„Zazdrościłam Joli, że Lucek jest takim kochającym ojcem i mężem. Prawda o nich wyrwała mnie z kapci”

Smutna dojrzała kobieta fot. iStock by GettyImages, Juanmonino
„Córkę Joli i Lucka traktowałam jak swoją własną. Nie mogłam zrozumieć, czemu tak nagle wyjechała za granicę i zerwała wszelkie kontakty. Prawda okazała się być nie do zniesienia”.
/ 27.09.2023 20:30
Smutna dojrzała kobieta fot. iStock by GettyImages, Juanmonino

Byłam przekonana, że to Monika, ale kiedy dziewczyna przyspieszyła, znikając za rogiem budynku, opadły mnie wątpliwości. Nie wiedziałam, że wróciła. Gdyby przyjechała z Kanady, jej matka powiedziałaby mi o tym, od dzieciństwa się przyjaźniłyśmy i nie miałyśmy przed sobą żadnych sekretów.

Czy na pewno? Nagle uświadomiłam sobie, że odkąd dziewczyna wyjechała na studia, Jola bardzo oszczędnie mówiła o córce. Gdy pytałam, dostawałam suche komunikaty, a jeśli próbowałam dowiedzieć się więcej, Jola zmieniała temat, jakby nie w smak jej była rozmowa o własnym dziecku.

Nie będę się wtrącać

Nie założyłam własnej rodziny, dlatego córkę Joli i Lucka traktowałam jak własną. Bardzo się denerwowałam, kiedy Monika zaczęła nagle znikać z domu. Często nocowała u koleżanek, nie powiadamiając rodziców, gdzie jest, a Jola bagatelizowała te wyskoki.

Bałam się, że czternastoletnia uciekinierka napyta sobie biedy.

– Poproś Lucka, żeby z nią porozmawiał – namawiałam. – Strasznie ją rozpuścił, rozumiem, że kocha córkę, ale miłość musi być odpowiedzialna – ciągnęłam, nie zważając na minę przyjaciółki. I dostałam za swoje.

– Nie wtrącaj się do naszego życia – Jola spojrzała na mnie wrogo.

– Przepraszam, nie chciałam być niedelikatna. Kocham Monikę jak własną córkę, chcę tylko pomóc.

Jola nie odpowiedziała. Ułożyła starannie łyżeczki do kawy, wygładziła serwetę. Marnie wyglądała, blada, z podkrążonymi oczami, w których dojrzałam cierpienie. No tak, dzieci potrafią dać do wiwatu.

A było tak pięknie. Zazdrościłam Joli przystojnego męża i ślicznej córeczki, przyjemnie było na nich popatrzeć, tworzyli idealną rodzinę. Lucjan bardzo angażował się w opiekę nad dzieckiem, nazywał Monikę swoją księżniczką i poświęcał jej dużo czasu. Czasem zabierał małą do pracy, był wziętym ginekologiem i miał prywatny gabinet, w którym córeczka czuła się doskonale, bawiąc się pod okiem recepcjonistki, gdy tata przyjmował pacjentki.

Często widywałam ich w parku, szli trzymając się za ręce, a Lucek dostosowywał krok do dreptania małej dziewczynki. Ten widok zawsze mnie rozczulał i chwytał za serce.

Kiedyś wpadłam do nich wieczorem, żeby oddać książkę i natknęłam się na uroczą rodzinną scenkę. Lucek kąpał córeczkę, bawiąc się z nią pianą, w której był cały unurzany. Byłam zachwycona tym słodkim obrazkiem.

– Jest cudownym ojcem – powiedziałam do Joli.

Spojrzała na mnie w taki sposób, że aż mnie zatkało.

– Chyba nie jesteś zazdrosna? – zapytałam w końcu. – Monika kocha tatę, ale i dla mamy znajdzie się kawałek miejsca w dziecięcym serduszku.

Żartowałam tak długo, aż wreszcie się rozchmurzyła. Lucek rozpieszczał córkę, więc Jola musiała wziąć na siebie rolę tej, która wymaga. Nic dziwnego, że między nią a Moniką wciąż dochodziło do spięć. Dziewczynka rosła i stawała się coraz bardziej krnąbrna, już nie tylko wobec matki, ale także ojca. Myślałam, że z tego wyrośnie, ale gdzie tam. Im dalej, tym gorzej.

Chodziła zaniedbana, z brudnymi włosami, jakby celowo chciała ukryć urodę przed ludzkim okiem. Miała wszystko. Kochających rodziców, piękny dom i świetne warunki do nauki, zabawy i dorastania, ale nie doceniała tego. Zamykała się w swoim pokoju, który w proteście przeciwko światu, przerobiła na sanktuarium mrocznej tajemnicy. Przeraziłam się, gdy zobaczyłam, że własnoręcznie wymalowała ściany na czarno.

– Pozwoliłaś jej na to? – zapytałam Jolę któregoś dnia. – Nie boisz się, że Monika zafascynowała się jakąś sektą satanistów?

To nie jej wina, że taka jest – odparła Jola całkiem bez sensu.

Pierwszy raz odkąd pamiętam, stanęła w obronie córki.

– A czyja?

Jola wzruszyła ramionami i odwróciła się ode mnie.

Czy ty chcesz powiedzieć, że byłaś molestowana?

– Ona wygląda jak straszydło – zauważyłam. – Poproś Lucka, żeby przemówił jej do rozsądku, on ma na nią największy wpływ. To przecież śliczna dziewczyna.

– Sama z nią porozmawiam – przerwała mi Jola, chcąc jak najszybciej zakończyć niewygodny temat.

Zamilkłam, bo zdałam sobie sprawę, że wspominając Lucka, weszłam na grząski grunt. Małżeństwo przyjaciółki przeżywało kryzys, Jola się nie zwierzała, ale bywałam w ich domu wystarczająco często, by dostrzec, że przeniosła się ze wspólnej sypialni do pokoju gościnnego.

Nigdy o tym nie wspomniałam, zbyt sobie ceniłam naszą przyjaźń, by mieszać się w ich prywatne życie. Domyślałam się, że przystojny pan doktor znalazł sobie kogoś, małżeństwo trwało nadal, a Lucek zwracał się do żony z większą sympatią i uprzejmością niż niejeden kochający mąż.

Rozstali się dopiero wtedy, gdy zabrakło spoiwa, jakim było dziecko. Monikę oddano do dobrego liceum z internatem, na co dziewczyna, ku mojemu zdziwieniu, wyraziła zgodę. Zastanawiałam się, jak początkująca adeptka satanizmu, zbuntowana nastolatka, odnajdzie się w rygorze szkoły prowadzonej przez siostry zakonne, ale okazało się, że tego właśnie było jej trzeba.

Monika szybko odrzuciła bunt, upodobniła się do człowieka, a nawet zdała maturę w wersji angielskiej i wyjechała na studia do Kanady.

Więcej do kraju nie wróciła, dlatego zdziwiłam się, gdy mignęła mi na ulicy. W pierwszym odruchu chciałam zadzwonić do Joli, ale zrezygnowałam, bo przyszło mi coś do głowy. Monikę widziałam koło wieżowca, w którym mieści się wiele firm, może dziewczyna pracuje w tym miejscu? Jedna szansa na sto, ale co szkodzi sprawdzić?

Siedziałam w kawiarni, obserwując wejścia do budynku. Po siedemnastej wylał się z niego tłum pracowników, uświadomiłam sobie, że musiałabym mieć kilka par oczu, żeby dostrzec wśród nich poszukiwaną dziewczynę. Zrezygnowana powlekłam się na przystanek i wtedy ją zobaczyłam.

– Monika! – krzyknęłam, aż kilka osób się obejrzało. Ale ona tylko przyspieszyła kroku.

Nie uciekaj, to ja, ciocia Lidka – zaczęłam za nią biec.

Monika zatrzymała się, ale widać było, że zrobiła to niechętnie.

– Czego chcesz? – spytała wrogo.

Byłam tak zdziwiona jej zachowaniem, że nie mogłam wydusić słowa.

– Nie pamiętasz mnie? – już nic głupszego nie mogło mi przyjść do głowy. Oczywiście, że pamiętała, tylko nie chciała mnie widzieć.

– Świetnie cię pamiętam, ciociu – ostatnie słowo prawie wypluła.

Cofnęłam się.

– Co się z tobą dzieje? Zmieniłaś się… Jeśli potrzebujesz pomocy, zawsze możesz na mnie liczyć.

Monika zaczęła chichotać. Śmiech stawał się coraz donośniejszy, zagarniał ją całą. Aż zgięła się wpół.
Klasyczny napad histerii, nie mogłam na to patrzeć.

– Chodź ze mną, kochanie, usiądziemy gdzieś na chwilę, zamówię coś do picia. Ochłoniesz i porozmawiamy – chciałam objąć ją w pasie i poprowadzić, ale odskoczyła jak oparzona.

Nie dotykaj mnie, każdy człowiek ma prawo do nietykalności cielesnej.

– Co ty mówisz? – zapytałam, uważnie się jej przyglądając.

– Wiedziałaś o tym? Bo ja nie. Dziecko wychowane przez zboczeńca nie ma pojęcia, że powinno się bronić.

Rozejrzałam się niespokojnie, sprawdzając, czy nikt nas nie słyszy.

– Uspokój się, nie kalaj dobrego imienia swoich rodziców – syknęłam.

– Dobrze, że użyłaś liczby mnogiej, droga ciociu. Matka też miała w tym swój udział. A jak się dobrze zastanowić, to ty także – odpowiedziała.

Teraz już byłam pewna, że Monika postradała zmysły.

– No, co tak patrzysz? O niczym nie wiedziałaś? Byłaś ślepa i głucha? Często u nas bywałaś, matka ci się zwierzała. Nie wierzę, że nie żaliła ci się na mnie, przecież tak bardzo przeżywała, że odebrałam jej męża – rzuciła.

Dziewczyna usiadła na ławce i wyjęła paczkę papierosów.

– Zapalisz? Nie? Jasne, ty nie masz nałogów. Święta Lidia bez skazy. To ja jestem siedliskiem zła, od urodzenia.

Usiadłam obok niej i czekałam. Zabrakło mi słów, nie miałam pojęcia, o czym Monika mówi.

– Wiesz, że nie wszystko pamiętam? Na szczęście, bo pewnie nie mogłabym z tym żyć. Za to ona widziała, co się dzieje, mogła mnie uratować, ale to wymagałoby poświęcenia.

Dziewczyna przerwała i zaciągnęła się nerwowo papierosem.

– Nie mówiła ci, naprawdę? Nie utrzymuję z nią kontaktu.

Przecież to twoja matka – wreszcie zrozumiałam, że mówi o Joli.

– Zerwałam z nimi. Z obojgiem. Ona wepchnęła mnie w łapy tego zboka i patrzyła, jak robi z dziecka swoją partnerkę. Dlaczego? Bo inaczej musiałaby zabrać mnie i odejść, porzucić wygodne życie u boku dobrze zarabiającego pana doktora i zacząć samotną walkę o przetrwanie. A tego nie chciała, dobrze jej było w luksusowej willi. A że zapłaciła za to jej córka? Wiesz, że jeszcze miała o to do mnie pretensje? Traktowała mnie jak rywalkę, od kiedy skończyłam pięć lat. Jakby to była moja wina, że jej mąż się mną interesuje.

– Moniko, czy ty… Hm, chcesz powiedzieć, że byłaś molestowana? – ledwo mi to przeszło przez gardło.

To niemożliwe, dziewczyna kłamała, wychowała się w idealnej rodzinie, którą dobrze znałam. Gdyby cokolwiek złego działo się w tym domu, wiedziałabym o tym.

– Molestowana? Jak to elegancko brzmi – zaśmiała się drwiąco.

Chciał nią zastąpić matkę?!

– Twój ojciec nie zrobiłby ci krzywdy, w życiu nie widziałam, żeby ktoś tak kochał dziecko. Nie wiem, z jakiego powodu oskarżasz go o najgorsze… – trudno mi było rozmawiać z Moniką o tak intymnych sprawach.

– Masz na myśli gwałt? Nie, tego nie zrobił, myślę, że jednak się bał. Wiesz czego? Obdukcji. Jest lekarzem, dobrze wiedział, że nie należy zostawiać śladów, bo gdyby milcząca posłusznie żona w końcu się zbuntowała i oskarżyła go o molestowanie córki…  Zawsze koło mnie był. Mówił, że tylko ja się liczę. Traktował mnie jak dorosłą kobietę, swoją partnerkę. Dzieci wiedzą, co jest dobre, a co złe, ja też wiedziałam. Nie chciałam tego, odsuwałam się, ale on mówił, że to z miłości, bo jest moim kochanym tatusiem. Nie umiałam mu się przeciwstawić. Robił, co chciał, korzystając z mojej bezbronności. Wiesz, o czym myślałam, kiedy byłam daleko od domu? Dookoła mnie było tyle dorosłych kobiet, matka, ty, obie babcie i żadna mi nie pomogła.

– Nigdy się nie skarżyłaś! – bąknęłam. – Gdybyś powiedziała słowo…

– Nie mówiłam nikomu, bo czułam się współwinna. Uwikłana w relację z pedofilem, który był moim tatą i szanowanym lekarzem. Nie miałam szans, i tak nikt by mi nie uwierzył. Wyprał mi mózg, ale nie do końca, zbuntowałam się, kiedy podrosłam.

Przypomniałam sobie ucieczki do koleżanek, pokój o czarnych ścianach i zaniedbaną do ostateczności Monikę.

– Próbowałaś go do siebie zniechęcić? – domyśliłam się w końcu.

– Tylko to mi przyszło do głowy. On chciał, żebym zajęła miejsce mamy, wygonił ją z sypialni i przygotował miejsce dla mnie.

Wszystkie fakty o których wiedziałam, nagle poukładały się jak puzzle. Jola sypiająca w pokoju gościnnym, jej niechęć do opowiadania o córce.

– O niczym nie wiedziałam, przysięgam! – zapewniałam Monikę. – Byliście dla mnie idealną rodziną.

– Najgorsze było to, że on awansował mnie na swoją kobietę, osobę dorosłą, panią domu. Z perfidną przyjemnością usunął matkę w cień, a ona mnie za to znienawidziła. Mnie, nie jego. Nie mogłam tego znieść, zrozumiałam, że tylko śmierć może mnie wybawić od tortur fizycznych i psychicznych. Jego albo moja.

– Chciałaś zabić ojca? – szepnęłam.

– Za bardzo się bałam. On mnie znalazł i odwiózł do szpitala. Uratował mnie. Czy to nie ironia losu?

Przepraszam cię, chociaż wiem, że to za mało…

Słuchałam i było mi wstyd. Kochałam Monikę jak własne dziecko, a nic nie wiedziałam o piekle, jakie zgotował dziewczynie i jej matce Lucek.

– Jak to się stało, że ojciec zgodził się, żebyś zamieszkała w liceum z internatem? – zapytałam.

– Zaszantażowałam go. Powiedziałam, że jeśli nie wypuści mnie z domu, wszystko opowiem psychologowi szpitalnemu, który miał ze mną kilka spotkań po nieudanej próbie samobójczej. Ordynatorem oddziału był kolega ojca, a to stwarzało dodatkowe możliwości. Jestem pewna, że żaden by mi nie uwierzył, ale powstałyby plotki. Stary przestał czuć się bezpiecznie i pozwolił mi odejść. Dopiero z dala od niego i matki odżyłam.

– Cieszę się, że ci się udało – powiedziałam szczerze.

– Nie do końca, droga ciociu – Monika powróciła do ironicznego tonu.

– Co się stało, to się nie odstanie.

– Masz prawo być rozgoryczona i zła, także na mnie. Nie dostrzegałam tego co się działo, zawiodłam cię. Przepraszam, chociaż wiem, że to nie wystarczy – powiedziałam.

– To rzeczywiście marny ekwiwalent za zmarnowane dzieciństwo – zgodziła się Monika. – Sorry, ciociu, jeśli szukasz wybaczenia, to źle trafiłaś. Nie jestem gotowa i nie wiem, czy kiedykolwiek będę. Jeszcze nie mogę zamknąć tego rozdziału.

– Dlaczego?

– Bo nigdy nie będę miała dzieci. Tak postanowiłam. Bałabym się o nie, podejrzewałabym ich ojca o najgorsze. To właśnie zostawił mi po sobie kochający tatuś, głęboką nieufność i przeświadczenie, że łatwo jest przekroczyć wszystkie granice, a mimo to pozostać bezkarnym. Bo przecież nikt tego nie zauważy.

Czytaj także:
„Mąż odszedł do kochanki. Z nienawiści utrudniałam mu kontakty z córką, a teraz spędzamy z jego rodziną święta i wakacje”
„Moja córka krótko trzymała swojego męża. Wyliczała mu każdą wydaną złotówkę. Kogo ja wychowałam?!”
„Moja córka jest grzeczna, posłuszna, cicha, nie sprawia żadnych kłopotów wychowawczych. I to mnie właśnie martwi...”

Redakcja poleca

REKLAMA