„Żałowałam, że nie wybaczyłam mężowi zdrady. Zaciągnęłam go do łóżka i upozorowałam ciążę, żeby do mnie wrócił”

dojrzała kobieta fot. Adobe Stock, Andy Dean
„Andrzej żałował, że mnie zdradził, błagał, żebym mu wybaczyła, ale nie potrafiłam. Złożyłam pozew i wkrótce każde z nas poszło swoją drogą. Im więcej czasu mijało od rozwodu, tym bardziej żałowałam, że po prostu nie przyjęłam przeprosin. Zrobiłabym wszystko, żeby cofnąć czas”.
/ 21.01.2022 07:19
dojrzała kobieta fot. Adobe Stock, Andy Dean

Rozwiedliśmy się z Andrzejem dwa lata temu. Zdradził mnie na jakimś wyjeździe służbowym, a co chyba jeszcze gorsze, miał takie wyrzuty sumienia, że przyznał mi się do wszystkiego i chciał ode mnie rozgrzeszenia.

Nie potrafiłam mu go dać, nie potrafiłam wybaczyć. Sytuacja jeszcze bardziej się skomplikowała, kiedy okazało się, że panienka mojego męża zaszła w ciążę. Wtedy wyrzuciłam Andrzeja z domu i złożyłam pozew o rozwód. Przychodził, przepraszał, tłumaczył się i prosił o przebaczenie.

– Anka, zrozum, to była tylko chwila zapomnienia – powtarzał w kółko.

– Z tej chwili zapomnienia będziesz miał dziecko – przypominałam mu.

– My przecież też mamy dziecko, nie zapominaj o tym.

– To raczej ty zapomniałeś.

Nie potrafiłam mu wybaczyć. Za bardzo zostałam zraniona, za bardzo cierpiałam. W końcu Andrzej przestał mnie przepraszać, pogodził się z tym, co nieuniknione, całą winę wziął na siebie. Trzy miesiące po rozwodzie zamieszkał z matką swojego dziecka.

W domu, to znaczy w moim domu, gdzie mieszkałam z naszym trzyletnim synkiem, pojawiał się regularnie. Bawił się z małym, zabierał go na spacery, na lody, na plac zabaw. Tylko do siebie go nie zabierał. To ja o to prosiłam i Andrzej nie miał nic przeciwko.

Chyba jego Edyta też tego nie chciała. Nawet trochę mnie dziwiło, że Andrzej nie chciał poznać ze sobą chłopców, byli przecież przyrodnimi braćmi. Chwilami miałam jednak wrażenie, że jego nowy związek nie był udany. Może zamieszkał z Edytą tylko dlatego, że była z nim w ciąży?

Rozstanie z mężem to był błąd

– Jak możesz pozwalać Andrzejowi, żeby zachowywał się u ciebie jak w domu? – pytała mnie siostra.

– Nie rozumiem, o co ci chodzi? – udawałam, bo dobrze rozumiałam.

– Powinnaś sobie ułożyć życie, a jemu postawić jakieś granice?

– Przecież przychodzi do dziecka. 

Zosia wzruszyła ramionami.

– Dobrze, że ma świetny kontakt z małym, ale nie powinien czuć się u ciebie jak domownik. A gdybyś chciała zaprosić jakiegoś mężczyznę?

– Daj mi spokój – warknęłam. – Ja nie szukam przygód.

– Niby dlaczego? Zamierzasz całe życie być sama?

– Nie zastanawiałam się nad tym.

To była prawda. Nie szukałam nowych znajomości, cały swój czas poświęcałam Bartusiowi i na razie nie chciałam nic zmieniać. Nie wyobrażałam sobie innego mężczyzny na miejscu Andrzeja, to on był moją miłością.

Im więcej czasu mijało od rozwodu, tym bardziej żałowałam, że po prostu nie wybaczyłam mu zdrady. Teraz byłby ze mną i z Bartkiem, a Edyta sama wychowywałaby dziecko. Chyba wolałabym takie rozwiązanie.

W końcu zaczęłam się zastanawiać, w jaki sposób odzyskać byłego męża, co zrobić, żeby do nas wrócił i zostawił Edytę. Zaczęłam wydzwaniać do niego z każdym drobiazgiem, wymyślałam stany podgorączkowe Bartka, ból gardła, ucha czy brzuszka, który wymagał natychmiastowego podania lekarstwa. Za którymś razem synek oznajmił tatusiowi, który przywiózł syrop na przeziębienie, że on się dobrze czuje i żadnego syropu pił nie będzie.

Andrzej popatrzył wtedy na mnie uważnie i stwierdził, że chyba powinniśmy porozmawiać.

– Oszukałaś mnie – bardziej stwierdził niż spytał. – On nie jest chory.

– Wcześniej mówił, że boli go gardło – upierałam się. – Zmienił zdanie, bo nie lubi syropu, ot co.
Czułam, że Andrzej mi nie wierzy i muszę zmienić taktykę.

Kupiłam kilka nowych ciuchów, poszłam do fryzjera, kosmetyczki i… zaczęłam uwodzić byłego męża.

Wierzyłam, że z Edytą jest tylko z obowiązku

Kiedy chodziłam po mieszkaniu w kusej sukience, Andrzej wprost nie odrywał ode mnie wzroku. Któregoś wieczora zaproponowałam, aby został na kolację. Wahał się, zerkając na odłożony na stole telefon.

– Zrobiłam lazanię – dodałam, aby go dodatkowo przekonać. To było jego ulubione danie.
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.

– Przecież Bartek nie lubi lazanii.

– Dla niego mam naleśniki.

Spojrzenie Andrzeja stało się jednym wielkim znakiem zapytania.

– Zrobiłaś lazanię dla mnie?!

– Dla siebie również.

– W takim razie nie mogę odmówić – zdecydował.

Otworzyliśmy wino. Andrzej wypił tylko trochę, bo przyjechał samochodem, ale wystarczyło, aby atmosfera zrobiła się luźna. Razem zjedliśmy kolację, Bartek bawił się kolejką na dywanie, telefon na stole dzwonił kilka razy, ale Andrzej nie odbierał.

– Może powinieneś? – spytałam przy którymś dzwonku.

– Może – wzruszył ramionami.

– Będzie się martwiła – nie wiem, dlaczego to powiedziałam. Szczerze mówiąc, nic mnie nie obchodziło, co myślała Edyta. Miałam swoje plany i zamierzałam je zrealizować.

Od tego czasu Andrzej coraz częściej jadał z nami niedzielny obiad, lub zostawał na kolację, po której wspólnie kładliśmy Bartka spać. W końcu któregoś wieczora zdobyłam się na odwagę i zapytałam:

– Nie żałujesz, że się rozstaliśmy?

Andrzej długo patrzył na mnie w milczeniu, jakby szukał w myślach dobrej odpowiedzi.

– Wiesz, że nigdy nie chciałem się rozstawać, to była twoja decyzja – powiedział w końcu.

– Zdradziłeś mnie…

– Tak – pokiwał głową. – Zrobiłem błąd, ale chciałem, żebyś mi przebaczyła. Naprawdę kochałem tylko ciebie.

Już chciałam zapytać, dlaczego w takim razie tak szybko zamieszkał z Edytą, ale ugryzłam się w język. Chyba nie chciałam tego wiedzieć. Wolałam myśleć, że tylko dlatego, że była w ciąży.
Nie wiem, jak to się stało, że wylądowaliśmy wtedy w łóżku. Nie planowałam tego, przynajmniej nie tak szybko.

Kiedy obudziłam się rano, Andrzeja już nie było. W komórce czekała na mnie wiadomość: „Przepraszam, że wyszedłem bez pożegnania. Lepiej, żeby Bartek mnie nie widział”.

Wolałabym, żebyśmy obudzili się razem, żeby syn go zobaczył. To byłoby może coś w rodzaju zobowiązania, w każdym razie wymagałoby wyjaśnień. A tak nie miałam nic. Andrzej nie pojawił się u mnie przez cały następny tydzień, telefonicznie odwołał spotkanie z Bartusiem, potem kolejne.

– Czyżbyś więcej nie zamierzał widywać się z synem? – zapytałam wtedy nie bez złośliwości.

– Naprawdę nie mogę – usłyszałam w odpowiedzi. – Wpadnę do was w przyszłym tygodniu, musimy porozmawiać. I… chciałem cię przeprosić – dodał.

– Nie masz za co – mruknęłam. Byłam zła i na niego i na samą siebie, ale nie chciałam prowokować kłótni.

– Porozmawiamy, jak przyjdę – uciął Andrzej i się rozłączył.

Nie mogłam uwierzyć, że mnie odtrącił

Nie tak wyobrażałam sobie naszą rozmowę, zupełnie nie tak. Dostałam, co prawda, kwiaty, ale chyba w ramach przeprosin. Usłyszałam, że Andrzejowi jest przykro, że to, co zaszło między nami, nie powinno było się wydarzyć i nic takiego nie może się więcej powtórzyć. Słuchałam tego zaskoczona i zdziwiona.

– Andrzej, posłuchaj… – próbowałam mu przerwać, ale nie bardzo wiedziałam, co powiedzieć. Nie miałam odwagi przyznać się, że chciałabym go odzyskać, że chciałabym, aby znowu zamieszkał ze mną i z Bartkiem.

– Przykro mi, ale między nami wszystko skończone. Jeśli liczysz na mój powrót, to – rozłożył ręce – po prostu jest za późno. Mam już nową rodzinę – dokończył cicho.

Najchętniej wygarnęłabym mu, że jest draniem, jednak gdzieś w duchu zdawałam sobie sprawę, że wina leży też po mojej stronie. A może nawet bardziej po mojej, najpierw go wyrzuciłam, a potem sprowokowałam.

Od tego czasu sytuacja jednak uległa zmianie, nie chciałam, żeby Andrzej spędzał u mnie w domu tyle czasu. On też chyba tego nie chciał. Zabierał Bartka na lody, na spacery a nawet do siebie do domu. Małemu to odpowiadało, miał jakąś odmianę, nowe atrakcje. Polubili się podobno z przyrodnim bratem. Wyszło na to, że cały mój plan obrócił się przeciwko mnie. Dotychczas były mąż był moim przyjacielem, a teraz już nie.

Kilka tygodni później zorientowałam się, że jestem w ciąży. To był szok. Dlaczego wcześniej nie pomyślałam, że może do tego dojść? Powinnam była, przecież specjalnie się wtedy nie zabezpieczaliśmy.

Kiedy pierwsza złość minęła, zaczęłam zastanawiać się, co dalej. Dawniej chciałam mieć kilkoro dzieci, ale w tej sytuacji trudno powiedzieć, żebym była szczególnie uradowana. Na własne życzenie i z własnej głupoty wpakowałam się w problemy.

– Muszę z tobą porozmawiać – powiedziałam byłemu mężowi, kiedy przyprowadził wieczorem Bartusia.

– Coś się stało? – patrzył uważnie.

– Nie mogę teraz. Musimy pogadać sami, bez małego – szepnęłam.

– Nie mogę dziś zostać. Umówimy się jutro po pracy, dobrze? Zostaw Bartka u mamy, będziemy mogli spokojnie porozmawiać – chyba wyczuł, że mam coś ważnego do powiedzenia.

A ja sama nie byłam pewna, czy mu mówić, czy nie. Ale na co niby miałam czekać? Przecież prędzej czy później i tak by się zorientował.

– Jestem w ciąży – oznajmiłam od razu, kiedy usiadłam przy stoliku w kawiarni. Nie chciałam tego odkładać, wolałam mieć już za sobą.

Andrzej milczał, patrząc na mnie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Czyżby się tego spodziewał?

– Jesteś absolutnie pewna? – wykrztusił w końcu.

– Wyszło na teście. U lekarza wprawdzie jeszcze nie byłam, ale…

– Musisz jak najszybciej iść, może to jednak fałszywy alarm – w głosie Andrzeja brzmiała nadzieja.
Pokręciłam głową.

– Raczej na to nie licz. Kobieta czuje takie rzeczy.

– Naprawdę? Szkoda, że nie czułaś, że możesz zajść w ciążę, kiedy szłaś ze mną do łóżka – warknął.

Czy on pomyślał, że…

– Myślisz, że zrobiłam to specjalnie? – wyszeptałam wstrząśnięta.

– Przepraszam – z Andrzeja jakby uszło powietrze. – Po prostu to dla mnie szok. Co zamierzasz zrobić?

– To raczej ciebie chciałam zapytać, co ty zamierzasz – odbiłam piłeczkę. – Ja nie mam wielkiego wyboru, właściwie żadnego.

Wydawało się, że rozmowa zmierza  do kłótni. Jeszcze kilka zdań i będziemy żałować tego, co powiedzieliśmy. Andrzej milczał.

– Nie zostawię Edyty i małego – oznajmił w końcu. – Będę płacił na dziecko, tak jak na Bartka – dodał.

– Jak uważasz – wstałam z krzesła.

– Ania – chwycił mnie za rękę, usiłował przytrzymać, ale się wyrwałam.

– Nie chcę cię więcej widzieć! Jesteś wstrętny! – krzyknęłam i wybiegłam, nie oglądając się za siebie.

Wracałam do domu na piechotę, z trudem powstrzymując łzy. Powinnam się tego spodziewać, a jednak łudziłam się, że usłyszę: „Zostawię Edytę i wracam do ciebie. Znowu będziemy razem”. Ale czy to rzeczywiście byłoby dobre rozwiązanie, czy potrafilibyśmy z tych okruchów miłości na nowo stworzyć rodzinę?

Długo nikomu nie mówiłam, że jestem w ciąży. Byłam w czwartym miesiącu, gdy siostra spytała, czy chcę jej coś powiedzieć. Wtedy jej powiedziałam. Nie ukrywałam prawdy. Była wstrząśniętą.

– Kobieto, coś ty narobiła?! I to z Andrzejem? – nie mogła uwierzyć. – Tobie chyba Bóg rozum odebrał.

Zośka zawsze twardo stąpała po ziemi, bardziej kierowała się rozumem niż uczuciami. Jednak spodziewałam się z jej strony wsparcia, a nie takich słów. Rozpłakałam się.

– Płacz nic nie pomoże. Stało się, teraz musisz wychować dziecko.

– Nie wiem, jak sobie sama poradzę – chlipnęłam przerażona.

– No przecież ci pomogę, głupia – pogładziła mnie po ramieniu.

Dowiedziałam się, że Andrzej już nie mieszka z Edytą

Andrzej zachowywał się tak, jakby nic się nie zmieniło. Przyjeżdżał i zabierał Bartka, czasem bawił się z nim w domu, ale rzadko. Miałam wrażenie, że nie chciał na mnie patrzeć. Dawał mi tylko więcej pieniędzy niż zasądzone alimenty.

– Potrzebujesz na lekarza i na witaminy – stwierdził krótko.

Nie unosiłam się honorem, bo pieniądze rzeczywiście były mi potrzebne. Ciążę przechodziłam dość ciężko. Byłam słaba, ociężała, wiecznie zmęczona. Nie wiem, jak dałabym sobie radę, gdyby nie pomoc Zosi.

Wczesną wiosną urodziłam córkę, Agnieszkę. Od dawnych znajomych dowiedziałam się, że Andrzej nie mieszka już z Edytą. Podobno na wiadomość, że będzie miał ze mną drugie dziecko zareagowała histerią.

A potem spakowała jego rzeczy i kazała mu się wynosić. Nie dyskutował, wynajął kawalerkę na mieście i zamieszkał sam. Czekałam, kiedy mi o tym powie, ale nie poruszał tego tematu. W końcu nie wytrzymałam.

– Andrzej, może byś się do nas wprowadził – zaproponowałam. Patrzył na mnie zdziwiony, milcząc. – Przecież wiem, że nie mieszkasz już z Edytą – dodałam.

– A chciałabyś? – zapytał cicho.

– Bardzo – odparłam.

Przecież tak naprawdę nigdy nie chciałam się z nim rozstawać. Nazajutrz przywiózł swoje rzeczy.
Znowu mieszkamy razem i na nowo uczymy się być rodziną, teraz już z dwojgiem dzieci. I trzecim, które Andrzej przywozi do nas co drugi weekend. Oboje się staramy i chyba idzie nam coraz lepiej.

Czytaj także:
„Kiedyś prowadziłem ją do szkoły, a teraz do ołtarza. Pokochałem o 14 lat młodszą sąsiadkę i mam gdzieś, co mówią inni”
„Ewelina miała romans z przyrodnim bratem swojego męża. Uznała, że szwagier to nie rodzina”
„Mąż zostawił mnie, bo przestałam być żoną i jestem tylko matką. Nasz syn był chory, ale on miał to gdzieś”

Redakcja poleca

REKLAMA