Marleną znamy się od podstawówki. Przez te wszystkie lata była moją najlepszą przyjaciółką. Taką od serca, radości i smutków. Jeszcze w dzieciństwie obiecałyśmy sobie, że zawsze będziemy się wspierać w trudnych chwilach. I obie dotrzymywałyśmy słowa. Kiedy kilka lat temu ciężko zachorowałam i dopadły mnie czarne myśli, Marlena czuwała przy mnie i podtrzymywała mnie na duchu. Gdy dla odmiany ją spotkało nieszczęście – odszedł od niej mąż i została sama z dwójką małych dzieci, rzuciłam wszystko i ocierałam jej łzy.
Byłyśmy jak siostry…
W połowie ubiegłego roku Marlena straciła pracę. Hurtownia, w której była zatrudniona, zbankrutowała. Szybko znalazła nową w osiedlowym spożywczaku, ale za najniższą pensję. Choć bardzo się starała, trudno jej było związać koniec z końcem. Zwłaszcza że jej były mąż płacił na dzieci nieregularnie i nędzne grosze. Przez kilka miesięcy dzielnie zmagała się z trudami dnia codziennego, ale któregoś dnia nie wytrzymała i przybiegła do mnie po ratunek.
– Kasia, ja już tak dłużej nie dam rady żyć. Jak zapłacę wszystkie rachunki, to mi właściwie nic nie zostaje. Muszę koniecznie znaleźć lepiej płatną pracę – wykrztusiła przez łzy.
– Nic się nie martw. Biuro mojego Krzyśka rozlicza finanse wielu firmom. Poproszę, żeby popytał właścicieli – starałam się ją pocieszyć.
– No właśnie, Krzysiek! Że też wcześniej na to nie wpadłam! – rozpromieniła się.
– Na co? – nie rozumiałam.
– Przecież to on może mnie zatrudnić! Sama wspominałaś niedawno, że przybyło mu klientów i zamierza poszukać kogoś do pracy. To już nie musi szukać! – rozpromieniła się.
– No tak, ale on potrzebuje księgowej. A ty nigdy nie miałaś do czynienia z finansami…
– Jak to? W hurtowni i w sklepie też musiałam pieniądze policzyć. A poza tym wszystkiego się można nauczyć. To jak, pogadasz z nim?
– Spróbuję, ale niczego nie obiecuję…
– Zobaczysz, nie zawiodę. Ani ciebie, ani jego – przekonywała mnie.
Jeszcze tego samego wieczoru zaczęłam urabiać męża. Początkowo nie chciał słyszeć o zatrudnieniu Marleny. Co prawda twierdził, że to bardzo miła osoba, ale do pracy w jego biurze rachunkowym się nie nadaje. Złamał się dopiero wtedy gdy zagroziłam, że wyprowadzę go z sypialni na kanapę do salonu.
– No dobrze, dam jej szansę, niech się uczy nowego zawodu. Ale najpierw zatrudnię ją na okres próbny i zapłacę tylko najniższą pensję – powiedział.
– Tyle to ona teraz zarabia. Potrzebuje co najmniej tysiąca złotych na rękę więcej. Dopiero wtedy odetchnie.
– Zwariowałaś? Tyle to zarabiają u mnie doświadczone księgowe. Poza tym nie stać mnie na płacenie wyższego ZUS za kogoś, kto niczego nie umie.
– To zapłacisz jej tę nadwyżkę nieoficjalnie. Na papierze będzie, że dostaje minimum, a pod stołem dodasz resztę. I wszyscy będą zadowoleni – przekonywałam męża.
– Mowy nie ma! To niezgodne z prawem. Jak się urząd skarbowy dowie, to mi przysoli taką karę, że się nie pozbieram.
– A skąd ma się dowiedzieć? Marlena będzie milczała jak grób. Jest przecież moją przyjaciółką. Nigdy by nie dała nam zrobić krzywdy.
– Niech ci będzie. Mam tylko nadzieję, że nie będę żałował swojej decyzji – westchnął.
Po rozmowie z Krzyskiem natychmiast zadzwoniłam do Marleny. Gdy usłyszała, co załatwiłam, nie kryła radości. Krzyczała do słuchawki, że jestem najlepszą przyjaciółką pod słońcem, że nigdy tego nie zapomni.
– No dobra już, dobra, nie dziękuj. Od nowego miesiąca zaczynasz. Przyłóż się do pracy. I pamiętaj, nikomu ani słowa o dodatkowych pieniądzach. Nie chcę, żeby Krzysiek miał problemy – powiedziałam.
– Będę zasuwać jak mróweczka. I nie bój się, nikt niczego ode mnie nie wyciągnie. Nawet na torturach – zapewniła gorąco.
Jesteś gotowa to zrobić? To podły szantaż!
Nie oczekiwałam od Marleny wdzięczności. Chciałam tylko, żeby tak jak obiecała, przykładała do pracy, wykorzystała szansę, którą dostała. Tymczasem ona najzwyczajniej w świecie się obijała. Nie było właściwe tygodnia, by mąż się na nią nie poskarżył. Zezłoszczony opowiadał, że non stop się spóźnia, że zamiast się pilnie uczyć księgowości, siedzi na fejsie i popija kawkę. A jak inni zwracają jej uwagę, to się dąsa i twierdzi, że każdy ma prawo do chwili odpoczynku.
– Wiem, że to twoja przyjaciółka, ale tak dłużej być nie może. Czy ci się to podoba, czy nie, pod koniec miesiąca wręczę jej wypowiedzenie – zapowiedział któregoś dnia.
– Nie możesz! Bez tej pracy Marlena sobie nie poradzi. Pogadam z nią i przywołam do porządku. Zobaczysz, będzie harować jak wół – zapewniłam.
– Oby, bo jeśli nie, to fora ze dwora. Nie stać mnie na utrzymywanie nieroba – wkurzył się.
Wiedziałam, że nie żartuje.
Następnego dnia umówiłam się z Marleną w kawiarni. Gdy weszłam do środka, już na mnie czekała. Zaczęła paplać o tym, jak to się jej świetnie pracuje u mojego męża, i jaka jest mi wdzięczna, za to, że jej tę pracę załatwiłam.
– Naprawdę? To bardzo dziwnie okazujesz tę wdzięczność – burknęłam.
– Nie wiem, o co ci chodzi – nadąsała się.
– Naprawdę? Krzysiek twierdzi, że się obijasz. Nie tak się umawiałyśmy… Miałaś od razu przyłożyć się do roboty. tylko pod tym warunkiem Krzysiek cię zatrudnił i…
– Wcale się nie obijam, to kłamstwo! – przerwała mi. – Przecież pracuję dopiero trzeci miesiąc. Ciągle się uczę…
– Sęk w tym, że się nie uczysz. Krzysiek jest naprawdę wkurzony. Zagroził, że jeśli natychmiast się nie zmienisz, to cię pod koniec miesiąca wyrzuci.
– Chyba na to nie pozwolisz? Co ja zrobię?
– Przykro mi, ale nie zamierzam cię bronić. To byłoby nie w porządku. Albo więc zaczniesz się starać, albo już rozglądaj się za nowym zajęciem – odparłam.
Spodziewałam się, że Marlena przeprosi i obieca, że się weźmie do roboty. Tymczasem ona dziwnie się uśmiechnęła.
– Rozejrzę się, a jakże. Nie potrzebuję waszej łaski. Ale wiedz, że tego tak nie zostawię. Twój Krzysio jeszcze będzie żałował, że mnie zwolnił!
– O czym ty do cholery mówisz?
– A o tym, że w dniu, w którym wręczy mi wypowiedzenie, pójdę do urzędu skarbowego i zgłoszę, że płacił mi część pieniędzy pod stołem. Jak mu się wszystkie kontrole świata zwalą na głowę, to popamięta!
– Słucham? Jak możesz! Przecież robił to, żeby ci pomóc. I obiecałaś, że nikomu nie powiesz, nawet na torturach.
– I nie powiem. O ile oczywiście mnie nie zwolni. Przekaż mu to – wycedziła i zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, wyszła z kawiarni.
Do domu wróciłam załamana
Nie mogłam uwierzyć, że przyjaciółka zachowała się w ten sposób. To my do niej wyciągnęliśmy rękę, a ona zamierzała nam się tak odwdzięczyć? Natychmiast opowiedziałam o wszystkim Krzyśkowi. Myślałam, że się na mnie wkurzy, przypomni, że to ja go wpakowałam w te kłopoty. On jednak zachował spokój. Stwierdził, że jakoś to przeżyje, że sobie poradzi.
– Tylko błagam cię, nie chcę więcej słyszeć o Marlenie – powiedział na koniec.
– Nie usłyszysz. Obiecuję – odparłam.
Mąż nie czekał ze zwolnieniem Marleny do końca miesiąca. Wyrzucił ją następnego dnia. Była podobno bardzo zdziwiona, bo myślała, że Krzysiek przestraszy się kontroli i ją zatrzyma. Tymczasem spotkała ją przykra niespodzianka. Nie mam pojęcia, czy spełniła swoją groźbę i pobiegła z donosem do skarbówki, bo od tamtej rozmowy w kawiarni jej nie widziałam. Od naszych wspólnych znajomych wiem, że biega po mieście i opowiada o mnie i Krzyśku niesamowite bzdury. Że ją zostawiliśmy bez środków do życia, że jesteśmy bez serca. Przyjaźniłyśmy się przez wiele lat. Dłużej już nie będziemy.
Czytaj także:
„Mąż od wielu lat mnie bije i zdrada. Mówi, że jestem zimna jak ryba i potrzebuje więcej niż mu daję”
„Dziewczyna syna oskarżyła mojego męża o gwałt. Nie wiedziała, że mamy kamerkę w samochodzie...”
„Zakochałam się w swoim uczniu i wbrew wszystkim wzięłam z nim ślub. Rodzice wyrzekli się mnie”