Ulka była moją przyjaciółką jeszcze z podstawówki. W tamten pochmurny piątek umówiłyśmy się
w przytulnej kawiarni. Gdy przyszłam, siedziała już przy stoliku.
– Kochana, potrzebuję dużej kawy. Jestem padnięta! – ucałowałam przyjaciółkę w policzek
i klapnęłam na krzesło obok. – Wykończy mnie ten kredyt!
Jakiś czas wcześniej wzięłam kredyt na mieszkanie, a wkrótce potem straciłam pracę. Aby go spłacać, chwytaliśmy się z moim chłopakiem wszystkich możliwych zajęć. Dla mnie, graficzki komputerowej, roboty nie brakowało, tyle że na zlecenie, nie na etat. Natomiast Jerzy zdecydował się na wyjazd na Wyspy.
– Już zamawiam – powiedziała Ulka i zerknęła na zegarek. – Wiesz co, zaraz wpadnie tu na chwilę jeden mój klient. Nie gniewaj się, nie mogłam mu odmówić, nie zdążył dojechać do mnie do firmy. Tylko dam gościowi papiery i sobie pójdzie.
W sumie wyglądał zupełnie zwyczajnie
Niemal w tym samym momencie w drzwiach kawiarni stanął jakiś mężczyzna i zaczął się rozglądać. Ulka pomachała mu.
– Witam pana, panie Macieju – przywitała go, gdy podszedł. – To moja przyjaciółka Joanna – powiedziała. – A to pańskie dokumenty…
– Miło mi – przedstawił się, jedną rękę wyciągając ku mojej, a drugą przejmując papiery. – Nie będę paniom przeszkadzał, jeśli na chwilę się przysiądę? Zmęczyłem się, goniąc panią po mieście.
Nie wypadało powiedzieć: nie. Miałam jednak nadzieję, że nie zajmie Ulce dużo czasu, ostatnio tak rzadko miałyśmy okazję się spotkać… Tymczasem kelner przyniósł kawę, więc sącząc ją, czekałam, aż oni omówią biznesowe sprawy, a sama pogrążyłam się w niewesołych rozmyślaniach na temat stanu swoich finansów. Szczerze mówiąc, zupełnie się wyłączyłam z rozmowy i do rzeczywistości przywróciło mnie dopiero powtórne pytanie Ulki:
– A ty?
– Co ja? – ocknęłam się. – Nie słyszałam, o czym rozmawialiście, przepraszam.
– Nie chciałabyś sobie odpocząć przez weekend w górach? – spytała Ulka. – Mówiliśmy o potrzebie ucieczki od tego codziennego zabiegania.
– Kto by nie chciał – westchnęłam. – Wiele bym dała, żeby móc gdzieś wyskoczyć choć na parę dni, ale to niemożliwe.
Maciej spojrzał mi w oczy.
– Może nie jest to takie niemożliwe… – zawiesił głos.
– Dla mnie, niestety, jest – podtrzymałam stanowczo.
– A czy mogę wiedzieć, czym się pani zajmuje? – zapytał.
– Jestem graficzką. Pracuję obecnie dla agencji reklamowej i robię sto innych rzeczy.
– O, a ja wkrótce będę potrzebował nowych etykiet dla naszych produktów. Może mi pani dać jakieś namiary na siebie?
Wręczyłam mu wizytówkę. Kiedy gość wreszcie poszedł, Ulka nachyliła się ku mnie.
– Gratuluję! – powiedziała. – Ten facet jest bajecznie bogaty, możesz nieźle zarobić! To nasz stały klient, więc trochę o nim wiem. Jest bardzo uprzejmy, ale taki enigmatyczny, trochę dziwny, i nie znosi sprzeciwu, jak czegoś chce. Mam wrażenie, że potrafi człowieka zahipnotyzować.
Nie podjęłam tematu, bo z doświadczenia wiedziałam, że szanse na interes z dopiero co poznaną osobą są bliskie zeru. Ludzie często brali ode mnie wizytówki, lecz odzywali się potem rzadko… Maciej M. zadzwonił. Ale dopiero dwa miesiące później.
– Mam jedno pytanie: czy może pani wziąć dwa dni urlopu? – strzelił, ledwo się przedstawił.
– Słucham???
– Chciałbym z panią pojechać w góry, wspomniałem o tym przy naszym pierwszym spotkaniu.
– Ale przecież my się w ogóle nie znamy! – krzyknęłam.
– No to poznajmy się bliżej. Odpowiada pani spotkanie dziś o osiemnastej w tym samym miejscu, gdzie była pani z koleżanką?
Sama nie wiem, dlaczego się zgodziłam
Mam wrażenie, że jego głos, bardzo przyjemny zresztą, miał jakąś hipnotyzującą nutę. To, o czym mówiła Ulka.
– Pozwolisz, że przejdziemy na ty? – bardziej stwierdził, niż zapytał, kiedy usiedliśmy przy stoliku.
Skinęłam głową.
– Jak mówiłem, chcę z tobą pojechać w góry – powtórzył.
– Mam faceta! – zauważyłam.
– A ja mam żonę i dwoje dzieci. To ich nie dotyczy.
– Nie jestem przekonana.
– Przekonam cię.
To wszystko było tak dziwne, tak absurdalne i oderwane od rzeczywistości, że nie wiedziałam, jak zareagować.
– Zgódź się – powiedział. – Życie bywa nieprzewidywalne.
No i – ku własnemu zdumieniu – zgodziłam się!
– A czy mogę wiedzieć, dokąd jedziemy? – spytałam tylko.
– Lecimy – poprawił mnie Maciej. – W Alpy. Zbiórka na lotnisku w sobotę o jedenastej. Weź też coś wieczorowego…
Targały mną różne emocje. Ekscytacja. Strach. Radość. Wstyd. Cieszyłam się, ale i miałam wyrzuty sumienia wobec Jurka. Przerażało mnie, że ja, osoba zdawałoby się z gruntu rozsądna, uległam fascynacji kimś, kogo zupełnie nie znałam. I że tak mało wysiłku musiał włożyć w to, żeby mnie zdobyć. A z drugiej strony, imponował mi mężczyzna, który potrafił postawić na swoim. Wahałam się do ostatniej chwili, w końcu jednak postanowiłam wypić to piwo, którego sobie nawarzyłam. I nie żałuję, bo okazało się wykwintnym szampanem!
– Skąd wiedziałeś, że nie wystawię cię do wiatru? – zapytałam Maćka już w samolocie. – Nawet ja nie przypuszczałam, że stać mnie na takie szaleństwo.
– Po prostu byłem w stanie to sobie wyobrazić, a jeżeli coś można sobie wyobrazić, to jest realne. Wystarczy się postarać.
Lecieliśmy oczywiście pierwszą klasą, a na lotnisku czekała na nas limuzyna z kierowcą. Wąskimi, krętymi drogami dojechaliśmy do kurortu, którego nazwę znałam z gazet opisujących życie sławnych i bogatych. A teraz sama się w nim znalazłam! W bezwstydnie luksusowym pensjonacie, w apartamencie
z jacuzzi i widokiem zapierającym dech w piersiach. Po miesiącach żywienia się kurczakiem i chlebem z topionym serkiem nie mogłam też nie docenić wykwintnej kuchni… W ciągu czterech dni spróbowałam chyba wszystkiego, co było w karcie dań!
Spędziłam cztery dni w prawdziwym raju
Przez ten luksus i przepych raz czułam się jak kopciuszek na balu, a raz jak ostatnia ladacznica. Postanowiłam jednak nie robić sobie wyrzutów i cieszyć się bajką, w której nieoczekiwanie się znalazłam. Było to tym łatwiejsze, że Maciej okazał się nie tylko dżentelmenem, ale i świetnym kochankiem. Poza tym, kto wie, czy kiedykolwiek dostałabym od życia podobny prezent? Największą fantazją mojego Jerzego była jak dotąd wizyta w taniej pizzerii.
Chciałam, by te cztery dni trwały i trwały, kiedyś jednak musiały się skończyć. W drodze powrotnej prawie się do siebie nie odzywaliśmy. Czułam smutek, ale wiedziałam, że nie mogę prosić o więcej. Układ był od początku klarowny.
– Głowa do góry – powiedział na do widzenia Maciek. – Było wspaniale. Dziękuję, mała.
Po powrocie do domu długo jeszcze nie mogłam dojść do siebie, walczyłam z emocjami i nie umiałam się pogodzić z takim końcem. Tak bardzo chciałam zadzwonić do Maćka! Godzinami wpatrywałam się w numer jego komórki, lecz ostatecznie rozsądek zwyciężył – wykasowałam ten kontakt.
Od 3 lat jestem szczęśliwą, przykładną żoną (Jerzego oczywiście) oraz matką bliźniąt, i ani mi w głowie skoki w bok. Ale za nic nie oddałabym wspomnień!
Czytaj także:
„Dla męża jestem tylko pokazową maskotką. Jawnie mnie zdradza, a w zamian funduje mi studia i drogie ciuchy”
„Rodzina mojej dziewczyny żeruje na niej. Zamiast wziąć się do roboty, wyciągają łapy po kasę. Pora przeciąć pępowinę”
„Po usunięciu piersi miesiącami odtrącałam męża. Czułam się okaleczona. W końcu w złości kazałam mu znaleźć kochankę”