Kiedy ja rodziłam Małgosię, moja młodsza siostra miała już trójkę sporych szkrabów. No cóż, ona zaczęła dorosłe życie wcześnie, ja późno…
Nie byłam już najmłodsza, kiedy wychodziłam za mąż; ale czasem tak bywa. Małgosię urodziłam w wieku trzydziestu ośmiu lat. Ciążę przechodziłam ciężko, przez pewien czas leżałam w szpitalu, na szczęście Gosia urodziła się zdrowa i śliczna. Więcej dzieci nie planowaliśmy, zresztą nawet lekarz po porodzie powiedział mi, że jest to w moim wypadku raczej mało prawdopodobne, a na pewno niewskazane.
Los jednak zadecydował inaczej
Gosia była po pierwszej komunii, ja myślałam już o klimakterium, a okazało się, że jestem w ciąży. Początkowo nie mogłam uwierzyć, że to możliwe. Potem, kiedy lekarz potwierdził, wpadłam w rozpacz. Widziałam wyraz twarzy doktora, gdyby mógł, powiedziałby mi pewnie, że jestem głupią babą, która robi sobie dzieci na starość. Wróciłam do domu zapłakana, zamknęłam się w pokoju i nie chciałam z nikim rozmawiać. Słyszałam za drzwiami przestraszony głosik Gosi.
– Co się stało mamie, tatusiu?
– Mama jest zmęczona, boli ją głowa – Piotr próbował uspokoić córkę, ale w jego głosie też słychać było niepokój.
– Ale mama płacze – stwierdziła mała.
– Jest zmęczona, pozwól jej odpocząć.
Wiedziałam, że oboje się o mnie martwią, ale nie miałam siły iść do nich. Nie chciałam mówić o niczym Gosi, bo nie miałam pojęcia, co będzie dalej. Dopiero wieczorem, kiedy córka już spała, powiedziałam mężowi. Długo milczał i tylko patrzył na mnie.
– Powiedz coś – nie wytrzymałam.
– Nie wiem, co mam powiedzieć. Tak naprawdę to się cieszę, ale… – zająknął się. – Boję się trochę.
– Z czego tu się cieszyć? – rozpłakałam się. – Pleciesz głupoty. Wiesz, jak ten lekarz na mnie patrzył? Jak na wariatkę, głupią, ciemną babę.
– Przesadzasz, kochanie – Piotr pogładził mnie po głowie. – Na pewno tylko ci się wydawało, a jeśli nie, to więcej do niego nie pójdziesz. Poszukamy innego, lepszego. Nie płacz… wszystko będzie dobrze. Naprawdę poszukamy dobrego, mądrego lekarza, który zajmie się tobą i ciążą.
– Piotr, ty chyba oszalałeś! – krzyknęłam roztrzęsiona. – Gadasz, jakbyś nie wiedział, ile ja mam lat.
– Wiem, kochanie, ile masz lat, ale musimy wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Zrobimy wszystkie badania, będziesz brała witaminy, będziesz się oszczędzała. I będziemy mieli drugie dziecko – pocieszał mnie. Ja cały czas płakałam. Nie mogłam się uspokoić.
– Pomyślałeś, co na to powie mama? I moja przemądrzała siostrzyczka? A twoi rodzice? Taki wstyd…
– Moi rodzice na pewno się ucieszą z kolejnego wnuka.
– Oj, chyba ci się tylko wydaje – westchnęłam.
Wcale nie wiedziałam, czy wierzyć Piotrowi, czy on naprawdę cieszy się z tej ciąży, czy tylko tak mówi, żeby mnie podnieść na duchu. Bałam się, ja po prostu panicznie się bałam. Piotr przez jakiegoś znajomego z pracy znalazł po znajomości lekarza, podobno bardzo dobrego. Poszliśmy na wizytę we dwoje. Pan doktor zbadał mnie, przeprowadził wywiad, powypełniał mnóstwo papierów i dopiero na końcu przyjrzał mi się uważnie.
– Pani Katarzyno – zaczął – na razie wszystko jest w porządku, co nie znaczy, że to będzie łatwa ciąża. W pani wieku organizm kobiety… – zawiesił głos i nagle zaczął jakby w zupełnie innym miejscu: – Zrobimy jednak wszystko, żeby się udało. Musi pani wykonać te wszystkie badania – położył przede mną plik skierowań. – Potem przyjdzie pani do mnie z wynikami.
Długo jeszcze tłumaczył mi wszystko, a ja z trudem słuchałam, co mówi. Zastanawiałam się, w jaki sposób powiem Gosi, i jaka będzie reakcja mojej mamy. Piotr chyba domyślał się, co mi chodzi po głowie, bo zaraz po wyjściu z gabinetu powiedział:
– Kasiu, ty się przestań zamartwiać, co kto powie. To jest tylko nasza sprawa, niczyja więcej.
– Nie mówmy na razie Gosi, dobrze? – poprosiłam. – Jak sobie życzysz, ale nie wiem…
– Piotr – przerwałam mu – tak naprawdę to nie wiemy jeszcze, jak będzie. Najpierw zrobię te badania.
– Dobrze, dobrze, nie powiemy. Będzie, jak chcesz.
Wbrew wszystkim moim, Piotra chyba też, a założę się, że i pana doktora, obawom, wyniki miałam dobre, wszystko może nie super, ale w normie.
– No świetnie, pani Kasiu – uśmiechnął się lekarz po długim i uważnym studiowaniu kartek z moimi wynikami. – Jest dobrze – stwierdził, odkładając je na biurko. – Musimy cały czas trzymać rękę na pulsie, o wiele uważniej niż u dwudziestolatki, ale w tej chwili jest dobrze.
Reakcja mamy była taka, jak myślałam
Oczywiście pomimo tego, że było dobrze, dostałam mnóstwo recept i jeszcze jakieś skierowania. Nie wiem, skąd doktor brał te wszystkie badania, wydawało mi się, że ciągle wymyśla nowe. Posłusznie wykonywałam jednak wszystkie jego zalecenia. Kiedy zaczął rosnąć mi brzuch, Piotr przyglądał mi się z coraz większym niepokojem, aż w końcu stwierdził:
– Myślę, że najwyższa pora powiedzieć o wszystkim Gosi, a już na pewno twojej mamie. Nie chciałam tego robić, bałam się, przede wszystkim reakcji mamy, ale zdawałam sobie sprawę, że Piotr ma rację. Wraz z upływem czasu nic nie stanie się łatwiejsze… Okazało się, że bardzo dobrze znałam swoją rodzinkę, potrafiłam przewidzieć, co będzie. Moja mama najpierw zastygła w stuporze, a jak już dotarło do niej, czego się dowiedziała, dopiero się zaczęło.
– Czy wyście poszaleli? – zaczęła. – W tym wieku ciąża? W tym wieku dziecko? Czy ty myślisz, że jesteś nastolatką, że twój organizm da radę? A pomyśleliście o Gosi? Zastanowiliście się nad tym, że macie małą córkę, która potrzebuje matki? A jak coś ci się stanie?! Milczeliśmy oboje, próbując przeczekać słowotok mamusi, ale po ostatnich jej słowach Piotr nie wytrzymał.
– Chyba mama przesadziła – zdenerwował się. – Jak mama może nawet mówić coś takiego? Wszystko będzie dobrze, wszystko musi być dobrze. I tak musimy wszyscy myśleć! – krzyknął. Dopiero wtedy pojęłam, jak bardzo się denerwował. A na dodatek dusił wszystko w sobie i ciągle mnie uspokajał. Mama po wybuchu Piotra rozpłakała się i powtórzyła, że zachowujemy się jak gówniarze, a potem wymuszamy na wszystkich optymizm.
Nie tłumaczyłam mamie, że moja ciąża to zwykła wpadka, bo po raz kolejny wyzwałaby nas od smarkaczy. Zresztą sama powinna się była domyślić, że nie zaszłam w ciążę celowo. Moja młodsza siostrzyczka natomiast zareagowała nerwowym chichotem.
– Żartujesz sobie? – spytała, uspokajając się w końcu.
– Nie, nie żartuję.
– O rany – jęknęła.
– To ja być może niedługo zostanę babcią, a moja starsza siostra będzie miała dzidziusia.
– Jaką babcią? Co ty gadasz?
– Oj, tak tylko sobie gadam. Nieważne. Jak ty mogłaś sobie na to pozwolić?
– Wpadliśmy – szepnęłam.
– Właśnie o tym mówię, siostra. Jesteś już na tyle dorosła, żeby…
– Przestań – przerwałam jej ze złością – przestań mnie pouczać. Sama nie wiem. Chyba… – zająknęłam się – chyba zapomniałam wziąć tabletkę. Siostra z dezaprobatą pokręciła głową.
– No dobra, ale jak ty się czujesz? – zapytała, a mnie z oczu popłynęły łzy.
– Dobrze, ale się boję. Gdyby coś mi się stało, zaopiekujesz się Gosią?
– Przestań pleść bzdury, nic ci nie będzie – odparła i po raz pierwszy od lat serdecznie mnie przytuliła.
Muszę dbać o siebie dla moich córeczek
Okazało się, że najspokojniej nowinę przyjęła Gosia. Wysłuchała nas w milczeniu i zapytała rzeczowo:
– Będę miała siostrę?
– Albo brata – dodał Piotr.
– Wolałabym siostrę – skrzywiła się lekko. – No i wolałabym starszą – dodała po chwili.
– Starszej się nie da – stwierdziłam, a moja córeczka kiwnęła poważnie głową.– A jeśli chodzi o to, czy siostra, czy brat, to jeszcze nie wiadomo.
– A kiedy będzie wiadomo?
– Za jakiś czas.
– Powiecie mi?
– Oczywiście – obiecaliśmy oboje.
Niestety, z upływem czasu, trudniej znosiłam ciążę, było mi ciężej i gorzej się czułam. Doktor ciągle wymyślał nowe badania i wypisywał mi skierowania. Byłam posłuszna, bo za każdym razem powtarzał:
– Musimy być na sto procent pewni, że wszystko jest w porządku, pani Kasiu. I z panią, i z dzieckiem – dodawał. Kiedy skierował mnie do szpitala, Gosia po raz pierwszy się przeraziła.
– Ale nic ci się nie stanie, mamusiu? Nie jesteś chora? – płakała i tuliła się do mnie.
– Nic ci się nie stanie? – Nic, kochanie, zapewniam cię, że nic. Pan doktor musi tylko dokładnie zbadać twoją siostrzyczkę… Już od pewnego czasu wiedzieliśmy, że urodzę drugą córkę.
– No bo kto to widział, żeby na starość dzieci rodzić! – mruknęła sarkastycznie moja mama, a Piotr w tym samym momencie rzucił jej tak wściekłe spojrzenie, że od razu wyszła. Siostra opowiedziała mi później, że Piotr pokłócił się z mamą, kiedy byłam w szpitalu. Powiedział jej, że jeśli będzie mi jeszcze dokuczać, to nie chce jej więcej widzieć u nas. Mama podobno się obraziła i zagroziła, że nie będzie przychodzić.
– Jeszcze mi tego brakowało, jakbym nie miała zmartwień… – jęknęłam, ale Krysia tylko wzruszyła ramionami.
– Daj spokój, mamie niedługo przejdzie, nie przejmuj się nią. Mamie przeszło, kiedy okazało się, że cały czas do końca ciąży muszę spędzić w szpitalu. Zawitała do domu zięcia, stwierdzając, że przecież ktoś musi opiekować się Gosią. Na stwierdzenie Piotra, że dadzą sobie radę sami, odpowiedziała, że jednak mu pomoże.
– Małgonia, jak tam tata z babcią? – pytałam na ucho córkę, kiedy mnie odwiedzała. – Bardzo się kłócą?
– Wcale się nie kłócą – odpowiadała Gosia. – Ale babcia czasem płacze, mówi, że boi się o ciebie… Ale tobie nic się nie stanie, mamusiu, prawda? – pytała zaraz z niepokojem.
– Mamo, nie mów Gosi, że się boisz – prosiłam rodzicielkę. – Nie strasz jej. Mama obiecywała, że więcej nie będzie, ale sytuacja po jakimś czasie się powtarzała.
Miałam już naprawdę dość. Leżałam w szpitalu, czułam się źle, martwiłam się o dziecko – o to nienarodzone i o to, które zostawiłam w domu.
Zmęczyła mnie ta ciąża!
Bardzo chciałam już być w domu z maleństwem. Mimo że lekarze twierdzili, że wszystko jest dobrze i nic nieprzewidzianego nie powinno się wydarzyć, ja jednak bałam się coraz bardziej. Mój pan doktor zadecydował, że zrobi mi cesarskie cięcie, bo poród naturalny jest zbyt dużym ryzykiem. Zostało mi więc już tylko czekać.
Krysia pomogła Piotrowi skompletować wyprawkę i wszystko już w domu na nas czekało. Moja druga córeczka urodziła się późną jesienią. Była malutka i delikatna, wymagała o wiele więcej uwagi i troski niż Gosia. Początkowo wcale nie umiała ssać, w szpitalu dokarmiano ją, ja w domu miałam z tym trudności. Źle się czułam po cesarskim cięciu, w końcu byłam już bardzo dojrzałą kobietą… Jakoś to jednak szło.
Z dnia na dzień malutka była silniejsza, a i ja powoli dochodziłam do siebie. Najważniejsze, że Amelka, bo tak nazwaliśmy córeczkę, była zdrowa. Tego, że mogłaby urodzić się z jakąś wadą, bałam się najbardziej na świecie. I chyba wszyscy tego właśnie się obawiali, choć nikt nigdy nie powiedział nic głośno. Muszę teraz bardzo o nią dbać. I o siebie również. Chcę żyć długo i w dobrym zdrowiu, bo muszę wychować moje dwie małe córki. Być może, kiedy pójdę po Amelkę do przedszkola, któreś z dzieci zawoła: „Amelka, babcia po ciebie przyszła”, ale to nie jest ważne. Ważne jest, żeby moja córka była szczęśliwa, żeby czuła się kochana. I najważniejsze, żeby była zdrowa.
Zobacz więcej prawdziwych historii:
Śmierć psa przeżyłam mocniej, niż śmierć matki
Córka w wieku 6 lat zobaczyła, jak uprawiam seks z kochankiem
Przyłapałam na zdradzie moją 80-letnią babcię