„Zawsze byłam dla wszystkich zwykłym psem do bicia. Mam ponad 30 lat i nigdy nie miałam prawdziwych przyjaciół”

Mama ukrywała przede mną rodzinę fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„Zawsze byłam nieśmiała i cicha. Gdybym miała bardziej przebojowy charakter, pewnie bym umiała się obronić przed złośliwościami, ale ja wolałam zmilczeć, wycofać się, ukryć w kącie, a dopiero potem popłakać. Wystarczyłoby raz odpyskować i wrzasnąć w swojej obronie, ale słusznie się mówi, że na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą”.
/ 19.03.2023 19:15
Mama ukrywała przede mną rodzinę fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

– Niby niebrzydka, ale fatalnie się porusza – usłyszałam przypadkiem. – Chyba ma płaskostopie albo uszkodzony kręgosłup lędźwiowy. W każdym razie chodzi jak kaczka!

Tę moją charakterystykę wygłaszała jedna z piękniejszych dziewczyn, które znałam. To królowa naszej firmy, bez niej nie podpisywało się żadnego kontaktu, nie organizowało się służbowego eventu, nie przyjmowało się żadnych gości. Do tego ma dyplom dobrej, zagranicznej uczelni, inteligencję i wyczucie rynku.

Jej zdanie niemal w każdej sprawie było święte

Powiedziała „kaczka” i od tej pory przylgnęło to do mnie jak druga skóra… Każdy, kogo przezywano w dzieciństwie albo w latach szkolnych, wie, jak boli takie wytykanie fizycznych wad. Nos, uszy, zęby, figura, stopy, no właściwie wszystko może się stać przyczyną kpin i prześladowań. Tylko nazywany „nochalem” albo „garbusem” mnie zrozumie; inni uważają to za niewinne żarty i twierdzą, że nie ma się czym przejmować. Ja się przejmowałam, tym bardziej że mój charakterystyczny chód wynika z lekkiego skrzywienia kręgosłupa. Sposób poruszania się, istotnie „kaczkowaty”. Zawsze byłam nieśmiała i cicha. Gdybym miała bardziej przebojowy charakter, pewnie bym umiała się obronić przed złośliwościami, ale ja wolałam zmilczeć, wycofać się, ukryć w kącie, a dopiero potem popłakać. Prawdopodobnie wystarczyłoby raz odpyskować i wrzasnąć w swojej obronie, wtedy nikt by mnie więcej nie zaczepiał, ale słusznie się mówi, że na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą. Cóż, bardziej pochyłe niż ja, nie rosło w najbliższej okolicy… Jestem samotna. W moim przypadku to słowo oznacza nie tylko brak partnera życiowego, lecz także rodziny (rodzice zmarli wcześnie, rodzeństwa nie mam), także przyjaciół, znajomych, koleżanek.

Tak się składa, że w każdym towarzystwie siedzę na boku i nie biorę udziału w rozmowach; często nawet chciałabym się odezwać, ale zanim otworzę usta, ktoś mnie już uprzedzi i jest po wszystkim. Na szczęście – w pracy jestem dobra i doceniana. Liczą się z moim zdaniem i nawet nagradzają za jakieś projekty, kiedy jednak skończy się oficjalna gala, przestają mnie dostrzegać. Wtedy zwykle zamawiam taksówkę i chyłkiem się wymykam. Ostatnio w ogóle mam kiepski czas. Operacje kręgosłupa to wieloetapowe poważne zabiegi niosące z sobą ryzyko powikłań. Czasami dolegliwości są tak silne, że muszę łykać spore dawki leków znieczulających i potem ruszam się jak mucha w smole. Ortopedzi twierdzą, że należy jak najszybciej zdecydować się na następną fazę zabiegu, ale ja się boję! Prześladuje mnie myśl, że coś się nie uda. Mam złe przeczucia, a im bliżej do podjęcia ostatecznej decyzji, tym mój strach jest większy.

Gdybym mogła się komuś zwierzyć i pogadać od serca…

Może byłoby mi lżej, ale już wspominałam, że jestem jak kołek w płocie. O moich problemach zdrowotnych nikt nie wie, więc nawet o radę nie mam kogo poprosić. Taki już mój los. Zresztą, kto by chciał się przejmować zmartwieniami takiej kaczki! Przy zmianie pogody mój ból się nasila, a właśnie po fali ciepła nadchodził chłodny, deszczowy niż, więc czułam się jeszcze gorzej niż zwykle. Siedzenie przy biurku było torturą. Dlatego co jakiś czas wychodziłam albo do toalety, albo niby załatwiać jakieś sprawy w innych pokojach. Czas stał w miejscu, marzyłam o tym, żeby była szesnasta i żebym mogła wrócić do domu, położyć się na kanapie i płakać. Ale do końca pracy było jeszcze parę godzin, więc po raz kolejny zamknęłam się w łazience i szlochałam; wydawało mi się, że bardzo cicho. Widocznie nie panowałam nad sobą tak dobrze, jak mi się wydawało, bo nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi kabiny i głos:

– Wszystko z tobą w porządku? Potrzebujesz czegoś? Jak mogę pomóc?

Zdrętwiałam, bo poznałam naszą gwiazdę. Tę, która wymyśliła mój „pseudonim”, i która poza tym nigdy nie zwracała na mnie uwagi, nie odezwała się do mnie i nie uśmiechnęła. Byłam tak zdumiona, że szybko otworzyłam drzwi i jeszcze pociągając nosem, wyjaśniałam, że nic się nie stało, po prostu mam katar, trochę gorsze samopoczucie, ale to zaraz minie. Nie ma się czym przejmować…

– Naprawdę? – zapytała. – Chyba bujasz. Obserwuję cię od jakiegoś czasu i podejrzewam, że masz spore zmartwienie. Wiesz co? Po pracy zapraszam cię na kawę. Pogadamy. Chcesz?

Osłupiałam! Mogłam tylko potakująco kiwnąć głową, ale jej to wystarczyło, bo tuż przed czwartą przyszła po mnie i rzuciła:

– To co? Idziemy?

Kawiarnia, do której mnie zabrała, była elegancka

W wygodnym foteliku nawet jakby mniej czułam swoje dolegliwości, a pyszna kawa i ciasto smakowały mi jak nigdy dotąd.Piękna Lilka zajmowała się mną tak serdecznie, że przestałam się czuć nieswojo i nawet zaczęłam się uśmiechać, co nie zdarzało mi się ostatnio zbyt często. Rozmawiałyśmy o tym i owym, aż nagle Lilka sięgnęła do swej torebki i wyciągnęła portfel, a z niego fotografię. Pokazała mi ją z pytaniem: poznajesz?

– Nie – odpowiedziałam zaskoczona widokiem ponurej grubaski na zdjęciu.– Kto to jest?

– Ja! – roześmiała się – Niepodobna?

Zdębiałam.

– Żartujesz? Ty? Jak to możliwe? Przecież ta na fotografii...

– Waży sto kilo – dokończyła. – Dokładnie, sto piętnaście. Tak istotnie było.

– Kiedy?

– Cztery lata i osiem miesięcy temu. Nie tak dawno, jak widzisz. Ale to przeszłość. Fotkę trzymam, żeby w razie potrzeby była przykładem, że jak się chce, to wszystko można zrobić. Ty nie bardzo w to wierzysz, co?

– Ze mną jest inaczej. Ja jestem chora.

– Ja też czułam ból. Widzę, że ty również czujesz ból, ale chyba nie chcesz sobie z tym poradzić. Mam rację?

– U mnie wiele zależy od udanej operacji. A ja myślę, że ona się nie uda.

– I tego się boisz? Więc twoja dusza też choruje. Zupełnie jak kiedyś moja. Powiem ci, co trzeba zrobić. Zaczniemy od duszy!

– Zaczniemy?

– Tak. Bo ja ci pomogę.

– Dlaczego? Z jakiej racji?

– Powiedzmy, że to rekompensata za ten głupi przydomek, którym cię obdarzyłam. Dawno chciałam przeprosić, ale nie było jakoś okazji. Teraz jest, więc pozwól, że w ramach zadośćuczynienia się tobą zajmę. Co byś powiedziała na moją propozycję przyjaźni? Jesteś superdziewczyną, obserwuję cię od jakiegoś czasu i jestem pewna, że się polubimy. Zawsze chciałam mieć siostrę, a mam trzech braci. Są fajni, tylko że nie o wszystkim da się z nimi pogadać. Więc co? Zgoda? No, Kasia?

W taki oto sposób zyskałam coś, o czym nawet nie marzyłam: serdeczność, zrozumienie i pomoc fajnej dziewczyny, która wydawała się zarozumiałą egoistką, a okazała miłą i wrażliwą kumpelką. Naprawdę mi pomogła. Niedługo mam termin operacji. Nadal się boję, ale już mniej, bo wiem, że nie jestem i nie będę sama. Oprócz Lilki coraz bliżej mnie jest jej najstarszy brat, Kostek. Taki sam fajny jak ona, a może jeszcze bardziej… Mam nadzieję, że Lilka zrozumie, kiedy się dowie, że i jego lubię. I to coraz mocniej. Wygląda na to, że on mnie też! 

Czytaj także:
„Przyjaciółka zaczęła się umawiać z moim byłym. Chciałam ją ostrzec, ale nie chciała mnie słuchać, więc niech cierpi!”
„Wiedziałam, że przyjaciółka wyleci z pracy i zrobiłam coś strasznego. Przeze mnie Beatka miesiącami żyła w nędzy”
„Przyjaciółka wprosiła się i zrobiła z mojego mieszkania hotel. Nie miała dla mnie czasu, bo uganiała się za facetami”

Redakcja poleca

REKLAMA