„Zerwałam z facetem, bo pił. Gdy przez picie zapadł w śpiączkę, jego matka zrobiła z niego ofiarę, a ze mnie jędzę bez serca”

kobieta, która rozstała się z mężczyzną fot. Adobe Stock, StockPhotoPro
„W miasteczku rozgorzało od plotek. I niemal wszyscy byli przeciwko mnie. Gdziekolwiek poszłam, ścigały mnie wrogie spojrzenia i złośliwe szepty za plecami. Niektórzy nawet nie ukrywali swojej niechęci. Najsmutniejsze było to, że odwrócili się ode mnie nie tylko obcy, ale także bliscy znajomi. Spodziewałam się, że staną za mną murem, a unikali mnie jak ognia”.
/ 27.01.2023 08:30
kobieta, która rozstała się z mężczyzną fot. Adobe Stock, StockPhotoPro

Franka poznałam ponad trzy lata temu. Cudowne wieczory, upojne noce i dni pełne oczekiwania, kiedy się wreszcie zobaczymy – tak od początku wyglądała nasza znajomość. Był pierwszym mężczyzną, któremu zaufałam po burzliwym rozstaniu z poprzednim facetem. I jak mi się wtedy wydawało, ostatnim, bo zakochałam się niemal do nieprzytomności.

Kiedy więc pół roku później zaproponował, żebyśmy wynajęli kawalerkę i razem zamieszkali, nie wahałam się nawet chwili. To było spełnienie marzeń. Byłam przekonana, że jesteśmy dla siebie stworzeni, że tym razem trafiłam na swoją drugą połówkę. I że wkrótce potem wydarzy się to, co w takich sytuacjach zwykle się dzieje: zaręczymy się, weźmiemy ślub, urodzą nam się dzieci. I będziemy żyć jak w bajce: długo i szczęśliwie.

Myślałam, że zniknął z mojego życia na zawsze

Początki naszego wspólnego życia były cudowne. Cieszyliśmy się sobą, swoją miłością. I z tego, że jesteśmy ciągle razem. Ale potem coś zaczęło się psuć. Gdy minęło pierwsze zauroczenie, zorientowałam się, że Franek nie jest takim ideałem, za jakiego go uważałam.

Bardzo przypominał mojego byłego. Dużo pił, a jak się upijał, to wpadał w złość. Czepiał się o wszystko, wszczynał awantury o byle co. Jego wrzaski słychać było w całym bloku. Następnego ranka przepraszał i obiecywał poprawę, ale po kilku dniach względnego spokoju wszystko zaczynało się od nowa.

Trudno mi było pogodzić się z kolejną porażką, myślą, że znowu źle wybrałam, więc początkowo mu wybaczałam. Wmawiałam sobie, że to przez pandemię, te wszystkie obostrzenia, ograniczenia i związany z tym stres. I że jak Franek odnajdzie się w nowej rzeczywistości, to znowu będzie między nami cudownie. Ale mijały kolejne tygodnie, potem miesiące i zamiast lepiej, było tylko gorzej. Franek pił coraz więcej i stawał się coraz bardziej nerwowy i agresywny. Czułam, że powinnam odejść, ale ciągle brakowało mi odwagi.

Miarka przebrała się, gdy w ataku wściekłości wyskoczył do mnie z łapami. Popchnął mnie tak mocno, że aż się przewróciłam. Gdy gramoliłam się z podłogi, coś we mnie pękło. Zrozumiałam, że nie ma się co łudzić i czekać. Spakowałam swoje rzeczy i wróciłam do rodziców.

Przez następne dni wydzwaniał do mnie i błagał, żebym dała mu jeszcze jedną szansę, zapewniał o swojej miłości, ale byłam nieugięta. Po tygodniu się poddał. Warknął, że więcej nie zadzwoni, bo nie zamierza się dłużej płaszczyć i przepraszać, i się rozłączył.

Po rozstaniu z Frankiem próbowałam na nowo ułożyć sobie życie. Było mi trudno, bo mimo wszystko ciągle go jeszcze kochałam i pamiętałam, jaki był cudowny na początku naszej znajomości. Przed rodzicami i znajomymi udawałam, że wszystko jest w najlepszym porządku, ale nocami wylewałam w poduszkę morze łez. Powoli jednak odzyskiwałam równowagę. Nie wiedziałam dokładnie, co dzieje się u Franka, bo dotrzymał słowa i więcej się nie odezwał. Od znajomych usłyszałam tylko, że także wrócił do rodziców i pije na umór. Niemal codziennie. A na dodatek po alkoholu rozbija się samochodem.

Było mi przykro, że tak się stacza, bo przecież nie jestem bez serca, ale postanowiłam o tym nie myśleć. Cieszyłam się, że udało mi się wyrwać z tego toksycznego związku, że Franek na zawsze zniknął z mojego życia. Jak się okazało, moja radość była przedwczesna.

To było pół roku temu. Miałam w pracy urwanie głowy, więc wróciłam do domu późno, a na dodatek potwornie zmęczona. Spodziewałam się, że mama jak zwykle w takich wypadkach spojrzy na mnie współczująco i szybciutko zaproponuje pyszną kolację. Tymczasem ona nawet nie zauważyła, że przyszłam. Siedziała na kanapie w salonie i tępo patrzyła w okno. Ojciec też miał niewyraźną minę.

– Dlaczego jesteście tacy nie w sosie? – zapytałam.

– Była tu matka Franka. Czekała na ciebie, ale sobie poszła – odparł tata.

– Nie poszła, tylko tata ją wyrzucił za drzwi. Niemal siłą – odezwała się mama.

– Słucham? Ale dlaczego? Co się stało? Mówcie szczerze i to natychmiast! – zdenerwowałam się.

– To może ja to wszystko opowiem. Od początku. Tylko najpierw usiądź. Bo to nie będą dobre wiadomości – mama wskazała mi ręką fotel.

Posłuchałam. Mama nigdy nie panikowała, nie wyolbrzymiała problemów. Czułam, że sprawa jest poważna.

Ta kobieta zachowywała się jak szalona

To, co potem usłyszałam, rzeczywiście zwaliło mnie z nóg. Okazało się, że Franek wjechał po pijanemu samochodem w drzewo. Przeżył, ale jest w śpiączce i lekarze twierdzą, że może się nigdy nie obudzić. A nawet jeśli, to nie wiadomo, czy wróci do pełni zdrowia.

– To przykre, naprawdę… Ale co mi do tego? Przecież nie jesteśmy już razem… Nie mogę pomóc… – westchnęłam.

– Ta kobieta wcale nie oczekiwała od ciebie pomocy – wrócił do rozmowy tata.

– A czego?

– Tak w największym skrócie? Chciała ci oczy wydrapać! Wdeptać się w ziemię!

– O Boże, za co?

– Ona uważa, że to przez ciebie całe to nieszczęście, że Franek nie mógł pogodzić się z waszym rozstaniem i dlatego zaczął pić… A potem to się stało...

– Nic podobnego! Przecież pił już wtedy, kiedy byliśmy razem, mówiłam wam… Awanturował się, a nawet mnie uderzył… To dlatego od niego odeszłam… – tłumaczyłam rozgorączkowana.

– O rany, przecież wiem – przerwał mi ojciec. –  Przypomnieliśmy jej o tym z mamą, ale nie słuchała. Zachowywała się jak szalona! Miotała się po pokoju i jak katarynka powtarzała, że masz krew Franka na rękach i jeśli nie przeżyje, nigdy ci nie wybaczy. Słuchaliśmy tego ze względnym spokojem, bo rozumieliśmy, że cierpienie odbiera jej rozum. Ale jak wrzasnęła, że życzy ci wszystkiego najgorszego, że ma nadzieję, że w piekle spłoniesz, to nie wytrzymałem i wypchnąłem ją za drzwi. Chciałem, żeby ochłonęła.

– I ochłonęła?

– Ani trochę – włączyła się znowu mama. – Jeszcze na klatce się odgrażała. Krzyczała, że wszystkim powie, jaka z ciebie obrzydliwa baba, jak to zniszczyłaś jej ukochanego syna, doprowadziłaś niemal do rozpaczy i śmierci…

– Może tylko straszyła….

– O nie! Była tak wściekła i rozżalona, że na pewno nie odpuści. Zresztą, gdy w końcu wyszła z bloku, wyjrzałam przez okno. Od razu wstąpiła do tego sklepiku naprzeciwko. Założę się, że nie po to, żeby zrobić zakupy.

– E tam, niech sobie gada, ile wlezie. Ludzie swój rozum mają i na pewno nie uwierzą w jej oskarżenia. Przecież znają mnie od małego, wiedzą, jaka jestem. No i widzieli, co wyprawia Franek. Niektórzy opowiadali mi o jego alkoholowych libacjach. I jak to jeździ po kielichu samochodem. Nie ma się czym przejmować. Zobaczysz, mamo, wszystko będzie dobrze.

– Mam nadzieję, mam nadzieję – westchnęła – ale z jej miny wynikało, że nie jest taką optymistką, jak ja.

Naprawdę nie spodziewałam się, że będę miała przez matkę Franka jakieś kłopoty. Byłam przekonana, że nawet gdy zacznie wylewać swoje żale, to ludzie wezmą mnie w obronę. Niestety, naiwniaczka, srodze się zawiodłam.

Wszyscy odwrócili się ode mnie

Nie minęły dwa dni i w miasteczku rozgorzało od plotek. I niemal wszyscy byli przeciwko mnie. Gdziekolwiek poszłam, ścigały mnie wrogie spojrzenia i złośliwe szepty za plecami. Niektórzy nawet nie ukrywali swojej niechęci. Gdy próbowałam zapisać się do fryzjera, usłyszałam, że nie ma wolnych terminów, choć wyraźnie widziałam, że kartka w kalendarzu jest pusta.

W sklepiku naprzeciwko też nie przyjęto mnie, delikatnie mówiąc, z otwartymi ramionami. Co prawda sprzedawczyni mnie obsłużyła, ale zrobiła to z taką miną, jakbym jej ojca i matkę zabiła. W pracy też patrzono na mnie krzywo. Niby wszystko było w porządku. Najsmutniejsze było to, że odwrócili się ode mnie nie tylko obcy, ale także bliscy znajomi. To właśnie bolało mnie najbardziej. Spodziewałam się, że chociaż oni staną za mną murem. Tymczasem unikali mnie jak ognia. Nie odbierali nawet telefonów. Gdy w końcu udało mi się dodzwonić do jednej z koleżanek, usłyszałam, że powinnam prosić matkę Franka o wybaczenie.

– Ale za co? Przecież nic złego nie zrobiłam!  – zdenerwowałam się.

– Skoro tak, to nie mamy o czym rozmawiać. Myślałam, że chociaż uderzysz się w pierś. Ale ty kreujesz się na niewiniątko. Matka Franka ma rację, masz jego krew na rękach – burknęła i się rozłączyła.

Czułam się coraz bardziej bezsilna. Nie miałam pojęcia, jak się bronić, uciszyć te niesprawiedliwe, krzywdzące mnie plotki. Chodzić od domu do domu i opowiadać historię swojego związku z Frankiem? Przypominać, że nigdy za kołnierz nie wylewał? Przekonywać, że wypadek to nie moja wina? Przecież to bez sensu! Raz, że nie miałam na to czasu, dwa – tylko winny się tłumaczy.

Postanowiłam więc przeczekać. Łudziłam się, że ludzie pogadają i w końcu dadzą mi święty spokój. Ale nie. Matka Franka bardzo się starała, by nikt w miasteczku nie zapomniał, że to przeze mnie jej syn leży w śpiączce w szpitalu. Podgrzewała więc nadal atmosferę, nie bacząc na to, że krzywdzi nie tylko mnie, ale też moich rodziców. Ich też dosięgnęły ludzkie języki. Doszło do tego, że mama i tata nie chcieli wychodzić na ulicę, bo bali się, że usłyszą, jaką to mają parszywą córkę.

Było mi ich bardzo żal, więc postanowiłam pogadać z matką Franka. Chciałam, żeby w końcu skończyła tę bezsensowną krucjatę przeciwko mnie i mojej rodzinie. Nie wpuściła mnie nawet za próg…

Nie wiedziałam, co robić. Miałam wrażenie, że walczę z wiatrakami. Czułam się zaszczuta, odrzucona, samotna. Nigdy nie chciałam opuszczać naszego miasteczka. Ale teraz nienawidziłam go z całego serca. Nie mogłam patrzeć na ludzi, których jeszcze tak niedawno uważałam za przyjaciół czy dobrych sąsiadów. Coraz częściej myślałam o wyjeździe. I pewnie spakowałabym walizki, gdyby nie tamto wydarzenie.

Nagle ludzie jakby zmienili front

To było późnym wieczorem. Właśnie kładłam się spać, gdy zadzwonił telefon. Zerknęłam na ekran. Franek. Myślałam, że to głupi kawał, więc nie odebrałam. Ale ktoś po drugiej stronie słuchawki nie odpuszczał. Zadzwonił raz, potem drugi i trzeci. W końcu więc nacisnęłam: odbierz. W środku aż się trzęsłam ze złości.

– Czego ode mnie chcesz, padalcu?! – wrzasnęłam.

– To ja, Franek – usłyszałam w końcu słaby głos, a ja aż usiadłam z wrażenia.

– To naprawdę ty? Kiedy się obudziłeś? – wykrztusiłam.

– Dwa dni temu…

– I jak się czujesz?

– Lekarze mówią, że będę żył…. Ale nie po to dzwonię… Chcę ci tylko powiedzieć, że to nie twoja wina… – ciągnął z trudem.

– Co nie jest moją winą? – nie rozumiałam, o czym on mówi.

– No, ten wypadek… I w ogóle… Matka opowiedziała mi o oskarżeniach… Nie będę wdawał się w szczegóły, ale kazałem jej wszystko naprawić. I cię przeprosić. Obiecała, że to zrobi… Przepraszam… Nie wiem, co w nią wstąpiło…

– Ja też nie, ale jak się z nią spotkam, to może się dowiem. A na razie nie zawracaj sobie tym głowy. Najważniejsze, żebyś wrócił do zdrowia – odparłam.

Mówiłam szczerze. Naprawdę chciałam, żeby Franek wydobrzał. Byliśmy przecież kiedyś bardzo blisko. Nie życzyłam mu źle.

Matka Franka nie dotrzymała w całości obietnicy danej synowi. Wbrew zapowiedziom nie przyszła do mnie i nie przeprosiła. Pewnie trudno jej się przemóc i przyznać do błędu. Raz widziałam ją na mieście, ale gdy mnie spostrzegła, przeszła na drugą stronę ulicy i zniknęła w najbliższym zaułku. Może więc się wstydzi? Nie oznacza to jednak, że nic nie zrobiła. Na pewno pogadała z ludźmi.

Nie mam pojęcia, co im powiedziała, ale nagle wszyscy zmienili front. Ci, co jeszcze wczoraj patrzyli na mnie wilkiem, znowu zrobili się mili i uprzejmi. Pojawili się nawet tacy, którzy nie kryją oburzenia zachowaniem matki Franka.  Koleżanka, która jeszcze niedawno kazała mi ją przepraszać, teraz wiesza na niej psy.

– Już wszystko wiem. Od fryzjerki! A to wredne babsko! Po tym, co ci zrobiła, powinna cię na kolanach błagać o wybaczenie… – powiedziała mi kilka dni temu przez telefon.

– Tylko ona? – wpadłam w jej słowo.

– A kto jeszcze? – zdziwiła się.

– Kto jeszcze? A na przykład ty! – wypaliłam i się rozłączyłam.

Nie wiem, czy matka Franka w końcu zbierze się na odwagę i mnie przeprosi. Prawdę mówiąc, wcale mi już na tym nie zależy. Choć teoretycznie moje życie wróciło do normy, to chyba jednak nie zostanę w naszym miasteczku. Sporo myślałam przez te dwa tygodnie i doszłam do wniosku, że nie chcę żyć wśród ludzi, którzy mnie osądzili i zamienili moje życie w piekło. I pewnie nadal by to robili, gdyby się Franek nie obudził… 

Czytaj także:
„Rozwiodłam się z Kamilem, bo pił i mnie zdradzał. Zmarł wkrótce potem, a teściowa rozpowiadała że to moja wina”
„Myślałam, że mój facet szanuje kobiety i ma liberalne poglądy. Uciekłam, bo usłyszałam, jak obgaduje mnie przy rodzinie”
„Rozwiodłam się, bo mąż pił. Teściowa wmawiała mojemu dziecku, że powinien kochać tatę, a nie mnie, bo rozbiłam rodzinę”

Redakcja poleca

REKLAMA