Było zwykłe popołudnie, po pracy miałam do zrobienia jakieś drobne, domowe zakupy, bo lodówka świeciła pustkami. Nagle ktoś mnie zawołał:
– Milena?
– Baśka! – zdziwiłam się, rozpoznając koleżankę z liceum.
Wieki jej nie widziałam, a w liceum byłyśmy niemal nierozłączne. Potem jednak, jak to w życiu, nasze drogi się rozeszły. Ja zostałam w naszym mieście, ona wyjechała na studia prawnicze do Warszawy.
– Niemożliwe! To jest przeznaczenie, że na siebie wpadłyśmy. Dzisiaj przyjechałam!
– Faktycznie – uśmiechnęłam się szeroko. – Długo będziesz?
– Dwa tygodnie. Musimy się spotkać na kawę! Ale póki co, mów, co u ciebie? Udało ci się napisać tę książkę? A może w radiu słucham piosenek napisanych przez ciebie, ale o tym nie wiem? – zapytała.
– Nie, nic z tych rzeczy, pracuję w biurze projektowym – bąknęłam.
– O! zostałaś projektantką! Co za zaskoczenie! Ale czad! – w jej oczach zobaczyłam podziw.
– Nie, nie. Prowadzę biuro – odpowiedziałam zgodnie z prawdą i zobaczyłam, jak Basia nieudolnie próbuje ukryć rozczarowanie.
– A… to też musi być super...
– A ty jesteś prawniczką, jak się domyślam – stwierdziłam.
– Tak – uśmiechnęła się – ale wiesz co? Spotkajmy się w piątek po twojej pracy. Pogadamy – zaproponowała.
A może się wymiksować z tego spotkania?
Z jednej strony naprawdę cieszyłam się, że na siebie wpadłyśmy. W końcu to Basia była kiedyś moją bratnią duszą. To jej zwierzałam się ze wszystkich swoich nastoletnich rozterek, to ona była świadkiem rodzącego się między mną a Adamem uczucia, które poskutkowało tym, że dzisiaj jesteśmy małżeństwem i mamy dwójkę dzieci.
W liceum obie miałyśmy głowy pełne ideałów i marzeń. Ja chciałam być sławną pisarką, pisać książki, wiersze i teksty przebojów. Marzyłam, że będę Osiecką naszych czasów. Basia trochę się ze mnie śmiała, bo zdecydowanie mocniej stąpała po ziemi. Chciała wyjechać do stolicy, skończyć studia prawnicze, a potem pracować w jakiejś renomowanej kancelarii i ewentualnie związać się z jakimś rekinem palestry. Jak znam życie, udało jej się.
A ja? Rzuciłam polonistykę po roku, bo okazało się, że to zupełnie nie moja bajka. Zrobiłam za to licencjat z administracji, bo wydawało mi się to praktyczniejszym pomysłem. Fakt, studia mnie nie fascynowały, ale dały podstawy praktycznej wiedzy, która pozwoliła mi zahaczyć się na różnych stanowiskach. Pracowałam w kilku firmach, zanim zatrudniłam się w obecnej. No i wyszłam za Adama, urodziłam Amelkę, a potem Jasia.
Życie toczyło się swoim rytmem i w sumie byłam z niego zadowolona, ale spotkanie z Basią wytrąciło mnie z równowagi, bo uświadomiło mi, że pogrzebałam marzenia, zarówno zawodowe, jak i te prywatne. Zaczęłam się krytycznie przyglądać swojemu życiu. Moje małżeństwo nie przypomina tego, o jakim marzyłam. Rzadko podróżujemy, Adam już dawno nie zdobył się na żaden romantyczny gest, a porywy namiętności należą już raczej do mglistych wspomnień…
Kolejne dni przyniosły mi spadek nastroju. Moje mieszkanie nagle wydało mi się małe, mąż zwyczajny, o godnej pożałowania karierze zawodowej nie wspominając. Gdy myślałam o uśmiechniętej, zadbanej i robiącej karierę Baśce, robiło mi się zwyczajnie wstyd. Pewnie ma całe stado adoratorów – myślałam. Spojrzałam na swojego męża i zobaczyłam zwykłego, nieco podtatusiałego faceta w średnim wieku. Nagle wydał mi się taki przeciętny. Co ja powiem Baśce, że jest informatykiem od lat pracującym w tej samej firmie, a jego zainteresowania to dobry film i zabawa z dzieciakami?
Szczerze mówiąc, chciałam się nawet wymiksować z tego spotkania, ale ciekawość zwyciężyła i jednak poszłam. Umówiłyśmy się w małej kawiarni na sernik i kawę, jak za starych czasów. Moja koleżanka przyszła w tiszercie i dżinsach, bez makijażu, a i tak wyglądała olśniewająco.
– Świetnie wyglądasz! – skomplementowała mnie na wejście.
Pomyślałam, że to miłe, że tak mówi, choć przy niej pewnie prezentowałam się nader skromnie.
– Dzięki. Ty też! Opowiadaj, co u ciebie? – zapytałam jako pierwsza.
Ja jej zazdroszczę, a ona... zazdrości mi?
Basia na chwilę się zamyśliła, a potem z jej ust popłynęła opowieść o życiu w Warszawie. Mieszkała w dobrej dzielnicy, pracowała w kancelarii, wszystko było tak, jak sobie wymarzyła. Nie było mi z tym dobrze, ale poczułam ukłucie zazdrości.
– A jakiś wzięty prawnik jest twoim mężem? – wypaliłam i po chwili zrozumiałam, że popełniłam błąd, bo po jej twarzy przemknął cień.
– Był. Rozwiedliśmy się rok temu. Zdradzał mnie na lewo i prawo. Jestem na tyle głupia, że dość długo udawałam, że tego nie widzę, bo rozpaczliwie chciałam ocalić małżeństwo. Nie ma o czym mówić – odpowiedziała i oznajmiła, że teraz pora na mnie.
Z lekkim zakłopotaniem zaczęłam, że u mnie nie poszło tak jak zaplanowałam, że pracuję w biurze i wiodę nudne, zwyczajnie życie.
– Wiesz, jestem jedynie asystentką, nic wielkiego – wzruszyłam ramionami, a Baśka odstawiła filiżankę i zapytała:
– A lubisz tę pracę? – spojrzała na mnie uważnie.
– Lubię – odpowiedziałam szczerze. – Wiesz, jestem w centrum życia firmy, sporo się dzieje, pracuję tam od kilku lat i ciągle czegoś się uczę. Jak tam przyszłam, byłam panią od kserowania, skanowania i chodzenia na pocztę. Teraz ogarniam kadry, wszystkie zawiłości administracyjne, czasem social media, a i dorzucić coś do projektu mi się zdarzyło… No i ludzie są fajni, lubię tam być, to chyba dobrze, prawda?
– Bardzo dobrze – Basia pokiwała głową z uznaniem. – To ważne, by dobrze się czuć w miejscu, gdzie spędzamy tyle czasu. A jak tam życie rodzinne? Nadal jesteś z Adamem? – zapytała.
– Tak. Sama nie wiem, kiedy stuknęło nam dwanaście lat. Wiesz, jesteśmy takim typowym małżeństwem. To już nie taka wariacka miłość jak na początku. Teraz przejawem romantyzmu jest fakt, że mąż zrobi mi herbatę taką jak lubię albo zabierze dzieciaki na wycieczkę, gdy potrzebuję odrobiny spokoju. Takie życie – wzruszyłam ramionami, a Basia spojrzała na mnie ze smutkiem.
– Muszę przyznać, że trochę ci zazdroszczę… – odezwała się.
– Ty mnie?! A niby czego? – szczerze się zdziwiłam.
Poznamy Basię z Karolem. A nuż zaiskrzy!
– Tego, że opowiadasz o swojej pracy ze śmiejącymi się oczami, a gdy mówisz o mężu, twój ton staje się taki czuły i ciepły. Może i mówisz, że wiedziesz zwyczajne życie, ale ja mam zupełnie inne wrażenie! Niewiele znam osób, które mówią o współmałżonku z taką miłością jak ty. Właściwie nie wiem, czy znam kogokolwiek poza tobą – westchnęła. – Ja niby jestem w miejscu, w którym chciałam być, a jednak nie przynosi mi to satysfakcji. Chciałam robić dobre, potrzebne rzeczy, a tymczasem najczęściej walczę o majątek podczas rozwodu albo użeram się z alimenciarzami i pomagam wygrzebać się z kłopotów cwaniakującym przedsiębiorcom. W dodatku pracuję z ludźmi, którzy najchętniej potopiliby się nawzajem w łyżce wody. Wiesz, co jest najlepsze? Za jednego z tych ludzi nawet wyszłam za mąż, potem się rozwiodłam, a teraz nadal z nim pracuję, choć nie mogę na niego patrzeć – stwierdziła gorzko.
– Nie wiedziałam – szepnęłam.
– Basia, ale przecież jesteś jeszcze młoda! Możesz wiele zmienić. Może warto poszukać innej pracy, a może otworzyć kancelarię tu, w naszym mieście?
– Myślałam o tym i powiem ci, że coraz bardziej podoba mi się taka wizja. Zobaczymy, może kiedyś się odważę… – odpowiedziała tajemniczo.
Przez resztę wieczoru gawędziłyśmy na nieco lżejsze tematy. Patrzyłam na nią i widziałam tę samą dziewczynę, którą tak lubiłam w liceum. Jednocześnie bardzo jej współczułam, bo widziałam, że nie jest szczęśliwa, już jej nie zazdrościłam. Gdy wróciłam do domu, przytuliłam mojego „nudnego” męża najmocniej, jak umiałam, i pomyślałam, że nie wyobrażam sobie życia bez niego. Baśka miała rację, to, co nas łączy, jest wyjątkowe, choć kryje się pod płaszczem zwyczajności.
– Skąd ten napad czułości? – Adam spojrzał na mnie z uśmiechem.
– Bo cię kocham i zbyt dawno ci tego nie mówiłam – odpowiedziałam i jeszcze mocniej go przytuliłam.
– Ja ciebie też kocham – odpowiedział ze śmiechem i podał mi herbatę, a potem zapytał, co dzisiaj obejrzymy.
Musimy poznać Basię z Karolem, jego kumplem. Może tego właśnie jej trzeba? Normalnego faceta, który potrafi szczerze kochać – pomyślałam, opierając głowę na ramieniu męża.
Czytaj także:
„Starość spędzała mi sen z powiek. Bałam się, codziennie widziałam nowe zmarszczki. To mąż pokazał mi, że wciąż jestem piękna”
„Mam słabość do kobiet i źle na tym wychodzę. Na widok pięknej panienki miękną mi kolana, a te lisice to wykorzystują”
„Prawie nikt nie wie, że mam kasy jak lodu. Udaję biedaka, bo nie chcę, by ludzie oceniali mnie przez pryzmat pieniędzy”