Na studiach mieliśmy fajną paczkę, trzech chłopaków i jedna dziewczyna, muszkieterowie w trochę zmodyfikowanej wersji. Razem uciekaliśmy, razem imprezowaliśmy, a na wakacje wyjeżdżaliśmy do Skandynawii zarobić prawdziwe pieniądze. Razem uczyliśmy się też wolnego rynku.
Najlepiej z naszej paczki poradziła sobie z tym Kinga, zresztą wyniki w nauce też miała najlepsze z nas. Załatwiła sobie jakieś tłumaczenia i czasem dawała mi do przełożenia jeden czy dwa rozdziały. Proponowała nawet pieniądze, raz coś tam wziąłem, ale zazwyczaj kończyło się na wspólnym obiedzie albo winie. Kinga była fajną dziewczyną – na luzie, może nie piękną, ale ciekawą, lekko puszystą, z burzą ciemnych loków, w hipisowskich ciuchach, zamaszystych spódnicach, kolorowych chustkach.
Wyróżniała się z grupy. Jako jedna z pierwszych miała własną elektryczną maszynę do pisania, ale nie można powiedzieć, jak przyszedł czas pisania prac magisterskich, to chętnie pożyczała. Jeśli któryś z nas miał przejściowe kłopoty z lokum, to można się było u Kini w wynajętym mieszkaniu przekimać, tak po koleżeńsku, bez zobowiązań.
Po dyplomie to właśnie u niej zrobiliśmy wielką bibę, bawiliśmy się trzy dni, a potem rozjechaliśmy się na wakacje, obiecując sobie, że będziemy w kontakcie.
Nie mogłem uwierzyć, że tak się zmieniła
Ale to nie było takie proste, Jarek pojechał do Skandynawii i został tam na pół roku. Mateusz zaangażował się w jakiś teatr awangardowy, czy coś w tym rodzaju i zniknął z horyzontu na dobre, a ja zostałem urzędnikiem państwowym. Pracę miałem ciekawą, bo władze zmieniały się w tym czasie co kilka miesięcy, a ja ciągle byłem blisko tego miejsca, gdzie podejmowano najważniejsze decyzje. Byłem solidny i pracowity, więc udało mi się dość szybko awansować. Układ z bezpośrednim szefem – Arkiem też miałem dobry. Czułem się bezpiecznie. Pierwszego kryzysu młodego polskiego kapitalizmu praktycznie nie odczułem.
Jedyne, co ucierpiało, to moje życie towarzyskie. Z czasem okazało się bowiem, że krąg moich przyjaciół zawęził się do osób, z którymi pracuję. Dziewczynę, Sylwię, też poznałem w urzędzie. Nasi znajomi to były głównie jej koleżanki z ogólniaka i ze studiów (w odróżnieniu ode mnie była rodowitą warszawianką), a także moi kumple z pracy. Czułem już potrzebę odmiany.
Dlatego gdy Mateusz zadzwonił z informacją, że gra w teatrze główną rolę i zaprasza na przedstawienie, to aż podskoczyłem z radości.
– Stary, jasne, że przyjdę! – zapewniłem. – A Jaro będzie, a Kinia? – dopytywałem podekscytowany.
– Spokojna głowa, będą wszyscy, a po spektaklu zabawimy się znowu, kwiatów nie musicie przynosić, ale butelczyną nie pogardzę – dodał.
„Oto cały Mati, szczery do bólu” – pomyślałem.
Sylwia nie miała ochoty iść. Nie wiem, może bała się konfrontacji z moimi starymi przyjaciółmi, którzy w moich opowieściach obrośli już legendą. Trochę żałowałem, że nie będę się nią mógł pochwalić, ale z drugiej strony liczyłem na wieczór wspomnień, a nie wszystko z mojej przeszłości nadawało się do opowiadania przy Sylwii.
Siedząc na widowni, niecierpliwie rozglądałem się po sali. Jarka znalazłem bez trudu, trochę mu się przytyło, włosów jakby mniej, ale nie miałem wątpliwości że to on. Kingi nie było. Czułem lekki zawód, że olała spotkanie z kumplami. Na teatrze się nie znam, jednak muszę przyznać, że przedstawienie mnie wciągnęło i pomyślałem, że Mati daje radę. Kiedy aktorzy zeszli ze sceny, a widzowie powoli kierowali się do wyjścia, podszedłem do Jarka.
– Kamil! Nie wierzę! Ty tutaj! No, no, ale lans – Jarek pociągnął mnie za rękaw marynarki.
No tak, mogłem przewidzieć, że mi nie darują... Fakt, moja garderoba przez tych kilka lat siedzenia w urzędzie nieco „spoważniała”. Miałem garnitury, marynarki, porządne sweterki zamiast flanelowych koszul i sportowych bluz, które kiedyś tak bardzo lubiłem.
Ale to nie ja zmieniłem się najbardziej. Kiedy tak staliśmy w oczekiwaniu na naszego bohatera dnia, podeszła do nas para. Elegancko ubrani, facet w ciemnym garniaku, a obok niego filigranowa szatynka z krótkimi włosami, starannie umalowana w dopasowanej sukience z dekoltem. Rzuciłem okiem, bo ciągle rozglądałem się za Kingą. Zwłaszcza, że zza kulis wychodził właśnie Mateusz.
I wtedy usłyszałem:
– No nareszcie, mistrzu, byłeś rewelacyjny – głos bez wątpienia należał do Kini, ale wydobywał się z ust tej obcej laski.
Spojrzałem na Jarka, on też miał wielkie oczy ze zdumienia, że nasza koleżanka tak się zmieniła. Ale to nie była jeszcze ostatnia niespodzianka tego wieczoru.
Po kolejnej porcji okrzyków i poklepywań po plecach przenieśliśmy się do Matiego i zaczęliśmy gadać. Okazało się, że Kinga zmieniła nie tylko sylwetkę, ale również stan cywilny. Darka, faceta w garniaku poznała w elitarnej francuskiej szkole administracji, którą właśnie skończyli. Rozglądali się za jakąś pracą, bo szkoła zapewniała wprawdzie świetne wykształcenie i staże, ale z zatrudnieniem na stałe było już gorzej. Rozumiałem to doskonale, w administracji ciągle były restrukturyzacje, zmieniano zakres odpowiedzialności resortów, starano się powoli odmładzać kadrę, ale nie rewolucyjnie. Oficjalnie wolnych etatów nie było, żeby dostać pracę, trzeba było mieć dojście do odpowiedniej osoby i trafić na właściwy moment. Kto jak kto, ale ja wiedziałem o tym najlepiej.
Czy ja wyglądam jak biuro pośrednictwa pracy?
Kiedy Kinia po raz trzeci westchnęła, że ukończenie elitarnej szkoły nawet najlepszym nie gwarantuje zatrudnienia, stojąc tak, że miałem znakomity widok na jej dekolt i wspaniale wyeksponowane piersi, zaproponowałem, że pogadam z Arkiem.
– Może coś się da zrobić – oznajmiłem, jakby od niechcenia.
Kinga bardzo się ucieszyła i przez resztę wieczoru zajmowała się tylko mną. Gruchaliśmy jak gołąbki. Darek nie był chyba zachwycony, ale nie protestował, bo liczył na to, że jak Kinga się zaczepi, to i jemu pomoże.
Na koniec wszyscy wymieniliśmy się numerami telefonów i obiecaliśmy sobie, że teraz już nie znikniemy sobie z oczu na tak długo.
Następnego dnia idąc do pracy, układałem sobie w myślach wszystko, co dobrego mogłem powiedzieć o Kindze Arkowi. Mój szef przyjął mnie jeszcze tego popołudnia. Opowiedziałem mu o tym, jaką świetną była studentką, jakim jest fachowcem i reprezentacyjną kobitką przy okazji. Jednym słowem idealny nabytek.
– No ale ty ją dobrze znasz, pracowaliście razem, masz do niej zaufanie? – dopytywał Arek.
– No wiesz, pracowaliśmy razem na saksach, a to taka szkoła życia, że poznajesz człowieka na wylot – zapewniałem. – Dziewczyna zawsze wiedziała, czego chce. Na pewno będziemy mieli z niej pożytek.
– Dobra, umawiaj ją na jutro, coś znajdę – odparł w końcu.
Zadzwoniłem do Kingi z dobrą nowiną. Ucieszyła się. Następnego dnia miałem sporo roboty, ale jednak niecierpliwie czekałem na rozwój wypadków. Koło drugiej właśnie miałem iść na obiad, gdy w drzwiach mojego pokoju stanęli Kinga z Darkiem. Trochę się zdziwiłem, ale zaproponowałem, żeby poszli ze mną, bo byłem bardzo ciekawy, jak przebiegła rozmowa. Kinia była zadowolona, bo pracę dostała. Darek, niestety, odszedł z kwitkiem i był tym faktem zdegustowany.
– Ten twój szef to stary komuch, wiesz, i źle mu z oczu patrzy – orzekł.
– Daj spokój, nie denerwuj się – Kinia głaskała go po ręce i patrzyła mu w oczy. – Kamil na pewno załatwi coś dla ciebie, prawda Kamilku, nie dasz nam zginąć? – teraz spojrzała na mnie i uśmiechnęła się uroczo.
Kiwnąłem niepewnie głową. Ale w środku aż się we mnie gotowało. „Co ja jestem, biuro pośrednictwa pracy?!” – myślałem. Kingę znałem, ale ten cały Darek był właściwie obcy. Zresztą mojemu szefowi też nie przypadł do gustu.
– Kamil, rozumiem, że chcesz pomóc znajomym, ale nie uprzedziłeś mnie, że przyjdą we dwójkę. Dla tego faceta nie mam propozycji – powiedział, kiedy spotkaliśmy się później.
Przyjąłem to na klatę. Nie próbowałem się z tego tłumaczyć.
Od następnego poniedziałku Kinga miała zacząć pracę. Z tej okazji w weekend zostaliśmy z Sylwią zaproszeni do niej i Darka na kolację. Mieszkania, które tak dobrze znałem nie poznałem. Przy okazji wyszło na jaw, że Kinga je kupiła (nie powiedziała kiedy) i przearanżowała. Wieczór upłynął w przyjemnej atmosferze, my opowiadaliśmy o urzędzie, oni o podróżach i nauce. Wychodząc, umówiliśmy się na rewizytę.
Po powrocie do domu Sylwię coś wyraźnie męczyło. Uważała, że moja odzyskana przyjaciółka nie jest szczera. Zlekceważyłem to, zrzucając na karb babskiej zazdrości. Niestety dalsze wydarzenia potwierdziły obawy mojej dziewczyny. Kinga bardzo szybko zaskarbiła sobie sympatię Arka. I co gorsza zaczęła jego zaufanie wykorzystywać do niecnych celów. Intrygowała, donosiła, a nawet doprowadziła do odejścia z pracy dwóch koleżanek.
Ze mną niby się liczyła, ale była wyraźnie rozczarowana, że nie pomogłem jeszcze jej mężowi. Dla świętego spokoju pogadałem z kolegą w innym urzędzie i Darek dostał pracę. Kinga awansowała, była jednak ciągle o stopień niżej ode mnie i co za tym idzie mniej zarabiała. Najwyraźniej jej to przeszkadzało.
Po tych insynuacjach złożyłem wypowiedzenie
Kiedyś podczas towarzyskiej rozmowy palnąłem coś o rutynie i o tym, że czasem myślę, żeby gdzieś się wyrwać. Nie przypuszczałem, że Kinga to w ogóle zapamięta. Jakież było moje zdziwienie, kiedy po dwóch dniach zadzwonił do mnie kadrowy z nowo tworzonej rządowej agencji i powiedział, że jeżeli zależy mi na posadzie, to zaprasza mnie na rozmowę.
– No przecież mówiłeś, że chcesz zmienić pracę? – zdziwiła się Kinga, gdy jej o tym opowiedziałem. – Chciałam ci się odwdzięczyć za pomoc.
– Ale ja nie potrzebuję nowej pracy, tu mi jest dobrze – zapewniłem.
Niestety sprawa mojego odejścia zaczęła żyć własnym życiem. Arek był rozżalony, że o moich zamiarach dowiaduje się ostatni.
– Ale to nonsens, ja się nigdzie nie wybieram – zapewniałem gorąco.
– Nie?! To po co wysyłałeś CV i próbowałeś się umówić na spotkanie z prezesem?
– Nie wysyłałem, to Kinga!
– Tak, jasne, a może krasnoludki. A i jeszcze jedno – trzymaj łapy przy sobie, bo ona ma męża, a całe biuro już wie, że się do niej dobierasz.
Tego już było za dużo. Tłumaczenie, że jestem w szczęśliwym związku i nigdy Kingi palcem nie dotknąłem było poniżej mojej godności. Złożyłem wypowiedzenie i w środku kolejnego kryzysu znalazłem się bez pracy. Co gorsza, kiedy przyszedłem z tą hiobową wieścią do domu, to Sylwia tylko się uśmiechnęła, nie musiała nawet mówić: „a nie mówiłam”.
Mnie jednak to wszystko ciągle nie dawało spokoju. Czy to Kinga tak się zmieniła, czy może jednak ja to jakoś źle interpretowałem. Ostatecznie oczy otworzyli mi Mateusz i Jarek.
– No co ty, nie wiedziałeś, że ona zawsze była łasa na kasę – zaczął Mati. – W Skandynawii zarabiała trzy razy tyle, co my razem.
– A te tłumaczenia pamiętasz? Każdemu z nas dawała po kawałku, a sama za całość zgarniała takie pieniądze, że po roku kupiła sobie mieszkanie – dobił mnie Jarek.
Dla mnie historia skończyła się tylko zmianą pracy. Kolejni „protektorzy” Kingi mieli mniej szczęścia. Arek musiał się bronić przed oskarżeniem o molestowanie seksualne, a kolejny jej szef zrezygnował z wysokiego stanowiska, po tym, jak Kinga ujawniła tajne dokumenty, które go poważnie obciążyły. Po śledztwie okazały się fałszywkami, ale facet ma złamaną karierę. Sprawą przez kilka miesięcy żyła cała Polska. Patrzyłem na telewizyjne relacje i ciarki przechodziły mi po plecach. Gdybym wiedział, co ona nawyrabia, nigdy w życiu nie załatwiłbym jej tej pracy.
Czytaj także:
„Załatwiłam przyjaciółce pracę, a ona rozpowiadała o mnie kłamstwa. Robiła to z zazdrości, czy żeby się przypodobać?”
„Mieszkała u mnie za darmo, załatwiłam jej pracę. A potem zaczęła romansować z moim szefem i… kazała mu mnie zwolnić”
„Szef pozbył się mojej przyjaciółki, gdy urodziła dziecko. Było mi jej żal, więc załatwiłam jej pracę, a ona... mnie wygryzła”