Zawsze wiedziałam, że Rafał nie jest typem sportowca. Poznaliśmy się w pubie, kiedy on świętował z kolegami urodziny jednego z nich, a ja z przyjaciółkami wstąpiłyśmy na pizzę po kilku godzinach spędzonych na tańcach. Jakoś tak wyszło, że grupy nam się pomieszały i ja wylądowałam koło Rafała. Przegadaliśmy resztę nocy, a potem on zaproponował, że odprowadzi mnie do domu.
Doszłam do wniosku, że coś się musi zmienić
Mieszkałam wprawdzie zaledwie kilka przecznic dalej, ale która dziewczyna nie przystałaby na propozycję romantycznego spaceru? W dodatku w trakcie naszej rozmowy okazało się, że mieszkamy na sąsiednich osiedlach. Ku mojemu zdumieniu, Rafał, kiedy tylko wyszliśmy przed klub, zamówił taksówkę.
– A co, nogi na loterii wygrałaś? – roześmiał się, kiedy delikatnie zasugerowałam, że moglibyśmy wrócić piechotą, bo wschód słońca jest taki piękny. – Zdrowie należy oszczędzać, w końcu ma się tylko jedno!
Mnie się wydawało, że spacery są jak najbardziej wskazane dla zdrowia, ale nie zamierzałam się kłócić. Zauroczony człowiek nie widzi w drugiej osobie wad, dlatego z początku nie przeszkadzało mi, że wszędzie jeździliśmy autem, naszą najczęstszą rozrywką były wypady do knajpy albo kina, i że nie chodzimy nawet na głupie spacery do parku…
Ale z czasem, a szczególnie po tym, kiedy ze zgrozą zauważyłam, że nie mieszczę się już nawet w moją ulubioną sukienkę, doszłam do wniosku, że coś się musi zmienić. Nie podobało mi się to, jak strasznie się zapuściłam. Wcześniej co tydzień chodziłam z dziewczynami potańczyć, teraz najczęściej siedziałam w domu z Rafałem i zajadaliśmy się chipsami przed telewizorem.
Postanowiłam, że tak dłużej być nie może! I powzięłam zamiar namówienia mojego chłopaka na jakąś aktywność fizyczną. Niestety wszystko, co zaproponowałam, wydawało się Rafałowi „zbyt męczące”, „za drogie” albo „za bardzo obciążające stawy”…
– Przydałoby się nam trochę ruchu! – przekonywałam go. – Zobacz, już
ci się robi brzuszek…
Osiągnęłam tyle, że się na mnie obraził, bo niby wytykam mu wady.
Myślałam, że chce zmienić styl życia
Zamierzałam w końcu zabrać się za siebie sama i zacząć biegać albo chodzić z kijkami, ale z drugiej strony, wolałabym ćwiczyć z Rafałem, nie sama. Motywacja nie taka jak trzeba, no i radość ze zgubionych kilogramów też mniejsza… Zresztą, ja naprawdę niepokoiłam się o zdrowie Rafała. Pracował jako kierowca autobusu, więc całe dnie spędzał, siedząc, a wieczorami też praktycznie się nie ruszał. Nie dość, że wyraźnie tył, to jeszcze wyniki badań okresowych nie wyszły mu najlepiej. On jednak, jak to typowy facet, machał na wszystko ręką.
– Przecież codziennie robię mnóstwo kilometrów – śmiał się. – Co za różnica, czy na nogach, czy autem?
I choć próbowałam prośbą, groźbą i szantażem, Rafał nie dał się namówić do żadnej aktywności fizycznej. I nigdy w życiu nie przypuszczałabym, że w ruszeniu go z kanapy pomoże mi… gra komputerowa! Pewnego dnia wróciłam z pracy po godzinach i zastałam Rafała w przedpokoju.
– Mówię ci, ale czad! – zachwycał się, machając mi przed nosem swoim telefonem. – Patryk polecił mi taką jedną grę… Jest super! Pójdziesz ze mną na spacer?
Wytrzeszczyłam oczy. Mój chłopak i spacer? No, no… stał się cud.
– Może najpierw coś zjem? – zasugerowałam mu, bo po dziesięciu godzinach w sklepie byłam na ostatnich nogach. – Albo trochę odsapnę…
Pozwolił mi jedynie na zmianę obuwia i pociągnął mnie za sobą do parku. Już się ucieszyłam, że moje tyrady w końcu do niego trafiły i zamierza zmienić styl życia na bardziej aktywny. Nie rozumiałam tylko, co ma do tego jakaś gra… Szybko się jednak przekonałam, o co chodzi.
Rafał, zamiast ze mną rozmawiać, wpatrywał się jak zaczarowany w ekran komórki! Nie patrzył na drzewa i liście, które zaczęły już zmieniać kolory, tylko przez cały czas gapił się w ekran swojego telefonu!
Co gorsza, gra stała się jego obsesją!
– Czyś ty całkiem zwariował? – zapytałam wkurzona. – Jaki jest sens w chodzeniu we dwoje, skoro nawet nie zwracasz na mnie uwagi?
– Maleńka, my nie chodzimy, my polujemy na pokemony! – uświadomił mi z dumą.
Wiedziałam, że pokemony to takie stworki z kreskówek. Kiedy byłam mała, dzieciaki za nimi szalały, choć ja akurat wolałam inne postacie. Ale co miało znaczyć, że Rafał je łapał?
– Oglądasz okolicę przez ekran komórki, która jest połączona z GPS-em, a kiedy zauważasz, że jest tu jakiś pokemon, to go łapiesz! – wyjaśniał mi Rafał szczegóły tej zabawy. – O widzisz, widzisz?! – dźgał paluchem w ekran swojego telefonu, pokazując mi na nim jakieś żółte stworzonko z krzywym ogonem. – Złapałem go, teraz mogę go trenować, wystawiać do walki z innymi pokemonami…
– Ale po co? – dalej nie rozumiałam.
Rafał spojrzał na mnie, a potem się obraził, że nie rozumiem jego pasji. Co gorsza, gra stała się jego obsesją! Do tej pory nie mogłam doprosić się, żeby poszedł ze mną na spacer, teraz zaś całymi popołudniami krążył po okolicy, oczywiście z nieodłącznym telefonem w ręce. Czasem z nim chodziłam, ale niezbyt często, bo nie miałam z tego żadnej frajdy.
Równie dobrze mogłam spacerować sama, bo obok mnie nie było mężczyzny, tylko dzieciak zafascynowany nieistniejącymi stworzonkami z kreskówek. Zaczęłam się o niego martwić. Raz tak się zapatrzył w ekran telefonu w pogoni za jakimś wyjątkowo rzadkim pokemonem, że mało nie wlazł na czerwonym świetle na ulicę, w ostatniej chwili chwyciłam go za kurtkę!
Z czasem zaczęłam widywać coraz więcej ludzi, którzy musieli grać w to samo, co Rafał, bo chodzili nieprzytomnie po chodnikach, wpatrując się tylko w telefon. Naprawdę okropnie to wyglądało, jakby nagle zamienili się w jakieś zombie, patrzące szklistym wzrokiem i nie zwracające uwagi na świat wokół nich. I przy tym jeszcze przekonywali, że ta gra wyciągnęła ich z domów, dużo więcej czasu spędzają na świeżym powietrzu!
Ta gra zamieniła się w nałóg
Nie wiem, jak polowanie na wymyślone stworki mogło mieć taki wpływ na dorosłych ludzi! Sami, z własnej woli nie potrafili wyjść na spacer, tylko trzeba im było do tego tworzyć wirtualną rzeczywistość?! Rzeczywistość, w której nie ma miejsca na rozmowę z drugim człowiekiem czy choćby podziwianie przyrody…
Rafał ściągnął mi tę grę na telefon, żebym osobiście przekonała się, jaka jest fajna. Mnie jednak od początku wydawała się głupia. Nie miałam zamiaru chodzić po mieście, szukając nie wiadomo czego. Wolałam, spacerując, robić bukiety z liści albo zbierać siostrzeńcom kasztany.
Co gorsza, Rafał nawet w domu od czasu do czasu rzucał okiem na telefon, bo podobno te pokemony mogą pojawiać się nawet w mieszkaniach! Doszło do tego, że rzucał wszystko i leciał z telefonem do parku, bo jakiś znajomy dał mu cynk, że pojawił się tam pokemon, którego jeszcze nie miał w swojej kolekcji…
Czułam się, jakbym miała w domu nie dorosłego, odpowiedzialnego mężczyznę, tylko dzieciaka, który nie umie odróżnić życia od wirtualnego świata. Wiedziałam, że mnóstwo facetów moich koleżanek uwielbia gry komputerowe, ale nie przesłaniały im one całego świata!
A z Rafałem było coraz gorzej, doszło do tego, że nie dało się z nim normalnie porozmawiać, bo kiedy sugerowałam, że chyba ta gra zamieniła się w nałóg, wychodził z domu, trzaskając drzwiami. Oczywiście z telefonem. Może jednak zacisnęłabym zęby i próbowała tę jego „pasję” przeczekać, gdyby nie to, co stało się pewnego popołudnia…
W niedzielę wracaliśmy na piechotę z obiadu u moich rodziców. Było ciepło, więc na osiedlu domków jednorodzinnych, w prawie każdym ogródku ktoś robił grilla. Smakowity zapach kiełbasek roznosił się po całej okolicy. Rafał, który na czas obiadu wyłączył telefon, bo mu kazałam, widać nie mógł się już dłużej powstrzymać. Wyciągnął go i zaczął coś studiować.
Przez niego tylko najadłam się wstydu
– Ale fart! – krzyknął nagle. – Patrz! Jest strasznie rzadki, tylko, kurczę, muszę się do niego zbliżyć…
Wycelował telefon w najbliższy ogródek, po czym nie zwracając uwagi na fakt, że na werandzie siedzi cała rodzina i patrzy na niego jak na głupka, przeskoczył przez niskie ogrodzenie i zaczął biec przez trawnik. Oczywiście cały czas wpatrywał się w telefon, usiłując namierzyć stworka, którego tylko on widział.
– Co pan robi?! – oburzył się gospodarz. – Proszę natychmiast opuścić moją posesję, bo zawołam policję!
Rafał zaczerwienił się i coś tam jęknął, ja mało nie spaliłam się ze wstydu i zaczęłam szybko wyjaśniać sytuację. Gospodyni tylko pokiwała głową.
Przeprosiliśmy gospodarzy i szybko wycofaliśmy się na ulicę. Jeszcze tego samego popołudnia usunęłam Rafałowi aplikację. Nie protestował…
Czytaj także:
„Rozwiodłam się z mężem, ale nadal mieszkamy razem. Odkąd nie jestem jego żoną, nagle potrafi być dla mnie miły”
„Moja matka zachowuje się jak nastolatka. Wstyd mi, że w wieku 50 lat skacze ze spadochronem, zamiast piec ciasta dla wnuczki”
„Nieznajoma poprosiła, żebym popilnowała jej dzieci na placu zabaw. Nie wróciła, a dzieci mieszkały u mnie przez tydzień”