„Romans z przystojnym bogaczem sprawił, że czułam się jak bogini. Teraz jestem przykładną żoną, ale nie żałuję zdrady”

Kobieta, która ma romans fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„Postanowiłam wypić to piwo, którego sobie nawarzyłam. I nie żałuję, bo okazało się wykwintnym szampanem! To był dar od losu, którego Jurek nigdy by mi nie podarował. Maciej był dla mnie nie tylko dżentelmenem, ale i świetnym kochankiem”.
/ 15.11.2021 11:31
Kobieta, która ma romans fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Ulka była moją przyjaciółką jeszcze z podstawówki. W tamten pochmurny piątek umówiłyśmy się
w przytulnej kawiarni. Gdy przyszłam, siedziała już przy stoliku.

– Kochana, potrzebuję dużej kawy. Jestem padnięta! – ucałowałam przyjaciółkę w policzek
i klapnęłam na krzesło obok. – Wykończy mnie ten kredyt!

Jakiś czas wcześniej wzięłam kredyt na mieszkanie, a wkrótce potem straciłam pracę. Aby go spłacać, chwytaliśmy się z moim chłopakiem wszystkich możliwych zajęć. Dla mnie, graficzki komputerowej, roboty nie brakowało, tyle że na zlecenie, nie na etat. Natomiast Jerzy zdecydował się na wyjazd na Wyspy.

– Już zamawiam – powiedziała Ulka i zerknęła na zegarek. – Wiesz co, zaraz wpadnie tu na chwilę jeden mój klient. Nie gniewaj się, nie mogłam mu odmówić, nie zdążył dojechać do mnie do firmy. Tylko dam gościowi papiery i sobie pójdzie.

W sumie wyglądał zupełnie zwyczajnie

Niemal w tym samym momencie w drzwiach kawiarni stanął jakiś mężczyzna i zaczął się rozglądać. Ulka pomachała mu.

– Witam pana, panie Macieju – przywitała go, gdy podszedł. – To moja przyjaciółka Joanna – powiedziała. – A to pańskie dokumenty…

– Miło mi – przedstawił się, jedną rękę wyciągając ku mojej, a drugą przejmując papiery. – Nie będę paniom przeszkadzał, jeśli na chwilę się przysiądę? Zmęczyłem się, goniąc panią po mieście.

Nie wypadało powiedzieć: nie. Miałam jednak nadzieję, że nie zajmie Ulce dużo czasu, ostatnio tak rzadko miałyśmy okazję się spotkać… Tymczasem kelner przyniósł kawę, więc sącząc ją, czekałam, aż oni omówią biznesowe sprawy, a sama pogrążyłam się w niewesołych rozmyślaniach na temat stanu swoich finansów. Szczerze mówiąc, zupełnie się wyłączyłam z rozmowy i do rzeczywistości przywróciło mnie dopiero powtórne pytanie Ulki:

– A ty?

– Co ja? – ocknęłam się. – Nie słyszałam, o czym rozmawialiście, przepraszam.

– Nie chciałabyś sobie odpocząć przez weekend w górach? – spytała Ulka. – Mówiliśmy o potrzebie ucieczki od tego codziennego zabiegania.

– Kto by nie chciał – westchnęłam. – Wiele bym dała, żeby móc gdzieś wyskoczyć choć na parę dni, ale to niemożliwe.

Maciej spojrzał mi w oczy.

– Może nie jest to takie niemożliwe… – zawiesił głos.

– Dla mnie, niestety, jest – podtrzymałam stanowczo.

– A czy mogę wiedzieć, czym się pani zajmuje? – zapytał.

– Jestem graficzką. Pracuję obecnie dla agencji reklamowej i robię sto innych rzeczy.

– O, a ja wkrótce będę potrzebował nowych etykiet dla naszych produktów. Może mi pani dać jakieś namiary na siebie?

Wręczyłam mu wizytówkę. Kiedy gość wreszcie poszedł, Ulka nachyliła się ku mnie.

– Gratuluję! – powiedziała. – Ten facet jest bajecznie bogaty, możesz nieźle zarobić! To nasz stały klient, więc trochę o nim wiem. Jest bardzo uprzejmy, ale taki enigmatyczny, trochę dziwny, i nie znosi sprzeciwu, jak czegoś chce. Mam wrażenie, że potrafi człowieka zahipnotyzować.

Nie podjęłam tematu, bo z doświadczenia wiedziałam, że szanse na interes z dopiero co poznaną osobą są bliskie zeru. Ludzie często brali ode mnie wizytówki, lecz odzywali się potem rzadko… Maciej M. zadzwonił. Ale dopiero dwa miesiące później.

– Mam jedno pytanie: czy może pani wziąć dwa dni urlopu? – strzelił, ledwo się przedstawił.

– Słucham???

– Chciałbym z panią pojechać w góry, wspomniałem o tym przy naszym pierwszym spotkaniu.

– Ale przecież my się w ogóle nie znamy! – krzyknęłam.

– No to poznajmy się bliżej. Odpowiada pani spotkanie dziś o osiemnastej w tym samym miejscu, gdzie była pani z koleżanką?

Sama nie wiem, dlaczego się zgodziłam

Mam wrażenie, że jego głos, bardzo przyjemny zresztą, miał jakąś hipnotyzującą nutę. To, o czym mówiła Ulka.

– Pozwolisz, że przejdziemy na ty? – bardziej stwierdził, niż zapytał, kiedy usiedliśmy przy stoliku.
Skinęłam głową.

– Jak mówiłem, chcę z tobą pojechać w góry – powtórzył. 

– Mam faceta! – zauważyłam.

– A ja mam żonę i dwoje dzieci. To ich nie dotyczy.

– Nie jestem przekonana.

– Przekonam cię.

To wszystko było tak dziwne, tak absurdalne i oderwane od rzeczywistości, że nie wiedziałam, jak zareagować.

– Zgódź się – powiedział. – Życie bywa nieprzewidywalne.

No i – ku własnemu zdumieniu – zgodziłam się!

– A czy mogę wiedzieć, dokąd jedziemy? – spytałam tylko.

– Lecimy – poprawił mnie Maciej. – W Alpy. Zbiórka na lotnisku w sobotę o jedenastej. Weź też coś wieczorowego…

Targały mną różne emocje. Ekscytacja. Strach. Radość. Wstyd. Cieszyłam się, ale i miałam wyrzuty sumienia wobec Jurka. Przerażało mnie, że ja, osoba zdawałoby się z gruntu rozsądna, uległam fascynacji kimś, kogo zupełnie nie znałam. I że tak mało wysiłku musiał włożyć w to, żeby mnie zdobyć. A z drugiej strony, imponował mi mężczyzna, który potrafił postawić na swoim. Wahałam się do ostatniej chwili, w końcu jednak postanowiłam wypić to piwo, którego sobie nawarzyłam. I nie żałuję, bo okazało się wykwintnym szampanem!

– Skąd wiedziałeś, że nie wystawię cię do wiatru? – zapytałam Maćka już w samolocie. – Nawet ja nie przypuszczałam, że stać mnie na takie szaleństwo.

– Po prostu byłem w stanie to sobie wyobrazić, a jeżeli coś można sobie wyobrazić, to jest realne. Wystarczy się postarać.

Lecieliśmy oczywiście pierwszą klasą, a na lotnisku czekała na nas limuzyna z kierowcą. Wąskimi, krętymi drogami dojechaliśmy do kurortu, którego nazwę znałam z gazet opisujących życie sławnych i bogatych. A teraz sama się w nim znalazłam! W bezwstydnie luksusowym pensjonacie, w apartamencie
z jacuzzi i widokiem zapierającym dech w piersiach. Po miesiącach żywienia się kurczakiem i chlebem z topionym serkiem nie mogłam też nie docenić wykwintnej kuchni… W ciągu czterech dni spróbowałam chyba wszystkiego, co było w karcie dań!

Spędziłam cztery dni w prawdziwym raju

Przez ten luksus i przepych raz czułam się jak kopciuszek na balu, a raz jak ostatnia ladacznica. Postanowiłam jednak nie robić sobie wyrzutów i cieszyć się bajką, w której nieoczekiwanie się znalazłam. Było to tym łatwiejsze, że Maciej okazał się nie tylko dżentelmenem, ale i świetnym kochankiem. Poza tym, kto wie, czy kiedykolwiek dostałabym od życia podobny prezent? Największą fantazją mojego Jerzego była jak dotąd wizyta w taniej pizzerii.

Chciałam, by te cztery dni trwały i trwały, kiedyś jednak musiały się skończyć. W drodze powrotnej prawie się do siebie nie odzywaliśmy. Czułam smutek, ale wiedziałam, że nie mogę prosić o więcej. Układ był od początku klarowny.

– Głowa do góry – powiedział na do widzenia Maciek. – Było wspaniale. Dziękuję, mała.

Po powrocie do domu długo jeszcze nie mogłam dojść do siebie, walczyłam z emocjami i nie umiałam się pogodzić z takim końcem. Tak bardzo chciałam zadzwonić do Maćka!  Godzinami wpatrywałam się w numer jego komórki, lecz ostatecznie rozsądek zwyciężył – wykasowałam ten kontakt.

Od 3 lat jestem szczęśliwą, przykładną żoną (Jerzego oczywiście) oraz matką bliźniąt, i ani mi w głowie skoki w bok. Ale za nic nie oddałabym wspomnień!

Czytaj także:
„Dla męża jestem tylko pokazową maskotką. Jawnie mnie zdradza, a w zamian funduje mi studia i drogie ciuchy”
„Rodzina mojej dziewczyny żeruje na niej. Zamiast wziąć się do roboty, wyciągają łapy po kasę. Pora przeciąć pępowinę”
„Po usunięciu piersi miesiącami odtrącałam męża. Czułam się okaleczona. W końcu w złości kazałam mu znaleźć kochankę”

Redakcja poleca

REKLAMA