Kiedyś marzyłam o karierze artystki. Zawsze wyobrażałam sobie, jak maluję w swoim studiu, wystawiam obrazy w galeriach, podróżuję po świecie i rozmawiam z ludźmi, którzy rozumieją sztukę.
Życie potoczyło się jednak inaczej. Kiedy zaszłam w ciążę, wszystko się zmieniło. Zostałam matką, a moje marzenia z czasem zaczęły topnieć, przykryte ciężarem codziennych obowiązków. Teraz moje dni wypełnia praca przy dzieciach, gotowanie, sprzątanie, zakupy. To wszystko, czego pragnęłam, zeszło na dalszy plan. Oczywiście kocham moje dzieci, ale coraz częściej łapię się na tym, że czuję, jakbym zgubiła siebie. To nie ja jestem najważniejsza, a oni.
Pisanie to moja ucieczka
W przypływie frustracji zaczęłam pisać pamiętnik. Opisuję w nim inne życie, pełne sztuki, przygód, bez dzieci i rutyny, w której tkwię. Pisanie to moja ucieczka, jedyny sposób, by przypomnieć sobie, kim kiedyś byłam. Moje fantazje o innym życiu dają mi chwilowe ukojenie, choć jednocześnie przypominają, jak daleko odeszłam od tego, czego pragnęłam.
Każdy dzień jest taki sam. Zawsze budzę się przed wszystkimi. W półśnie schodzę do kuchni, gdzie zaczynam przygotowywać śniadanie. W międzyczasie budzę dzieci, które wcale nie chcą wstawać, a kiedy już to robią, zaczyna się poranna gonitwa. Szykowanie do szkoły, pakowanie plecaków, bieganie za zgubionymi książkami. Potem odwożę je i wracam do domu, by zająć się kolejnymi obowiązkami.
Sprzątam, robię zakupy, gotuję obiad, a kiedy już skończę, znowu muszę odbierać dzieci, pomagać im z lekcjami, zajmować się tym, czego akurat potrzebują.
Wieczorem jestem już kompletnie wykończona. Siadam na kanapie, czasami zasypiam tam, zanim zdążę w ogóle dojść do łóżka. Każdy dzień wygląda tak samo, bez zmian. Rutyna mnie przytłacza, a ja coraz bardziej czuję, jakbym się w niej dusiła. Brakuje mi wolności, tego, by robić coś tylko dla siebie.
Czasem, kiedy dzieci są zajęte zabawą, marzę o chwilach, kiedy mogłam po prostu usiąść i malować, godzinami pracować nad jednym obrazem, oddawać się sztuce.
Grzegorz wraca z pracy zmęczony, ale nie wydaje się tak przytłoczony jak ja. Siada przed telewizorem, często nie zamieniając ze mną nawet kilku słów. Pyta z automatu:
– Jak tam dzień? Dzieci grzeczne?
– Tak, wszystko dobrze – odpowiadam, choć wcale nie jest dobrze. Jak zawsze. – A ty?
– W pracy to samo, nic ciekawego – odpowiada, siadając z westchnieniem na kanapie.
Kiedyś miałam marzenia
Chciałabym czasami wykrzyczeć mu, że ja też się duszę. Że codzienna monotonia mnie wykańcza, że nie chcę już tylko być matką i żoną, ale znowu sobą – Emilią, która kiedyś miała marzenia. Ale co to zmieni? Grzegorz i tak tego nie zrozumie. A może nawet zrozumiałby, ale nie wiedziałby, jak mi pomóc. Więc siedzimy tak w ciszy.
Coraz częściej myślę, że straciłam siebie. Kiedyś byłam kimś, miałam marzenia, ambicje, plany na przyszłość. A teraz? Jestem tylko matką i żoną. Moje marzenia zniknęły, zaginęły gdzieś po drodze, tak samo jak ja.
Zaczęłam więc pisać pamiętnik. W nim mogę być kimkolwiek chcę. Piszę o życiu bez dzieci, bez rutyny, o podróżach i malowaniu. Każdy wpis daje mi chwilową ulgę, ale przypomina mi też, jak bardzo jestem odcięta od tego, czego pragnęłam. Moje prawdziwe życie i to z pamiętnika dzieli przepaść, której nie wiem, jak pokonać.
Pisanie staje się moim jedynym ratunkiem, jedyną ucieczką, którą mam. Każdego wieczoru, gdy dzieci już śpią, a Grzegorz znowu zanurza się w swoim ulubionym programie telewizyjnym, siadam przy kuchennym stole z notesem. To tam przenoszę się do innego świata – świata, gdzie moje marzenia nigdy nie zostały porzucone.
Piszę o podróżach, o wystawach moich obrazów, o kawiarni w Paryżu, w której mogłabym godzinami dyskutować z innymi artystami. W tym świecie nie ma dzieci, nie ma obowiązków, nie ma Grzegorza. Jest tylko wolność i sztuka.
Każda strona tego zeszytu to kawałek życia, które mogłam mieć. Czuję ulgę, gdy piszę, ale z każdą stroną rośnie też we mnie frustracja, że to życie nie jest moim udziałem. Pisanie staje się terapią, choć nie wiem, czy kiedykolwiek przyniesie mi prawdziwe ukojenie.
Próbowałam szybko go zabrać
Grzegorz zauważył, że coraz częściej piszę.
– Znowu piszesz? – zagaduje, wychylając się zza kanapy.
– Tak, piszę – odpowiadam krótko, nie chcąc wdawać się w szczegóły.
– O czym? – pyta z ciekawością.
– O niczym ważnym – rzucam, ukrywając zeszyt przed jego wzrokiem. Nie chcę, żeby to czytał. Nie jest gotowy zobaczyć, co naprawdę dzieje się w mojej głowie.
Pisanie daje mi chwilowe poczucie wolności, ale równocześnie coraz bardziej oddala mnie od Grzegorza i dzieci. Z każdym kolejnym wpisem czuję, że moje potrzeby zostały zepchnięte na dalszy plan. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio naprawdę rozmawiałam z Grzegorzem o czymkolwiek innym niż dzieci. Nasza relacja coraz bardziej przypomina rutynowe obowiązki.
Jednego dnia, gdy wrócił wcześniej z pracy, stało się to, czego najbardziej się obawiałam. Mój pamiętnik leżał na stole, otwarty na ostatniej stronie. Nie usłyszałam, jak wszedł do domu.
– Co to jest? – zapytał nagle zza moich pleców.
Zamarłam. Spojrzałam na stół. Grzegorz trzymał mój pamiętnik w rękach. Próbowałam szybko go zabrać, ale było za późno. Zaczął czytać, a ja nie mogłam nic zrobić.
– O czym ty tu piszesz? – jego głos był pełen zaskoczenia.
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam, jak jego twarz zmienia się z zaskoczenia w smutek, a potem w gniew. Przewracał kolejne strony, czytając o moich marzeniach o życiu bez dzieci, bez niego, pełnym pasji i niezależności. Nie wiedziałam, co powiedzieć.
– Emilia, ty naprawdę tego chcesz? Życia bez nas? – zapytał, odkładając zeszyt.
– To nie tak, Grzegorz... Ja... – szukałam słów, ale nie umiałam wyjaśnić wszystkiego, co czułam.
– Fantazje? – Jego głos podniósł się. – Piszesz, że chcesz życia bez dzieci, bez mnie, a to ma być tylko fantazja?
– Grzegorz, nie zrozumiesz. Pisanie było moją ucieczką. Czuję, że się duszę – w końcu wyrzuciłam z siebie, co tak długo trzymałam w sobie.
Patrzył na mnie z mieszaniną zranienia i żalu, a potem po prostu odwrócił się i wyszedł.
Stałam się tylko matką i żoną
Kilka dni później, Grzegorz wrócił do rozmowy. Był spokojniejszy, ale w jego oczach wciąż widziałam ból.
– Emilia, musimy o tym porozmawiać. Ja... wiem, że coś przegapiłem, ale nie rozumiem, co się stało, że tak się czujesz. Kiedy to się zaczęło? – zapytał, patrząc na mnie z troską, której wcześniej nie dostrzegałam.
Usiadłam i zaczęłam mówić:
– To nie stało się nagle. Kiedy urodziły się dzieci, wszystko zaczęło się zmieniać. Zrezygnowałam z marzeń, z siebie. Stałam się tylko matką i żoną. – moje słowa były ciężkie, ale wiedziałam, że muszę to powiedzieć.
Grzegorz spuścił wzrok.
– Nigdy nie chciałem, żebyś zrezygnowała z siebie. Myślałem, że tak jest dobrze, że to normalne, że tak wygląda życie. Ale widzę, że się myliłem – powiedział cicho. – Dlaczego mi o tym nie mówiłaś?
– Bo nie wiedziałam, jak. Myślałam, że nie zrozumiesz, że uznasz to za fanaberie. A ja po prostu... przestałam istnieć.
– Przepraszam – powiedział w końcu. – Chcę, żebyś była szczęśliwa, ale nie wiem, jak ci pomóc.
Siedzieliśmy w ciszy, zrozumiałam, że jego przeprosiny były szczere, ale czułam, że potrzebuję czegoś więcej.
Kilka dni po naszej rozmowie podjęłam decyzję.
– Grzegorz, muszę odejść na jakiś czas – powiedziałam pewnego wieczoru.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
– Odejść? Na jak długo?
– Kilka miesięcy. Muszę odnaleźć siebie, zrozumieć, kim jestem poza rolą matki i żony. To nie znaczy, że was nie kocham. Ale jeśli nie dam sobie tej szansy, nigdy nie będę szczęśliwa.
Zamilkł na chwilę, a potem powiedział:
– Jeśli to jest jedyny sposób, żebyś mogła być szczęśliwa, zrobię wszystko, co mogę, żebyś mogła wrócić.
Wiedziałam, że go ranię, ale to była jedyna szansa na uratowanie siebie.
Wyprowadziłam się na kilka miesięcy, wynajęłam małe mieszkanie w pobliskim miasteczku. Przez ten czas wracałam do malowania, spędzałam czas na refleksji, próbując odnaleźć siebie. Grzegorz dzwonił, opowiadał o dzieciach, ale nasza relacja była zawieszona w próżni. Wiedziałam, że rozłąka była konieczna.
Nie wiem, co będzie dalej. Może wrócę do Grzegorza, a może nasze życie się zmieni. Teraz muszę zrozumieć, kim jestem, zanim wrócę do roli żony i matki. Muszę odnaleźć siebie.
Emilia, 38 lat
Czytaj także:
„To, czego się dowiedziałam po śmierci męża, było jak otwarcie puszki Pandory. Bliscy wiedzieli, ale nie powiedzieli”
„Szwagier grał cwaniaczka, który wszystko wiedział lepiej. Gdy powinęła mu się noga, patrzyłem na to z satysfakcją”
„Zaserwowałem swojemu zięciowi terapię szokową. Wreszcie zrozumie, co to znaczy być mężem i ojcem”