„Zanosiłam kwiaty na grób męża, a potem wypatrywałam cmentarnego amanta. Aż wyszły na jaw jego prawdziwe zamiary”

Kobieta stroik na cmentarz fot. iStock by Getty Images, Claudiad
„Pewnego dnia, po naszej kolejnej długiej rozmowie, w której opowiedział mi o swojej siostrze, poczułam coś dziwnego. Moje serce nagle przyspieszyło, a w żołądku coś się ścisnęło. – O co tu chodzi? – szeptałam do siebie, wracając do domu”.
/ 24.10.2024 19:00
Kobieta stroik na cmentarz fot. iStock by Getty Images, Claudiad

Wszystko zaczęło się na cmentarzu. Już od trzech lat odwiedzałam grób mojego męża, Marka. To było miejsce, gdzie mogłam odpocząć od bólu, który stał się częścią mojego codziennego życia. Był moim najlepszym przyjacielem, jedyną osobą, na której mogłam polegać. Kiedy zmarł, miałam wrażenie, że świat się zatrzymał. Zawsze siadałam na tej samej ławce, z widokiem na jego pomnik, trzymając w dłoniach kwiaty, które przynosiłam co tydzień.

Przez kilka miesięcy zauważałam mężczyznę, który odwiedzał grób kilka metrów dalej. Jego twarz była zamyślona, a ruchy powolne i ostrożne. Nie wiedziałam, kim jest, ale od czasu do czasu wymienialiśmy krótkie spojrzenia – takie, które nie potrzebowały słów. Było w nich coś, co dawało mi poczucie, że nie jestem sama w swoim bólu.

Jego obraz pojawiał się w moich myślach

Dni na cmentarzu mijały jeden za drugim, a ja coraz częściej myślałam o tym mężczyźnie. Nie znałam jego imienia, ale jego obecność zaczęła być czymś więcej niż przypadkowym spotkaniem. Często zastanawiałam się, dlaczego tu przychodzi. Czy też kogoś stracił? Może żonę, tak jak ja straciłam męża? Pogrążałam się w tych myślach, aż pewnego dnia, podczas układania kwiatów na grobie Marka, usłyszałam za sobą głos.

– Dzień dobry – odezwał się, a ja podniosłam wzrok, widząc, że stoi tuż obok. – Zawsze widzę panią tutaj, pomyślałem, że może porozmawiamy.

Uśmiechnęłam się lekko, choć w środku czułam napięcie. Odpowiedziałam cicho:

– Dzień dobry. Tak, przychodzę co tydzień... to dla mnie ważne.

Mężczyzna skinął głową.

– Też tu bywam często. Moja siostra... – zamilkł na chwilę, jakby wspomnienia go przygniotły. – Odeszła kilka lat temu.

Poczułam, że coś nas łączy. To nie była już przypadkowa osoba, a ktoś, kto też nosił w sobie ciężar straty.

– Przykro mi – powiedziałam szczerze. – Ja straciłam męża trzy lata temu.

Przez chwilę staliśmy w milczeniu, a cisza, choć niezręczna, była na swój sposób pocieszająca. Po kilku chwilach zapytał:

– Czy zawsze tu siada pani w ten sam dzień? Może moglibyśmy czasem posiedzieć razem?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Z jednej strony te spotkania dawały mi poczucie wspólnoty, z drugiej bałam się, że wciągam się w coś, czego nie rozumiem. Ale powiedziałam:

– Może... tak, czemu nie? To miejsce i tak jest już dla mnie drugim domem.

Od tego momentu nasze rozmowy stawały się coraz dłuższe, a ja z każdą chwilą czułam, że może ten obcy mężczyzna pomoże mi jakoś wypełnić pustkę, którą zostawił po sobie Marek.

Sporo nas łączyło

Każdy tydzień stawał się teraz dla mnie czymś więcej niż tylko rutyną wizyt na cmentarzu. Wiedziałam, że kiedy usiądę na tej samej ławce, on w końcu się pojawi. Zaczynaliśmy od krótkich rozmów o codzienności, o tym, jak radzić sobie ze stratą, o wspomnieniach. Ale z czasem coraz częściej czułam, że czekam na te spotkania. Czułam, że Sławek – bo tak miał na imię, dowiedziałam się tego kilka rozmów później – nie jest już dla mnie tylko rozmówcą na cmentarzu. Jego obecność dawała mi spokój, który był dla mnie nowy. Czasem łapałam się na tym, że przed naszym spotkaniem starannie dobierałam ubranie, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie na cmentarzu.

Zaskoczyło mnie, jak szybko myśli o nim zaczęły przenikać moją codzienność. Kiedy siedziałam w domu, zdarzało mi się wyobrażać nasze rozmowy, zastanawiałam się, co powie, jak się dzisiaj czuje. Czy tęskni za kimś tak samo, jak ja tęskniłam za Markiem? Pewnego dnia, po naszej kolejnej długiej rozmowie, w której opowiedział mi o swojej siostrze, poczułam coś dziwnego. Moje serce przyspieszyło, a w żołądku coś się ścisnęło.

– Co to jest? – szeptałam do siebie, wracając do domu. Czy mogłam zakochać się w kimś po tym, co przeszłam? Przecież nie tak dawno płakałam nad grobem mojego męża, a teraz... teraz czekam na kogoś innego?

Walczyłam z tym uczuciem. Z jednej strony było mi potrzebne, jak powietrze, ale z drugiej – czułam się winna. Marek dopiero co odszedł. To, że poznałam kogoś, kto rozumiał ból straty, nie mogło oznaczać, że jestem gotowa na coś więcej... prawda? Czasem miałam wrażenie, że zdradzam Marka, choć to przecież było niemożliwe. Przecież nie żył.

Ale co mogłam zrobić, jeśli to uczucie we mnie rosło?

„Może... może to jest znak? Może to czas, żebym otworzyła się na nowe życie?” – myślałam.

Nie mogłam jednak zignorować, że Sławek stawał się dla mnie kimś więcej niż tylko towarzyszem na cmentarzu.

Tego się po nim nie spodziewałam

Tego dnia czułam, że muszę coś zrobić. Czekałam na Sławka z większym niepokojem niż zwykle. Wiedziałam, że to, co czuję, nie jest już tylko przypadkową fascynacją. Gdy pojawił się przy grobie siostry, nasze spojrzenia się spotkały, a ja poczułam, jak coś we mnie pęka. Wiedziałam, że muszę zaryzykować, bo to, co między nami się działo, nie mogło być już dłużej ignorowane.

Kiedy rozmowa zmierzała ku końcowi, zebrałam w sobie odwagę.

– Sławku, może... może moglibyśmy kiedyś spotkać się na kawę? Poza tym miejscem. Wiesz, tak po prostu, żeby porozmawiać w bardziej... swobodnych okolicznościach.

Zamilkł. Spuścił wzrok, jakby coś go przytłoczyło, a na jego twarzy pojawił się wyraz bólu, którego nigdy wcześniej u niego nie widziałam. Przez dłuższą chwilę nie odpowiadał, co tylko potęgowało mój niepokój. Kiedy w końcu zaczął mówić, jego głos brzmiał cicho, jakby wstydził się wyznać prawdę.

– Muszę ci coś powiedzieć – powiedział powoli poważnym tonem. – Jestem żonaty.

Świat w jednej chwili zatrzymał się. Patrzyłam na niego, nie wiedząc, co powiedzieć. Czułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg, jakby wszystko, co do tej pory budowałam w głowie, nagle straciło sens.

– Żonaty? – ledwo zdołałam wydusić z siebie te słowa. To było jedno z tych momentów, gdy człowiek czuje, że każda iluzja, którą miał o życiu, właśnie legła w gruzach.

– Moja żona... – kontynuował Sławek, a jego głos drżał. – Jest bardzo chora. Od lat leży w łóżku, potrzebuje ciągłej opieki. Nasze małżeństwo to już nie związek... raczej obowiązek. Ale... nie mogę jej zostawić. Jest całkowicie zależna ode mnie.

Patrzyłam na niego w milczeniu, próbując zrozumieć, co to wszystko dla mnie znaczy. Sławek, który zdawał się być dla mnie ratunkiem w mojej samotności, miał swoje życie, którego ja nie mogłam stać się częścią.

Czułam, jak moje serce pęka na tysiące kawałków. Z jednej strony rozumiałam jego sytuację. Był lojalny, opiekował się swoją żoną z poczucia obowiązku, a jednak... Nie mogłam powstrzymać rozczarowania, które przepływało przez moje ciało.

– Dlaczego mi tego wcześniej nie powiedziałeś? – zapytałam, czując, że muszę się bronić przed tym, co właśnie się wydarzyło.

Nie chciałem cię zranić – odpowiedział z bólem w głosie. – Ale nie mogłem już dłużej udawać, że to wszystko jest proste.

Te słowa ciążyły mi w duszy. Stałam tam, próbując zebrać myśli.

Miałam mętlik w głowie

Od tamtej rozmowy czułam, jakbym znalazła się w emocjonalnym ślepym zaułku. Przez całe dnie myślałam o Sławku i o tym, co mi powiedział. Nie wiedziałam, jak sobie z tym poradzić. Z jednej strony wiedziałam, że to, co do niego czuję, jest prawdziwe, a z drugiej – wiedziałam, że jego życie było o wiele bardziej skomplikowane, niż mogłam sobie wyobrazić. Jego żona... Z każdą chwilą myślenia o niej czułam narastającą winę. Nie mogłam zniszczyć ich małżeństwa, nawet jeśli było tylko pustą formalnością. Czy to oznaczało, że nie miałam prawa walczyć o własne szczęście?

Przez kilka kolejnych tygodni odwiedzałam cmentarz, ale nasze rozmowy już nie były takie same. Były krótsze, bardziej ostrożne, jakby między nami pojawiła się niewidzialna bariera. Zaczęłam unikać dłuższego kontaktu wzrokowego, bałam się powiedzieć coś więcej. Wiedziałam, że muszę podjąć decyzję – albo odetnę się od tej relacji, albo pozwolę jej się rozwinąć, ale za jaką cenę?

W tym całym chaosie czułam, jak rozdarte są moje emocje.

– Co mam zrobić? – szepnęłam do siebie, siedząc przy grobie Marka. – Czy to, co czuję do Sławka, jest wystarczające, by ryzykować? A może powinnam się wycofać, zanim będzie za późno?

Z każdym dniem walczyłam ze sobą coraz bardziej. Pragnęłam Sławka, jego obecności, tego poczucia zrozumienia, które dawał mi od pierwszego dnia. Ale za każdym razem, gdy pomyślałam o jego żonie, coś w środku krzyczało, że to nie jest w porządku. Nie mogłam wejść w ich życie, nawet jeśli ich relacja była już dawno martwa. Czy to sprawiało, że mogłam być z nim szczęśliwa?

Pewnego dnia, kiedy siedzieliśmy na ławce w ciszy, nie wytrzymałam. Musiałam porozmawiać o tym, co mnie trapiło.

– Sławku, nie mogę tak dłużej. To, co się dzieje... to nie jest w porządku ani wobec mnie, ani wobec ciebie – zaczęłam, próbując zachować spokój w głosie. – Wiem, że masz obowiązki wobec swojej żony, ale co z nami? Co z tym, co się między nami dzieje?

Spojrzał na mnie z bólem w oczach. Milczał przez chwilę, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią. W końcu, z ciężkim westchnieniem, powiedział:

– Sam nie wiem. Chciałbym cię prosić, żebyś była cierpliwa, ale to nie byłoby uczciwe. Z nią... to już nie jest małżeństwo, ale ona mnie potrzebuje. Nie potrafię jej zostawić. Nie teraz, kiedy jest całkowicie zależna ode mnie.

Jego słowa przeszyły mnie na wskroś. Miałam wrażenie, że wszystko, co zbudowałam w swojej głowie, rozsypuje się na kawałki.

On też był rozdarty

Czułam, że już dłużej nie mogę żyć w tej niepewności. Każda kolejna wizyta na cmentarzu z Sławkiem była coraz trudniejsza. Nie mogłam patrzeć na niego i udawać, że wszystko jest w porządku. Serce mi pękało, bo z jednej strony wiedziałam, że on nie jest gotowy na więcej, a z drugiej – nie chciałam żyć w zawieszeniu. Miałam prawo do swojego szczęścia, ale czy mogłam go znaleźć, będąc z kimś, kto tkwił w przeszłości?

Tego dnia, gdy znów spotkaliśmy się na cmentarzu, nie mogłam powstrzymać emocji. Miałam dość tego czekania, wątpliwości, rozterek. Musiałam dowiedzieć się, gdzie stoję.

– Musisz mi powiedzieć, czego naprawdę ode mnie oczekujesz – zaczęłam, a mój głos lekko drżał. – Nie mogę tak dłużej, nie mogę być tą trzecią osobą... nie mogę udawać, że to nie ma znaczenia.

Spojrzał na mnie z wyrazem twarzy, który trudno było odczytać. Widziałam w nim smutek, ale też zagubienie. Wiedziałam, że przeżywał wewnętrzną walkę, ale ja nie mogłam już dłużej czekać na jego decyzję.

– Opiekujesz się swoją żoną, to rozumiem. Ale co z nami? – zapytałam. – Gdzie ja w tym wszystkim jestem? Potrzebuję wiedzieć, bo nie chcę być tylko twoim oparciem, gdy wszystko inne się wali.

Przez chwilę milczał, jakby walczył ze sobą, po czym odpowiedział:

– Czuję coś do ciebie, ale... ona jest całkowicie zależna ode mnie. Nie potrafię jej zostawić, nawet jeśli moje serce już dawno zagubiło się gdzieś po drodze. Mam wobec niej obowiązki. I to nie jest coś, od czego mogę uciec.

Każde jego słowo było jak cios w serce. Czułam, że Sławek nie jest w stanie dać mi tego, czego potrzebowałam. Jego lojalność wobec żony, choć zrozumiała, zamknęła dla mnie drzwi, które już wcześniej wydawały się uchylone. Jego uczucia do mnie były prawdziwe, ale to nie wystarczało. Wiedziałam, że jeśli teraz się nie wycofam, będę tkwiła w tej relacji bez przyszłości.

– A co ja mam zrobić? – zapytałam z bólem w głosie. – Nie mogę czekać w nieskończoność. Musisz podjąć decyzję. Albo ja, albo ona... ale ja nie mogę dłużej żyć w cieniu.

Westchnął głęboko, jakby zmagał się z myślami, których nie potrafił uporządkować.

– Nie chcę, żebyś czekała – odpowiedział w końcu. – Ale też nie mogę ci obiecać, że to się zmieni. Moje życie jest... trudne. Nie wiem, czy potrafię w nim znaleźć miejsce dla ciebie, choćbym bardzo chciał. Najbardziej potrzebuję przyjaciółki… Wsparcia w tym wszystkim.

To były słowa, które zmusiły mnie do podjęcia decyzji. Sławek nie był gotowy na to, czego pragnęłam. Był zagubiony w swoim poczuciu obowiązku, a ja nie mogłam tego zmienić.

– Rozumiem – powiedziałam cicho. – Ale ja też muszę myśleć o sobie. Dla mnie to coś więcej.

Sławek spuścił wzrok, a ja poczułam, jak coś we mnie umiera. Wiedziałam, że nasza relacja nie ma przyszłości, że cokolwiek bym zrobiła, nigdy nie będę na pierwszym miejscu.

Postawiłam na siebie

Po tej rozmowie czułam, jakby coś we mnie pękło. Nasze spotkania na cmentarzu, które kiedyś były moją oazą spokoju, teraz stały się ciężarem. Wiedziałam, że muszę się odciąć, musiałam postawić na siebie. Nie mogłam dłużej pozwalać, by moje życie zależało od kogoś, kto nie potrafił się zdecydować. Nie chciałam być opcją, chciałam być czyimś wyborem – ale Sławek nie był w stanie mi tego dać. Z bólem serca podjęłam decyzję.

Przestałam chodzić na cmentarz. Przynajmniej na jakiś czas. To miejsce, które kiedyś dawało mi ukojenie, teraz przypominało mi o wszystkim, co straciłam – nie tylko o Marku, ale też o nadziei, którą miałam na coś nowego. Sławek był dla mnie czymś więcej niż przypadkowym człowiekiem, ale nasza relacja od początku była skazana na porażkę.

Pamiętam, jak pewnego dnia chodziłam po parku, głęboko zamyślona, rozważając, co zrobić dalej. Każdy krok wydawał się cięższy niż poprzedni, jakby coś mnie przygniatało do ziemi. Wiedziałam, że zrobiłam to, co musiałam, ale to nie zmieniało faktu, że bolało.

„Może w innym życiu, w innych okolicznościach, wszystko mogłoby być inaczej” – myślałam, wpatrując się w opadające jesienne liście. – „Może gdybyśmy spotkali się wcześniej, kiedy oboje byliśmy wolni od swoich przeszłości, moglibyśmy być szczęśliwi. Ale teraz... muszę myśleć o sobie. Nie mogę wiecznie czekać na kogoś, kto nie potrafi się zdecydować”.

Te myśli krążyły mi po głowie, gdy zdecydowałam, że dam sobie czas. Czas na to, by zrozumieć, czego tak naprawdę pragnę od życia. Może spotkania z Sławkiem nauczyły mnie, że jeszcze potrafię czuć coś więcej, że mogę jeszcze kochać, ale nie mogłam godzić się na wszystko. Nie mogłam budować swojego życia na czyjejś niepewności.

Maria, 45 lat

Czytaj także:
„Na Wszystkich Świętych zamiast staropolskiego bigosu przy stole była awantura. Sekret zmarłego męża wyszedł na jaw”
„Młoda wdowa zaproponowała mi wspólną wizytę na cmentarzu. Zapaliła mój znicz, a później rozpaliła serce”
„Gdy ojciec zniknął z naszego życia, miałam do niego żal. Poznałam sekrety taty dopiero, kiedy staliśmy nad jego grobem”

Redakcja poleca

REKLAMA