To było tydzień temu. Wybrałem się do przychodni na badanie usg nerek. Podupadłem trochę na zdrowiu w jesieni życia i żona w końcu zmusiła mnie do wizyty u lekarza. Przed wyjściem z domu, zgodnie z zaleceniem, wypiłem półtora litra wody mineralnej. Miałem pierwszy numerek, więc byłem pewien, że raz-dwa załatwię sprawę i będzie po kłopocie.
Do przychodni dotarłem punktualnie
W przeciwieństwie do lekarza. Miał zacząć pracę o ósmej, a tymczasem zbliżała się dziewiąta, jego zaś ciągle nie było. Przed gabinetem utworzyła się już spora kolejka. Wszyscy byli bardzo zniecierpliwieni i rozdrażnieni. I nic dziwnego. Przez pełne pęcherze przeżywali prawdziwe katusze. Szczególnie mocno cierpiały trzy kobiety stojące za mną: brunetka, blondynka i szatynka. Biedaczki wznosiły oczy do góry, przestępowały z nogi na nogę, na zmianę wzdychały i posykiwały. A blondynce to nawet łezka po twarzy popłynęła. Zrobiło mi się jej szczerze żal.
– To przykre, że lekarz tak nas wszystkich lekceważy. Przecież wie, że przez tę wypitą wodę ledwie możemy tu wysiedzieć– zagadnąłem.
– No właśnie. Nie wiem, ile jeszcze tu wysiedzę – westchnęła.
– Niech się pani nie martwi. Jak pan doktor łaskawie przyjdzie do pracy, to przepuszczę panią przed sobą. Nie mogę patrzeć, jak się pani męczy.
– Naprawdę? Jest pan bardzo uprzejmy i szarmancki! To się dzisiaj bardzo rzadko zdarza – spojrzała na mnie z wdzięcznością.
– No cóż, tak zostałem wychowany. Stara szkoła – spuściłem wzrok.
Wiedziałem, że sporo ryzykuję, bo mój pęcherz też mocno domagał się już opróżnienia, ale postanowiłem być dzielny i wytrwać. Lekarz pojawił się kwadrans po dziewiątej. Nawet nie przeprosił za spóźnienie. Minął wszystkich ze skwaszoną miną i nieśpiesznie otworzył gabinet. Po kolejnym kwadransie poprosił pierwszego pacjenta. Blondynka wyskoczyła z krzesełka jak z procy.
– Jeszcze raz panu serdecznie dziękuję. Życie mi pan ratuje – rzuciła i zniknęła w gabinecie. Już miałem ustawić się tuż przy drzwiach, by, kiedy wyjdzie, jak najszybciej wśliznąć się do środka, ale nie zdążyłem.
Uprzedziły mnie dwie pozostałe kobiety
– Przepraszam, ale teraz chyba moja kolej – zauważyłem nieśmiało.
– Wiem, ale skoro pan taki miły to może i mnie pan przepuści? – brunetka patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem.
– I mnie też? – włączyła się szatynka – Jeżeli natychmiast nie znajdę się w gabinecie, to pęknę.
– No nie wiem, sam już tu ledwie stoję. Boję się, że nie wytrzymam – jęknąłem.
– Wytrzyma pan, wytrzyma… Od razu widać, że jest pan prawdziwym mężczyzną, a nie jakimś niewydarzonym chłystkiem – odezwała się ta pierwsza.
– Właśnie. I ma pan szacunek i współczucie dla kobiet. To jak, możemy liczyć na pańską życzliwość? – zaczęła się dopytywać ta druga.
Spojrzałem bezradnie za siebie. Przestraszyłem się, że jak wszystkie panie zaczną prosić mnie o życzliwość, to nigdy nie dostanę się do gabinetu. W kolejce stali już jednak sami mężczyźni. Odetchnąłem z ulgą.
– W porządku, panie wchodzą pierwsze. Jako człowiek starej daty nie mogę przecież odmówić – odparłem z trochę już wymuszonym uśmiechem.
Cierpiałem, ale pomyślałem, że jeśli do tej pory udało mi się być dzielnym, to te pół godzinki też jeszcze dam radę.
To ja poproszę ostatni numerek
Niestety, nie udało się. Choć starałem się ze wszystkich sił, przebierałem nogami, zaciskałem zęby. Gdy ostatnia kobieta weszła do gabinetu, poczułem, że zbliżam się do kresu wytrzymałości mojego pęcherza. By zapobiec katastrofie, rzuciłem się w stronę toalety. Potem już nawet nie wróciłem pod gabinet. Wiedziałem, że to nie ma sensu. Lekarz tylko by mnie zbeształ za brak przygotowania do badania i wyrzucił z hukiem za drzwi. Trochę zrezygnowany poczłapałem więc do rejestracji i powiedziałem:
– Chciałbym zapisać się na badanie usg nerek. Skierowanie jest w gabinecie, w mojej dokumentacji.
– A co, spóźnił się pan na wizytę? – rejestratorka spojrzała na mnie groźnie.
– Nie, przyszedłem punktualnie. To lekarz się spóźnił. A ja tylko byłem życzliwy wobec kobiet.
– Najbliższy termin mam za miesiąc. Drugi numerek, godzina…
– A mogę poprosić o ostatni numerek? – przerwałem jej.
– Ale dlaczego? Pacjenci zwykle wolą wchodzić pierwsi – zdziwiła się.
– Ja też wolę. Ale nie tym razem. Boję się, że w kolejce za mną znowu będą kobiety i ta moja życzliwość znowu mnie zgubi…
Czytaj także:
„Miałem kochanki, bawiłem się, ale nie wierzyłem w instytucję małżeństwa. Właśnie wtedy cały świat przysłoniła mi... ona”
„Miałem 5 dzieci - każde z inną mamuśką. Nie potrafiłem być ojcem i mężem, na szczęście wystarczył portfel wypchany kasą”
„Odkąd mąż przyjaciółki odszedł do kochanki, czuję się, jakbym adoptowała dziecko. Malwina strzela fochy jak nastolatka”