„Zgodziłam się, by syn z narzeczoną mieszkali u mnie. Ta lalunia okupuje łazienkę jak sklepowe półki na black friday”

emerytka fot. iStock by Getty Images, LSOphoto
„Ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. On pracował jako kierowca autobusu za marne grosze, ona pracowała w magistracie. Gdyby nie pieniądze, które dostaję po moim świętej pamięci mężu, który był górnikiem, ciężko byłoby nam opłacić wszystkie rachunki”.
/ 15.11.2024 21:15
emerytka fot. iStock by Getty Images, LSOphoto

Na wieść o planach ślubnych mojego syna rozpromieniłam się. Dobiegał już czterdziestki, a jego związek z obecną partnerką trwał od dłuższego czasu.

– Cieszę się z waszej decyzji – powiedziałam, marząc skrycie o zostaniu babcią.

– Mamo, czy moglibyśmy zająć piętro? – spytał Krzyś.

Cieszyłam się

Pomysł wydał mi się sensowny, bo i tak od lat sama zajmowałam tę przestronną nieruchomość.

– Jasne, że możecie, o ile nie przeszkadza wam wspólna kuchnia i jedna łazienka – odpowiedziałam radośnie.

Mój syn zapewnił, że jego Alina będzie uszczęśliwiona tym rozwiązaniem.

– Dzięki temu sporo zaoszczędzimy na mieszkaniu – powiedział, zamykając mnie w serdecznym uścisku.

Pierwsze tygodnie współdzielenia mieszkania układały się świetnie, jednak później atmosfera zaczęła się psuć. Najbardziej irytowało mnie to, że Alina okupowała łazienkę każdego wieczoru. Nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie ją opuści! Jakby tego było mało, zaczęła wprowadzać swoje porządki w kuchni. Moje ozdobne kubeczki, które lubiłam mieć na widoku, wylądowały w głębi szafek, a produkty w lodówce poustawiała według jakiejś dziwacznej logiki, której kompletnie nie rozumiałam.

Warzywa pomieszane z nabiałem, a obok mięsa walały się brokuły. Gdy tylko zaglądałam do środka, nie mogłam się powstrzymać od irytacji i natychmiast zabierałam się za układanie wszystkiego we właściwym porządku. Denerwowało mnie również podejście mojej synowej do prania. Za nic miała zasady higieny, wrzucając do pralki ścierki kuchenne razem z bielizną osobistą.

Miała własne wizje

W naszym niedużym ogrodzie Alina regularnie snuła plany zmian. Najbardziej zależało jej na postawieniu tam niewielkiego pawilonu.

– Zależy mi, żeby mieć większy kawałek ziemi na uprawę warzyw – tłumaczyłam mu wprost, dając do zrozumienia, że aktualny stan rzeczy mi nie odpowiada.

Krzyś przytaknął ze zrozumieniem, jednak temat powrócił po paru dniach. Wtedy już przedstawiłam swoje stanowisko bez owijania w bawełnę.

– Chcę mieć własne warzywa, sadzić marchewkę i pomidory, więc moja decyzja jest ostateczna – powiedziałam zdecydowanie.

Jednak to nie był koniec ich zmian.

– Co powiesz na to, żebyśmy mieli własną łazienkę i kuchnię? – zapytał po kilku dniach, świadomy, że obecna sytuacja staje się dla nas wszystkich coraz bardziej nieznośna.

Poprzedniego wieczoru moja synowa kolejny raz spędziła długi czas w kąpieli, podczas gdy ja siedziałam w moim fotelu i ostentacyjnie przekładałam kartki książki, zerkając co jakiś czas na wejście do łazienki. Widać było, że mój syn nie może już znieść tej cichej wojny między nami.

Nie dogadywaliśmy się

Zaproponował coś, co wydawało mi się kompletnie nierealne – przecież ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. On pracował jako kierowca autobusu za marne grosze, ona pracowała w magistracie. Gdyby nie pieniądze, które dostaję po moim świętej pamięci mężu, który był górnikiem, ciężko byłoby nam opłacić wszystkie rachunki. A taki remont, jaki syn planował, pochłonąłby mnóstwo pieniędzy.

Po samym spojrzeniu na górne piętro wiedziałam, ile trzeba by wydać na jego modernizację, instalację hydrauliczną i nowy układ pomieszczeń – nawet bez konsultacji z ekipą remontową.

– To przekracza nasze możliwości finansowe – oznajmiłam zdecydowanie, po czym znów z kamienną twarzą zabrałam się za porządkowanie lodówki, którą Alina jak zwykle zorganizowała według własnego widzimisię.

Wieczorem złapałam za telefon i wybrałam numer przyjaciółki, żeby się trochę użalić nad sobą. Zaczęłam jej opowiadać o tym, jak Alina rządzi się w kuchni oraz że nie mogę się normalnie dostać do łazienki – raz siedzi tam i farbuje włosy, innym razem robi sobie manicure, a czasem po prostu wyleguje się w wannie, czytając czasopisma. Wspomniałam też o jej planach przerobienia naszego ogrodu. Wanda tylko parsknęła śmiechem, słysząc moje żale.

Wiem, że miała rację

– Słuchaj, kochana, przypominam sobie, że już trzydzieści lat temu dzwoniłaś do mnie z dokładnie takim samym problemem – odparła.

Często zwierzałam się Wandzie z moich trudności związanych ze wspólnym mieszkaniem z teściową. Nie należała ona do osób, z którymi łatwo się żyje. Irytowało ją, gdy wieczorem kręciliśmy się po kuchni, przygotowując coś do jedzenia, bo sama kładła się do łóżka bardzo wcześnie. Nie podobało jej się też to, że rozwieszam pranie w łazience zamiast na balkonie.

A ja wolałam wykorzystać balkon inaczej – urządziłam tam przytulny zakątek z roślinnością, gdzie po pracy mogłam odpocząć na jednym z dwóch krzeseł przy niewielkim stoliku, delektując się kawą w cieplejsze dni.

Atmosfera w domu robiła się naprawdę ciężka podczas naszych sprzeczek. Odetchnęłam z ulgą, gdy wyjechała do córki mieszkającej w Niemczech.

– Pewnie nie chciałabyś, by twoja synowa przechodziła przez to samo co ty? – Zapytała Wanda z nutą przebiegłości.

Zrobiło mi się gorąco ze złości. Naprawdę nie planowałam niczego złego! Mówiąc prawdę, Alina bardzo przypadła mi do gustu.

– Potrzebuję czasu, żeby to wszystko poukładać – powiedziałam, kompletnie zbita z tropu, i zakończyłam rozmowę.

Nie chcę taka być!

Kiedy usłyszałam słowa Wandy, poczułam się, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Moja najlepsza kumpela trafiła w sedno – dokładnie tak się zachowuję, jak kiedyś robiła to mama mojego męża! Za każdym razem, gdy coś idzie nie tak, od razu wpadam w histerię. Pewnie działam na nerwy tej młodej dziewczynie równie mocno, jak mnie kiedyś denerwowała matka męża, który już nie żyje.

– Krzysiu, musimy porozmawiać – powiedziałam kolejnego dnia, gdy mój syn wrócił po pracy.

Zaproponowałam, żeby usiadł przy stole i nalałam mu parującą kawę.

– Po długim namyśle doszłam do wniosku, że jako młode małżeństwo powinniście mieć własną przestrzeń.

Krzysiek patrzył na mnie ze zdziwieniem, jakby nie do końca rozumiał, do czego zmierzam.

– W wannie będzie mogła siedzieć ile zechce, robić swoje w kuchni, a jak przyjdzie ochota, to odpocznie sobie w ogrodzie – oznajmiłam, patrząc na syna.

On słuchał tego wszystkiego z niedowierzaniem w oczach.

– Te oszczędności, które odkładałam na wszelki wypadek – mówiłam dalej – według mnie lepiej zainwestować w porządny remont, nim zaczniemy się wzajemnie doprowadzać do szału.

Nadszedł czas na zmiany

Krzyś docenił mój pomysł, zrywając się nagle od stołu i ściskając mnie z całej siły.

– No już, już, spokojnie wariacie, jeszcze połamiesz staruszce kości – zaśmiałam się, wyrywając się z jego objęć.

Wkrótce ruszyliśmy z remontem mieszkania. Pomieszczenie, które wcześniej należało do Aliny i Krzyśka, przerobiliśmy na kameralną sypialnię. Tuż obok powstała niewielka, ale praktyczna łazienka. Przeniosłam się do tego miejsca, oddając młodym mój salon, który zmienili w pokój gościnny.

Stara kuchnia wyglądała świetnie po tym, jak Alina odświeżyła ją farbą i dołożyła parę dodatków. Z kolei ja nie mogłam narzekać na moją nową przestrzeń kuchenną, która powstała tam, gdzie wcześniej był pokój Krzyśka. Najbardziej ucieszyło mnie to, że miałam dostęp do małego balkonu.

Poustawiałam na nim doniczki z przepięknymi roślinami. Lubiłam na nie patrzeć podczas przygotowywania różnych potraw. W donicach na balkonie znalazłam miejsce na uprawę pomidorów. Pod wpływem rad Wandy, poszłam na ustępstwa i zgodziłam się na instalację altany w miejscu, gdzie dotychczas rosły moje warzywa.

Docenili to

„Synowa przestanie cię wreszcie uważać za okropną teściową” – skomentowała moja przyjaciółka. Nie miałam wątpliwości co do szczerości tych słów. Widziałam, jak Alina cieszy się ze zmian, które wprowadziłam. Sama również odczułam spokój, że nie muszę już kręcić się nerwowo pod drzwiami łazienki ani denerwować się, gdy zaglądam do lodówki i widzę brukselkę ułożoną tuż przy żółtym serze.

Na dodatek prace remontowe nie pochłonęły wszystkich moich oszczędności i zostało mi trochę gotówki. Myślę, że przeznaczę ją na zakupy dla wnuczka, ponieważ wczoraj wieczorem usłyszałam cudowną wiadomość – spełni się moje największe marzenie – będę babcią!

Mariola, 62 lata

Czytaj także:
„Okłamałam rodziców na temat mojego dziecka, bo marzyłam o byciu mamą. Nie mają pojęcia, jaka jest prawda o wnuczce”
„Wziąłem pożyczkę na mieszkanie od brata i straciłem go jako kumpla. Chciał mi odebrać nawet prawo do spadku po ojcu”
„Przyjaciółka wróciła zza granicy i chwaliła się idealnym życiem. Mydliła mi oczy, bo miała wobec mnie plan”

Redakcja poleca

REKLAMA