości. Kiedy prosiłam Anię, żeby z nim porozmawiała, bagatelizowała sprawę.
– Mamo, jesteś przewrażliwiona – słyszałam z jej ust. – Marek taki jest, a ty przesadzasz. W sobotę wychodzimy na imprezę, przyjdziesz do dzieci?
Oczywiście nigdy nie odmawiałam. Zdarzyło mi się raz. Córka i zięć obrazili się wtedy na mnie i zagrozili, że jeśli to się powtórzy, zabronią mi widywać wnuków. Załamałam się i próbowałam wytłumaczyć im cokolwiek, ale w ogóle nie chcieli mnie słuchać.
Opiekę nad dzieciaczkami zrzucali na moje barki, gdy tylko chcieli i gdy było im to rękę – bo przecież oni są młodzi i mają prawo jeszcze trochę się wyszaleć, a nie siedzieć w pieluchach. Od tego jest przecież babcia – czyli ja! Najbardziej bolesna w tym była postawa Ani. Nie tak ją wychowałam! Była jednak pod wpływem Marka, który urabiał ją, jak mu było wygodnie. A kto z kim przestaje…
Nie jestem już młoda. Pomimo niezłej jak na mój wiek kondycji i dobrego stanu zdrowia, przy małych dzieciach często po prostu nie daję rady. Nie nadążam, a kręgosłup mi wysiada. Nie jestem młódką, która ma siłę, aby biegać za bardzo energicznymi malcami. Czasami szybko się męczę, ale przy Jasiu i Mai nie mam kiedy odpocząć. Mówiłam o tym Ani nie raz i nie dwa, ale zawsze słyszałam, że szukam wymówek, aby im nie pomagać. Marek rzecz jasna jej wtórował.
– Niech sobie mamusia kupi witaminy – ironizował, a mnie łzy cisnęły się do oczu.
Kiedy nie meldowałam się punktualnie co do minuty na wyznaczoną przez córkę i zięcia godzinę, Marek wpadał w szał i wyzywał mnie od ślamazarnych bab. Jak któregoś razu zapomniałam podać Jasiowi lekarstwo na gardło, urządził taką awanturę, jakby nie wiadomo co się stało. Miałam być na każde ich zawołanie. Niczego ze mną nie konsultowali. Po prostu stwierdzali, że mam przyjechać i kropka. Nigdy nie podziękowali – Ani zdarzało się sporadycznie, ale tak, żeby Marek broń Boże nie usłyszał. Zaczęłam podejrzewać, że w ich małżeństwie nie dzieje się najlepiej, lecz Ania bała się o tym powiedzieć.
Przyznam szczerze, że nie tak wyobrażałam sobie jesień życia. Za Maję i Jasia w ogień bym poszła, ale miałam serdecznie dość zajmowania się nimi. Uważam, że to rola rodziców, a nie babć i dziadków. Nie mam nic przeciwko wspieraniu w tym młodych, ale powinno się to mieścić w zdroworozsądkowych granicach. Tymczasem Ania i Marek mnie wykorzystywali. Wychodzili z założenia, że skoro jestem stara, to nie mam żadnych zainteresowań i planów, bo to, co najlepsze, dawno już za mną. Bezczelnie szantażowali mnie zakazem widywania wnuków, a ja byłam po prostu zmęczona.
Czara goryczy się dla mnie przelała
– Nie lubię mojego zięcia – wyznałam pewnego razu Eli, mojej przyjaciółce.
Nie było mi łatwo zdobyć się na takie zwierzania, ponieważ wychodziłam z założenia, że niby po co mam kogoś zanudzać swoimi problemami? Ludzie mają swoje kłopoty, więc po im jeszcze dokładać zbędnego balastu? Ela była jednak dobrą słuchaczką, a kiedy opowiedziałam jej o wszystkim, kamień spadł mi z serca.
– Krysiu, przecież tak nie może być! – była wyraźnie poruszona moimi wynurzeniami. – Ja rozumiem, że chcą odciążenia od obowiązków, ale żeby tak traktować drugiego człowieka?
– To co ja mam zrobić? – otarłam mokre od łez policzki.
– Musisz rozmówić się z córką – Ela miała rację.
Do rozmowy z Anią przymierzałam się prawie dwa tygodnie. Czara goryczy przelała się w momencie, gdy Marek mnie popchnął. Delikatnie, ale jednak. Doszło między nami do nieprzyjemnej wymiany zdań uwieńczonej gradem wyzwisk, jakie spadły na moją głowę. Córki przy tym nie było. Początkowo nie dawała wiary moim słowom – albo przynajmniej dobrze udawała.
– Kochanie, czy ty naprawdę nie widzisz, że to zwykły cham? – nie umiałam się powstrzymać, żeby nie nazwać rzeczy po imieniu.
– Mamo, proszę, nie mów tak… – Ania ściszyła głos.
– Ja już mam tego dość – oznajmiłam i aż sama się zdziwiłam, że niespodziewanie nabrałam pewności siebie. – Zrobiliście ze mnie swoją służącą, ale to koniec.
– Dlaczego? – córka nie kryła zdziwienia.
– Kochanie, ja nie mam tyle siły, co dwadzieścia czy trzydzieści lat temu – nieco spuściłam z tonu. – Mogę od czasu do czasu posiedzieć z dziećmi, ale nie jestem autobusem na żądanie.
– Nie spodziewałam się tego po tobie – fuknęła Ania. – Myślałam, że mogę na ciebie liczyć.
– Kochanie, ależ możesz! – starałam się zachować spokój, chociaż nie było to proste. – Tylko nie w taki sposób.
– Tak? A w jaki? – córkę poniosły emocje.
Postanowiłam zakończyć rozmowę i konsekwentnie trzymać się swoich postanowień. Ania naturalnie wszystko przekazała Markowi, a ten zadzwonił i na mnie nawrzeszczał. Zrobiło mi się bardzo przykro, strasznie się popłakałam po tym telefonie, ale nie zamierzałam już tańczyć tak, jak ktoś mi zagra. Szkoda tylko, że ucierpią na tym niewinne dzieci, które nie będą widywać się z babcią.
Liczyli na to, że coś im skapnie
Ania milczała i się nie odzywała. Dzwoniłam, żeby dopytać, czy wszystko w porządku, ale nie miała ochoty na pogawędki. Na moje pytania odpowiadała zdawkowo. Nadal była obrażona.
Wszystko się zmieniło, gdy dostałam spadek po bracie. Było to ogromne zaskoczenie, ponieważ z Tadeuszem nie mieliśmy bliskiej relacji. Wiele lat temu wyjechał do Holandii, a że zawsze miał smykałkę do interesów, szybko dorobił się pokaźnego majątku. Nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby poprosić go o cokolwiek. Zmarł na raka. W testamencie wyraźnie zaznaczył, że nie chce, aby po śmierci jego ciało sprowadzać do Polski.
Trudno było mi pogodzić się z tym, że nie wezmę udziału w pogrzebie – podróż do Holandii odpadała, ponieważ nie było mnie na nią stać. Jakież było moje zdumienie, kiedy okazało się, że uczynił ze mnie główną spadkobierczynię! Przekazał mi w spadku aż dwa miliony euro! Co ja miałam począć z takimi pieniędzmi?
– Niech mama przestanie się gniewać – telefon od Marka wprawił mnie w osłupienie. – Przecież mama wie, że ja bym jej krzywdy nie zrobił. To wszystko przez nadmiar pracy.
Wieści o schedzie po moim bracie rozeszły się w rodzinie z prędkością światła. Z nieokrzesanego gbura Marek zmienił się w baranka. On i Ania zaprosili mnie na kolację, podczas której usługiwali mi niczym królowej. Było jasne, że chcieli pieniędzy.
– Przydałoby się nam parę groszy – napomknęła w końcu Ania, a ja tylko się uśmiechnęłam.
Na tę chwilę naprawdę nie miałam pojęcia, czy coś dostaną. Nie zamierzałam śpieszyć się z podjęciem decyzji. To była świetna okazja, aby dać im porządną nauczkę! Marek nadskakiwał mi, jak umiał – chyba spodziewał się tego, że przyjdę na kolację ze skruszoną miną i wypisanym czekiem. Rozczarowanie miał wypisane na twarzy, ale zacisnął zęby. Ja zaś musiałam dokładnie przemyśleć sprawę, a na dobry początek postanowiłam zabrać Elę do eleganckiej restauracji i podziękować jej za lata fantastycznej przyjaźni.
Czytaj także:
„Mój zięć to prawdziwy łajdak. Zabrał moją córkę do miejsca, gdzie jej się oświadczył i oznajmił, że chce rozwodu!”
„Córka wzięła sobie za męża roszczeniowego gbura. Zięć ma się za króla i nawet w moim domu chce rządzić”
„Córka traktuje mnie jak bankomat, a zięć jak śmiecia. Marzę, by się rozwiodła - wolę jej łzy, niż swoje”