„Żałuję, że nie chciało mi się studiować. Teraz mam 40 lat i jedyne fuchy, jakie mi oferują to zmywak i kopanie rowów”

Spełniałem każdą zachciankę żony, a ona mnie zdradziła fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„– Albo rzucisz tę pracę, albo ja rzucę ciebie. Śmierdzi wszystko. Ciuchy trzeba wyrzucić. Co gorsza w domu też cuchnie… – oznajmiła mi żona. Nie kłamała. To niesamowite, jak przesiąkłem tym zapachem. Byłem załamany. Czy naprawdę jestem skazany tylko na taką robotę? Nie podobała mi się myśl, że rodzice mieli rację i że powinienem był się uczyć”.
/ 10.06.2023 21:30
Spełniałem każdą zachciankę żony, a ona mnie zdradziła fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Mam prawie 40 lat i dopiero teraz wyszedłem na ludzi. Bo przez długi czas nie traktowałem życia poważnie. Wydawało mi się, że wystarczy mieć nieco sprytu i dwie sprawne ręce, żeby wyjść na swoje. A jednak rodzice mieli rację, bez wiedzy i wykształcenia człowiek nie jest wart zbyt wiele. Wszystko jedno, czy wyższe, czy zawodowe, ale jakieś trzeba mieć. Kiedy skończyłem liceum i zdałem maturę, tata namawiał mnie na studia.

– Musisz mieć zawód – przekonywał mnie. – Bo co będziesz w życiu robił?

– Poradzę sobie – byłem mądrzejszy. – A kariera naukowa to nie dla mnie.

– Nikt ci nie każe być profesorem – wtrąciła się mama. – Ale jeżeli nie chciałeś studiować, to trzeba było iść do technikum. Bo co ty po ogólniaku, z samą maturą, zrobisz? Jakieś studium byś chociaż zaliczył…

Ale ja miałem inne plany

Zaraz po szkole pojechałem z kumplem do Anglii. Liczyłem, że się tam zakręcę, zarobię, i kto wie – może zostanę? Owszem, pracę znalazłem bez problemu, ale żeby przeżyć na miejscu na przyzwoitym poziomie i trochę odłożyć, musiałem harować jak wół. Po dwóch latach doszedłem do wniosku, że to nie dla mnie.

W Niemczech jest lepsza robota, w magazynie – powiedział pewnego dnia kumpel. – Mam znajomości w Berlinie, wkręcimy się.

Tak też uczyniliśmy. Praca była lżejsza, ale zarobki raczej gorsze. W dodatku z każdym rokiem rosła konkurencja – i nasi, i inni przyjeżdżali na saksy całymi rodzinami. Nie mogliśmy liczyć na żadną podwyżkę, bo nasz pracodawca dobrze wiedział, że na nasze miejsce jest kilku chętnych i to za mniejsze pieniądze. 

Zmywam się z powrotem do kraju – powiedziałem wreszcie do kumpla. – Tyle co tu, to w Polsce też zarobię. A wśród swoich zawsze lżej.

– Ja zostaję – stwierdził kolega.

Wróciłem sam i przez dobre pół roku nie mogłem znaleźć żadnej roboty. Za grosze nie chciałem robić, a dobrej kasy nikt mi nie oferował. Mieszkałem u rodziców i z coraz większym przerażeniem patrzyłem, jak topnieją moje oszczędności zarobione za granicą.

Skończ, dziecko, jakąś porządną szkołę – wzdychała mama. – Konkurencja na rynku coraz większa, teraz to nawet na budowę fachowców szukają.

Musiałem przyznać jej rację

Czytałem przecież ogłoszenia. Wszędzie chcieli ludzi po szkole i najlepiej z doświadczeniem. Niemrawo zacząłem rozglądać się za możliwością dokształcenia. Pieniędzy miałem na semestr, może dwa, ale rodzice obiecali, że dołożą. Mimo wszystko, jakoś mnie do nauki nie ciągnęło. I kiedy udało mi się dostać pracę w sklepie, od razu przestałem szukać szkoły.

– Źle robisz – skwitował mój tata, jednak ja byłem zadowolony.

Robota nawet mi się podobała. Rozmawiałem z klientami, z czasem zacząłem prowadzić drobne negocjacje handlowe. Byłem kimś w rodzaju akwizytora-handlowca. Szef był ze mnie zadowolony i miałem nadzieję, że z czasem awansuję. Ale minął rok, potem kolejny… Kiedy przyjął jakiegoś młodego chłopaka na stanowisko kierownika, które miało być moje, nie wytrzymałem i powiedziałem mu wprost, że liczyłem na awans.

Ależ panie Piotrze, przecież pan nie ma studiów – zdziwił się.

Byłem zły. Na niego i na siebie. Chciałem nawet rzucić tę robotę, ale nie mogłem. Moja dziewczyna, Kasia, była w ciąży.

– Schowaj teraz swoją ambicję do kieszeni – powiedziała mi, kiedy odgrażałem się, że szef mnie jeszcze popamięta. – Będziesz miał dziecko. Mowy nie ma, żebyś przez zranioną dumę stracił teraz pracę. Pieniądze są nam bardzo potrzebne.

Zacisnąłem więc zęby i pracowałem dalej. Nie trwało to jednak długo. Mój syn miał zaledwie rok, kiedy szef wręczył mi wypowiedzenie.

– Stawiamy w naszej firmie na rozwój – powiedział. – Wiedział pan o tym, kiedy się zatrudniał. I uważam, że już nic więcej pan nie osiągnie. A pana stanowisko wymaga… No cóż, lepiej sprawdzą się młodzi ludzie.

– Przecież ja ledwo skończyłem 34 lata – patrzyłem na niego zdumiony.

– I najwyższy czas na zmiany.

Załamałem się. Nie tyle przez utratę pracy, ile przez to, co mi powiedział. Czułem się jak kompletny nieudacznik. A potem było tylko gorzej.

Długo nie mogłem znaleźć roboty

Wszyscy mi odmawiali. Przez brak wykształcenia i doświadczenia, jak twierdzili. Jeżeli nawet gdzieś mnie zatrudniali, to po kilku miesiącach zwalniali.

– Potrzebowaliśmy pracownika tylko dorywczo – słyszałem.

Zaczęliśmy mieć kłopoty finansowe. Kaśka, co prawda, pracowała, ale z jednej i to niewielkiej pensji trudno było wyżyć. Z tego wszystkiego zacząłem coraz częściej zaglądać do kieliszka, co raczej nie poprawiało naszej sytuacji, ale ja czułem się lepiej. Przynajmniej, gdy szumiało mi w głowie… No i właśnie w knajpie, gdy akurat kiwałem się przy butelce, spotkał mnie kumpel z podwórka. Dosiadł się, postawił kolejkę. A kiedy dowiedział się, że zapijam smutki, bo nie mam roboty, poklepał mnie po ramieniu.

– To ja ci z nieba spadłem – stwierdził. – Mam robotę i to całkiem niezłą. Płacą naprawdę przyzwoicie.

– Gdzie? – popatrzyłem na niego z niedowierzaniem. – Jak przyzwoicie, to chyba nielegalne. Ja może głupi jestem, ale nie złodziej.

– Co ty gadasz? Uczciwa robota, jak złoto, tylko może niezbyt pachnąca.

– Jak to? – nie rozumiałem.

– Po pijaku to żadna gadka. Przyjdź jutro do mnie – dał mi jakąś karteczkę. – Powiem, co i jak, zdecydujesz.

No i powiedział, a ja o mało nie padłem… Okazało się, że za miasteczkiem ekshumują stary cmentarz i trzeba trumny na nowy przenieść.

– Fragment cmentarza, bo jak rzeczkę uregulowali, to woda tam podchodzi, trumny podmywa – wyjaśnił. – No i nieboszczyków na nowe miejsce przenoszą. Przyjemna robota to nie jest, fakt, ale płacą jak się należy. A przede wszystkim od ręki dają dniówkę. I flaszkę gratis.

– Jaką flaszkę? – nic z tego nie rozumiałem.

– Nie rozumiesz? – zachichotał. – Przy takiej robocie trzeba się dezynfekować, nie? A co lepsze niż spiryt?

Wahałem się, ale pieniądze były potrzebne

Zwłaszcza szybkie pieniądze. Poszedłem. Niestety, towarzystwo było nieciekawe, bo zaciągnęli się do tej roboty sami nieciekawi ludzie. Nie będę opowiadał, jak ta praca wygląda, bo prawdę mówiąc, wolałbym nie pamiętać. Tak czy inaczej, po wszystkim poszliśmy z kumplem się napić. W krzaki…

Do knajpy nas nie wpuszczą – tłumaczył mi. – Cuchniemy.

Miał rację. Śmierdzieliśmy okropnie. Jak wróciłem do domu, wyszorowałem się od stóp do głów, Kaśka rzeczy od razu uprała. Ale to nic nie dało.

– Będziesz spał na kanapie – powiedziała. – Nie zniosę tego smrodu.

Po tygodniu postawiła ultimatum.

– Albo rzucisz tę pracę, albo ja rzucę ciebie – oznajmiła mi. – Śmierdzi wszystko. Ciuchy trzeba wyrzucić. Co gorsza w domu też cuchnie…

Nie kłamała. To niesamowite, jak przesiąkłem tym zapachem. Mdlącym smrodem zepsutego mięsa. Szorowałem się szczotką, pumeksem, wlewałem do wanny olejki do kąpieli. Zgoliłem włosy. Wszystko na nic. Nie tylko Kaśka miała dość. Ludzie odsuwali się ode mnie w sklepie, w autobusie. Jak poszedłem do knajpy, to mnie wyproszono, potraktowano jak menela. Zresztą, sam czułem, jak cuchnę. Nie byłem w stanie nic przełknąć, wszystko śmierdziało. To wtedy podjąłem decyzję, że pójdę na studia. Rodzice znowu obiecali mi pomóc. Wybrałem finanse i zarządzanie. Po roku teść dał mi robotę u siebie w firmie.

– Jeszcze niewiele umiesz, ale do małej księgowości pod okiem fachowca się nadasz – stwierdził. – Ale pamiętaj, że uczciwie masz robić, ja leserów nie zatrudniam i dla zięcia wyjątku nie zrobię.

Po tylu latach wrócić do szkoły, uczyć się po nocach, a jednocześnie pracować w ciągu dnia było naprawdę ciężko. Nie miałem też wolnych weekendów, bo wtedy odbywały się zajęcia. Chwilami padałem z nóg. Ale czułem motywację. Za każdym razem, kiedy myślałem, że nie dam rady, przypominała mi się moja ostatnia robota.

– Wiesz, ja naprawdę byłam gotowa cię wtedy zostawić – wyznała ostatnio Kaśka. – To było nie do wytrzymania.

– Domyślam się – skrzywiłem się. – W życiu bym nie pomyślał, że człowiek może tak strasznie śmierdzieć. Ile ja tam robiłem? Ze trzy tygodnie?

– Trzy i pół – Kaśka pokiwała głową. – Liczyłam każdy dzień.

Mówią, że żadna praca nie hańbi. Na pewno, robić trzeba wszystko, nawet to, co ja robiłem. Ale nie ma takiej siły, która zmusiłaby mnie jeszcze raz do tej roboty. Do dziś, jak sobie przypomnę tamten czas, mam wrażenie, że znowu czuję ten mdlący, okropny odór. Nie, to nie dla mnie. Nic dziwnego, że tylko desperaci tam pracują. Ja na szczęście wciąż mam wybór.

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA