„Moja córka krótko trzymała swojego męża. Wyliczała mu każdą wydaną złotówkę. Kogo ja wychowałam?!”

Dziewczyna wnuka to weganka fot. Adobe Stock, Friends Stock
„Chciałam, żeby córka mi wyjaśniła, jak zawsze, że wina leży po obu stronach, że „to nie jest tak”, że Kacper przesadza. Ale w głębi serca wiedziałam, że moja córka tylko imię ma delikatne".
/ 11.01.2023 12:30
Dziewczyna wnuka to weganka fot. Adobe Stock, Friends Stock

Nie wierzyłam, kiedy Marysia oznajmiła nam, że wychodzi za mąż. Nie była w ciąży, miała dwadzieścia cztery lata, pracowała na bardzo stresującym stanowisku jako operatorka numeru alarmowego. Nie rozumiałam, dlaczego tak jej się spieszyło do małżeństwa.

Rany, bo kocham Kacpra i nie chcę z tym czekać – prychnęła, kiedy naciskałam z pytaniami.

To właśnie mnie dziwiło.

Nie sądziłam, że Marysia była zakochana

Jasne, od dwóch lat chodziła z Kacprem, ale nigdy nie zauważyłam, by patrzyła na niego w taki szczególny sposób, w jaki kiedyś Mirek patrzył na mnie. Ale ślub się odbył, zapłaciliśmy za wesele i nie mieliśmy nic do gadania. Oczywiście, za każdym razem, kiedy córka u nas była albo dzwoniła, pytałam, jak tam w małżeństwie. Zawsze odpowiadała, że świetnie, a Kacper to najlepszy mąż na świecie. Tyle że ja widziałam co innego. Ponieważ córka i zięć mieszkali w mieszkaniu, które to ja odziedziczyłam po rodzicach, i płacili tam tylko czynsz, czuli się zobowiązani do zapraszania nas na obiady co jakiś czas. Mirek akurat lubił dni, kiedy jedliśmy u nich, bo Kacper świetnie gotował. Szykował nam jakieś tacos, burritos i inne meksykańskie dania, które mój mąż uwielbiał, a dla mnie zawsze miał sałatkę z pieczonym kurczakiem. To mnie akurat nie dziwiło, bo Marysia nigdy nie garnęła się do kuchni, należała do tych, co to wodę na herbatę potrafią przypalić.

Kacper nie pracował, to ona ich utrzymywała. Miał więc sporo czasu na bawienie się w szefa kuchni i świetnie mu to wychodziło. Wiedziałam także, że sprzątał, prał i ogólnie dbał o dom. Przyznaję, że taka zamiana tradycyjnych ról mnie troszkę dziwiła, ale dzisiaj młodzi żyją inaczej niż my kiedyś i nie ma się co wtrącać. Właśnie to mi powtarzała córka coraz częściej. Na ogół, gdy pytałam ją o dziecko, i tego szybko się oduczyłam. A potem, kiedy pytałam… no, o cokolwiek. Jak choćby o to, dlaczego na weekend do Pragi jedzie bez Kacpra.

– To nie twoja sprawa, ale będzie malował mieszkanie. Nie chce, żebym mu przeszkadzała – stwierdziła.

Pomyślałam wtedy, że Kacper to naprawdę ideał, i w sobotę pojechałam zrobić mu niespodziankę. Miałam z sobą gołąbki i ciasto, spodziewałam się, że zjemy razem. Ale Kacper wyglądał… jakby się mnie przestraszył.

Wszystko idzie zgodnie z planem – powtórzył ze trzy razy. – Miałem dzisiaj pomalować mały pokój, ale zabrakło niebieskiej farby i pojechałem do sklepu, mam opóźnienie. Ale dokończę w nocy, jak wyschnie pierwsza warstwa! – zarzekał się.

Jego gorliwość w tych zapewnieniach mnie zdziwiła. Nie obchodziło mnie, w jakim tempie malował mieszkanie, chciałam mu tylko dać jedzenie.

– To co? Wpaść jutro? Smażę kotlety, zjesz? – zapytałam, myjąc słoik.

Wyglądał na spłoszonego, ale zauważyłam, że w lodówce miał tylko serek i dżem, a na stole resztkę chleba.

– Ja… bym zjadł… mamo. Ale niech mama nie mówi Marysi, dobrze? – poprosił, uciekając wzrokiem.

– A co to, sprawa Marysi, co ty jesz? – zaśmiałam się, ale on był dziwnie poważny. – Dobrze, nie muszę jej mówić. To jutro będę z tymi kotletami.

Następnego dnia zięć znowu zdał mi raport z prac remontowych. A potem zapytał o coś dziwnego:

– Była zła? Jak się dowiedziała, że nie skończyłem małego pokoju?

– Kto był zły? – nie zrozumiałam.

No, Marysia. Powiedziała jej mama, że nie zrobiłem tego, co mi kazała w terminie i była pewnie zła, tak? – wyraźnie się denerwował.

Powiedziałam, że nie rozmawiałam z córką od tygodnia, i nawet nie wie, że przyjechałam z gołąbkami. Kiedy zobaczyłam ulgę na twarzy zięcia, tknęło mnie coś nieprzyjemnego.

Kacper, a co ty się tak boisz Marysi, co? – usiłowałam obrócić to przeczucie w żart, ale jakoś stanęła mi przed oczami scena z dzieciństwa córki.

Marysia miała dwanaście lat, gdy wezwano mnie do szkoły. Dowiedziałam się, że córka prześladuje inną uczennicę, wyśmiewa ją i zachęca innych, by ją dręczyli. Oczywiście, Marysia miała inną wersję zdarzeń i chciałam wierzyć swojemu dziecku, ale jakaś zadra we mnie wtedy pozostała. Ta sama zadra zakłuła mnie trzy lata później, kiedy zadzwoniła do mnie matka kolegi Marysi z gimnazjum i powiedziała, że moja córka się nad nim znęca. Nie chciała robić afery w szkole, ale prosiła, żebym zapanowała nad dzieckiem. Marysia odpowiedziała, że to nagonka i hejt, bo ona jest zwyczajnie lepsza od tego chłopca, a on nie lubi przegrywać, i że to on ją prowokuje i robi wstrętne rzeczy, żeby ją oczernić. Oraz, że wcale nie cierpi, tylko płacze na pokaz, żeby ją „udupić”…

Przyznaję, chciałam w to wierzyć

Nie w to, że to ona jest sprawcą przemocy, ale że to obustronny konflikt, i że tamten chłopak nie jest ofiarą, tylko przeciwnikiem.

– Kacper, słuchaj… – ponowiłam pytanie, bo mi nie odpowiedział. – Myślałeś, że przychodzę tu, żeby cię szpiegować i donosić Marysi, ile zrobiłeś? Naprawdę?

Myślałam, że się roześmieje, ale jego mina powiedziała mi, że trafiłam w dziesiątkę.

– A co zrobi Marysia, jeśli wszystko nie będzie gotowe do jej przyjazdu? – zapytałam cicho.

Zagryzł wargi, a potem spojrzał mimowolnie na lodówkę. Czułam, jak coś powoli wpełza do mojego serca, a potem się tam rozgaszcza jakimś nieprzyjemnym, uwierającym ruchem. To coś to było przeczucie, że dobrze wiem, o co chodzi.

– Ona robi zakupy, tak? – zadałam pytanie. – To ona zostawiła cię jedynie z resztką chleba, serkiem i dżemem?

Pokręcił głową i powiedział, że on robi zakupy. A potem pokazał mi szufladę z paragonami. Dodał, że rozlicza go z każdej złotówki wydanej jej kartą. Oraz z „jego” i „jej” jedzenia. Jej jedzenie to były bułeczki, szynka, mięso, łosoś i inne dobre rzeczy, jego – ser, dżem, najtańszy chleb, kasza i warzywa. Jeśli tknął „jej” jedzenie, karała go. Nie mógł sobie kupić dezodorantu albo butów na zimę. Kurtki. Spodni. Nie mógł oglądać telewizji. Wyłączała mu ciepłą wodę, kiedy wychodziła z domu i zamykała go na klucz. I internet. Za telefon nie płaciła od dawna, był odcięty od świata.

Kacper! To jest przemoc! – wykrzyknęłam, porażona tym, co mi wyznał z ogromnym zażenowaniem i lękiem. – Ona nie może tego robić! To… to przemoc ekonomiczna! I emocjonalna!

– Wiem – powiedział po prostu. – Ale co mam zrobić?

– Zostawić ją! – byłam całkowicie po jego stronie. – Dlaczego po prostu nie odejdziesz?

– Bo nie mam dokąd… – szepnął.

A potem powiedział mi, że wszyscy, łącznie z jego rodzicami, uważają Marysię za cudowną osobę. Mówią mu, że miał szczęście, że go chciała. Że musi o nią dbać, bo taką kobietę to by chciał każdy.

– Nikt mi nie uwierzy – wyznał. – Ojciec mnie wyśmieje, że jestem… – użył wulgarnego słowa. – Zawsze tak o mnie mówił… Przyjaciół żadnych nie mam. Tylko Marysię. No to gdzie bym poszedł?

Nie chciałam mu wierzyć

Chciałam, żeby córka mi wyjaśniła, jak zawsze, że wina leży po obu stronach, że „to nie jest tak”, że Kacper przesadza. Ale w głębi serca wiedziałam, że moja córka tylko imię ma delikatne. Ona sama była taka, jakby w środku miała żelazny pręt. Umiała zjednywać do siebie ludzi, miała wiele wdzięku, lecz tak naprawdę nie dbała o nikogo.

Maria lubi poczucie kontroli – powiedziała mi matka tamtego prześladowanego chłopaka. – Jest wyrachowana i świetnie wie, co zrobić, żeby jej ofiara cierpiała, ale nikt jej nie wierzył. Dobrze pani radzę, niech pani nie idzie pod opiekę córki na starość…

Te słowa zabrzmiały nie jak ostrzeżenie, tylko jak klątwa. Jakby tamta kobieta dobrze wiedziała, do czego zdolna jest moja córka, kiedy ma nad kimś władzę. Zawsze stawałam po jej stronie, ale tym razem coś we mnie pękło. Widziałam tę lodówkę, widziałam przerażenie w oczach zięcia, że naskarżę na niego i zostanie boleśnie ukarany. I widziałam, że w łazience były tylko damskie kosmetyki, a w przedpokoju jedynie dwie pary męskich butów. Moja córka stosowała przemoc ekonomiczną na uzależnionym od niej mężu, i to był fakt. Powiedziałam, że zięć może się wprowadzić do nas w każdej chwili, że mu pomożemy, bo nie boimy się Marysi i mu wierzymy. Ale on nie chciał. Powiedział, że może to czasem jego wina, że ona tak się zachowuje, że ona ma dużo stresu w pracy, a on czasem czegoś zapomni. Że on ją kocha i że ona się dla niego zmieni…

No cóż, Kacper mówił jak typowa ofiara przemocy. Co mogę dla nie niego zrobić? Sama nie wiem. Przemoc emocjonalna i ekonomiczna nie zostawia śladów na ciele, więc ciężej ją udowodnić. A przede wszystkim: ofiara musi się sama na to zdecydować. Nie wiem, czy i kiedy Kacper podejmie taką decyzję. Wiem tylko, że będę go w niej wspierać, nawet przeciwko Marii. 

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA