Marta zawsze była dla mnie kimś wyjątkowym. Miała w sobie to coś – pewność siebie, która mnie onieśmielała, i ciepło, które przyciągało jak magnes. Poznaliśmy się cztery lata temu na wyjeździe integracyjnym, i od tamtej pory świat nabrał kolorów. Każdy jej uśmiech, każda drobnostka, którą robiła – wszystko mnie urzekało.
Wiedziałem, że chcę z nią spędzić resztę życia. Dlatego pomysł oświadczyn dojrzewał we mnie długo. Chciałem, by ten moment był idealny. Żadne standardowe wręczanie pierścionka na kolacji w restauracji nie wchodziło w grę. Marta zasługiwała na coś więcej, na coś niezapomnianego.
Kupiłem bilety i zaplanowałem podróż
Wenecja. To było nasze wspólne marzenie, odkąd po raz pierwszy obejrzeliśmy razem film, którego akcja toczyła się w tym mieście kanałów. Widziałem wtedy, jak jej oczy rozświetliły się na widok gondoli sunących po wodzie i delikatnych świateł odbijających się w tafli.
Kupiłem bilety i zaplanowałem podróż tak, by oświadczyć się w miejscu, które dla niej znaczyło coś więcej. Pomyślałem, że wręczę jej bilety podczas spotkania ze znajomymi. Wiedziałem, że Marta ceni sobie obecność bliskich, a ich radość będzie dodatkowym elementem niespodzianki.
Byłem pewny, że to doskonały plan. Wyobrażałem sobie jej wzruszoną twarz, gdy otwiera pudełko. To musiało być coś więcej niż tylko pierścionek w pudełku. Bo Marta zasługiwała na coś więcej.
Wszystko zapowiadało się jak zwykle. Zbieraliśmy się na wieczór u Anny i Pawła – naszych najbliższych znajomych. Marta, ubrana w sukienkę, którą uwielbiała, ale rzadko nosiła, przeglądała się w lustrze, poprawiając włosy. W jej spojrzeniu widziałem coś więcej niż tylko radość z planowanego spotkania.
Może to niepewność? Może jakieś pytanie, którego nie wypowiedziała na głos?
– Dobrze wyglądam? – zapytała w końcu, obracając się w moją stronę.
– Jak zawsze – odpowiedziałem, z uśmiechem.
Marta nie skomentowała, tylko westchnęła i sięgnęła po torebkę. Od pewnego czasu wyczuwałem, że coś w niej narasta. Może był to stres związany z pracą, a może coś, czego nie chciała mi powiedzieć.
Gdy dotarliśmy do Anny i Pawła, w salonie panowała typowa dla nich wesoła atmosfera. Anna, jak zawsze, przywitała nas szerokim uśmiechem, a Paweł od razu rzucił jakiś żart, który rozluźnił wszystkich.
Rozmowy toczyły się wokół codziennych spraw – pracy, planów na wakacje. Anna, korzystając z chwili, gdy Marta została sama z nią w kuchni, postanowiła poruszyć temat, który dręczył Martę od dawna.
Powoli otworzyła pudełko
Słyszałem ich szepty zza ściany.
– I co, Adam w końcu coś planuje? – zapytała cicho, opierając się o blat.
Marta uniosła brew, udając obojętność.
– Nie wiem. Czasami myślę, że... może on po prostu tego nie chce.
Anna spojrzała na nią z wyraźnym zaskoczeniem.
– Nie chce? Marta, przecież wy świetnie do siebie pasujecie!
Marta wzruszyła ramionami, próbując ukryć swoją frustrację.
– Nie wiem, Anka. Czasem wydaje mi się, że czekam na coś, co nigdy się nie wydarzy.
Tymczasem w salonie przyszedł moment, na który czekałem. Poprosiłem wszystkich o uwagę i sięgnąłem po pudełko, które leżało schowane w torbie.
– Mam dla Marty coś specjalnego – powiedziałem, zerkając na nią z uśmiechem.
Marta zamarła. W jej oczach dostrzegłem coś, co mnie zaskoczyło – nadzieję zmieszaną z nerwowym oczekiwaniem. Wszyscy skupili na nas wzrok, a ja, czując delikatny ucisk w żołądku, wręczyłem jej pudełko.
Otworzyła je powoli. Przez chwilę trwała w bezruchu, wpatrując się w bilety.
– To bilety do Wenecji – powiedziałem, z dumą. – Nasze wspólne marzenie.
Marta podniosła na mnie wzrok, a jej wyraz twarzy zmienił się błyskawicznie.
Czułem narastającą frustrację
– Wow – powiedziała, z wymuszonym uśmiechem. – Bilety. Ale to nie ten „prezent”, na który czekałam.
W salonie zapadła cisza. Paweł próbował rozładować atmosferę.
– Adam, ty romantyku. A może zamierzasz się jej oświadczyć na gondoli? Zastanówcie się, ile razy można pomylić pierścionek z biletem!
Kilka osób zaśmiało się nerwowo, ale Marta wstała i wyszła do drugiego pokoju. Wszyscy spojrzeli na mnie, a Anna rzuciła tylko:
– Chyba powinieneś za nią pójść.
Czułem, jak mój idealny plan rozpada się na kawałki.
Znalazłem Martę w kuchni. Stała oparta o blat, wpatrując się w okno. Z jednej strony chciałem ją przytulić, z drugiej – czułem narastającą frustrację. To miała być radosna chwila, nasz mały krok w stronę wspólnych marzeń.
– Marta… – zacząłem niepewnie.
– Nie musisz nic mówić – przerwała, nawet na mnie nie patrząc. – Naprawdę, Adam, wszystko jest jasne.
– Co jest jasne? – Pytanie zabrzmiało ostrzej, niż chciałem. – Że chciałem zrobić coś wyjątkowego? Że planowałem dla nas podróż, żeby…
– Wyjątkowego? – Odwróciła się w moją stronę z gorzkim uśmiechem. – Adam, ja nie potrzebuję Wenecji. Nie potrzebuję biletów. Czekałam na coś, co naprawdę pokaże, że traktujesz mnie poważnie.
Zamilkłem, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
– Nie rozumiesz? – kontynuowała. – Każda moja znajoma już dawno wie, na czym stoi. Mają domy, dzieci, śluby. A ja? Mam bilety na wycieczkę, która w twojej głowie jest wielkim gestem.
Zrobiło mi się gorąco
– To nie jest tylko wycieczka – broniłem się. – To miała być część czegoś większego. Nie chciałem, żeby to było takie zwykłe...
– Zwykłe? – Jej głos podniósł się o oktawę. – Adam, to nie jest kwestia zwykłości. To kwestia tego, że ciągle czuję się, jakbyś mnie trzymał w niepewności. Jakbyś nie był gotowy.
– Ale jestem gotowy! – niemal wykrzyknąłem.
Marta spojrzała na mnie uważnie, jakby szukała w moich słowach prawdy, której sama nie była pewna.
– Gotowy na co? Na wspólne życie, czy na kolejne unikanie rozmów o tym, co dalej?
Zrobiło mi się gorąco. Wszystkie moje starania, te tygodnie planowania, nagle wydawały się nic nie znaczyć.
– Chciałem, żeby to było piękne – powiedziałem cicho, opuszczając wzrok.
– A ja chciałam wiedzieć, że naprawdę mnie wybierasz – odpowiedziała równie cicho.
Słowa Marty bolały, bo wiedziałem, że miała w tym trochę racji. Przez długi czas unikałem rozmów o ślubie, myśląc, że mamy jeszcze czas. Teraz widziałem, jak bardzo dla niej było to ważne.
– Może nie rozumiem cię tak, jak powinienem – przyznałem. – Ale to nie znaczy, że cię nie kocham.
Marta przez chwilę stała w milczeniu, a potem wyszła z kuchni, zostawiając mnie samego z moimi myślami.
Noc była niespokojna. Marta zamknęła się w naszej sypialni, a ja zostałem na kanapie w salonie. Z głośnika cicho sączyła się muzyka, ale nawet ulubione melodie nie pomagały. Leżałem, wpatrując się w sufit i przewracając w głowie każde słowo, które padło w kuchni.
Nie mogłem tego tak zostawić
Czy naprawdę aż tak się pomyliłem? Myślałem, że robię coś wyjątkowego, że pokazuję, jak bardzo mi na niej zależy. Ale może Marta miała rację – może bardziej skupiałem się na tym, co ja uważałem za idealne, zamiast zrozumieć, czego ona potrzebuje.
Marta była inna. Dla niej życie musiało mieć konkretny plan. Zawsze wiedziała, czego chce – w pracy, w relacjach, we wszystkim. Często mówiła, że chaos ją przeraża, że potrzebuje stabilizacji, by czuć się bezpiecznie. A ja… ja myślałem, że daję jej tę stabilizację, będąc po prostu obok.
Czułem, jak narasta we mnie lęk. A jeśli ona nie wybaczy mi tego błędu? A jeśli w jej oczach zawsze będę tym facetem, który nie potrafił się zdecydować?
Postanowiłem, że muszę naprawić sytuację. Wstałem, wziąłem pierścionek, który ukrywałem w kieszeni kurtki, i obejrzałem go w świetle lampy. Był idealny, przynajmniej według mnie. Ale czy to wystarczy, żeby naprawić wszystko, co dziś się wydarzyło?
Nie miałem pewności, ale wiedziałem jedno – nie mogłem zostawić tego tak. Musiałem znaleźć sposób, by pokazać Marcie, że naprawdę ją wybieram. Nie kiedyś, nie w Wenecji, ale teraz, tu i teraz.
Rano postanowiłem: pójdę do niej do pracy. Powiem wszystko, co czuję, i zrobię to, co powinienem zrobić już dawno temu.
Stałem pod budynkiem biurowca Marty z pierścionkiem w kieszeni. Z każdą minutą czułem, jak pot na moich dłoniach nasila się, a serce bije mocniej. Wiedziałem, że muszę to zrobić teraz, zanim znowu odsunę wszystko na później.
Recepcjonistka spojrzała na mnie z wyraźnym zainteresowaniem, gdy poprosiłem o możliwość spotkania z Martą.
– Pan z kwiatami? – zapytała, wskazując na stojącego obok kuriera.
– Nie, ja... z czymś ważnym – odpowiedziałem, uśmiechając się nerwowo.
Weszła do windy i wezwała Martę. Minutę później drzwi windy otworzyły się z cichym dźwiękiem. Marta stanęła na progu, wyraźnie zaskoczona moją obecnością. Wyglądała na zmęczoną – pewnie po naszej nocy pełnej napięć też niewiele spała.
Zapadła niezręczna cisza
– Co tu robisz? – zapytała chłodno.
– Musimy porozmawiać – zacząłem, wpatrując się w jej oczy.
Kiwnęła głową i poprosiła, żebyśmy usiedli w małej salce konferencyjnej na końcu korytarza. Nie zamknęła drzwi, co tylko podkreślało dystans, jaki pojawił się między nami.
Usiadłem naprzeciwko niej, a przez chwilę trwała niezręczna cisza. Marta bębniła palcami o stół, wyraźnie czekając na to, co mam do powiedzenia.
– Wiem, że wczoraj popełniłem błąd – zacząłem. – Myślałem, że planuję coś wyjątkowego, coś, co sprawi, że zapamiętasz ten moment na zawsze. Ale teraz widzę, że nie zrozumiałem tego, co naprawdę dla ciebie ważne.
Marta uniosła brew, ale nie przerwała.
– Chciałem, żebyśmy zaczęli nowy etap w Wenecji, ale może zapomniałem, że to nie miejsce, ale moment ma znaczenie. I dlatego... dlatego przyszedłem tutaj. Bo nie mogę czekać, żeby ci powiedzieć, że chcę spędzić z tobą resztę życia.
Wyciągnąłem pierścionek i położyłem go na stole między nami. Marta spojrzała na niego, a potem na mnie. Jej oczy zaszły łzami, choć starała się nie dać tego po sobie poznać.
– Dlaczego tak trudno było ci to zrobić wcześniej? – zapytała cicho.
– Bo bałem się, że nie zrobię tego dobrze – odpowiedziałem szczerze. – A teraz boję się, że możesz mnie odrzucić.
Marta wzięła pierścionek do ręki, obracając go w palcach.
– To nie jest kwestia pierścionka, Adam – powiedziała. – Chodzi o to, żebyśmy byli po tej samej stronie. Żebyś nie bał się rozmawiać o przyszłości.
– Obiecuję, że będę się starał – powiedziałem. – Daj mi szansę to naprawić.
Marta przez chwilę nic nie mówiła, ale w końcu skinęła głową.
– Przyjmuję oświadczyny, Adam. Ale musimy nad tym popracować.
Było to dalekie od idealnego zakończenia, jakie sobie wyobrażałem. Ale w tamtej chwili liczyło się tylko to, że powiedziała „tak”.
To był dobry początek
Wenecja była dokładnie taka, jak ją sobie wyobrażaliśmy – romantyczna, malownicza, pełna ciepłych świateł odbijających się w kanałach. Siedzieliśmy w gondoli, patrząc na zachód słońca, który zmieniał barwy nieba na złoto i róż. Marta oparła głowę na moim ramieniu, a ja czułem, jak wreszcie ogarnia mnie spokój.
Przyjęła oświadczyny, to prawda. Ale czułem, że między nami wciąż unosi się cień wcześniejszych emocji. Jej słowa w biurze, choć pełne nadziei, były też ostrzeżeniem. Nie mogłem pozwolić, by nasze różnice znowu podważyły to, co razem zbudowaliśmy.
Marta spojrzała na mnie, przerywając ciszę:
– Adam, wiesz... czasem zastanawiam się, czy Wenecja to naprawdę był twój plan od początku, czy tylko sposób na naprawienie tego, co się między nami stało.
Uśmiechnąłem się, ściskając jej dłoń.
– Planowałem Wenecję już od tygodni. Ale myślałem, że wystarczy, jeśli zrobię coś wyjątkowego. Nie zrozumiałem, jak bardzo potrzebowałaś prostego gestu, rozmowy... tego, żebyśmy byli w jednym miejscu razem, a nie w dwóch różnych światach.
Marta milczała przez chwilę, a potem powiedziała:
– Wiesz, cieszę się, że to wszystko się wydarzyło. Nie tylko dlatego, że teraz mamy pierścionek, ale dlatego, że zaczęliśmy mówić o tym, co dla nas naprawdę ważne.
Poczułem, jak moje serce się uspokaja. Było w tych słowach coś, co dało mi nadzieję.
Nasza podróż była piękna, ale najważniejsze było to, co przywieźliśmy z niej do domu – nową perspektywę i determinację, by lepiej się rozumieć. Nasz związek nigdy nie będzie idealny, bo żaden taki nie jest. Ale teraz wiedziałem, że jesteśmy gotowi na to, by pracować nad tym razem.
Pod koniec naszej podróży, spacerując wąskimi uliczkami Wenecji, Marta zatrzymała się nagle i spojrzała na mnie z uśmiechem.
– Wiesz co? Myślę, że jednak dobrze zrobiłeś z tymi biletami. To był dobry początek.
– Ale nie koniec – odpowiedziałem, przyciągając ją do siebie.
Zawsze będziemy pracować nad tym, by wybierać siebie nawzajem, każdego dnia. I choć miłość to nie bajka, wiedziałem, że możemy uczynić naszą historię wyjątkową.
Adam, 32 lata
Czytaj także:
„Nie lubię dzieci, a sąsiadka i tak wciskała mi smarkacza do opieki. Teraz, po latach, chłopak się mi odwdzięczył”
„Moja wnuczka wiecznie ma fochy. Usługuję jej na każdym kroku, a ona potrafi pluć moimi pierogami”
„Chłopak porzucił mnie jak stare kapcie i zniknął. Myślałam, że uciekł do kochanki, jednak prawda była gorsza”