Trudno nawet to nazwać pierwszą miłością. Może przeczuciem. Pierwszym strzałem. Zobaczyłam chłopaka jadącego na rowerze i to wystarczyło. Zatrzymał się na światłach, a ja stałam na przystanku tramwajowym może dziesięć, piętnaście metrów od niego. Nie spojrzał na mnie, a ja nie mogłam oderwać od niego wzroku.
– Nawet nie wiesz, że tu jestem, ale pewnego dnia będziesz mój – powiedziałam szeptem i od razu się zawstydziłam.
Miałam 14 lat i jakoś do tej pory nie interesowały mnie sprawy miłosne. Obcy chłopak na rowerze? Mój? Skąd mi to przyszło do głowy?
– To przeznaczenie – zawyrokowała Ewa, moja przyjaciółka ze szkolnej ławki. – To jak z tymi połówkami jabłka czy pomarańczy.
– Nie bredź, z jakimi połówkami?
– Normalnie. Ludzie są sobie przeznaczeni i jak takie połówki toczą się po świecie, ale niektóre się odnajdują i są już na zawsze razem. Chodzi o to, żeby to rozpoznać.
– Niczego nie mam zamiaru rozpoznawać. Po prostu spodobał mi się chłopak.
– To się jeszcze okaże.
Wzruszyła ramionami i spojrzała na mnie jak doświadczona osoba na przedszkolaka. To prawda, chłopak przemykał mi jeszcze jakiś czas po głowie. Ale przecież byłam rozsądną dziewczyną i szybko przywaliłam te myśli szkolną codziennością.
Spotkałam go raz, rok później, przyszedł ze swoją dziewczyną do naszego domu kultury na przegląd amatorskich teatrów. Wyskoczyłam z zaimprowizowanej garderoby. W staroświeckiej kiecce przygotowana do scenicznego debiutu w roli Klary ze „Ślubów panieńskich”. Wpadłam prosto na nich. Złapał mnie za ramiona i przytrzymał, bo straciłam równowagę.
– No proszę, aktorka… Musisz trochę uważać. Spokojnie, wszystko będzie dobrze.
– Oj, dziękuję.
– No, chodź już, Edi, bo nam wszystkie miejsca zajmą –niecierpliwiła się dziewczyna.
Poszli do sali, a ja stałam i gapiłam się za nimi. Co za pretensjonalna blondyna. Edi! Też mi coś. Po spektaklu przebrałam się błyskawicznie i wybiegłam na zewnątrz. Po Edim i jego piękności nie było śladu. Nawet nie wiem, czy dotrwali do końca.
– Widzisz? Mówiłam. To było drugie spotkanie. Kolejny znak. Za trzecim razem wszystko będzie już dla was jasne.
Ewa nie miała wątpliwości, że Edi jest mi pisany. Tyle że trzeciego razu nie było. Pod koniec ogólniaka zakochałam się w Mariuszu. W każdym razie, tak mi się wydawało.
Mariusz był poważny i wybrał sobie właśnie mnie
Klasyczna szkolna para. Dookoła się wszystko kotłowało, prywatkowe miłostki, pierwsze doświadczenia seksualne, zdrady i zerwania. A my nie. My zawsze razem. W jednej ławce, razem spacerkiem do domu. Taka dojrzała para.
– Nie chcę tego robić, zanim nie będziemy naprawdę pewni, że to już ten moment.
– Ależ, Asiu! To już. Na pewno ten moment. Przecież wiesz. Czujesz to, prawda?
Nie wiem, co czułam. Chyba jednak niewiele. Po latach mogę powiedzieć, że byłam z Mariuszem, bo chciałam mieć to już za sobą, te podchody, to wchodzenie w dorosłość. Maturę zdawałam już z Elżunią w brzuchu. Mariusz poszedł na dziennikarskie. Moi rodzice kupili nam maleńkie mieszkanko, ale postawili warunek – ma być ślub. Nie przeszkadzało mi to. Ślub to takie symboliczne zerwanie z domem rodzinnym. Jestem już dorosła i prowadzę własne życie. Mam męża. Dziś mnie to śmieszy, wtedy byłam przekonana, że to recepta na życie. Elżunia miała 2 lata, gdy Mariusz się od nas wyprowadził.
– Nic na to, Asiu, nie poradzę. Tak się zdarza. Zakochałem się i mamy poważne plany.
– Jasne. Zdarza się.
Nie histeryzowałam, nie walczyłam. Mariusz był mi kompletnie obojętny. Obcy facet w moim domu. Niech spada. Bałam się, jak damy sobie radę. Daliśmy, dzięki moim rodzicom i chimerycznym alimentom od Mariusza. Elżuni nawet nie chciał widzieć. Kompletnie wyprany z uczuć bydlak.
Ela rosła, a ja byłam w kilku przelotnych związkach
Nic poważnego się z tego nie urodziło poza Erykiem, moim synem. Jego ojciec nie jest wart nawet wspomnienia. Rozrywkowy lowelas poznany na prywatce u znajomych. Jak patrzę na te moje dzieci, to myślę sobie, że nie miały szczęścia do ojców.
Stałam się twarda, nie wiem skąd ta siła, ale dawałam sobie radę. A potem był ten wypadek. Stałam przed przejściem dla pieszych. Kierowca się zatrzymał i pokazał ręką, że mam iść. Poszłam, a jego auto szarpnęło i wjechało na mnie. Nic bardzo poważnego. Złamało mi nogę. Przerażony facet mało nie umarł z emocji.
– Tak mi przykro, nie wiem, co się stało. Puściłem sprzęgło? No, nie rozumiem. Przepraszam. Nic pani nie jest? Zawiozę panią do szpitala – mamrotał jak szalony.
Edi. Po raz trzeci w moim życiu
Ewka, gdziekolwiek jesteś, dziękuję ci za te szczeniackie przepowiednie – mówiłam w myślach, gdy Edward pakował mnie do samochodu. Nie czułam bólu, tylko jakieś mistyczne uniesienie. Oto się wypełnia przeznaczenie.
– Już jedziemy. Gdzie będzie najbliżej? Na Bielany chyba. Nie boli pani? Jeszcze raz przepraszam, jak to się mogło stać? To wszystko z nerwów. Miałem dziś sprawę rozwodową. Wszystko mi się w życiu posypało. Dlaczego tak mi się pani przygląda? Poznaliśmy się już kiedyś?
– Nie… chyba nie.
Niech sam kombinuje. Ja już nie muszę. Czuję, że jest mój.
Czytaj także:
„Od lat okłamuję córkę, że jej ojciec nie żyje. Zaszłam w ciążę jako nastolatka, a on uciekł, bo nie był na to gotowy”
„Włożyliśmy kilka lat i małą fortunę w remont mieszkania od teściów. Teraz chcą nas z niego wyrzucić”
„Pół roku po ślubie straciłam władzę w nogach. Mąż ode mnie odszedł, bo stwierdził, że nie pisał się na życie z kaleką”