„Zdradzałam męża na prawo i lewo, bo on i tak wolał ode mnie mecze. Przed sądem zrobił ze mnie próżną niewdzięcznicę”

załamana żona fot. iStock, stock-eye
„Myślałam jak wiele kobiet: może i cham, ale nie pije, nie bije mnie... Oczywiście, takie podejście szybko wywiodło mnie na manowce”.
/ 22.08.2023 20:45
załamana żona fot. iStock, stock-eye

Byłam wściekła. Rzuciłam dopiero co przeczytany list na podłogę i zdeptałam. Jak ten drań śmie? Jak ma czelność robić coś takiego? I przede wszystkim, jak ja mogłam wyjść za takiego człowieka? Tak, sama głupio zawiniłam, ale czy naprawdę zasłużyłam na to wszystko, co mnie spotkało? Wiem, że nie. Ale może po kolei...

Moje małżeństwo było porażką

Już wkrótce po ślubie Mariusz zaczął pokazywać swoje prawdziwe oblicze. Bez cienia wstydu przyznał mi, że ożenił się ze mną, bo wiedział, że mnie może mieć na pstryknięcie palców, a o inną musiałby się dłużej starać. Byłam już wtedy w ciąży, więc nawet nie wyobrażałam sobie, że mogłabym odejść. Myślałam jak wiele kobiet: może i cham, ale nie pije, nie bije mnie... Oczywiście, takie podejście szybko wywiodło mnie na manowce.

Mariusz pozwalał sobie na coraz więcej. Nie, nadal nie stosował przemocy, ale regularnie udowadniał mi, że znaczę mniej od niego. Uwielbiał mnie upokarzać, regularnie nazywał mnie głupią lub bezmyślną, wyśmiewał prawie wszystko, co mówiłam. Poza tym, oczywiście, byłam w domu darmową służącą.

Poza zajmowaniem się dzieckiem na pełen etat, robiłam pranie, prasowanie, sprzątałam i gotowałam. Obiad musiał czekać na męża codziennie o czwartej. Co się działo, kiedy go nie było, bo zwyczajnie się nie wyrabiałam? Mariusz mierzył mnie wzrokiem, po czym rzucał komentarz w stylu: „No tak, nawet do garów się nie nadajesz. Naprawdę jesteś beznadziejna”.

Paradoksalnie, największym problemem było to, że mąż przy innych ludziach traktował mnie zupełnie inaczej. Nigdy nie pozwalał sobie na standardowe odzywki, które słyszałam w domu. Nagle byłam jego „skarbem” i „kochaniem”. Gładził mnie po plecach, co powodowało, że natychmiast napinałam mięśnie i zaciskałam szczękę. Mam wrażenie, że znajomi i rodzina myśleli nawet, że to ja jestem niewdzięczną, oziębłą żoną dla wspaniałego faceta. Czułam na sobie ich oceniające spojrzenia. Raz zdarzyło się, że usłyszałam od koleżanki:

– Ten twój Mariusz to taki troskliwy... Ja to mogę sobie pomarzyć o tym, żeby usłyszeć jakieś ciepłe słowo. Nie pamiętam, kiedy ostatnio sam z siebie mnie przytulił. Masz szczęście, Roma, tylko to doceń, bo chyba nie wiesz, jak ci się w życiu przyfarciło.

W środku aż mnie skręcało, ale nic nie powiedziałam. Wstydziłam się. Musiałabym wyznać, że moje małżeństwo i całe życie to jedna wielka pomyłka. Byłam prawie pewna, że nikt by mi nie uwierzył. Pewnie by pomyśleli, że to jakieś kosmiczne roszczenia rozpuszczonej żony, której „ciągle mało”.

Mąż miał jedną zaletę

Muszę jednak przyznać, że Mariusz nie był złym ojcem. Oczywiście, to ja przewijałam, karmiłam i usypiałam naszego synka, ale gdy tylko odrobinę podrósł, mąż potraktował go jako swego rodzaju „dziedzica” i próbował zbudować z nim relację. Czy taką, o jakiej bym marzyła? Może i nie, ale przynajmniej jakąkolwiek. Nie mogę powiedzieć, żeby był zupełnie nieobecnym tatą.

Od najmłodszych lat starał się zarazić Maćka swoimi „męskimi” pasjami: oglądał z nim mecze, zabierał do warsztatu samochodowego czy na ryby. To, że nie skupiał się na tym, czy syna faktycznie to interesuje, to inna sprawa. Przynajmniej poświęcał mu czas, nie jak wielu innych ojców. Dopóki więc był mały, nadal znosiłam wszelkie upokorzenia i ani myślałam o rozwodzie. Nie chodziło już tylko o kwestie finansowe. Byłam przekonana, że dorastanie bez ojca będzie dla Maćka krzywdzące, zwłaszcza, że nie taki najgorszy ten ojciec.

Poza stałymi upokorzeniami, oczekiwaniem, że będę na każde jego zawołanie i zupełnym brakiem szacunku, mąż nie był szczególnie władczy. Nie wydzielał mi szczególnie pieniędzy ani nie kontrolował mnie w wolnym czasie. Mogłam spotykać się z koleżankami, a nawet czasem wyjeżdżać sama na weekend, choć oczywiście tylko wtedy, gdy babcia wyrażała chęć zajęcia się Maćkiem, bo aż taki zaangażowany to mąż nie był.

Właściwie zupełnie nie interesowało go to, co robię poza domem. Nawiązywanie romansów, które zaspokajały moją potrzebę bliskości, nie było więc szczególnym wyzwaniem. Na portalach randkowych szukałam relacji bez zobowiązań pod fałszywym imieniem. Najczęściej kończyło się na dwóch czy trzech spotkaniach, a później urywałam kontakt. Nie byłam zainteresowana równoległym związkiem. Chciałam po prostu zostać zabrana na randkę, spędzić noc z kimś czułym, nasycić się uwagą i namiastką miłości, a potem wrócić do swojego życia.

W końcu jednak czara się przelała

Po kolejnej kłótni z wyzwiskami postanowiłam, że nie chcę w ten sposób żyć już do śmierci.

– Odchodzę, Mariusz. Mam tego dosyć. Skończyło się – wyszeptałam.

Nie bałam się jego reakcji. Jego awantury i przytyki zupełnie przestały mnie obchodzić, a dalej nigdy się nie posunął. Oczywiście, zaczął ze mnie kpić i podkopywać moją wiarę w siebie. Usłyszałam, że nie dam sobie rady sama z dzieckiem, że takiej jak ja to nikt poza nim nie zechce, że skończę na ulicy albo w przytułku. Zignorowałam to i wyszłam z domu, a mąż chyba po raz pierwszy w życiu potraktował poważnie to, co powiedziałam. Jeszcze tego samego dnia złożyłam pozew o rozwód. Wkrótce rozdzwoniły się telefony od znajomych.

– Roma, czyś ty oszalała? Takiego faceta zostawiać? Tobie się w głowie poprzewracało chyba – słyszałam co i rusz, bo mąż bardzo szybko wczuł się w rolę ofiary.

Nie miałam siły tłumaczyć, jak było naprawdę, więc po prostu się rozłączałam. To tylko nasilało wrogość wobec mnie. Z różnych źródeł słyszałam o sobie naprawdę paskudne rzeczy. Wiedziałam, że na nikogo nie mogę liczyć. Nie sądziłam jednak, że mąż posunie się aż do takich czynów...

Gdy przestałam usługiwać mężowi i wyprowadziłam się z Maćkiem do mieszkania mojej babci, okazało się, że mam naprawdę sporo wolnego czasu. Szybko znalazłam nieźle płatną pracę, którą mogłam wykonywać z domu. Chciałam się rozwieść, ale nie miałam wielkich oczekiwań wobec Mariusza. Nie chciałam jego pieniędzy, nie chciałam nawet mieszkania. Niech je sobie zabiera.

Wtedy jednak przyszedł feralny list

Babcia od razu zaoferowała mi, że mogę zostać z Maćkiem na stałe. Była jedyną osobą, która wiedziała o całej sprawie i nigdy nie podważała tego, co mówię. Może dlatego, że przez całe życie sama doznała wielu upokorzeń ze strony dziadka. Pierwsze tygodnie po wyprowadzce były błogo spokojne. Wierzyłam, że podjęłam najlepszą decyzję na świecie i uwolniłam się od tego gnojka na zawsze.

Przeczytałam w nim, że mój mąż... chce obarczyć mnie winą za rozwód i żąda ode mnie alimentów, bo został zdradzony! Prawnik, którego wynajął, przedstawił Mariusza jako głęboko zranionego, kochającego męża i przykładnego ojca. Mnie zaś jako roszczeniową, niewdzięczną i wiecznie narzekającą żonę, która, nie dość, że nie odwzajemniała jego gorących uczuć, to jeszcze przyprawiła mu rogi. Pod pismem znalazłam jeszcze drugą kopertę, w której znajdowały się zdjęcia z jednej z moich randek. Oczywiście, wykonane z ukrycia.

„Ten parszywiec o wszystkim wiedział i postanowił trzymać to w tajemnicy, żeby mieć na mnie haka!”, pomyślałam ze wściekłością.

Najgorszy jednak był fragment, w której prawnik zapewnił o „długiej liście świadków”, którzy gotowi byli zeznawać w sądzie na rzecz mojego męża. Wiedziałam, że Mariusz owinął sobie wokół palca wszystkich naszych znajomych. Nie miałam szans, przecież nigdy nie narzekałam, nigdy nawet nie pisnęłam słowem o tym, jakim człowiekiem jest naprawdę mój mąż.

Tyle lat cierpień, łez i upokorzeń

Jak mam udowodnić, że to ja jestem ofiarą tego małżeństwa? Wynajęłam prawnika, ale już na wstępie usłyszałam, że sprawa jest ciężka i mąż ma duże szanse na zwycięstwo... W końcu na jego zachowanie nie ma żadnych dowodów. Znajomi są przeciwko mnie, a synek jest za mały, żeby o czymkolwiek poświadczyć. Babcia nigdy nie była świadkiem żadnej naszej kłótni, wie tylko tyle, co sama jej powiedziałam.

Niestety, moja zdrada jest niezaprzeczalna i nie mogę się jej wyprzeć. Jak mogłam być tak głupia? Przede wszystkim, dlaczego nie zdecydowałam się odejść od męża wcześniej? Tyle lat cierpień, łez i upokorzeń i na koniec to ja zostanę ukarana? Nie mogę pogodzić się z tą myślą. Będę walczyć do upadłego o swojego dobre imię, chociaż wiem, że to wszystko pewnie na i tak na nic...

Czytaj także:
„Żona z uśmiechem na ustach rzuca mi kłody pod nogi. Wołam o pomstę do nieba, by ta hetera w końcu poszła do diabła”
„Ja oddałam jej serce, pieniądze i czas, a ona wmówiła wszystkim, że mam romans z szefem. Nazywała się jeszcze moją przyjaciółką”
„Dla męża atrakcyjniejsze ode mnie było gapienie się w sufit. Namiętność rozpalił we mnie przyjaciel z dzieciństwa”

 

Redakcja poleca

REKLAMA