Kto tu jest ofiarą? Jak zwykle koło południa zadzwoniłam do taty. Od kiedy mieszka sam, czyli od śmierci mamy, robię to codziennie. Nawet gdy jestem na urlopie…
– Cześć, córeczko – odpowiedział na moje powitanie. – Właśnie pożegnałem… gościa – zawahał się lekko. – Twoja koleżanka tu była, pożyczyłem jej dwieście złotych. Dla syna… Podobno ciężko chory. Chciała trzysta, ale nie miałem. Wiesz, jestem przed emeryturą.
Czy on oszalał?
– Jaka koleżanka? Czemu pożyczyłeś pieniądze obcej kobiecie?!
– No, jak to jaka? Pani Maja. Mówiła, że wszystko z tobą uzgodniła, odda ci, kiedy się spotkacie, a ty oddasz mnie… No, chyba tak się z nią umówiłaś, prawda?
– Z nikim się nie umawiałam, nie znam żadnej Majki! – zdenerwowałam się. – Jak ona wyglądała? A zresztą, nieważne… Tato, tyle razy prosiłam, żebyś nikogo nie wpuszczał. Żadnych domokrążców, fałszywych kominiarzy, ni-ko-go! Nie pamiętasz?
– Ale ona z tobą do szkoły chodziła! No tu, do podstawówki na Partyzantów. Taka nieduża, ciemne włosy…
– Może i chodziła, a jak… – chciałam zapytać o imię, dalej drążyć, ale nagle dotarło do mnie, że to nie ma sensu. – W porządku. Ja się z nią rozmówię – uspokoiłam ojca.
Dalsze wyjaśnianie nic by nie dało. Ojciec w ostatnim czasie bywał rozkojarzony, zagubiony. Już raz o mało nie dał się podejść jakiemuś oszustowi, który podawał się za kolegę mojego syna, i chciał wyłudzić pieniądze na rzekomą kaucję za Maćka. Dobrze, że tata miał tyle rozumu, żeby nie uwierzyć, że jego wnuk mógłby mieć jakikolwiek konflikt z prawem. Kiedy po powrocie zobaczyłam ojca, po prostu wyjęłam z portfela 200 złotych i oddałam mu, mówiąc, że to od tej Majki. Za nic nie mogłam sobie przypomnieć nikogo o tym imieniu. Trudno. Tata najpewniej padł ofiarą jakiejś cwaniary, która być może wiedziała o moim istnieniu, i go po prostu sprytnie podeszła. Nie powinna była pomagać synowi w ten sposób…
Minął rok
Znów był koniec lata, znów wybierałam się na krótki urlop nad morze. Wybrałam się do galerii handlowej, żeby dokupić jakieś potrzebne drobiazgi i wpadłam na Monikę, koleżankę z podstawówki, z którą widywałyśmy się od czasu do czasu, raz od wielkiego dzwonu.
– Słyszałaś, że Małgośka jest chora? – ledwo usiadłyśmy, by napić się kawy, Monika zastrzeliła mnie pytaniem o wspólną kumpelkę z dawnych lat.
– No skąd! Wieki jej nie widziałam. Miałam nawet zadzwonić w czerwcu, życzenia imieninowe jej złożyć, ale jakoś nie wyszło… Leczy się, wyjdzie z tego? – spytałam z nadzieją.
Monika zrobiła wymowny gest, wskazując kciukiem w dół.
– O, jeszcze coś… Wiesz, że syn Majki umarł? Niecałe 30 lat… – rzuciła kolejną hiobową wieść.
– Majki, której Majki?
– Nie kojarzysz? Tej, co jej ojciec był adwokatem, mieli mnóstwo forsy. Ona krótko z nami chodziła, jakieś trzy lata. Potem wyprowadzili z naszej dzielnicy.
– No a co z tym synem, wypadek?
– Nie do końca. Brał jakieś świństwa podobno od szkoły średniej. Majka, głupia, chodziła po ludziach i pieniądze pożyczała na ten syf dla niego, podobno ją szantażował, że jak mu nie da kasy, to zacznie kraść. Do mnie przyszła dwa razy: raz jej dałam 50 złotych, a za drugim razem stówę. Mówię ci, Iza, żal było na nią patrzeć – Monika westchnęła, a ja nagle przypomniałam sobie historię sprzed roku, kiedy jakaś obca kobieta odwiedziła mój rodzinny dom…
– Wiesz, że ona była u mojego ojca? – powiedziałam. – Staruszek jej dwieście złotych dał, znaczy „pożyczył”, a ona mu wmawiała, że się ze mną na zwrot pożyczki umówiła.
Rozstałyśmy się z Moniką w kiepskich nastrojach
Chociaż z Majką nigdy się nie przyjaźniłam, to było mi przykro, że takie nieszczęście spotkało dawną koleżankę. Po powrocie z urlopu dowiedziałam się jeszcze od znajomych z lat szkolnych, że mąż Majki, tak jak jej ojciec, był adwokatem i że robił wszystko, żeby syna wyciągnąć z nałogu. Chłopak zdołał zrobić maturę, potem nawet jakąś szkołę policealną skończył, ale zabrakło mu silnej woli, żeby na zawsze zerwać z nałogiem. Podobno największą krzywdę wyrządziła chłopakowi właśnie matka, która za każdym razem, gdy wyciągał do niej rękę po pieniądze, dawała mu, ile chciał. Gdy mąż zablokował przed nią konto, wynosiła z domu cenne przedmioty. W końcu została z synem sama… Za każdym razem, kiedy myślę o Majce, zastanawiam się, czy była złą matką, czy może po prostu źle pojmowała miłość macierzyńską… Na pewno była bardzo nieszczęśliwa. Zastanawiam się też, czy ludzie – tacy jak Monika, jak mój tata – litując się nad nią, nie przyłożyli ręki do tego nieszczęścia…
Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”