Przez całą młodość tyrałam na dostatnie życie męża i córki. Moje małżeństwo z Kazikiem było aranżowane, co stanowiło normę w małej, hermetycznej wsi. Nie wiedziałam więc, że wychodzę za mąż za pijaka, który przestaje terroryzować rodzinę wyłącznie wtedy, gdy w domu są pieniądze.
Zaspokajałam więc jego potrzeby z myślą o tym, by tylko zapewnić mojej córce, Adriannie, spokojną przyszłość. Za każdym razem, gdy w domu wybuchała awantura, dawałam jej plik banknotów na zakupy. Opłaciłam też jej akademik, studia, a potem: huczne wesele.
Wychowałam materialistkę
– Mamo, pożyczysz tysiąc złotych? Spodobała mi się jedna torebka... – mówiła nawet po narodzinach wnucząt.
– Dobrze, skarbie. – bez namysłu wyciągałam pieniądze z portfela.
Czułam się z tym źle, ale po śmierci męża córka była moją jedyną rodziną. Wychowałam Adę zbyt pobłażliwie, a spełnianie wszelkich zachcianek nie pozwoliło jej nabrać szacunku do własnej matki. Kiedy była nastolatką czy studentką, nie chciałam jednak, by oddziaływał na nią Kazik, za szczęście płaciłam więc gotówką...
– A dasz też na nowe buty dla Adasia? Stopa mu urosła, a musi mieć jakieś sandałki na lato. – czułam już wtedy, że moja córka nie ma godności, ale i tak kierowałam się troską, miłością i obawą o samotność.
– Ile kosztują? Niech będzie. – odpowiadałam.
Kiedy wnuczęta poszły do szkoły, sytuacja dała mi w kość. Nie byłam w stanie już pracować, bo kręgosłup zaczynał szwankować, a renta po mężu była śmiesznie niska. Nie pomogła mi też pierwsza, wyjątkowo uboga emerytura.
– Mamo. Musiałam żyć z tyranem, więc teraz za to płać. – żądała.
– Też żyłam z tyranem. – moje słowa nie doczekały się jednak odpowiedzi.
Czy uwagę wnuków mogę skupić na sobie tylko pieniędzmi?
Materializm mojej córki udzielił się również wnukom. Karolinka i Antoś, choć jeszcze w przedszkolu były grzecznymi i uprzejmymi dziećmi, zaczęły oczekiwać ode mnie coraz więcej.
– Babciu. Kup mi płytę tego rapera. – wręcz żądał mały.
– Posłuchamy go najpierw razem? – proponowałam, by zagaić rozmowę, choć nie znoszę współczesnej muzyki.
– Po co? Chcę płytę. No weź. – namawiał.
Wyciągałam więc ostatnie zaskórniaki z portfela, dostając za to, chociaż chwilę atencji.
– Babcia, jest sprawa. Wszystkie dziewczyny w klasie już się malują, ale mama nie pozwala mi używać swoich kosmetyków, bo są za drogie. Nie chce kupić mi własnych. – opowiadała Karolinka.
Mowa była, rzecz jasna, o kosmetykach, które kupowałam córce sama. Była aż taką materialistką, że zawsze stawiała własne dzieci na końcu?
– Dobrze, pójdźmy razem do drogerii. – zaproponowałam.
Chodziłam więc z wnuczką pomiędzy półkami, lecz ta, pomimo ustaleń, że kupi tylko tusz do rzęs i błyszczyk, co chwila dokładała do koszyka nowe kosmetyki. Rachunek zwalił mnie z nóg. Planowałam odłożyć te pieniądze na prezenty świąteczne, było dopiero lato, plan pewnie by się powiódł...
– Dzięki! To ja idę do domu. – Karolina uciekła od razu po zakupach, zostawiając mnie samą jak palec. Czułam jednak, że znaczę cokolwiek, nawet jeśli jestem tylko chodzącym bankomatem. Mój stan zdrowia jednak gwałtownie się pogorszył.
Konsola była ważniejsza niż babcia
Choć na początku bolał mnie tylko kręgosłup, ból szybko zaczął promieniować na biodra, kolana i ręce. Lekarz zdiagnozował wtedy u mnie chorobę. Do niekończącej się listy wydatków dołączyły więc również leki sterydowe, mocno ograniczające mój budżet. Starałam się chodzić również do fizjoterapeuty, z wizyt wychodziłam jednak pełna wyrzutów sumienia. Swoje pieniądze mogłam przeznaczyć przecież na wnuki...
– Mamo! Mamy sporo wydatków, życie jest coraz droższe. Pomóż kupić im coś pod choinkę. – nagabywała mnie córka.
– Córciu, przecież kupię. – uspokajałam Adę.
– Nie chodzi o jeden prezent. Mam ze sobą listę tego, co chciałyby dostać dzieciaki. Możesz zapłacić również za prezenty ode mnie? Mam coraz większe zmarszczki, nie wyrobię z rachunkami za botoks. Nie mogę tak wyglądać w wieku 38 lat! – lamentowała.
– Dobrze, skarbie... Zobaczmy, co chcą dostać.
Już wcześniej kupowałam prezenty dzieciom na poczet Ady, przestało ruszać więc mnie to, że nie zbieram za nic laurów. Zgodziłam się opłacić listę prezentów. Nie znam się na nowoczesnej technologii, elektroniczne nazwy na początku nie zrobiły więc na mnie wrażenia. Kiedy z pomocą komputera zorientowałam się jednak, ile kosztuje wybrana przez wnuki konsola do gier i telefon, zdębiałam. Nie starczy mi nawet na rachunki!
– Córa, słuchaj. Te prezenty to mój trzymiesięczny czynsz. Z moją emeryturą ledwie starcza na jedzenie i leki, skąd tyle wezmę? – próbowałam negocjować.
– Mamo, dzieci odstają od rówieśników, bo nie mają tego wszystkiego. Coś wymyślisz! – wykrzyczała więc Ada. Czy botoks doszczętnie wyżarł jej już mózg?
Zgodziłam się ponownie, bo wiedziałam, że Ada woli fundować przyjemności sobie, niż kupić coś dzieciom. Nie chciałam, by wnuczęta spędziły święta pełne smutku...
Wzięłam pożyczkę od krętacza
Przeliczanie zaskórniaków schowanych w skarpecie nie pomogło. Choć na początku listopada wykonałam kilka zleceń krawieckich, wciąż brakowało kilku tysięcy. Wstyd było mi prosić o pomoc sąsiadki i przyjaciółki, a banki odmawiały mi pożyczek przez moją słabą wydolność finansową. Musiałam wziąć sprawę w swoje ręce: zgłosiłam się więc do hazardzisty, z którym lewe interesy kręcił jeszcze za życia mój mąż.
– Potrzebuję pomocy. – wołałam od progu.
– Ja mam teraz panią wpuścić, a pani wykopywała mnie z domu, gdy przychodziłem do Kazika?
Faktycznie, pozbywałam się go zawsze, gdy tylko obawiałam się, że mój mąż znów przegra lub przepije zarobione przeze mnie pieniądze.
– To były dawne czasy. Oddam z dużym procentem. – negocjowałam.
– Dobra. Daj tysiaka, to załatwię. – zaproponował.
Poczułam się zmieszana. Wręczyłam mu jednak kopertę.
– Madame czy Rufus? – zapytał ni z gruchy, ni z pietruchy.
– Słucham? – nie rozumiałam, o co mu chodzi.
– Po prostu wybierz. Co ci się bardziej podoba? – zapytał.
– Chyba Madame.
Kiedy kilka dni później zapukałam do jego mieszkania, odprawił mnie z kwitkiem.
– Chodziło o konie! Myślałaś, że wyczaruję pieniądze z kapelusza? Madame przegrała wyścig, więc kasy nie ma. – zatrzasnął przede mną drzwi.
– Oszukali mnie, bo kazałaś mi wytrzasnąć pieniędzy, których nie mogę zdobyć! – nawrzeszczałam później na Adę, wręcz taranując ją po drodze. – Nie dostaniesz ani grosza. Niestety, przykro mi.
– No to sprzedaj obrączkę, albo...
– Nie ma mowy!
– No to powiem dzieciom, że nici z prezentów przez babcię. – zadeklarowała uśmiechnięta.
Rozłączyłam się. Co miałam zrobić?
Wzburzona wtargnęłam więc do łazienki i zaczęłam pakować do wora wszystkie luksusowe kosmetyki i perfumy, które kupowałam jej przez lata. Zamknęłam się na klucz, więc córka nie wiedziała, co tak właściwie robię. Zaraz potem opuściłam w biegu dom Ady.
– Mama mówi, że jesteś złodziejką! – odebrałam telefon od Karoliny. – Okradłaś ją własnymi rękami!
Rozłączyłam się. Co miałam zrobić? Sprzedać kosmetyki, które sama jej kupiłam? Nic mi to nie da, skoro własne wnuki uważają mnie za żmiję. Od tej pory nie odpowiadam na telefony i poświęcam się szyciu. To, co zarobię, przeznaczę na własne jedzenie i leki.
Czytaj także:
„Przez 8 lat bezskutecznie starałam się o dziecko. Mąż i jego rodzina zataili jego chorobę, a ja straciłam czas”
„Mój mąż jest zazdrosny o córkę. Daje jej kolejne szlabany i odstrasza narzeczonych, bo boi się nastoletniej ciąży”
„Żona leżała w szpitalu i nie potrafiłem jej pomóc. Nie miałem siły zajmować się dziećmi, a one przecież też cierpiały”