Choć pierwsza miłość często bywa tylko pięknym wspomnieniem młodości, moje młodzieńcze uczucie – mimo że niełatwe – przetrwało lata. Nie wiedziałam, że po długiej rozłące mogę kochać tak obłędnie, bez opamiętania, jak nastolatka. I wciąż tego samego mężczyznę.
Jarka znałam od czasów piaskownicy
Był moim rówieśnikiem i przyjacielem mojego brata. Często bywał u nas w domu. Ale zafascynowałam się nim dopiero w ogólniaku. Chodziliśmy do tego samego liceum, tylko do innych klas. Po szkolnej dyskotece, na której z nim zatańczyłam, byłam już pewna, że jestem w nim zakochana po uszy. A i on nie pozostawał obojętny wobec moich uczuć. Często na korytarzu szkolnym posyłał mi znaczące, magnetyczne spojrzenia.
Zachowywałam się jak każda zadurzona nastolatka. Godzinami sterczałam w oknie, by choć z daleka go zobaczyć. Gdy nasze spojrzenia spotykały się, serce biło mi jak szalone, a nogi miałam jak z waty.
Tego dnia nic nie zapowiadało, że moje platoniczne uczucie wobec Jarka nabierze realnego wymiaru. Jak co dzień, po szkole wróciłam do domu. Byłam potwornie zmęczona, więc zasnęłam. Zbudził mnie dzwonek do drzwi. To był Jarek:
– Cześć, jest może Karol? – spytał.
– Nie ma – odparłam lakonicznie i szybko dodałam: – Ale możesz na niego zaczekać, powinien niedługo się zjawić.
Kłamałam jak z nut, bo wiedziałam doskonale, że brat wróci z rodzicami dopiero jutro rano. Za wszelką cenę chciałam jednak, by Jarek wszedł do mieszkania.
– Zapraszam na kawę, przy okazji może pouczymy się razem do matury?! – zaproponowałam figlarnie.
– Skoro tak, to chętnie – odparł.
Byłam zaskoczona swoją determinacją. Tak bardzo chciałam być z nim sama. Mieć go tylko dla siebie, nacieszyć się jego spojrzeniem... Długo rozmawialiśmy. W pewnej chwili mnie pocałował. Byłam oszołomiona. Moje ciało przebiegł dreszcz: poczułam drżenie kolan, szybkie bicie serca, zawrót głowy. Nagle dotarło do mnie, że powoli rozpina moją bluzkę:
– Co robisz? – zapytałam naiwnie.
– Jesteś taka piękna – odparł, nie przestając obsypywać mnie pocałunkami. Porwani namiętnością, straciliśmy kontrolę nad sobą. Nie broniłam się przed tym. Pragnęłam stopienia się z ukochaną osobą, choć widziałam to tylko na filmach. Mój pierwszy raz był cudowny. Jarek był bardzo delikatny i czuły. Nie żałowałam nawet przez moment tak spontanicznie przecież podjętej decyzji. Nie byłam jednak świadoma konsekwencji...
Nasza młodzieńcza miłość kwitła
Szczęśliwie zakochana, miałam poczucie, że mogę przenosić góry i budować zamki. Jak się okazało, zamki na piasku...
Przygotowania do matury trochę nas od siebie oddaliły. Jarek zdawał się tym nie przejmować. Ja natomiast wpadałam w rozpacz, kiedy nie zjawiał się na spotkanie lub nie odpowiadał na sms-y i telefony. Byłam rozdrażniona, wściekła, a na dodatek spóźniał mi się okres. „Pewnie to przez ten stres przed maturą”, myślałam.
Egzaminy zdaliśmy bez problemu. W październiku mieliśmy zacząć studia w Warszawie. Jednak życie miało wkrótce zweryfikować nasze plany. Bo poszłam w końcu do ginekologa i usłyszałam:
– Gratuluję, jest pani w drugim miesiącu ciąży.
Przeżyłam szok. Świat mi się zawalił... Choć kochałam dzieci i zawsze marzyłam, że będę miała co najmniej trójkę, zdawałam sobie sprawę, że jeszcze nie dorosłam do macierzyństwa. A może po prostu nie chciałam dokładać sobie obowiązków i tej wielkiej odpowiedzialności, jaką jest wychowywanie dziecka? Bałam się też reakcji rodziców, no i Jarka. Wiedziałam, że ma ambitne plany. Chciał być prawnikiem, otworzyć w przyszłości własną kancelarię. Co myśmy najlepszego zrobili? Jaka ja byłam głupia!!! – powtarzałam jak mantrę te słowa.
Długo zbierałam się w sobie, by powiedzieć Jarkowi, że zostaniemy rodzicami. Strach przed odrzuceniem blokował mnie do tego stopnia, że ilekroć widziałam się z moim ukochanym, po prostu nie byłam w stanie wyrzucić z siebie skrywanego sekretu. Wreszcie, gdy z powodu zagrożenia poronieniem, znalazłam się w szpitalu, nie mogłam już dłużej milczeć.
Moi rodzice okazali się bardzo wyrozumiali, dając mi w tej trudnej sytuacji wielkie wsparcie. A Jarek, ku mojemu zdumieniu, wykazał się większą dojrzałością niż ja. Na wieść o ciąży nie skakał może z radości, ale zachował się jak prawdziwy mężczyzna. Oświadczył mi się bez wahania. Byłam też zaskoczona, jak troskliwie zajmował się mną w szpitalu.
– Niczym się nie przejmuj. Poradzimy sobie. Najważniejsze jest teraz dziecko – powtarzał.
Starałam się więc nie myśleć o czekających nas problemach. Skoncentrowałam się na maleństwie. Patrząc na inne kobiety głaszczące swoje brzuszki (i na przyszłych ojców, czule mówiących do swoich jeszcze nienarodzonych pociech), uświadomiłam sobie, że jestem szczęściarą, bo mam dziecko i mężczyznę, którego kocham.
Po powrocie do domu zaczęłam mieć wątpliwości
Choć chciałam wyjść za Jarka, zastanawiałam się, czy potrafimy sprostać tym wszystkim wyzwaniom, potknięciom, niepowodzeniom, jakie nas czekają? Jesteśmy jeszcze tacy młodzi. – myślałam. Czy mamy w sobie dość siły i determinacji, by pielęgnować uczucie, żeby przetrwało długie lata? Dręczyło mnie też pytanie, czy Jarek naprawdę mnie kocha...? W szpitalu powtarzał przecież, że najważniejsze jest dziecko. Te myśli nie dawały mi spokoju, chodziłam jak struta. W dodatku często wieczorem bolał mnie brzuch. Bagatelizowałam to – do czasu, gdy pewnego popołudnia ból był tak silny, że nie mogłam się podnieść. Chociaż natychmiast znalazłam się w szpitalu, poroniłam.
Byłam zdruzgotana. Straciłam dziecko, które już zdążyłam pokochać. W wyobraźni widziałam, jak stawia pierwsze kroki, kupiłam ubranka, wybrałam mu nawet szkołę. Lekarze i bliscy pocieszali mnie, że poronienie nie przekreśliło szans na kolejne dziecko.
– Zobaczysz, będziesz miała jeszcze gromadkę dzieci – powtarzała mama.
Jednak ja nie zdążyłam jeszcze opłakać śmierci tego, które odeszło. Potrzebowałam czasu, żeby odbudować mój świat, który kolejny już raz runął mi na głowę.
Po powrocie ze szpitala odwołałam ślub
Gdybym wyszła za Jarka, przez całe życie miałabym poczucie, że został moim mężem z litości... Nie chciałam się z nim już widywać. Odepchnęłam go. Długo nie mogłam dojść do siebie. Przyjaciółki wyciągały mnie do fryzjera, do kina, na zakupy. To na chwilę zagłuszało moje cierpienie, ale gdy tylko widziałam kobietę w ciąży, ryczałam jak bóbr. Musiałam jakoś uporać się z pustką, żalem i gniewem, postanowiłam więc całkowicie zmienić otoczenie. Zdecydowałam się na studia w Krakowie. Tam powoli zaczęłam stawać na nogi, a najlepszą receptą na zapomnienie okazała się nauka.
Byłam nienagannie przygotowana do każdych zajęć, miałam zawsze komplet notatek z wykładów, a przez sesje egzaminacyjne przechodziłam jak burza. Ale stroniłam od życia studenckiego, dyskotek, pubów i prywatek. Moim drugim domem stała się biblioteka. Tam poznałam Piotra, studenta V roku psychologii.
Szybko się zaprzyjaźniliśmy. Miał podobne zainteresowania i potrafił mnie słuchać. Dzięki niemu znów zaczęłam przejmować się tym, jak wyglądam i jak się ubieram. Bez żalu, ale z nutką nostalgii wracałam myślami do mojej pierwszej miłości. Choć Piotr przekonywał mnie, że nie da się spędzić z kimś życia od pierwszego zakochania do grobowej deski, nie mogłam zapomnieć o Jarku. Czasem sobie wyobrażałam, jak wyglądałoby nasze wspólne życie. Jednak szybko spadałam z obłoków na ziemię.
Po studiach wróciłam do Warszawy
Niczego to nie zmieniło między mną a Piotrem. Nadal był mi kimś bardzo bliskim; wiedziałam, że mogę na niego liczyć w każdej sytuacji. Jednak na spotkanie z nim nigdy nie biegłam z drżeniem serca, a kiedy już go widziałam, nie pociły mi się ręce z wrażenia, jak przy Jarku. Nie czułam motyli w brzuchu... Mimo to sądziłam, że tak być powinno, bo przecież tylko będąc nastolatką, można zakochać się bez pamięci, na zabój, bez opamiętania. Nic bardziej mylnego.
Emocje ożyły na nowo, kiedy idąc jedną z najbardziej zatłoczonych ulic Warszawy, niespodziewanie natknęłam się na moją szczenięcą miłość. Ten Jarek niewiele przypominał chłopca z sąsiedztwa, którego znałam od dziecka. Stał przede mną wysportowany, pewny siebie, elegancko ubrany mężczyzna – choć wciąż o tym samym zniewalającym uśmiechu, blond włosach i brązowych oczach. Serce zabiło mi jak szalone, a moje ciało zalała gorąca fala.
– Cześć, Martuś! – wykrzyknął, a w jego głosie usłyszałam prawdziwą radość.
– Co za spotkanie – odparłam spokojnie, choć wiele mnie to kosztowało. Za wszelką cenę chciałam stłumić emocje. Przecież w moim życiu liczy się Piotr, a Jarek to tylko wspomnienie z młodości.
– Co słychać? – nie dawał za wygraną.
– Skończyłam studia w Krakowie, ale wróciłam do Warszawy, pracuję w firmie consultingowej. A ty? – odparłam
– Ja robię aplikację notarialną i...
– Ach, czyli spełniasz swoje marzenia – przerwałam mu.
– Miło, że pamiętasz. Słuchaj, pędzę teraz do kancelarii, ale znam taką świetną włoską restaurację. Może byśmy się tam wybrali jutro wieczorem?
Wahałam się przez dłuższą chwilę, ale jednak nie potrafiłam odmówić.
Spędziłam pół dnia przed lustrem
Zastanawiałam się, w której sukience będę wyglądała najlepiej. W końcu włożyłam spodnie. To tylko koleżeńskie spotkanie po latach, Jarek już dawno mnie nie interesuje – przekonywałam samą siebie... Podczas kolacji dotarło do mnie, jak bardzo się myliłam.
Wieczór był naprawdę fantastyczny, choć nie udało się ominąć tematu bolesnej przeszłości. Postanowiłam rozprawić się ze swoimi wątpliwościami sprzed lat.
– Czy chciałeś wtedy ożenić się ze mną tylko z poczucia obowiązku? – w pewnej chwili spytałam prosto z mostu.
– Nie, głuptasku, naprawdę się w tobie zakochałem. I wciąż nie mogę o tobie zapomnieć... Odkąd się rozstaliśmy, nie związałem się z żadną dziewczyną.
Słuchałam jego słów z drżeniem serca. Czekałam na nie ponad 10 lat...
Tego wieczoru oboje zrozumieliśmy, że nasze spotkanie nie było przypadkowe. Los chciał, by nasze drogi znów się złączyły, a dawne uczucie zatriumfowało.
– Już mi nie uciekniesz – szepnął mi do ucha, gdy odprowadzał mnie do domu.
Zarzuciłam mu ręce na szyję i wtuliłam się w jego silne ramiona. Poczułam, jak bardzo mi go przez te lata brakowało.
Na kolejne spotkania z Jarkiem czekałam – jak przed laty – z przyśpieszonym biciem serca i drżeniem ciała. Całymi dniami chodziłam z głową w chmurach, odliczając godziny do naszych randek, i czułam całą sobą, że każdy dzień jest piękniejszy od poprzedniego.
Nie myślałam, że jako dojrzała kobieta będę kochać szaleńczo jak nastolatka. Serce wyrywało mi się do Jarka, a jego pocałunki rozpalały moje zmysły. Jego również ogarniał żar. Jednak... rozsądek studził emocje.
I choć oboje pragnęliśmy poddać się namiętności, postanowiliśmy, że tym razem będzie inaczej.
W walentynki Jarek zaprosił mnie do przytulnej restauracji. Było bardzo romantycznie, czułam się jak księżniczka z bajki. Nagle rozległy się dźwięki skrzypiec, a Jarek wstał od stołu i ukląkł przede mną. Miał w ręku ten sam pierścionek zaręczynowy, co lata temu. Klęcząc, spojrzał mi głęboko w oczy:
– W obecności świadków pytam raz jeszcze: zostaniesz moją żoną?
Oniemiałam z wrażenia. Nie mogłam wydusić z siebie słowa.
– Tak, zgadzam się – wykrzyknęłam w końcu.
Stało się to, w co już nie wierzyłam – odnalazłam szczęście. Teraz miałam je na wyciągnięcie ręki. Widocznie tak było mi pisane, by najpierw płynąć pod prąd, po czym dokonać zwrotu i dobić do brzegu, na którym czekał na mnie ten jedyny...
Czytaj także: „Za miesiąc mój ślub, ale ja kocham innego. Żeby uprawiać seks z narzeczonym, muszę wcześniej się napić wina”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”„Wychowuję nie swoje dziecko. Żona mnie zdradziła i zaszła w ciążę z... moim bratem”