„Załatwiłam pracę znajomej, bo nie miałam wyjścia. Wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, jej zemsta będzie okrutna”

kobieta pociesza koleżankę fot. iStock by Getty Images, Emir Memedovski
„– Kaśka, ja bardzo potrzebuję pracy, a ty możesz mi ją dać. Wiesz, że jestem dobrym pracownikiem, i że cię nigdy nie zawiodę. Daj mi szansę, proszę cię – mówiła spokojnie, patrząc mi prosto w oczy”.
/ 31.08.2023 17:30
kobieta pociesza koleżankę fot. iStock by Getty Images, Emir Memedovski

Trudno powiedzieć, że łączyła nas przyjaźń, ale był czas, że nieźle się dogadywałyśmy. Pracowałyśmy w jednej firmie, na równorzędnych stanowiskach, i miałyśmy wspólnego szefa. Dwa razy dziennie wymykałyśmy się na papierosa, żeby go obgadać. Przy okazji plotkowałyśmy o facetach, biurowych romansach i wyprzedażach w pobliskiej galerii. Zbliżyło nas to do siebie na tyle, że któregoś letniego popołudnia wpadłyśmy na pomysł, żeby na weekend wyskoczyć razem do spa położonego kilkadziesiąt kilometrów za miastem. Ja miałam samochód, Renata zniżkę na noclegi, którą dostała podczas poprzedniego pobytu w ośrodku. Zgrałyśmy się więc idealnie.

Sobota była bajeczna. Od rana oddawałyśmy się różnym zabiegom upiększającym. Jak Renata pozbywała się cellulitu, to ja wygładzałam kurze łapki, jak ona rozświetlała cerę, to ja ujędrniałam pupę. Po obiedzie zafundowałyśmy sobie drzemkę, potem poszłyśmy na spacer po okolicy. Wieczór spędziłyśmy w hotelowej kawiarni przy sympatycznej pogawędce i dobrym winie.

Byłam ciekawa, jak sekret mi zdradzi

Tego wina było chyba jednak za dużo, bo rozwiązały się nam języki. I kiedy wróciłyśmy do pokoju, zaczęłyśmy się sobie zwierzać z bardzo osobistych historii. Ja opowiedziałam Renacie, jak przed laty zdradziłam swojego męża (teraz już eks). Ona w rewanżu opowiedziała mi, jak uwiodła ojca swojej licealnej koleżanki. No to ja wspomniałam, że dwa lata temu na wyjeździe integracyjnym całowałam się z Alkiem z działu prawnego. Renata dłuższą chwilę milczała, jakby szukała w pamięci wyznania, którym mnie przelicytuje. Albo zastanawiała się, jak daleko może się posunąć w swojej szczerości.

– Powiem ci coś, czego nigdy nikomu nie mówiłam. I bardzo cię proszę, żeby to zostało między nami – powiedziała wyjątkowo poważnym tonem.

– Mam nadzieję, że wszystko, co sobie tu dziś powiedziałyśmy, zostanie między nami – odparłam, zastanawiając się, jaką to tajemnicę zdradzi mi koleżanka.

Może ma nieślubne dziecko, które oddała po urodzeniu do adopcji? Siedziała w więzieniu? Albo wieczorami dorabia sobie w agencji towarzyskiej?

– Wiesz, mam takie podejrzenia… – zaczęła i zamilkła.

– Tak?

– Ja chyba jestem… Nie wiem, jak to powiedzieć…

– Wal prosto z mostu – zachęciłam ją, coraz bardziej zaintrygowana jej sekretem.

Chyba jestem czarownicą.

Milczałam, czekając na ciąg dalszy. Nie mogło o to chodzić. Czarownicą? Wielka mi tajemnica! Każda kobieta nią jest!

– Ja nie żartuję – zapewniła mnie cicho.

– Aha – wykrztusiłam, starając się przywołać na usta uśmiech.

Nie było to łatwe, bo w tym momencie dotarło do mnie, że Renata jest wariatką. A robiła takie dobre wrażenie!

– Wiem, że trudno ci w to uwierzyć, ale wiem, co mówię. I nie jestem wariatką! – podkreśliła dobitnie, zupełnie jakby czytała w moich myślach.

– Jasne, nie jesteś – zapewniłam ją bez przekonania.

– Dobrze. Widzę, że mi nie wierzysz, więc ci opowiem… – westchnęła. – Pierwszy raz przyszło mi to do głowy cztery lata temu. Spotykałam się wtedy z pewnym gościem, który okazał się żonaty, choć zapomniał mnie o tym uprzedzić. Któregoś dnia zjawiła się u mnie jego żona i grzecznie poprosiła, żebym spadała z ich życia, bo je nieco komplikuję. Oczywiście obiecałam nigdy więcej nie spotkać się z jej mężem. A potem w szoku – bo w końcu właśnie runął domek z kart, który przez kilka miesięcy budowałam – zadzwoniłam do tego łajdaka. „Mam nadzieję, że za to, co mi zrobiłeś, spotka cię kara, na jaką zasługujesz” – powiedziałam mu. Rozumiesz? Tak mu powiedziałam!

– Rozumiem – potwierdziłam.

– A tydzień później facet dostał zawału i zszedł.

– Co zrobił?!

– No, zszedł! Znaczy: kojfnął. Wyzionął ducha. Wyciągnął nogi. Wykorkował…

– Wykorkował – powtórzyłam.

Dotarło do mnie, że z Renatą było gorzej, niż sądziłam. Może to przez to wino? Niektórzy nie powinni jednak pić.

– Przeklęłam go i on umarł. Jestem czarownicą!

Teraz dopiero zrozumiałam.

Od szefa wyszła wściekła jak osa

– Kochana, masz poczucie winy, ale przecież nie przyczyniłaś się do śmierci tego faceta – zapewniłam Renatę. – Umarł, bo dostał zawału. A dostał zawału, bo pewnie palił papierosy, miał nadciśnienie, uwielbiał golonkę… A poza tym żył w stresie. W końcu zdradzał żonę. Wiesz, jaki to stres?!

– Gdyby to była pierwsza taka historia, też bym w ten sposób na nią spojrzała – odparła, wciąż poważna. – Ale wcześniej byli jeszcze złodzieje i pan Czesiek…

– Renia, może już się położysz? – przerwałam jej, czując, że to się źle skończy. Dla nas obu. W najlepszym razie się nie wyśpimy.

– Nie, musisz tego wysłuchać! Jak już zaczęłam…

Z westchnieniem skinęłam głową.

– Kiedyś ukradli mi samochód – ciągnęła Renata, a ja dolałam sobie wina. – Zgłosiłam to na policji, ale usłyszałam, że szanse na odnalezienie go są żadne. Pamiętam, co wtedy powiedziałam: „Mam nadzieję, że ci złodzieje się rozbiją na pierwszym zakręcie”. Nie wierzysz? Naprawdę. A policjant na to: „Szkoda by było samochodu...”. I co? Rozbili się! Zginęli na miejscu. Wszyscy trzej.

– No a ten Jasiek? – nie przepadałam za fantasy, ale lubiłam kryminały, zaczęłam więc się wciągać w historię Renaty.

– Czesiek – poprawiła. – To było wcześniej, miałam jakieś piętnaście lat. Czesiek był moim sąsiadem, kilka lat starszym i cały czas się do mnie przystawiał. W taki... no wiesz... nachalny sposób. Powiedziałam o tym mamie, ale mi nie uwierzyła, bo to przecież taki miły młody człowiek, studiował prawo, działał politycznie i w ogóle był do rany przyłóż. Powszechnie szanowany, lubiany, rozumiesz. Powiedziałam, że może go sobie szanować, a ja życzę mu najgorszego!

– No i co mu się stało? – spytałam.

– Utopił się – pokiwała głową w zamyśleniu.

Nigdy więcej nie wracałyśmy z Renatą do tego tematu. Nie, żebym uwierzyła, że jest czarownicą, po prostu nie było okazji. Przez następne miesiące po tym spa spotykałyśmy się już tylko w palarni, a nasze rozmowy krążyły wokół spraw typu „Znów muszę siedzieć po godzinach”, „Podobno nie będzie premii” czy „Ten baran się na mnie uwziął”.

Baran, czyli nasz wspólny szef, chyba rzeczywiście uwziął się na Renatę, bo najpierw przydzielał jej najtrudniejsze zadania, a potem niespodziewanie wręczył wymówienie. I to w najgorszym możliwym momencie, bo zaraz po tym, gdy kupiła mieszkanie, na które zaciągnęła horrendalny kredyt. Poszła do szefa prosić o szansę na pozostanie w firmie, choćby na gorszych warunkach, jednak facet podobno w ogóle nie chciał z nią gadać.

– Była tak zdenerwowana, że aż się popłakała, a ten powtarzał tylko: „Moja decyzja jest nieodwołalna” – opowiadała mi potem sekretarka szefa.

– Biedna dziewczyna – westchnęłam.

Szczerze współczułam Renacie, bo się znalazła w trudnej sytuacji, i to właściwie bez własnego udziału, bo naprawdę była dobrym pracownikiem. Miała tylko pecha, że przełożony jej nie lubił, i wykorzystał pierwszą okazję, by się jej pozbyć. No biedna…

Jednak gdy wychodziła od szefa, to była tak wściekła, że zupełnie nad sobą nie panowała. Warknęła do niego na koniec, że los się na nim zemści za to, jak on traktuje pracowników. A za to, co zrobił jej, Renacie, trafi do piekła – i to już wkrótce!

– Naprawdę tak powiedziała? – zapytałam sekretarkę, bo jednak nie posądzałam Renaty o takie zachowanie.

– Słowo daję! – dziewczyna położyła rękę na piersi.

– Ciekawe, czy to się spełni… – mruknęłam sama do siebie, bo przypomniały mi się opowieści Renaty sprzed kilku miesięcy.

To był czwartek. W poniedziałek szef nie zjawił się w pracy, a we wtorek huknęła wieść, że nie żyje. Postrzelił się na polowaniu. Podobno to był wypadek. 

Wyglądała zupełnie jak nie ona

Minęły trzy lata. Przez ten czas nie wiedziałam, co się dzieje u Renaty. Byłam skupiona na swojej karierze, która po tragicznej śmierci szefa niespodziewanie przyspieszyła. Przez kilka miesięcy zajmowałam jego stanowisko i musiałam bardzo się starać, żeby się na nim utrzymać. Firma przędła coraz gorzej, zwolniliśmy część zespołu, pozostałym odebraliśmy premie. Wiadomo, kryzys. Na szczęście nie odczułam go na własnej skórze; moja sytuacja finansowa jeszcze nigdy nie była tak dobra. Wreszcie mogłam sobie pozwolić na modne ciuchy i dobre kosmetyki.

Pewnej soboty, obładowana torbami, wychodziłam z galerii handlowej. Nie planowałam tak dużych zakupów, dlatego przyszłam na piechotę, zamiast przyjechać samochodem. Do domu miałam niedaleko, postanowiłam jednak zamówić taksówkę. Wyjęłam komórkę, ale zanim zdążyłam wybrać numer, za moimi plecami rozległ się damski głos.

– Kaśka?

W pierwszej chwili jej nie poznałam. Wyglądała okropnie. Wychudła, z podkrążonymi oczami, ziemistą cerą, fatalną fryzurą i jeszcze w nietwarzowych okularach. „Musiała nosić soczewki” – przemknęło mi przez głowę.

– Renata? To naprawdę ty? – spytałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.

– Wiem, nie wyglądam najlepiej, ale sama rozumiesz, mam kłopoty… – usprawiedliwiała się wyraźnie zawstydzona.

– Wiem coś o nich – pokiwałam głową. – Co ty tu robisz?

– Byłam u kuzynki, niedaleko – wyciągnęła rękę w stronę pobliskiego osiedla. – A ty?

– Robiłam zakupy, ale chyba przeceniłam swoje siły i muszę zamówić taksówkę.

– No co ty, nie szkoda ci pieniędzy? – spytała, a ja popatrzyłam na nią zdziwiona.

W czasach, gdy razem pracowałyśmy, nie była specjalnie oszczędna. Chętnie wydawała pieniądze na małe przyjemności, jak wizyty u kosmetyczki czy wyjścia do restauracji, ale i większe, na przykład urlopy w egzotycznych zakątkach. A teraz ona zarzuca mi rozrzutność?

– Po prostu nie dam rady tego donieść do domu – uśmiechem pokryłam zażenowanie.

– Może ja ci pomogę? A ty zapłacisz mi połowę tego, co wydałabyś na taksówkę – zaproponowała Renata.

Musiałam się uszczypnąć, żeby sprawdzić, czy to na pewno mi się nie śni.

– Co ty mówisz?!

Jestem w bardzo trudnej sytuacji finansowej – wykrztusiła, wyraźnie zawstydzona. – Nie mam pracy, więc nie spłacam kredytu, i wisi nade mną komornik. Łapię każdą fuchę, rozumiesz…

Nie miałam pojęcia, jak się zachować. Stałam na tej ulicy z siatkami wypełnionymi frykasami, które coraz bardziej mi ciążyły, a czułam się, jakbym nagle znalazła się w innym świecie. Groźnym. Nieprzewidywalnym. Wręcz przerażającym!

Ostatecznie wzięłam tę taksówkę, ale nie wsiadłam do niej sama, tylko z Renatą. Zaprosiłam ją do siebie. Szczerze mówiąc, nie bardzo miałam na to ochotę, lecz kiedy uświadomiłam sobie, że właściwie mogłabym być na jej miejscu, a ona na moim…  Ot, głupi przypadek, a raczej wredny szef, sprawił, że nasze życie potoczyło się inaczej.

Zjadłyśmy dobrą kolację, potem pozwoliłam jej się wyżalić.

Gdybym mogła ci jakoś pomóc… – wykrztusiłam niezobowiązująco, gdy Renata skończyła swoją litanię nieszczęść, bo właściwie nie bardzo wiedziałam, co mogłabym dla niej zrobić.

– Owszem, zależy mi na pracy – wyszeptała, wpatrując się we mnie z nabożeństwem.

– Ale co ja mogę?

Nie wspominałam o swoim awansie, bo uznałam, że w tej sytuacji chwalenie się sukcesami byłoby nie na miejscu. Zapakowałam Renacie torbę jedzenia, bo „kupiłam za dużo, i tak nie przejem”. A potem włożyłam jej w dłoń sto złotych i z trudem powstrzymując łzy, zapewniłam ją, że będzie dobrze.

A co jeżeli to nie był przypadek?

Przez kilka dni czułam się fatalnie. Nie mogłam przestać myśleć o Renacie. Bardzo jej współczułam. Jeszcze niedawno była ładną, mądrą, zadbaną i szczęśliwą kobietą, przed którą życie stało otworem. A teraz? Co ją czekało? Jeśli nie zdarzy się cud, to tylko równia pochyła.

W końcu o niej zapomniałam, skupiona na własnych problemach. Też trochę ich miałam. Najbardziej martwiły mnie te zdrowotne. Któregoś wieczoru wyczułam w lewej piersi drobny guzek. Pokazałam go lekarzowi, ale nie był w stanie ocenić, czy to coś poważnego. Dostałam skierowanie na biopsję, wyszła kiepsko i teraz czekał mnie zabieg. Może kosmetyczny, a może ratujący życie. Jego termin wyznaczono na poniedziałek.

Niedzielny wieczór był dla mnie prawdziwym koszmarem. Chodziłam po domu, zaglądałam we wszystkie kąty i zastanawiałam się, czy jeszcze tu wrócę.  Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegarek – dochodziła dwudziesta druga. Kto, do licha, o tej porze postanowił złożyć mi wizytę?

W progu stała Renata. Wyglądała jeszcze gorzej niż poprzednim razem – choć wydawałoby się to niemożliwe.

Nie powiedziałaś mi! – przywitała mnie pretensjami.

– O czym?

– O tym, że jesteś szefową oddziału! – syknęła ze złością.

– Jestem – rozłożyłam ręce.

Nie miałam ochoty się z nią kłócić, wolałam wysłuchać wyrzutów i wrócić do swojego życia. Dopóki jeszcze je miałam.

– Kaśka, ja bardzo potrzebuję pracy, a ty możesz mi ją dać. Wiesz, że jestem dobrym pracownikiem, i że cię nigdy nie zawiodę. Daj mi szansę, proszę cię – mówiła spokojnie, patrząc mi prosto w oczy.

– To nie jest odpowiednie miejsce ani czas na taką rozmowę – próbowałam ją zbyć.

Czułam się zbyt zmęczona, żeby cokolwiek tłumaczyć.

– Błagam…

– Posłuchaj, Renata…

– Błagam!

Poczułam, że nie zniosę dłużej napięcia, które od rana gromadziło się we mnie. Musiałam coś z tym zrobić.

– Przepraszam cię – wykrztusiłam i nie patrząc na nią, zatrzasnęłam Renacie drzwi przed nosem.

A potem opadłam na podłogę i zaczęłam gwałtownie szlochać. Chwilę trwało, nim dotarło do mnie, że Renata wcale nie odeszła od drzwi. Że stoi za nimi i mówi podniesionym głosem:

– …będziesz za to ukarana, już niedługo… Zobaczysz!

W tej samej chwili przypomniała mi się opowieść Renaty – na poły fantastyczna, na poły kryminalna – a potem tragiczna śmierć naszego szefa, do której doszło zaraz po tym, jak go przeklęła. Poczułam, że serce zaczyna mi walić w piersiach. A jeśli to nie był przypadek? Jeśli ona rzeczywiście jest czarownicą?! Jakkolwiek głupio by to brzmiało, wolałabym tego nie sprawdzać… Przecież następnego dnia czekał mnie test, być może ostateczny!

Poderwałam się na nogi, szeroko otworzyłam drzwi.

– Renata! – zawołałam, bo zaczęła już schodzić po schodach. – Renata, wróć!

Odpowiedziała mi cisza.

– Mam dla ciebie propozycję. Dostaniesz tę pracę, jeżeli…

– Jeżeli? – Renata stanęła przede mną.

– Jeżeli jutro się obudzę po operacji. I… i wyzdrowieję.

Przez chwilę w milczeniu mierzyłyśmy się wzrokiem. Wydawało mi się, że widzę w oczach Renaty błysk radości, a może to było rozbawienie.

Nagle wyciągnęła do mnie rękę. Uścisnęłam ją.

– Obudzisz się – zapewniła mnie mocnym głosem. – Możesz spać spokojnie.

Czytaj także:
„Pomogłam przyjaciółce wygrzebać się z dna i załatwiłam jej pracę. I co? W podzięce chciała puścić mojego męża z torbami”
„Załatwiłem pracę kumpeli, a ona spiskowała przeciwko mnie. Dla kasy i prestiżu bez wahania zniszczyła naszą przyjaźń”
„Szef pozbył się mojej przyjaciółki, gdy urodziła dziecko. Było mi jej żal, więc załatwiłam jej pracę, a ona... mnie wygryzła”

Redakcja poleca

REKLAMA