„Włożyliśmy kilka lat i małą fortunę w remont mieszkania od teściów. Teraz chcą nas z niego wyrzucić”

kobieta którą teściowie chcą wyrzucić z domu fot. Adobe Stock
„Wtedy teściowa już całkiem otwarcie i bez owijania w bawełnę stwierdziła, że według niej najlepiej byłoby, gdybyśmy się z mężem zamienili z Andrzejem i Kasią na lokale. Moim zdaniem ten temat nie wymagał dyskusji. U nas łazienka w kafelkach, u Andrzeja – olejna farba, która w dodatku łuszczy się z powodu grzyba. U nas eleganckie panele i tapety, u niego linoleum i gołe ściany”.
/ 02.05.2022 14:12
kobieta którą teściowie chcą wyrzucić z domu fot. Adobe Stock

Dosłownie krew mnie zalewa, gdy o tym myślę. Jestem tak wściekła, że aż się cała trzęsę… Propozycja mojego szwagra to przecież jawna bezczelność. W dodatku widzę wyraźnie, że teściowie go popierają… Jednak posłuchajcie od początku.

Osiem lat temu, kiedy wychodziłam za mąż za Krzysia, jego rodzice zrobili nam piękny prezent. Zabrali dziadków do siebie, a ich dom podzielili równo między mojego męża i jego młodszego brata. Nam przypadło mieszkanie na parterze z racji mojej ówczesnej ciąży. Teściowe uznali po prostu, że może mi być ciężko wchodzić na górę po schodach i stąd ten wybór. Szwagrowi dostało się zatem mieszkanie na piętrze. Identyczne jak nasze, z takim samym rozkładem pomieszczeń. Było ono kiedyś przeznaczone dla siostry babci, która zmarła bezpotomnie, i dlatego wszystko odziedziczyła rodzina mojego męża.

Kiedy Krzyś i ja wprowadziliśmy się tam – euforia, że jesteśmy wreszcie na swoim, dość szybko ustąpiła świadomości, jak wiele mamy do zrobienia w tym mieszkaniu. Dom jest bowiem stary, z lat pięćdziesiątych, a wtedy już się tak solidnie nie budowało jak przed wojną. Do wymiany były więc wszystkie instalacje, tynki, drewniane okna, które dosłownie się rozpadały, i podłogi z lastryko. Dodatkowo doprowadziliśmy do domu gaz z sieci, bo do tej pory był tylko taki z butli.

Zamontowaliśmy także wiele różnych udogodnień, jak ogrzewanie podłogowe w łazience, której okna wychodzą na północ, więc nawet latem bywało w niej zazwyczaj dość chłodno. Mąż podpiął ogrzewanie pod światło, więc jak tylko wchodzi się do łazienki, podłoga od razu się nagrzewa i robi się bardzo przyjemnie. Zrezygnowałam nawet z dywanika przy wannie, bo po co mi dywanik, skoro bez problemu można teraz gołą stopą stawać na kafelkach.

Poza tym, co tu kryć, lubię swoje mieszkanie

Urządzałam je przez ostatnie lata z dużą starannością. W sypialni mam piękną tapetę z motywem retro, a dzieciaki samodzielnie wybierały sobie kolory do swoich pokoi. Samo ułożenie drewnianych podłóg w miejsce rozlatującej się klepki kosztowało nas mnóstwo pracy i czasu, bo mąż co dzień po powrocie z biura robił to osobiście.

Teściowa już kilka razy chwaliła nas za ten wielki remont. Mówiła, że dzięki niemu stary dom dziadków zyskał drugą młodość. Podobnie jak ogród, który stał się moim oczkiem w głowie. Pochodzę ze wsi i u mnie praca w polu czy przy grządkach była codziennością. Uwielbiam mieć własne pomidory, soczyste i pachnące, i poletko z ziołami, które przydają się cały rok przy rozmaitych okazjach. Nie ma to jak młode ziemniaczki posypane własnym koperkiem czy ogórki z grządki, kiszone na zimę.

Wymyśliłam, abyśmy przy wyjściu do ogródka zrobili patio. Mąż ułożył podłogę z drewnianych paneli i ustawił trejaże, po których pnie się dzikie wino i pachnący groszek. Teraz, kiedy zamknę oczy, słyszę brzęczenie pszczół i czuję na twarzy lekkie podmuchy wiatru – wydaje mi się czasami, że jestem gdzieś w Toskanii. Poza tym wszystkim dzieciaki mają gdzie się bawić. Nasza Tosia, lat 7, i 5-letni Kubuś spędzają wiele godzin w ogrodzie. A ja mam je na oku, wyglądając przez okno.

Podczas gdy mąż i ja inwestowaliśmy w dom i nasze mieszkanie, mój szwagier w swojej części na piętrze nie zrobił właściwie nic. Kiedy dostał od rodziców ten cenny dar, był człowiekiem zaledwie 20-letnim. Rozumieliśmy z Krzysiem doskonale, że nie miał wtedy ani pieniędzy, ani zapału, żeby cokolwiek u siebie w domu remontować. Wymieniając instalacje, zmieniliśmy je zatem w całym domu na nasz koszt. Podobnie było z elewacją. Przecież nie mogliśmy otynkować domu do połowy! Oczywiście wykończyliśmy cały, żeby jakoś wyglądał. Nigdy nie żądaliśmy od szwagra zwrotu pieniędzy, chociaż nam się nie przelewało. Dużo pomogli nam moi rodzice. I to zarówno finansowo, jak i przy robocie, bo tata nie mógł patrzeć, jak zięć męczy się sam.

Trzy lata temu mój szwagier dostał świetną pracę jako nurek w stoczni. Cieszył się bardzo, że opłaciły mu się lata treningów, bo nurkowanie zawsze było jego wielką pasją. Przypływ gotówki nie oznaczał jednak wcale, że Andrzej zainwestował coś w swoją połowę domu. Nadal żył jak kawaler, otoczenie niezbyt go interesowało. Ale cóż, nie mój cyrk, nie moje małpy! Ja się nie wtrącałam… Dopiero kilka miesięcy temu szwagier poznał dziewczynę, dla której mocniej zabiło jego serce. Wcześniej miał jakieś tam sympatie, lecz żadnej nie traktował poważnie.

Nie mam nic do Katarzyny, wydawała mi się zawsze miłą dziewczyną. Nie przeszkadzała mi jej tusza, a trzeba przyznać – jest mocno „przy kości”. Podobno kiedyś wyglądała dużo szczuplej, ale teraz zaczęły się kłopoty z tarczycą. Faktycznie, na jej szyi zauważyłam pooperacyjną bliznę. Nigdy nie sądziłam, że to będzie dla mnie problem. Kilka tygodni temu Andrzej i Kasia zdecydowali się pobrać. Kiedy nam to oznajmili, pogratulowaliśmy im z mężem szczerze, ciesząc się na wesele w rodzinie. Niestety, ich ślub wiązał się z pewnymi konsekwencjami.

Pierwszą rozmowę na temat zamiany mieszkań zaczęła kiedyś teściowa. Poinformowała mnie oględnie, że Kasia ma liczne kłopoty zdrowotne spowodowane tuszą.
– Puchną jej nogi, ma zadyszkę – wyliczała mi, a ja kiwałam współczująco głową, bo było mi żal tej dziewczyny, chociaż nie uważałam, by jej choroba była moją sprawą.
Tymczasem teściowa nagle puściła tekst, że Kasi będzie trudno wchodzić po schodach do tego mieszkania na piętrze. W pierwszej chwili nie zaniepokoiło mnie to. Ot, biadoli jak zwykle. Wzruszyłam więc tylko ramionami.
– Da mama spokój, przecież ona nie jest niepełnosprawna! – powiedziałam ze śmiechem. – A tę swoją tuszę pewnie kiedyś zgubi, tylko wyreguluje sobie hormony. Rozmawiałam z nią o tym. To kwestia czasu…

Miałabym się z nimi zamienić?

Wtedy teściowa już całkiem otwarcie i bez owijania w bawełnę stwierdziła, że według niej najlepiej byłoby, gdybyśmy się z mężem zamienili z Andrzejem i Kasią na lokale. W końcu oba mają identyczny rozkład.
– Bo przecież wy z Krzysiem już odchowaliście dzieci – mówiła. – Są pełne energii, mogą biegać po schodach. A jak Kasia będzie w ciąży, a potem z niemowlakiem przy piersi, to jej będzie dużo łatwej na parterze.

Tak mnie zatkała ta propozycja, że długo łapałam powietrze. W pierwszej chwili zupełnie nie wiedziałam, co powiedzieć, żeby nie zabrzmiało to niegrzecznie.
– Jak będzie chciała, mogę jej pomóc znosić dziecko do ogródka – stwierdziłam w końcu. – Może także u nas w holu trzymać wózek. Ale nie przeprowadzimy się, mamo.

Moim zdaniem ten temat nie wymagał dalszej dyskusji. Sprawa była oczywista – wystarczyło spojrzeć na nasze mieszkanie i na lokal szwagra, aby widzieć, jak różne mają standardy. U nas łazienka w kafelkach, u Andrzeja – olejna farba, która w dodatku łuszczy się z powodu grzyba. U nas eleganckie panele i tapety, u niego linoleum i gołe ściany. Nie mówiąc już o naszym drogim białym montażu, naszych zamawianych szafach wnękowych i budowanym na wymiar nowiutkim aneksie kuchennym – i jego zapyziałych zlewach i starych peerelowskich szafkach…

Ale przecież wy sobie to mieszkanie na piętrze także możecie wyremontować – stwierdziła na to lekko teściowa. – Ty masz dobry gust, na pewno świetnie ci to wyjdzie!

Poraziła mnie jej głupota… Mam znowu wyciągnąć kupę forsy z kieszeni i odnowić kolejny lokal, podczas gdy mój szwagier z żoną będą zażywali wygód w naszym?! „A może ona wcale nie jest głupia, tylko taką odgrywa, żeby uzyskać jak najwięcej dla młodszego, ukochanego syneczka? – zastanawiałam się później, bo do teściowej nie przemówił nawet argument, że jej wnuki mają na parterze swoje ulubione pokoje.
– Na piętrze będą miały identyczne! I możesz je inaczej urządzić i pomalować. Rozmawiałam z Tosią i ona już nie chce pokoju małej księżniczki w różach – usłyszałam.

No jasne, lecę wszystko remontować

Bo pieniądze na meble i nowe farby rosną przecież na drzewach! Stanowczo odmówiłam teściowej przeprowadzki i powiedziałam jasno Andrzejowi, co o tym wszystkim sądzę. Na szczęście mąż w pełni mnie poparł, bo jego też zabolała tak jawna próba dogodzenia młodszemu synowi naszym kosztem. Obawiam się, że na tym sprawa się nie skończyła. Uświadomiłam sobie bowiem, że… nadal nie mamy aktu własności naszego mieszkania. Owszem, teściowie przekazali dom darowizną mężowi i jego bratu, ale jest w niej tylko zaznaczone, że każdy z nich dostaje po połowie budynku. Nie zostało jednak dokładnie określone, którą połowę. Tak naprawdę więc wszystko może się jeszcze zdarzyć. Przyznam, zaświtało nam już w głowie, żeby uprzedzić ewentualne fakty i odwiedzić notariusza, by dopełnić formalności.

A jeśli teściowie i Andrzej zaprotestują? Trudno, najwyżej sprawa wyląduje w sądzie. Mam rachunki potwierdzające, że mąż i ja wyremontowaliśmy nasze mieszkanie. I nie dam się z niego wykurzyć na stare piętro! Wolałabym oczywiście, aby nie doszło do walki na noże. To przecież nasz rodzinny dom i chciałabym, żeby miło nam się w nim mieszkało ze szwagrem i jego żoną. A jeśli będzie wojna? Jak się ułożą nasze relacje?

Czytaj także:
„Pół roku po ślubie straciłam władzę w nogach. Mąż ode mnie odszedł, bo stwierdził, że nie pisał się na życie z kaleką”
„Związałam się z mężem zmarłej przyjaciółki. Podobno nie robimy nic złego, więc dlaczego mam takie wyrzuty sumienia?”
„Wdałem się w romans z mężatką. Szybko okazało się, że chciała mnie wykorzystać by pozbyć się męża - i to trwale”

Redakcja poleca

REKLAMA