Zawsze wyśmiewałam wakacyjne miłości, uważałam je za dobre dla dzieciaków. Ja byłam dorosłą kobietą; w moim życiu dawno minął czas wzdychania do księżyca, romantycznych pocałunków pod gwiazdami i pisania smętnych listów po powrocie do rzeczywistości. Tymczasem los zagrał mi na nosie.
Poznaliśmy się w Międzyzdrojach, właśnie na wakacjach dwa lata temu. Wpadłam na całego. Ja, 30-letnia stateczna farmaceutka, która ostatni raz miała chłopaka na studiach, zakochałam się jak nastolatka. Paweł był wychowawcą kolonijnym i jednocześnie ratownikiem. Zaimponował mi sposób, w jaki zajmował się dziećmi. Miał do nich mnóstwo cierpliwości i okazywał im tyle zainteresowania, że od razu zmiękło mi serce. „Z takim mężczyzną każda by chciała mieć dzieci” – pomyślałam w żartach, gdy obserwowałam go na plaży.
Obcy mężczyzna zawrócił mi w głowie
Zagadał do mnie po kilku dniach. Byłam wniebowzięta! Przecież ten facet mógł mieć dziewczyn na pęczki, i to dużo młodszych ode mnie, a jednak to ja mu się spodobałam. Umówiliśmy się na drinka wieczorem.
– Musimy przejrzeć moją walizkę – powiedziała Monika, przyjaciółka, z którą przyjechałam nad morze. – Bo przecież ty przywiozłaś ze sobą tylko szorty, jakieś koszulki i luźne bluzy – zganiła mnie. – Jak chcesz się w tym pokazać na randce?!
Rzeczywiście, nie byłam przygotowana na wieczorne wyjścia i umawianie się z mężczyznami. Przyjechałam po prostu odpocząć, oderwać się od pracy, trochę opalić. Monika wystroiła mnie na tę randkę w swoją małą czarną. Sukienka była na mnie zdecydowanie za krótka i za bardzo eksponowała dekolt, ale nie miałam wyjścia.
– Wyglądasz jak bogini! – podsumowała przyjaciółka, dodając mi otuchy.
Do pensjonatu wróciłam późno w nocy.
– Myślałam, że ze swojej pierwszej randki od lat wrócisz po godzinie czy dwóch, jak porządna dziewczyna, a tu proszę! Zaszalało się, co? – żartowała Monika.
Miała rację, chyba trochę przesadziłam. Ale ten czas minął mi w mgnieniu oka. Zanim pierwszy raz spojrzałam na zegarek, było już po północy. Rozmowa płynęła. Przeskakiwaliśmy z tematu na temat. Paweł umiał rozmawiać z kobietami…
Był inteligentny, miał poczucie humoru i zachowywał się tak, że rozluźniłam się po pierwszych dziesięciu minutach. Mieliśmy wspólne zainteresowania. Podobna muzyka, ulubione filmy. Te same miejsca, w których bawiliśmy się podczas studiów. Paweł tak jak ja studiował w Krakowie. Ale nie skończył pedagogiki.
– Profesorowie się na mnie uwzięli, bo zdarzało mi się czasem opuszczać zajęcia – tłumaczył zawstydzony. – A ja po prostu byłem jedynym facetem w rodzinie i jak ojciec umarł, musiałem pomóc mamie i iść do pracy. Na uczelni tego nie rozumieli, rzucali mi tylko kłody pod nogi.
Ujął mnie swoją dobrodusznością i tym, jak odpowiedzialnie traktował życie. Studia to przecież nie wszystko. I bez nich świetnie sobie radził.
Od tej pierwszej randki już do końca pobytu w Międzyzdrojach spędzaliśmy każdy wieczór razem. Paweł, nawet gdy był zmęczony po całym dniu na plaży z dziećmi, znajdował energię, żeby zabrać mnie na spacer, na kolację albo zabrać do kina plenerowego. Dawał mi wszystko, czego od tak dawna od nikogo nie dostałam. Kiedy wróciliśmy do Krakowa, byliśmy już oficjalnie parą. Paweł dwa razy w tygodniu przyjeżdżał do mnie z rodzinnych Myślenic. Weekendy zwykle spędzał w Zakopanem, gdzie był przewodnikiem po górskich wycieczkach.
Szybko zaakceptował nie tylko moich przyjaciół, ale i u mnie w domu poczuł się jak u siebie. Lubił, gdy mu gotowałam, chętnie u mnie nocował, gdy tylko mógł. Nie miał też nic przeciwko temu, żeby poznać moją rodzinę.
– Tylko wiesz, głupia sprawa – zasępił się, gdy spontanicznie zaproponowałam, żebyśmy odwiedzili moich rodziców w Gorzowie Wielkopolskim. – Naprawdę bardzo chętnie bym do nich pojechał, tylko to daleka droga, a szef jeszcze mi nie wypłacił pensji za poprzedni miesiąc. Głupio mi jak nie wiem co, ale nie mam nawet na bilet…
– Daj spokój, przecież to normalna sprawa, zdarza się – powiedziałam. – To moja wycieczka, więc ja funduję bilety.
Mama i siostra były Pawłem zachwycone. Ojciec też znalazł z nim wspólny język, lecz przede wszystkim cieszył się w duchu, że w końcu jego pierworodna znalazła sobie chłopaka i może wreszcie wyjdzie za mąż (oboje z matką nie mogli doczekać się wnuków).
Paweł twierdził, że też polubił moich rodziców, ale przez cały pobyt wydawało mi się, że jest jakiś nieswój. Chodził zestresowany, wymykał się czasem od stołu, gdzie wszyscy siedzieliśmy, spacerował sam wokół domu, chował się w moim pokoju albo u siostry. Zachowywał się dosyć dziwnie.
– To normalne – uspokoiła mnie mama. – Chłopak potrzebuje nieco odetchnąć, chwilę pobyć sam. Przecież osaczyły go trzy nowo poznane osoby, w dodatku pewnie przyszli teściowie – zażartowała. – Nic dziwnego, że czuje się trochę pod presją.
Poznał przyszłych teściów
Niedługo po powrocie z Gorzowa zaczął coraz rzadziej pojawiać się u mnie w Krakowie. A to podobno załapał się na prowadzenie zajęć z koszykówki w Myślenicach, a to w Zakopanem dostał jakieś nowe grupy. Znajdował setki wymówek, byle tylko mnie nie odwiedzać.
Nagle z dwóch wizyt w tygodniu zrobiły się dwie w miesiącu. Czułam, że coś jest nie tak. Półtora miesiąca później, tuż przed Wielkanocą, powiedział mi, że nie jest jeszcze gotowy na poważny związek.
– Nie chcę, żebyś marnowała ze mną czas – powiedział brutalnie. – Jesteś cudowną kobietą i zasługujesz na wspaniałego faceta, ale ja nie dam ci szczęścia. Jeszcze nie dorosłem do posiadania rodziny, a kobieta w twoim wieku na pewno już o tym myśli.
Ścięło mnie z nóg. W jednej chwili ten drań złamał mi serce, zniszczył plany na przyszłość i jednocześnie dał do zrozumienia, że jestem już starą panną!
Przepłakałam całą Wielkanoc. Nie chciało mi się żyć, czułam się potwornie samotna. Zwłaszcza że Paweł zupełnie zerwał ze mną kontakt. Wzięłam urlop, żeby jako tako dojść do siebie. Dwa dni po świętach zadzwoniła do mnie Monika.
– Nie uwierzysz, co znalazłam na Facebooku! – krzyknęła do słuchawki. – Ten twój Pawełek to jakiś skończony palant. Oświadczył się już jakiejś nowej dziewczynie.
Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Jakie oświadczyny? Jakiej dziewczynie? Przecież dopiero ze mną zerwał, i to właśnie dlatego, że nie chciał być w związku. To musiało być nieporozumienie…
Okradł moją matkę!
Monika zabawiła się w detektywa. Następnego ranka, kiedy przyszłam do niej w odwiedziny, powiedziała mi wszystko.
– Wiem już, jak ona wygląda – oznajmiła mi, dumna z siebie. – Przypadkowo wyświetliło mi się jej zdjęcie na Facebooku, bo mamy wspólnego znajomego, który skomentował tę fotografię. Zresztą sama zobacz – podsunęła mi pod nos swojego laptopa.
Pierwsza fotografia przedstawiała roześmianą, młodą dziewczynę w objęciach „mojego” faceta. Druga natomiast… zbliżenie na kobiecą dłoń. Na serdecznym palcu błyszczał pierścionek zaręczynowy. Gdy zobaczyłam pokaźny rubin oprawiony w złoto, ozdobione charakterystycznym motywem roślinnym, omal nie zemdlałam.
– Przecież to pierścionek mojej mamy – krzyknęłam oburzona. – Musiał go ukraść, jak był u nas w styczniu. Ten gnojek nie dość, że okradł moją mamę, to jeszcze dał jej rodowy pierścionek jakiejś głupiej babie, z którą mnie zdradzał. Co za świnia!
Pierścionek należał do mojej prababki. Zrobił go własnoręcznie mój pradziadek i przy oświadczynach wręczył jej go w dowód miłości. Później to cacko dostała moja babcia, a następnie mama. Zgodnie z tradycją pierścionek po moim ślubie powinien zostać przekazany mnie, jako pierwszej córce w rodzinie. I zapewne tak by się właśnie stało, gdyby ten padalec go nie ukradł.
Złamane serce zrosło się w kilka sekund. Miłość wyparowała, pozostała tylko złość i motywacja, by odzyskać skradzioną biżuterię. Nie wahałam się ani chwili. Miałam stuprocentową pewność, że pierścionek należał do mojej rodziny. Miał wygrawerowaną od wewnątrz datę i słowa „W dowód miłości”. Miałam tylko nadzieję, że Paweł nie wpadł na pomysł, żeby przeszlifować pierścionek i zniszczyć rodzinną pamiątkę.
Mama zgłosiła kradzież na policji w Gorzowie. Nowa narzeczona Pawła omal nie padła z wrażenia, gdy następnego dnia zapukali do jej drzwi funkcjonariusze. Odzyskałam pierścionek. Napis pozostał nienaruszony. Paweł sprzedał nowej narzeczonej historyjkę, że to pierścionek po jego prababci. Dziewczyna podobno rzuciła go jeszcze tego samego dnia. Potem wydało się, że Paweł szukał dziewczyn z pieniędzmi. Od studiów z tego żył. Kiedy okazało się, że farmaceutka to jednak nie żyła złota, znalazł sobie córkę bogatego biznesmena. Chciał ją szybko zaciągnąć do ołtarza. A wylądował przed sądem.
Zuzanna, 32 lata
Czytaj także:
„Kumpel odbił mi narzeczoną tuż przed ślubem. Skradzionym szczęściem nie cieszył się długo, los się od niego odwrócił”
„Rodzice powtarzali, że więzi rodzinne są najważniejsze. Gdy odmówiłam siostrze pomocy, nazwali mnie podłą wiedźmą”
„Synowa wiecznie mnie zbywała albo okłamywała. A ja tylko chciałam być dobrą babcią i móc widywać swojego wnuczka”