Byłam z Maćkiem już pięć lat. Któregoś wieczoru, ot tak, zaczęła się rozmowa o dzieciach. Wiedziałam, że będę mu wreszcie musiała powiedzieć prawdę. Jak ją przyjmie? Ilekroć odwiedzaliśmy znajomych, którzy mają dzieci, Maciek był pierwszy do zabawy z nimi. Potrafił i pół godziny pić wyimaginowaną herbatę z plastikowego serwisu z Zosią albo bawić się klockami z Jasiem.
– Jagoda, my o tym nigdy nie rozmawialiśmy. Czy ty chcesz być matką?
Nie wiedziałam, co powiedzieć. W końcu wyznałam mu prawdę.
– Pewnie dawno powinnam się przyznać. Ale ja od zawsze wiem, że nie chcę mieć dzieci. I to nie jest jakaś fanaberia. Nie boję się, że będę mieć rozstępy czy obwisłe cycki. Po prostu nie czuję tej potrzeby. Przepraszam, wiem, że to zmienia wszystko…
– Jak to zmienia? – przerwał mi Maciek. – To doskonała wiadomość. Od dawna bałem się, że pewnego dnia oświadczysz, że pora na dzieci. I bałem się, że jak ci powiem prawdę, to będzie koniec. Nie chcę być ojcem. Nie nadaję się do tego.
Spojrzałam na niego, zastanawiając się, czy mówi poważnie.
– Ale przecież ty uwielbiasz dzieci!
– Lubię się z nimi bawić. Lubię cudze dzieci. Bo ja sam chyba jestem ciągle dzieckiem. Ale absolutnie nie nadaję się na ojca. Dobrze, że sobie to wszystko wyjaśniliśmy.
Od tamtej rozmowy minęło pół roku. Gdy nie dostałam na czas miesiączki, nie przejęłam się. Nie zawsze była regularna jak w zegarku. Ale miały tygodnie i nic się nie działo. W tajemnicy przed Maćkiem kupiłam test ciążowy.
Wpatrywałam się w te dwie różowe kreski i nie mogłam zrozumieć, co się stało. Brałam pigułki, używaliśmy prezerwatyw. Przecież to się nie mogło stać! Następnego dnia kupiłam trzy testy innych firm. To samo.
Ostatnią nadzieją byłą wizyta u lekarza
Moja ginekolog potwierdziła: byłam w drugim miesiącu ciąży. Zaczęłam płakać. Lekarka zrozumiała, że nie należy mi gratulować. Zaczęła dopytywać, czy jestem chora, samotna, czy może nie mam z czego żyć. Gdy powiedziałam jej prawdę, nie była już taka miła.
– Proszę iść do domu i porozmawiać z partnerem. Żarty się skończyły. Musicie dorosnąć. Chcecie czy nie – będziecie rodzicami. Takie są fakty
Maćkowi odważyłam się powiedzieć po kilku dniach.
– Jagoda, co ty gadasz? Przecież ustaliliśmy, że nie chcemy dzieci – warknął.
Był wściekły. Tłumaczyłam mu, że to nie moja wina, że tak wyszło.
– Jak wyszło? Przecież brałaś te tabletki. I zmuszałaś mnie do gumki… Pewnie, idiotko, zapomniałaś parę razy o pigułce! I teraz masz… Wiesz, ile to będzie kosztowało? – wrzeszczał.
A na koniec cisnął wazonem o podłogę.. Dosłownie mnie sparaliżowało. Wiedziałam, że Maciek nie będzie zadowolony, ale że zareaguje agresją? Boże, ja chyba nie znałam tego człowieka. Nic nie powiedziałam. Bo nie wiedziałam co.
Maciek poszedł do sypialni i przyniósł laptopa. Ciągle był czerwony na twarzy, ale chyba trochę się uspokoił. Zajrzałam mu przez ramię. Googlował hasło „przerywanie ciąży”.
– Czechy. To najlepsza opcja. Legalna. Bezpieczna – odezwał się w końcu. – I wcale nie jest tak drogo, jak myślałem. Mamy jeszcze kilka tygodni…
Rozumiałam, co do mnie mówi. Ale nie wierzyłam własnym uszom. Maciek, ot tak, beznamiętnie, zaczął przygotowywać się do zabicia naszego dziecka. Wiedziałam, zgodziliśmy się, że nie chcemy mieć dzieci. Ale nigdy nie rozmawialiśmy o aborcji! To jednak dwie różne sprawy…
– Maciek. Poczekaj. Porozmawiajmy. To jest nasze dziecko. Czy go chcieliśmy, czy nie. Ono już tu jest, istnieje… To wszystko nie jest takie proste…
– Co nie jest proste? Co k…, nie jest proste? Wsiadamy w samochód, jedziemy, i po kilku dniach możemy normalnie żyć dalej. Chyba że nagle zmieniłaś zdanie. I zamarzył ci się wrzeszczący noworodek przy piersi… Ale jeśli tak, to sorry, nie ze mną. Ja ci uczciwie powiedziałem, że nie zamierzam być tatusiem. Więc wybieraj.
Próbowałam łagodzić, prosić, żebyśmy porozmawiali na spokojnie, rozważyli różne opcje, że to jest dla mnie taki sam szok jak dla niego i że muszę pomyśleć, czego tak naprawdę chcę. Ale do Maćka nic nie trafiało.
– Tu nie ma o czym myśleć. Masz czas do jutra. Albo zgadzasz się i załatwiam wycieczkę do Czech, albo adieu. Pakuję się i znikam. Idę spać do Pawła. Masz czas na swoje przemyślenia!
Maciek złapał kurtkę, przeklął pod nosem i wybiegł, trzaskając drzwiami.
Wzięłam laptopa. Teraz ja zaczęłam googlować. Ciąża, drugi miesiąc, pierwsze usg. Zobaczyłam, jak może w tej chwili wyglądać moje dziecko. I zaczęłam rozumieć, że ja tego zrobić nie mogę.
Nie jestem żarliwą katoliczką, zawsze popierałam prawo kobiety do wyboru.
Ale właśnie teraz to ja musiałam dokonać wyboru. To było moje życie i moje dziecko. Ono już było, już we mnie rosło. Pojechałam do mamy. Gdy mnie zobaczyła płaczącą na progu, o nic nie zapytała. Po kwadransie powiedziałam jej sama. O tamtej rozmowie z Maćkiem, o ciąży, o jego ultimatum. I o tym, że ciągle nie chcę być matką, ale że nie zdecyduję się na aborcję.
Mam głaskała mnie po głowie.
– Kochanie. Po pierwsze, na decyzję, czy chcesz być matką, masz jeszcze długie miesiące – odezwała się po długiej chwili. – Matka natura nie jest głupia, dała kobiecie czas na oswojenie się z tą myślą. Jeszcze możesz zmienić zdanie. A może je zmienisz dopiero, jak przytulisz swoje dziecko. Ale jeżeli i wtedy nie – to są inne opcje. Możesz oddać dziecko do adopcji. Mnóstwo par czeka na takie maleństwo. Wiedz jedno. Cokolwiek postanowisz – ja będę z tobą. I ci pomogę. Obiecuję.
Trochę się uspokoiłam. Podjęłam decyzję. Powiem Maćkowi, że urodzę to dziecko. I niech spada z mojego życia. Nic od niego nie będę chciała. A co dalej, zdecyduję później. W godzinę po rozmowie Maćka już nie było. Kilka miesięcy potem dowiedziałam się od znajomych, że wyjechał do Kanady. Chyba bał się, że jednak zacznę go ciągać po sądach. Krzyżyk na drogę – pomyślałam.
Mama miała rację. Gdy zobaczyłam pierwsze zdjęcie mojej córki, zrozumiałam, że nikomu jej nie oddam. Będzie moja i tylko moja. I wtedy zaczęłam się martwić na dobre. Jak sobie poradzimy? To Maciek zawsze zarabiał. Ja jestem plastykiem, ciągle oszukiwałam się, że zostanę artystką.
Udało mi się raz zilustrować książeczkę dla dzieci, raz miałam wystawę w domu kultury. Jakieś grosze zarabiałam na robieniu wystaw sklepowych.
– Mamuś. Ale z czego się utrzymamy? Jakie ja życie zaoferuję tej dziewczynce? Może powinnam ją oddać. Rodzinie, która zapewni jej wspaniałe życie…
Mama przekonywała mnie, że damy radę. Ona miała emeryturę. Niewysoką, ale zawsze. Mówiła, że możemy razem zamieszkać. A moje mieszkanie, odziedziczone po babci, wynajmiemy. Mama miała plan. Znów mnie uspokoiła. Ale i tak każdej nocy budziłam się zlana potem i przerażona. Że zdecyduję źle. Że zmarnuję córce życie…
Nigdy nie wierzyłam w cuda. Ale chyba to, że miesiąc przed porodem spotkałam Kaśkę, koleżankę ze studiów, cudem było. Wpadłyśmy na siebie na zakupach.
– Jagoda? O rany, gratulacje… Nawet nie wiedziałam, że wyszłaś za mąż – zawołała na mój widok.
Przerwała, gdy zobaczyła moją minę
– A co tam. Pal licho samców. Twój już swoje zrobił i więcej niepotrzebny! – Kaśka umiała wszystko obrócić w żart.
Usiadłyśmy w kawiarni i nadrabiałyśmy stracone lata. Gadało nam się tak dobrze. Przypomniałam sobie, że zerwałyśmy kontakt, bo Maciek jej nie lubił. Nie pamiętałam dlaczego. Kaśka powiedziała, że od dwóch lat prowadzi ze wspólniczką prywatne przedszkole.
– I wiesz, nasza pani od plastyki właśnie wyszła za mąż. Bogato. Już do nas nie wróci. Mamy jakąś studentkę na zastępstwo, ale za cztery miesiące jedzie na Erasmusa. Jagoda. To jest posada dla ciebie. Akurat trochę odchowasz małą. A potem – sama mówisz, że mama ci pomoże. A zresztą do nas możesz przychodzić z dzieckiem. W końcu to jest przedszkole. No, powiedz, że się zgadzasz, bo muszę lecieć. Tak?
Ciągle oszołomiona skinęłam głową. Kaśka cmoknęła mnie w policzek.
– Zadzwonię jutro, to dogadamy szczegóły! Pa! Wspaniale, że na siebie wpadłyśmy.
Po tym spotkaniu po raz pierwszy przespałam spokojnie noc. Już się tak nie bałam.
– Widzisz, mała, masz już kolejną kobietę w swoim teamie. Damy radę – wyszeptałam do mojej córki.
Julcia urodziła się nad ranem. Trochę jej to zajęło. Na szczęście cały czas była ze mną mama. Leżałam i tuliłam do siebie małe, ciepłe zawiniątko. I wszystkie wątpliwości zniknęły. Już nawet nie mogłam sobie przypomnieć, dlaczego nie chciałam być matką.
Zniknął ten strach, że nie dam rady, że macierzyństwo mnie przerośnie. Czułam w środku nieznaną moc, która dawała mi pewność, że wszystko będzie dobrze. Najważniejsze, że mam tę dziewczynkę.
Czytaj także:
„Po śmieci żony nie umiałem utrzymać rodziny. Było mi wstyd, że to moja nastoletnia córka pracuje, a nie ja”
„Zostawiłam odpowiedzialnego faceta, posłuchałam się psychologa. Tak naprawdę on chciał mnie uwieść, a nie doradzić”
„Żeby zarobić na moje studia, mama wyjechała do Włoch usługiwać bogatym staruszkom. Zakochała się i zapomniała o córce”