– Nie wygłupiaj się. Naprawdę urodzisz to dziecko? Co chcesz sobie w ten sposób udowodnić? Jeśli myślisz, że zatrzymasz mnie przy sobie, to jesteś w błędzie – od tych krzyków Leon aż zrobił się czerwony na twarzy.
A ja zastygłam bez ruchu. Bałam się choćby drgnąć, żeby znów go nie poniosło. Już raz uderzył mnie, kiedy rok temu zrozpaczona wyciągnęłam go z małżeńskiego łoża. Pijana szlochałam, że po trzech latach romansu i setkach bezsennych, samotnych nocy nie mogę dłużej udawać, że nic mnie nie obchodzi jego małżeństwo. Chciałam mieć go dla siebie. Tu i teraz, natychmiast, bez względu na ultimatum, które postawił mi dawno temu.
– To nie jest żaden układ! – wrzeszczałam do sekretarki w jego komórce.
Uderzył mnie, ledwo otworzyłam mu drzwi
Gdy krztusiłam się krwią z rozciętej wargi, dobitnie wyjaśnił, dlaczego mam więcej nie zakłócać spokoju jego rodziny. Zanim wyszedł, popatrzył na mnie przeciągle. Sądziłam, że widzimy się po raz ostatni i rano wręczy mi wymówienie, ale następnego dnia miał spotkania poza biurem, a potem wyjechał na krótkie wakacje.
Cierpiałam, chodziłam po ścianach, nie wiedząc, na czym stoję. Wyobrażałam sobie, jak składam wypowiedzenie pod jego nieobecność. Odchodzę niepokonana, a on zrozpaczony szuka mnie po całej Polsce, w końcu znajduje, błaga o przebaczenie i zostaje ze mną na zawsze. W rzeczywistości musiałam prosić, by wpuścił mnie ponownie do swojego życia, kiedy po miesiącu ignorowania wreszcie raczył znaleźć czas na rozmowę ze mną.
Bez niego byłam tutaj nikim, ale nie dałam się zastraszyć
– Ja też cię kocham, ale nie popełniaj więcej tego błędu. Nie oczekuj więcej, niż mogę ci dać – gładził mój policzek.
Tego wieczora przyszedł do mnie z ogromnym bukietem róż i sukienką przywiezioną z Mediolanu.
– Myślałem o tobie – powiedział i to wystarczyło, abym przez kolejny rok co noc czekała na sygnał od niego. Leon był moim pierwszym mężczyzną, światowcem, wiedział, czego chce i potrafił stawiać granice. Nigdy wcześniej nie znałam nikogo takiego, dlatego tak uzależniłam się od niego.
Po prostu wpadliśmy i nikt nie był temu winny
Leon wściekł się, słysząc o ciąży. Tym razem jednak jego pięść wylądowała na futrynie. Bardzo blisko mojej twarzy.
– Aldona, jesteś jeszcze młoda, całe życie przed tobą – cedził, starając się opanować. – Na co ci to dziecko? Dlaczego chcesz wszystko zniszczyć? Jutro pojedziemy na zabieg.
Zobaczyłam, jak znowu wzbiera w nim złość i poczułam na mojej szczęce mocny uścisk jego dłoni.
– Myślałem, że jesteś mądrzejsza. Uwierzyłem, że stać cię na więcej, dałem ci szansę rozwoju, a ty chcesz za wszelką cenę ugrzęznąć w pieluchach. Wybij sobie z głowy, że łączy nas coś więcej niż tylko seks, jeśli jeszcze tego nie zrozumiałaś.
Rozstaliśmy się w milczeniu. Nie zeszłam do niego, kiedy przyjechał po mnie nad ranem. Nie wpuściłam go do mieszkania, nie odebrałam telefonu, kiedy dzwonił. Wiedziałam, że w ten sposób kopię sobie grób, ale nie umiałam już postąpić inaczej. To maleństwo nie jest niczemu winne, myślałam, łudząc się, że Leon zmieni zdanie i jeśli nie zwiąże się ze mną, to zaakceptuje fakt, że po raz trzeci zostanie ojcem. Ale napisał mi, że nie mam czego szukać w jego mieście.
Tak, jego firma, jego ludzie, jego rodzina. To on był panem sytuacji, a ja zahukaną dziewczyną z prowincji bez nikogo, kto chciałby mi pomóc. Bez niego byłam tutaj nikim, a mimo wszystko nie dałam się zastraszyć. Ani Leonowi, ani inspektorowi pracy, adwokatom i sędzinie rozpatrującej w sądzie pracy moją sprawę. Nigdy wcześniej nie byłam taka odważna jak wtedy w ciąży. Nie przejmowałam się spojrzeniami ludzi, plotkami, brakiem pieniędzy i perspektyw.
– Mam ciebie i tylko to się liczy. Wreszcie ktoś będzie kochał mnie bezwarunkowo – szeptałam do powiększającego się brzuszka.
W 7. miesiącu ciąży straciłam przytomność na ulicy
Upadłam i uderzyłam brzuchem o beton. Dziecko zmarło, zanim trafiłam na salę operacyjną, a mnie z trudem odratowano. Leżałam w szpitalu otumaniona lekami i bólem, zastanawiając się, po co żyję. Jaki sens ma to wszystko, skoro straciłam jedyną istotę, która mogła kochać mnie bezwarunkowo?
Nigdy nie czułam się tak samotna, jak po stracie córki. Szukając pocieszenia, zadzwoniłam do mamy, ale usłyszałam to, co zapewne powiedziałby każdy rozsądny człowiek:
– Może dobrze, że tak się stało?
Nie dodała, „wiem, co czujesz, bo sama przez to przeszłam”. Jej dziecko nie było owocem romansu, ale miłości do mojego świeżo poślubionego ojca, więc miała prawo cierpieć, a ja musiałam zdusić mój ból w zarodku i zapomnieć, jak o przykrym incydencie. Rozmawiając z nią, zagryzłam usta, żeby się nie rozpłakać, a potem zajęłam się jedyną sprawą, na której byłam w stanie się skupić. Stoczyłam bój z ordynatorem i dyrekcją szpitala o wydanie mi zwłok dziecka. I kolejny z proboszczem o pochowanie mojej córeczki w poświęconej ziemi.
– Jeśli nie, to sama to zrobię – zagroziłam, zanim ugiął się i wyznaczył miejsce pod murem na końcu cmentarza.
Mogłam wrócić w rodzinne strony, choć nikt mnie tam nie zapraszał, ale zostałam. Tylko po to, by czuwać przy grobie mojego maleństwa.
Wiedziałam, że jeśli sobie odpuszczę, jeśli wymarzę ją z pamięci i wyjadę, Leon zrobi wszystko, by usunąć wszelkie ślady po niechcianym dziecku, włącznie z jego grobem. Chodziłam na cmentarz po kilka razy dziennie i trwałam tak długo, jak tylko byłam w stanie wytrzymać. Żeby nie wracać do pustego mieszkania, poszukałam dorywczej pracy przy rozładowywaniu towaru w sklepie. Brałam najcięższe paczki byle tylko odwrócić myśli od bólu, którego nie potrafiłam się pozbyć. Padałam ze zmęczenia, wdzięczna losowi, że nie czuję niczego oprócz własnego brudu. Nie szukałam kontaktu z sąsiadami ani z ludźmi z pracy. Zamknęłam się w swoim świecie, nie zastanawiając się w ogóle nad przyszłością.
– Pomogę pani – usłyszałam, gdy któregoś dnia mocowałam się z paletą.
Odsunęłam się, nie zerkając nawet w stronę, z której dochodził męski głos.
– Jestem Jarek, dostawca – mężczyzna wyciągnął dłoń.
Niechętnie podałam mu swoją i odwzajemniłam uścisk, ale on przytrzymał moją rękę.
– Jaka chudziutka i zimna – zdziwił się. – Ależ z pani chucherko, pewnie dlatego marznie pani w taki ciepły dzień. Mogę poznać pani imię? – nie zamierzał odpuścić.
– Aldona – wymamrotałam.
– Nie powinna pani rozładowywać tak ciężkich rzeczy, zwrócę uwagę komu trzeba. Proszę się nie martwić, znają mnie tu, przywożę im towar od 5 lat, więc…
– Nie – zaprotestowałam i zażądałam, żeby dał mi spokój.
Był pierwszą osobą, której pokazałam grób mojej córeczki
Nie wzięłam pod uwagę, że moje dziwne zachowanie jeszcze bardziej zaintryguje Jarka. Od tamtej pory starał się pomagać mi, gdy tylko trafił na moją zmianę, zagadywał, podpytywał zaciekawiony moim milczeniem, podrzucał smakołyki, czym doprowadzał mnie do wściekłości.
Gdy zaproponował spotkanie po godzinach, zbyłam go, że się śpieszę.
– W takim razie podrzucę panią…
W pierwszej chwili chciałam odmówić, ale pomyślałam, że może da mi spokój, kiedy pozna prawdę i zgodziłam się, aby zawiózł mnie na cmentarz. Zgodziłam się nawet, kiedy zapytał, czy może mi towarzyszyć.
Jarek był pierwszą obcą osobą, której pokazałam grób mojej córeczki. Przyglądał mi się uważnie, kiedy opowiadałam o ciąży, nieudanym związku z Leonem i śmierci dziecka.
– Tak mi przykro – wyszeptał i przytulił mnie do siebie delikatnie, tak abym mogła mu się wyrwać. Ja jednak nie zrobiłam tego. Stałam jedynie i płakałam tak głośno i przeraźliwie, jak jeszcze nigdy dotąd.
– Nie wiem, co bym zrobił, gdybym stracił synka – powiedział, kiedy starałam się przeprosić go za mój wybuch.
Nie oczekiwałam wiele po tej znajomości
Nie zastanawiałam się nad tym, co czuję do niego, bo w ogóle niewiele myślałam wtedy o sobie. Byłam jednak przekonana, że Jarek zdystansuje się wobec mnie po tym, co zaszło na cmentarzu. Jeśli nie od razu, to z czasem znajdzie sobie inny obiekt adoracji, a ja zostanę jedynie jego dobrą znajomą. Tymczasem on nie odpuszczał. Musiało minąć trochę czasu, zanim dowiedziałam się dlaczego.
Któregoś dnia zapytałam go o syna. Zaśmiał się i powiedział, że w pewnym sensie nasze historie są podobne. Dał się poderwać porzuconej kobiecie i z miłości stracił głowę, tyle że dla niej był nic nieznaczącym epizodem.
– Miałem być plastrem na zranione serce, więc kiedy dowiedziała się, że wpadliśmy, postanowiła usunąć ciążę, nawet nie powiadamiając mnie o tym. Dowiedziałem się przez przypadek i wymusiłem na niej, żeby urodziła. Musiałem podpisać dokument, że po narodzinach przejmę całkowitą opiekę nad dzieckiem, bo ona od razu zrzeknie się wszystkich praw rodzicielskich. Szczerze mówiąc, nie wierzyłem, że jest w stanie wyprzeć się własnego syna. Myślałem, że po porodzie zmieni zdanie, ale ona tak nie zrobiła – roześmiał się smutno. – Wziąłem małego i zostałem dla niego matką i ojcem. Szczerze mówiąc nie dałbym sobie z nim rady bez pomocy rodziców, ale nie żałuję. Dziecko, to coś wspaniałego…
Czułam, że mógłby opowiadać o małym bez końca, lecz powstrzymał się ze względu na mnie.
– Mogę poznać twego synka? – sama zdziwiłam się, że o to zapytałam.
– Jasne! – szczęśliwy mnie uścisnął.
Nigdy nie zapomnę tamtego sobotniego popołudnia. Onieśmielony naszym spotkaniem czteroletni Krystian, ubrany w dżinsy i za dużą białą koszulkę z przekrzywioną muchą, stał wtulony w nogawkę spodni taty.
– Jestem Aldona – przykucnęłam i wykrztusiłam przez ściśnięte gardło.
– Kystek – wyszeptał.
– Piękne imię – uśmiechnęłam się po raz pierwszy od bardzo dawna.
Przestraszony chłopczyk skinął głową i znów schował się za nogą taty. Nie nalegałam na naszą znajomość. Nie pragnęłam, żeby ten malec zastąpił mi córkę. Po prostu pozwoliłam rozwijać się uczuciu do Jarka i Krystiana, nie przyśpieszając niczego. Wreszcie poznałam smak miłości, o którą nie muszę walczyć ani z nikim się nią dzielić i której nie muszę ukrywać, wstydzić się jej, ani za nią przepraszać.
Każdego dnia, każdej nocy rozpierała mnie radość. Pół roku po naszym pierwszym spotkaniu, kiedy żegnałam się z Krystianem w przedszkolu, wyrwało mu się: „dobrze, mamo”… Pierwszy raz zwrócił się tak do mnie.
– Tak bardzo chciałem móc to powiedzieć – wyznał speszony.
– A ja tak bardzo chciałam to od ciebie usłyszeć – odparłam, czując jak ze wzruszenia drapie mnie w gardle.
Czytaj także:
„Nie chciał mieć ze mną dzieci, ale potajemnie planował przyszłość z kochanką. Ja już nie miałam szans na ciążę…”
„Zostawił mnie z brzuchem i uciekł jak tchórz. Nie mógł nawet powiedzieć mi w twarz, że nie jest gotowy być ojcem”
„Narzeczony zerwał ze mną przez moją przeszłość. Zarabiałam ciałem, a jego ojciec... przez wiele lat był moim klientem”