„Zakochałem się w nieznajomej. Postanowiłem ją okraść, żeby oddać jej zgubę i mieć pretekst do spotkania”

Poszłam do łóżka z szefem mojego brata fot. Adobe Stock, motortion
„Moja ukochana oznajmiła mi, że już przestała mnie kochać, że kogoś poznała, a potem po prostu się wyprowadziła. Było to dla mnie wielkie zaskoczenie. Przecież byłem przekonany, że jesteśmy szczęśliwi! Zostałem sam, a każdy kąt w mieszkaniu przypominał mi Monikę. Na dodatek musiałem sam płacić wynajem i okazało się, że mój budżet ledwo się dopina”.
/ 17.12.2022 10:30
Poszłam do łóżka z szefem mojego brata fot. Adobe Stock, motortion

Zawsze miałem swoje zasady i ich się trzymałem, znałem doskonale granicę między dobrem a złem. Jednak ten jeden jedyny raz zrobiłem coś niewłaściwego, o co nigdy bym siebie nie podejrzewał. I – szczerze – będę sobie do końca życia za to dziękował…

Domek, który odziedziczyłem po babci, stał niezamieszkany od prawie roku w małej miejscowości pod miastem. Próbowałem go wynająć, ale nie znalazłem amatora. Pomyślałem, że łatwiej by było znaleźć chętnego, gdybym go odświeżył, przeprowadził mały remont.

Niestety, ciągle brakowało mi na to czasu

Mnie samemu nie paliło się do przeprowadzki na peryferie. Lubiłem miejskie życie. Mieszkałem od dwóch lat ze swoją dziewczyną Moniką w wygodnym, dwupokojowym mieszkaniu blisko pracy. Miałem pod nosem supermarket, kino, a nawet basen. Na wieś jeździliśmy czasami urządzić spotkanie przy grillu ze znajomymi. Jednak pewnego dnia wszystko się zmieniło.

Moja ukochana oznajmiła mi, że już przestała mnie kochać, że kogoś poznała, a potem po prostu się wyprowadziła. Było to dla mnie wielkie zaskoczenie. Przecież byłem przekonany, że jesteśmy szczęśliwi! Próbowałem jeszcze o nią walczyć, ale była nieprzejednana. Zostałem sam, a każdy kąt w tym mieszkaniu przypominał mi Monikę. Na dodatek musiałem sam płacić za wynajem i okazało się, że mój budżet ledwo się dopina. Wtedy właśnie postanowiłem, że to czas na zmiany.

„Trudno mi się będzie wyleczyć z uczucia do Moniki w tym otoczeniu – rozmyślałem. – A tam chałupa stoi pusta”.

Miałem trochę zaoszczędzonych pieniędzy – odkładałem je z myślą o ślubie. Teraz, kiedy ta wizja zupełnie zniknęła z mojego horyzontu, podjąłem decyzję, że przeznaczę je na mały remont domku po babci. Chciałem zacząć wszystko od początku. Natura mi sprzyjała, przyszła wiosna i wszystko wkoło budziło się do życia. Prace w moim nowym gniazdku poszły pełną parą. Prostsze naprawy wykonałem sam, do bardziej skomplikowanych wynająłem miejscową złotą rączkę, pana Stefana. Po kilku tygodniach dało się tam wygodnie mieszkać. Miałem do dyspozycji trzy duże pokoje i piękną, drewnianą werandę. Do pracy mogłem dojeżdżać pociągiem, a przy ładnej pogodzie nawet rowerem, bo miałem do przebycia dwadzieścia kilometrów.

Zaraz po przeprowadzce zauważyłem dziewczynę, która mieszkała parę domów dalej. Była naprawdę śliczna – trochę młodsza ode mnie, wysoka blondynka. Klasyczna piękność – miała jasną cerę, a włosy spinała w kok, dzięki czemu było widać jej smukłą szyję. Ilekroć przechodziłem obok jej domu, przypatrywałem się jej ukradkiem. Często siedziała na leżaku w ogrodzie i czytała książkę albo głaskała kota, który wylegiwał się na jej kolanach. Nigdy nie spojrzała w moim kierunku, a ja pragnąłem tego z każdym dniem coraz bardziej.

Czułem, że ta dziewczyna jest wyjątkowa

Chciałem ją poznać, tylko w ogóle nie miałem pomysłu, jak zacząć znajomość. Zagadałem nawet pana Stefana, czy ją zna, ale długo nawet nie wiedział, o kim mówię. W końcu skojarzył.

– A, ta dziewczyna! Przyjechała z tydzień temu zająć się domem rodziców, którzy w jakąś długą podróż wyjechali – nic więcej nie wiedział.

Nagle zdałem sobie sprawę, że zupełnie zapomniałem o Monice. Myśl o blondynce nie dawała mi spokoju. Wymyślałem różne sposoby, żeby ją poznać. Na przykład że pójdę pożyczyć sól albo cukier, ale takie podchody wydawały mi się żenujące.

„Niezależnie od tego, pod jakim bym pretekstem poszedł, będę startował z pozycji akwizytora” – rozmyślałem.

W końcu rozwiązanie przyszło spontanicznie w najmniej oczekiwanym momencie. Jak zwykle wracałem ze sklepu dłuższą drogą, tak żeby przejść obok domu blondynki. Idąc, ujrzałem na słupie stare ogłoszenie, że zaginął pies. Było wypłowiałe od słońca i zniszczone od deszczu.

„Ciekawe, czy się znalazł” – pomyślałem.

Dziewczyny niestety nie było na podwórku. Za to był jej kot. Ocierał się o drzewo przed furtką. W pewnym momencie spojrzał na mnie badawczo. I wtedy, nie mam pojęcia skąd, wpadł mi do głowy ten szatański pomysł… Rozejrzałem się, czy nikt mnie nie widzi, i wyciągnąłem z siatki plasterek szynki. Podsunąłem pod nos kotu, a kiedy podszedł bliżej, złapałem go błyskawicznie pod pachę, przykryłem kurtką i ruszyłem szybkim krokiem do siebie. Zwierzak się wyrywał, ale trzymałem go mocno. Serce waliło mi jak oszalałe. Kiedy zamknąłem drzwi swojego domu, czułem się jak rabuś po napadzie na bank.

Byłem cały spocony i rozdygotany

„Co ja wyprawiam?” – tłukło mi się po głowie.

Kilka minut stałem bez ruchu w przedpokoju, nasłuchując dudniących po chodniku kroków i walenia w drzwi. Dopiero po dłuższym czasie zorientowałem się, że cały czas wstrzymuję oddech. Wypuściłem powietrze. Uff, chyba nikt mnie nie widział. Kot spojrzał na mnie jakby z niesmakiem i przeciągnął się. Nie robiło na nim wrażenia to, że został porwany. Nie mogłem iść do sklepu, żeby kupić mu karmę, bo mogło mnie to zgubić. Na szczęście zasmakowała mu szynka. Zrobiłem mu posłanie i przygotowałem kuwetę: do miski nasypałem piachu.

Nic złego ci się tutaj nie stanie – powiedziałem, patrząc zwierzakowi w oczy.

Jakby dając znać, że doskonale o tym wie, kot najpierw się przeciągnął, a potem położył na kanapie. Rano zasunąłem zasłony w oknach, zostawiłem kotu jedzenie i wodę i pojechałem do pracy. Po powrocie, dokładnie tak jak to przewidziałem, ujrzałem na słupach przy ulicy ogłoszenia o zaginionym kocie. Było też zamieszczone zdjęcie zwierzaka i numer telefonu. Od razu zadzwoniłem, a szczęśliwa dziewczyna podała mi adres. Wziąłem kota pod pachę. Trochę mnie przy tym podrapał, ale zaraz się uspokoił. Szybko zaniosłem go do jego domu. Piękna blondynka z sąsiedztwa stała już w furtce. Gdy podałem jej kota, wzięła go na ręce i mocno go przytuliła.

– Figaro! Gdzie ty byłeś, łobuzie? – zawołała rozradowana.

Spojrzała na mnie wzrokiem pełnym ciepła i sympatii.

– Bardzo panu dziękuję. Umierałam z niepokoju o niego! Proszę wejść, zrobię panu kawy.

Wszedłem za nią do jasnej, przestronnej kuchni

Proszę opowiedzieć, gdzie pan go znalazł. Ja od wczoraj od zmysłów odchodzę! Wszędzie go szukałam. Nigdy tak nie uciekał – mówiła rozemocjonowana.

Z tymi wypiekami na twarzy była jeszcze ładniejsza…

– Znalazłem go u mnie na werandzie. Nakarmiłem i myślałem, że posiedzi i pójdzie. Ale następnego dnia zobaczyłem pani ogłoszenie, więc sprawdziłem, czy nadal jest u mnie. No i był.

Ojej, podrapał pana – spojrzała na moją rękę i poszła po wodę utlenioną.

Sprawnie zajęła się niewielkim skaleczeniem. Potem powiedziała, że muszę koniecznie zostać na obiedzie, bo zrobiła cały garnek leczo. Z przyjemnością zostałem, zwłaszcza że rozmawiało nam się wspaniale.

Natalia miała w sobie tyle energii, słońca i uśmiechu. Słuchałem i patrzyłem na nią jak urzeczony. To popołudnie było początkiem naszego uczucia, które w ciągu kilku następnych tygodni rozkwitło z wielką mocą. Kiedy rodzice Natalii przyjechali ze swojej długiej podróży, ona nie wróciła już do miasta, tylko zamieszkała ze mną. Od tamtej pory minął już prawie rok. Nie przyznałem się ukochanej, że aby ją poznać, porwałem jej kota. Nie jestem pewien, czy zrozumiałaby, dlaczego posunąłem się do tak drastycznego czynu. Ja nie mam w ogóle wyrzutów sumienia. Czasami warto złamać zasady…

Czytaj także:
„Mój mąż kradł i kłamał przez lata. Dziś dzieci i wnuki do niego lgną, bo jest bogaty. A ja? Zostałam sama z marną emeryturą”
„Mąż zdradził nie tylko moje zaufanie, ale całej rodziny. Kradł pieniądze mojego brata, gdy powierzył mu opiekę nad firmą”
„Mam bogatego męża, ale dla rozrywki kradnę w sklepach. Boję się, że kiedyś wpadnę, jednak to silniejsze ode mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA