Czasami wydaje mi się, że moje życie to opowieść o kompromisach. Miałam być szczęśliwa – tak przecież mówił Łukasz, mój mąż. Zawsze pewny siebie, zawsze wiedzący, czego chce. A ja? Ja zawsze mu ufałam. Nie wiem, kiedy zaczęłam tracić siebie. Może wtedy, gdy zgodziłam się na ślub, choć w głębi duszy czułam, że Łukasz pragnie go bardziej niż ja. Może wtedy, gdy przeprowadziliśmy się do tego wielkiego domu, który nigdy nie czuł się jak mój. A może dopiero teraz – kiedy zgodziłam się na dziecko.
Czułam, że nie jestem sobą
– Zobaczysz, dziecko wszystko zmieni – mówił z tym swoim uśmiechem, który kiedyś mnie rozbrajał, a teraz wydawał się zimny, niemal wyrachowany. – To będzie najlepsza decyzja, jaką podejmiemy.
Nie odpowiedziałam. W środku krzyczałam, ale na zewnątrz skinęłam głową.
– A jeśli ja nie jestem gotowa? – zapytałam cicho, choć odpowiedź już znałam.
– Gotowość przychodzi z czasem – odparł z pewnością, która nie pozostawiała miejsca na dyskusję. – Zaufaj mi.
Zaufałam. I to był początek mojego końca. Nie potrafię powiedzieć, kiedy przestałam się cieszyć z tego, że jestem w ciąży. Może nigdy się tym naprawdę nie cieszyłam. Na początku wszyscy gratulowali, a Łukasz roztaczał przed znajomymi wizję naszej idealnej rodziny. Ja uśmiechałam się uprzejmie, próbując w to uwierzyć.
Ciąża od początku była trudna – mdłości, zmęczenie, a później ciągły ból pleców. Łukasz powtarzał, że to wszystko minie, że robię coś „pięknego”. Ale w tych słowach nie było prawdziwego wsparcia. Było coś innego – oczekiwanie, że wytrzymam, że dostosuję się do jego planów. Z każdym tygodniem czułam się bardziej samotna. Łukasz wracał późno z pracy, tłumacząc się obowiązkami. Siedziałam sama w sypialni, słuchając dźwięku wskazówek zegara.
– Dlaczego nie odbierałeś, gdy dzwoniłam? – zapytałam pewnego wieczoru, gdy w końcu wrócił.
– Byłem zajęty. Nie mogę wszystkiego rzucać, bo masz ochotę porozmawiać – odparł, nawet na mnie nie patrząc.
Jego telefon wibrował na stole. Zastygłam, wpatrując się w ekran, ale nie zapytałam, kto pisze. Bałam się odpowiedzi.
Tego samego tygodnia odwiedziłam moją matkę. Maria zawsze była bardziej sceptyczna wobec Łukasza niż ja. Spojrzała na mnie z tym swoim spojrzeniem, które zawsze sprawiało, że czułam się jak dziecko.
– Zawsze widziałam, że Łukasz ma w sobie coś... czego nie mogę nazwać zaufaniem – powiedziała w końcu.
– Mamo, proszę, nie zaczynaj. On to robi dla nas. Chce, żebyśmy byli rodziną.
– A ty, Ewa? Chcesz tego?
Nie odpowiedziałam.
Pokochałam go od pierwszej chwili
Poród był cięższy, niż się spodziewałam. Trwał kilkanaście godzin, a każdy kolejny skurcz wydawał się ciągnąć w nieskończoność. Łukasz był przy mnie, ale jego obecność była bardziej obowiązkiem niż wsparciem.
– Dasz radę, Ewa – powtarzał, ściskając moją rękę, ale jego spojrzenie co chwilę uciekało w stronę telefonu.
Kiedy w końcu usłyszałam płacz dziecka, łzy napłynęły mi do oczu. To był Antek – mój syn, moja jedyna prawdziwa część tej całej farsy. Siedziałam przy nim, patrząc na niego, jakby był jedynym sensem w moim życiu. Łukasz pojawiał się i znikał – zawsze znajdował jakieś wymówki, by unikać czasu spędzonego w domu.
Pewnej nocy, gdy Antek w końcu zasnął, zauważyłam, że Łukasz zostawił swój telefon na kuchennym blacie. Normalnie nie przeszłoby mi przez myśl, by go sprawdzać, ale coś we mnie pękło. Zaczęłam przeglądać wiadomości i wtedy zobaczyłam jej imię – Karolina. Na początku były to krótkie, niewinne wiadomości. Ale im dalej przewijałam, tym bardziej robiło mi się niedobrze.
– Jeśli nie zrobisz, co mówię, wszyscy dowiedzą się, kim naprawdę jesteś – pisała Karolina.
– Nie możesz tego zrobić. Mam już dziecko, nie zaryzykuję wszystkiego – odpowiedział jej Łukasz.
Z każdą kolejną wiadomością czułam, jak grunt osuwa mi się spod nóg. Romans trwał od lat, a ciąża była jego sposobem na uciszenie Karoliny. Chciał dziecka nie dlatego, że tego pragnął, ale dlatego, że to miało uratować jego wizerunek. Telefon wypadł mi z rąk. Siedziałam na krześle w kuchni, próbując złapać oddech. To nie Karolina mnie zdradziła. To zrobił on.
Zrobił mi olbrzymią krzywdę
Nie spałam całą noc. Siedziałam w salonie, trzymając telefon Łukasza w rękach. Wiedziałam, że nie mogę dłużej tego tłumić. Musiałam usłyszeć prawdę z jego ust, nawet jeśli miała mnie złamać. Rano, kiedy Łukasz wszedł do kuchni, usiadłam przy stole, kładąc telefon przed sobą. Spojrzał na mnie, a potem na urządzenie. Jego twarz momentalnie pobladła.
– Ewa, co się stało? – zapytał, choć ton jego głosu zdradzał, że doskonale wiedział.
– To ja powinnam zapytać – wskazałam na telefon. – Kim jest Karolina?
Nie odpowiedział od razu, a jego milczenie było jak przyznanie się do winy.
– To nie tak, jak myślisz... – zaczął, ale przerwałam mu, czując, że nie mam siły na jego wymówki.
– Nie tak, jak myślę? – podniosłam głos, choć wciąż starałam się kontrolować emocje. – Romans trwa od lat! Ciąża miała być twoim sposobem na jej uciszenie! Jak śmiałeś?
Łukasz westchnął, opierając się o blat.
– Ewa, posłuchaj mnie... Ona chciała mnie zniszczyć. Groziła, że powie wszystkim, że rozbije wszystko, co zbudowałem. Nie miałem wyjścia.
– Nie miałeś wyjścia? – wstałam, czując, jak gniew wypełnia każdą komórkę mojego ciała. – A ja? Co z moim życiem? Z moimi uczuciami? To dziecko miało być twoim ratunkiem, a nie naszą radością!
Łukasz spojrzał na mnie z mieszaniną wstydu i rezygnacji.
– Nie chciałem cię zranić. Chciałem ochronić nas... naszą rodzinę.
– Nie, Łukasz – powiedziałam, kręcąc głową. – Nie naszą rodzinę. Chciałeś ochronić siebie.
Przez chwilę panowała cisza, przerywana tylko cichym płaczem Antka z pokoju obok.
– I co teraz? – zapytał w końcu, jego głos był cichy, niemal błagalny.
Spojrzałam na niego, czując, jak łzy napływają mi do oczu.
– Nie wiem – odpowiedziałam. – Ale wiem jedno: już ci nie wierzę.
Odwróciłam się i poszłam do pokoju Antka, zostawiając Łukasza samego z jego kłamstwami.
Nie mogę na nie go patrzeć
Przez kilka dni unikałam rozmów z Łukaszem. Każda chwila w jego obecności była dla mnie zbyt bolesna. Opiekowałam się Antkiem, spędzając z nim całe dnie, jakby moja miłość do niego mogła zagłuszyć chaos w mojej głowie. W końcu zadzwoniłam do matki.
Zjawiła się u mnie tego samego wieczoru. Usiadłyśmy w salonie, a ja opowiedziałam jej wszystko. O romansie Łukasza, jego próbach uciszenia Karoliny, to, że dziecko miało być sposobem na ratowanie jego wizerunku. Mówiłam szybko, jakby każde zdanie było wyrzucaniem z siebie ciężaru.
– Wiedziałam, że Łukasz nie jest tym, za kogo się podaje – powiedziała mama, kiedy skończyłam. – Ale Ewa, teraz nie chodzi o niego. Chodzi o ciebie i o Antka.
– Co mam zrobić, mamo? – zapytałam, czując, jak łzy napływają mi do oczu. – Jak mogę wychować dziecko w takim chaosie?
Mama chwyciła mnie za rękę, jej spojrzenie było pełne troski, ale i determinacji.
– Masz prawo walczyć o siebie. Łukasz nie jest twoim światem, a ty nie jesteś jego własnością. Musisz podjąć decyzję, która będzie dobra dla ciebie i dla Antka.
– Ale co z Antkiem? – spojrzałam na drzwi do pokoju dziecka. – Jak mam mu to wszystko wyjaśnić, gdy dorośnie?
– Wyjaśnisz mu, że jego matka miała odwagę walczyć o siebie i o niego – odpowiedziała stanowczo.
Następnego dnia spotkałam się z prawnikiem, by omówić swoje opcje. Chciałam wiedzieć, jak mogę zapewnić Antkowi stabilność, odchodząc od Łukasza. Każdy krok był bolesny, ale czułam, że robię to, co muszę.
Gdy wieczorem wróciłam do domu, Łukasz próbował mnie zatrzymać.
– Ewa, możemy to naprawić. Nie musimy się rozstawać. Mogę się zmienić – powiedział, patrząc na mnie z desperacją.
– Nie musisz – odpowiedziałam spokojnie. – Ale ja muszę się uwolnić.
Zaczęłam wszystko od nowa
Kilka dni po rozmowie z prawnikiem spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i wyprowadziłam się z domu Łukasza. Znalazłam małe mieszkanie w spokojnej dzielnicy. Nie było w nim luksusów, które oferował mi Łukasz, ale w końcu poczułam, że mogę oddychać.
Antek był moją siłą. Każdego dnia, patrząc na jego uśmiech, wiedziałam, że podjęłam właściwą decyzję. Był jeszcze zbyt mały, by rozumieć, co się dzieje, ale obiecałam sobie, że kiedyś opowiem mu o tym wszystkim – tak, by wiedział, że jego matka walczyła o coś prawdziwego. Łukasz próbował mnie przekonać do powrotu. Pojawiał się w progu mojego mieszkania z kwiatami, z obietnicami, że będzie inaczej.
– Ewa, nie możemy tego tak zostawić – mówił pewnego wieczoru. – Jesteśmy rodziną.
Spojrzałam na niego, czując mieszankę smutku i złości.
– Ty nie wiesz, czym jest rodzina. Myślisz, że można ją zbudować na kłamstwach i manipulacji?
– Mogę się zmienić. Obiecuję.
Pokręciłam głową.
– Nie chodzi o to, czy ty możesz się zmienić. Chodzi o to, że ja już nie chcę być częścią twojego świata.
Kilka miesięcy później zaczęłam pracować jako wolontariuszka w fundacji wspierającej samotne matki. To była moja terapia – widzieć, jak inne kobiety odzyskują wiarę w siebie. Zaczęłam na nowo budować swoją przyszłość, kawałek po kawałku.
Ewa, 32 lata
Czytaj także:
„Zakochałam się w szefie. Byłam chętna na harce przy drukarce, ale on nie widział we mnie kobiety”
„Żyję jak pokojówka, bo mąż ma 2 lewe ręce do porządków. Teściowa wmówiła mu, że jest stworzony do wyższych celów”
„Chciałam malować obrazy, a nie kolorowanki z ryczącym dzieckiem u boku. Zbuntowałam się i ostro dałam w życiowy palnik”