„Zamiast nieść jajka w święconce, w Wielkanoc donosiłam ludziom kawę. To tata uratował mnie przed świąteczną samotnością”

samotna kobieta w Wielkanoc fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Pamiętałam, jak tata zawsze dawał mi i Matowi po zajączku. Czasami był czekoladowy, innym razem porcelanowy albo drewniany. Raz dostaliśmy żelki w kształcie zajączków, a kiedy miałam dziesięć lat, ojciec zrobił mi niespodziankę i zając okazał się wielkim pluszakiem. To miały być pierwsze święta bez zajączka od taty”.
/ 01.04.2023 17:15
samotna kobieta w Wielkanoc fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

– Strasznie mi przykro, tatuś… – jęknęłam do telefonu. – Jeżdżę przez całą niedzielę. Przyjadę w Lany Poniedziałek, pójdziemy na spacer, dobrze?

Przez chwilę milczał i wiedziałam, o czym myślał. Wieczerzy wigilijnej też nie zjedliśmy razem, przyleciałam z Francji dopiero po świętach. Rodzina, u której pracowałam, nie chciała mi zapłacić za grudzień, gdybym wyjechała na święta. W Nowy Rok wróciłam do domu.

Miałam szczęście, że koleżanka konduktorka załatwiła mi pracę w wagonie restauracyjnym od zaraz. Dołączyłam do ekipy i po krótkim szkoleniu zaczęłam jeździć po Polsce i Europie. Tata rozumiał, że mam niestandardowe godziny pracy, ale i tak było mu przykro. Miał już tylko mnie. Po śmierci mamy mógł liczyć na mnie i mojego brata, ale kiedy Mat zginął dwa lata temu, a ja wyjechałam do Francji, ojciec został zupełnie sam. Nigdy jednak się nie skarżył. Przeciwnie, to zawsze on starał się być dla mnie wsparciem. Bo ja także miałam tylko jego…

Nie chciałam zostawiać go samego

Kiedyś był jeszcze Mariusz, mój narzeczony, ale zerwał ze mną, kiedy zaczęłam szukać sukni ślubnej. Stwierdził, że jednak „małżeństwo to nie dla niego”. To tata wtedy powstrzymał mnie przed zrobieniem jakiejś głupoty. Dzwoniłam do niego z Bordeaux i po prostu słuchałam, jak powtarzał, że jestem wyjątkową dziewczyną i miłość jeszcze mnie odnajdzie. A teraz mówiłam tacie, że nie spędzę z nim Wielkanocy.

– Bardzo mi przykro – szepnął. – Będzie ci pewnie smutno… Wszyscy będą jechali na święta do rodzin, a ty w tym Warsie na posterunku…

Uśmiechnęłam się, bo jak zwykle pomyślał o mnie, nie o sobie.

– Będę tu miała całkiem niezłe wielkanocne śniadanie – rzuciłam z wymuszoną wesołością. – Przyniosę z domu koszyczek i zjem w towarzystwie kurczaka i baranka.

W Wielką Sobotę położyłam się spać wcześniej. Kilkanaście godzin na nogach, z przyklejonym do twarzy uśmiechem i w cisnącej firmowej kamizelce stanowiło mało wyczekiwaną perspektywę. Nastawiłam się, że po prostu będę musiała jakoś przetrwać. Jadąc na dworzec, myślałam też o innych Wielkich Nieobecnych – mojej mamie, bracie, dziadkach, z którymi tak uwielbiałam w dzieciństwie siadać do wielkanocnego stołu. 

Pamiętałam, jak tata zawsze dawał mi i Matowi po zajączku. Czasami był czekoladowy, innym razem porcelanowy albo drewniany. Raz dostaliśmy żelki w kształcie zajączków, a kiedy miałam dziesięć lat, ojciec zrobił mi niespodziankę i zając okazał się wielkim pluszakiem. To miały być pierwsze święta bez zajączka od taty.

W Warsie było pełno ludzi

Kiedy tylko wsiadłam do pociągu, musiałam odłożyć smętne rozważania i zająć się pasażerami. W wagonie restauracyjnym rzadko brakuje wolnych miejsc. Ludzie coraz częściej zamawiają posiłek albo kawę do przedziału. Na tej trasie jednak prawie wszystkie stoliki były zajęte. Zza kontuaru nie widziałam końca wagonu, więc kiedy szłam, by przyjąć zamówienie od pasażera siedzącego tyłem, zupełnie nie spodziewałam się, że zobaczę…

– Tata?! – zatrzymałam się zdziwiona w pół kroku. – Co ty tu robisz? Dlaczego jedziesz do Berlina?

– Żeby spędzić z tobą Niedzielę Wielkanocną, mała – odpowiedział z błąkającym się po twarzy uśmiechem. – Nie to, że bardzo lubię podróżować w święta, ale ten oto koleżka uparł się, że mam kupić bilet tam i z powrotem.

To mówiąc, pokazał mi szklanego zajączka, którego trzymał w zaciśniętej dłoni. Poczułam, że nie mogę powstrzymać płaczu. Mój sześćdziesięcioletni tata zdecydował się spędzić kilkanaście godzin w pociągu tylko po to, żeby móc być blisko mnie. Doskonale wiedziałam, że nie lubił jeździć nawet dwie godziny w góry, a teraz siedział w wagonie restauracyjnym i oznajmiał, że nie zamierza się z niego ruszyć.

– Jak święta, to święta – stwierdził. – Macie tu całkiem niezłe menu. Przyjmie pani zamówienie?

Byłam taka szczęśliwa

To był najbardziej rozczulający prezent, jaki kiedykolwiek od kogoś dostałam. Tata został w Warsie przez kilka godzin, później sama nalegałam, żeby nieco odpoczął w wagonie pierwszej klasy. W drodze z Berlina znowu był w zasięgu mojego wzroku. Za każdym razem, kiedy szłam z zamówieniem, czułam, jak odprowadza mnie wzrokiem, a potem znowu pochyla się nad książką o hodowli roślin skalnych. Kiedy miałam wolniejszą chwilę, siadałam obok niego i rozmawialiśmy albo rozwiązywaliśmy krzyżówkę z ostatniej strony magazynu o ogrodnictwie.

Lany Poniedziałek spędziliśmy u mnie, bo tata miał chwilowo dość podróżowania koleją. Nie omieszkałam oblać go o świcie wodą z zabawkowego, plastikowego jajeczka, które pamiętało jeszcze czasy mojego dzieciństwa. A szklany zajączek dołączył do całej masy swoich sobowtórów, które zapełniają półkę nad moim łóżkiem.

Pamiętam dokładnie każdą z tych figurek i święta, o jakich ma mi przypominać. Były oczywiście radośniejsze i bardziej rodzinne niż tamta Wielkanoc, ale ta zapadnie mi w pamięć na zawsze. Bo chociaż zawsze wiedziałam, że tata mnie kocha, to dopiero wtedy zrozumiałam, jak bardzo.

Czytaj także:
„Mąż zostawił mnie z dziećmi i założył nową rodzinę. Teraz chce wrócić, w dodatku nie sam. Mam go przyjąć z powrotem?”
„Byłem samotnym ojcem i kobiety rzucały się na mnie jak na świeże mięso. Wolałem być sam, niż być z kimś na siłę”
„Umarłam wraz ze śmiercią mojego męża. Zamknęłam się w domu na 4 spusty i chciałam być sama. Córka uświadomiła mi, że to błąd”

Redakcja poleca

REKLAMA