Nigdy, nawet w najgorszych snach nie przypuszczałam, że przeszłość powróci do mnie jak bumerang. Zamknęłam tamten rozdział dawno temu i postanowiłam o wszystkim zapomnieć. Los jednak nie pozwolił mi na to.
Kiedyś chciałam być policjantką, ale po maturze oblałam egzamin do szkoły policyjnej i wróciłam do domu. Mieszkałam w miasteczku, gdzie bezrobocie wynosi prawie 30%. Perspektywy zatrudnienia żadne. Pracowałam w sklepie spożywczym przez rok na czarno, za 500 zł miesięcznie. Za dużo, by umrzeć, za mało, by żyć normalnie. Chciałam stamtąd uciec. Nie patrzeć na tę biedę, na matkę, która ledwie wiązała koniec z końcem, na mężczyzn przed sklepem, przepijających swoje marne pensje. Gdy koleżanka z liceum powiedziała, że może mi załatwić pracę barmanki w nocnym klubie w Warszawie, nie wahałam się ani chwili.
Martyna przyjeżdżała do rodziców zawsze elegancka, zadbana. Zagraniczny samochód i modne ciuchy budziły zazdrość koleżanek w miasteczku. „Tej to się udało” – plotkowano. Co tu dużo mówić, ja też jej zazdrościłam. Patrzyłam na swoje spierzchnięte dłonie i na jej wymanicurowane paznokcie, na moje buty sprzed trzech sezonów i chciałam wyglądać tak jak ona.
Spakowałam kilka ciuchów i pojechałam razem z nią. Moje zarobki miały być kilkakrotnie wyższe plus napiwki. Miałam wrażenie, że złapałam Pana Boga za nogi. Ileż to ja miałam planów... Studia, kino, teatr. Stolica miała być moja.
Pierwsze zdziwienie przyszło zaraz po przyjeździe. Niewielki budynek w centrum miasta, ze szczelnie zamkniętymi oknami i kolorowymi żaluzjami oraz z niedwuznacznymi naklejkami okazał się być klubem połączonym z... agencją towarzyską. Martyna przedstawiła mnie szefowi.
– Dobra, mała, rozejrzyj się tu trochę. Dziś jest nieco luzu, ale od jutra będziemy mieć pełno gości. Martyna, pokaż jej, co ma robić.
Gdy szef się oddalił, powiedziała:
– Nie bój się, będziesz tylko barmanką, nikt cię do niczego nie będzie zmuszał – mówiła. – Ale już wiesz, czym się zajmuję i mam nadzieję, że zostanie to między nami. Nie chciałabym, żeby się rozeszło, że jestem...
– Ok – powiedziałam, choć w pierwszej chwili chciałam stamtąd uciec.
– Szef jest w porządku, dostaniesz pokój, wyżywienie, będzie dobrze. Klub działał wprawdzie 24 godziny na dobę, ale za barem masz być około 18.00 – tłumaczyła. – Zaraz przyjdzie Marta, to pokaże ci, jak robić drinki.
– Dam radę? – spytałam niepewnie.
– Na pewno. Oni tu przychodzą już na lekkim rauszu. Nawet nie zauważą, co im podajesz. Byle było mocne i kolorowe – wzruszyła lekceważąco ramionami.
Mimo strachu i niepewności zostałam. Wstyd mi było wracać i tak naprawdę nie bardzo miałam do czego. Poza tym spodobało mi się tutaj. Szef w porządku, dziewczyny miłe, praca niezbyt ciężka. Miałam czas na studia i naukę. A wieczorem ubierałam się w seksowne ciuchy i stawałam za barem. Jeżeli przychodzili klienci, biznes zaczynał się kręcić. Dziewczyny siedziały razem przy oddzielnym stoliku. Klienci zamawiali z reguły coś do picia, po czym wybierali którąś z nich. Ta, która jeszcze tego dnia nic nie zarobiła, sama się do nich przysiadała. Oczywiście, nad naszym bezpieczeństwem czuwali dwaj ochroniarze.
Dobrze mi było za barem, ale jak patrzyłam na dziewczyny, które co miesiąc brały do ręki po parę tysięcy, to też miałam ochotę spróbować. Nie powiem, bałam się, zastanawiałam się, czy odważę się pójść z obcym mężczyzną do łóżka. Czy dam się mu dotknąć? Czy ja go dotknę? Czy będę robić to, co on zechce? Wydawało mi się to straszne. Obrzydliwe. A co będzie, jak trafi się ktoś znajomy? Kolega z roku albo wykładowca?
Pewnego piątkowego wieczora nasz klub odwiedziło kilkunastu biznesmenów. Jeden z nich upodobał sobie właśnie mnie. Oferował szefowi podwójną stawkę. Zgodziłam się. Na odwagę strzeliłam sobie kieliszek wódki i poszłam z nim do pokoju. Jak było? Nie tak strasznie. Starałam się przedłużyć wspólny prysznic, jak tylko się dało, ale gość był konkretny. Zażyczył sobie masaż i seks. Zamknęłam oczy i udawałam, że mnie też jest fajnie. Facet był wprawdzie ode mnie starszy, tak po pięćdziesiątce, ale zadbany i pachnący. Widać było, że miał dużo forsy, bo wychodząc, rzucił mi dodatkowo 100 złotych i zaznaczył, że będzie tu za miesiąc.
Jakoś przeżyłam ten pierwszy raz. Męczyły mnie jednak wyrzuty sumienia. Sprzedałam się, kołatało mi w głowie, jestem dziwką. Czułam się brudna. Ale gdzieś we mnie odzywał się drugi głos. No i co z tego, mówił. Nie ty pierwsza, nie ostatnia. Żadna praca nie hańbi. Może wyda się to komuś śmieszne, ale my uważałyśmy, że wykonujemy uczciwą pracę. Nikogo nie okradałyśmy, nie okłamywałyśmy. Zasady były proste, stawki jasno określone. Po kilku dniach przywykłam. Na szczęście miałam normalnych klientów, bez perwersyjnych żądań. Najgorsi bywali mężczyźni po imprezach – pijani, brudni. Ale cóż, zamykało się oczy i robiło swoje. Starałam się być miła dla klientów. Bywali różni. Niektórzy chcieli seksu, inni przychodzili tylko pogadać, po prostu pożalić się na żonę.
Pan Maciej, mój pierwszy klient, bardzo często do mnie wracał. Przyzwyczaiłam się do niego. Wiedziałam, co lubi, jakie ma wymagania. Czasami za opłatę ekstra zabierał mnie ze sobą na biznesowe bankiety, jako swoją towarzyszkę. Kupował mi wtedy piękne suknie, dawał na fryzjera. No i sporo mi płacił. Muszę powiedzieć, że przez całe 5 lat studiów nieźle zarobiłam. Zaoszczędziłam sporą sumkę na koncie, opłacałam studia, kurs angielskiego. Twardo jednak sobie postanowiłam, że jak skończę studia, to znajdę porządną pracę. I tak się stało. Zerwałam ze swoim dotychczasowym życiem. Poznałam nowych ludzi, ambitnych, nastawionych na sukces. Kupiłam małe mieszkanko i zaczęłam powoli się urządzać. O tym, że kiedyś byłam prostytutką, postanowiłam zapomnieć.
I właśnie wtedy poznałam jego. Był jednym z prawników w naszej firmie. Młody, zdolny, z poczuciem humoru. Poznaliśmy się banalnie. Biegłam na jakieś ważne spotkanie z kontrahentem, kiedy złamał mi się obcas od pantofla. Potknęłam się i rozsypałam dokumenty.
– Cholera jasna – wyrwało mi się nieelegancko, gdy niezgrabnie podnosiłam się z podłogi.
– No ładnie – dobiegł mnie jakiś męski głos. – Taka ładna dziewczyna, a tak brzydko mówi. Proszę podać mi rękę. Pomogę pani – podniósł mnie jak małe dziecko i pozbierał rozsypane papiery.
– Mój pantofel – jęknęłam, patrząc na zniszczony obcas.
– To może zrobimy jak w reklamie? – puścił do mnie oko. – Trach i po bólu.
Zaczęliśmy się śmiać.
– W biurze mam na szczęście zapasowe buty – odparłam. – Nie muszę się uciekać do tak drastycznych środków.
– Odprowadzę panią do tego biura, bo jeszcze po drodze mogą się zdarzyć różne rzeczy – wyciągnął rękę. – Mateusz.
– Dagmara.
I tak zaczęła się nasza znajomość, która przerodziła się najpierw w przyjaźń, a potem w miłość.
Tak naprawdę trudno było mi uwierzyć, że może istnieć na tym świecie ktoś taki, jak Mateusz. Kiedy go poznałam, starałam się być ostrożna i nieufna. Ale on mnie oczarował. Już dawno nie byłam dla nikogo taka piękna, mądra, a przy tym nieco szalona. Już od dawna nikt nie patrzył mi tak w oczy, nie brał z taką czułością za rękę, nie pisał takich czułych sms-ów. Dawno? Mam wrażenie, że nigdy.
Dostałam od Mateusza zaręczynowy pierścionek. Bardzo się cieszyłam. W marzeniach widziałam już siebie idącą w białej sukni i mówiącą w kościele „tak”.
– Jesteśmy zaproszeni do moich rodziców – oznajmił Mateusz. – Chcieliby poznać swoją przyszłą synową.
– Trochę się boję – wyznałam.
Wiedziałam, że jego ojciec był biznesmenem, matka lekarzem, a siostra skrzypaczką. Gdzie mi do nich? Pochodzę z biednej rodziny, ojciec pije. Och, wolałam o tym nie myśleć.
– Zobaczysz, będzie dobrze. Polubią cię. Zresztą będę obok – pocałował mnie namiętnie w usta.
Sobota. Ten dzień okazał się dla mnie katastrofą. Serce biło mi jak oszalałe, kiedy przyjechaliśmy na strzeżone osiedle, gdzie stał dom otoczony wysokim żywopłotem. Matka chłodna i wyniosła obrzuciła mnie beznamiętnym spojrzeniem. Siostry nie było, natomiast ojciec... Mój Boże, nie wierzyłam własnym oczom. Nie, to mi się tylko śniło, to jakiś koszmar. Ojcem Mateusza był pan Maciej, mój pierwszy i wieloletni klient. To było koszmarne. Zimny pot oblał moje ciało. Spojrzeliśmy na siebie. Jego oczy były zimne. Całą wizytę przesiedziałam jak na szpilkach, na pytania odpowiadałam mechanicznie. Chciałam wyjść i już nigdy nie wracać do tego domu. Patrzyłam z rozpaczą na Mateusza, czując, że to koniec.
– Denerwujesz się kochanie? – szepnął, biorąc mnie za rękę.
– Tak, trochę – spuściłam wzrok pod zimnym spojrzeniem ojca Mateusza.
– Zaraz wracamy. Wystarczy jak na pierwszy raz – Mateusz uspokajająco pogładził mnie po ręku.
Kochany, gdyby tylko wiedział...
Po powrocie do domu nie mogłam usnąć z przerażenia. Następnego dnia z rana zadzwoniła moja komórka.
– Halo? – spytałam.
– Witam – usłyszałam chłodny głos. – Przejdę od razu do rzeczy. Sama mu powiesz, czy ja mam to zrobić – to był on, ojciec mojego narzeczonego.
– Nie wiem, o czym pan mówi – próbowałam grać na zwłokę.
– To ci przypomnę – głos był zimny i zdecydowany. – Jakieś dwa lata temu byłaś dziwką. Sprzedawałaś się mężczyznom, byłaś moją utrzymanką. Nie myśl, że wejdziesz do naszej rodziny, oszustko. Nie chcę mieć synowej k...
– Proszę, niech pan nie mówi tego Mateuszowi. Błagam pana, on jest taki szczęśliwy. Zmarnuje mu pan życie. Nie może pan o tym zapomnieć? – spytałam z nadzieją.
– Masz czas do jutra – odłożył słuchawkę.
Zaczęłam płakać. Nie odbierałam telefonów, domofonu, nie chciałam się z nikim widzieć. Wiedziałam, że nie odważę się powiedzieć Mateuszowi o swojej przeszłości. No bo jak miałam to zrobić? Powiedzieć: „Słuchaj byłam dziwką. Ale już nie jestem, więc zapomnijmy o tym”, czy: „Wiesz co, spałam z twoim ojcem. Wybaczysz mi?”.
Zasnęłam spłakana. Rano wyglądałam jak zombie. Zadzwoniłam do biura i wzięłam wolne. Około południa przyszedł Mateusz. Otworzyłam mu drzwi, bo w końcu musiałam z nim porozmawiać. Wszedł i spojrzał na mnie zimno. Dopiero teraz dostrzegłam jego podobieństwo do matki. To samo chłodne spojrzenie i dumne czoło. Nie musiałam pytać, wiedziałam, że już wie.
– Powiedz mi, czy to prawda?
Jego oczy... To nie były oczy mojego Mateusza. To był wzrok obcego człowieka.
– Mateusz, pozwól, że ci wytłumaczę – zaczęłam błagalnie.
– A więc to prawda – złapał mnie za bluzkę. – Oddawałaś się obcym facetom za pieniądze. Jak mogłaś?
– Puść! – zaczęłam się z nim szarpać – Wszystko postaram się wyjaśnić, tylko poczekaj.
– Co mi opowiesz? Że pieprzył cię mój ojciec? – krzyczał. – Co? Zapomniałaś o tym wspomnieć? Ilu ich było? Pamiętasz chociaż? Wiesz, kim jesteś? Zwykłą dziwką.
Zaczęłam płakać. Nic nie miałam na swoje usprawiedliwienie. Wszystko, co mówił, było prawdą.
– To nie tak – zaczęłam płakać. – Zrozum, ja potrzebowałam pieniędzy – szlochałam. – Ty nie wiesz, co to znaczy bieda, nie musiałeś kombinować, żeby przeżyć...Proszę cię, wybacz mi...
– Wybaczyć ci? Ty chyba żartujesz? Skąd mogę wiedzieć, ilu facetom robiłaś dobrze, gdzie jeszcze spotkam twojego klienta. Jak myślisz, co czułem, kiedy ojciec opowiedział mi o tobie?
Skuliłam się na podłodze i płakałam.
– Nie chcę cię więcej widzieć. To koniec – powiedział i trzasnął drzwiami.
Podniosłam się, wytarłam łzy. Już wiedziałam, co zrobię. W pracy złożę wymówienie i przeniosę się na drugi koniec Polski. Nie będę więcej płakać. Widocznie szczęście nie jest mi pisane. Zacznę jeszcze raz. W nowym miejscu, z nowymi ludźmi. Może uda się tym razem...
Więcej listów do redakcji:
„Adoptowaliśmy chłopca. Po 7 latach postanowiłam, że oddamy go z powrotem do domu dziecka”
„Nie mieszkam z mężem, bo ciągle się kłócimy. Spotykamy się 2 razy w tygodniu i w weekendy”
„Mąż miał na moim punkcie obsesję. Nie chciał się mną z nikim dzielić. To doprowadziło do tragedii”