Paweł ma swoją firmę budowlaną. Prowadzi ją od kilkunastu lat i doskonale mu się powodzi. Kiedy dwa lata temu mój mąż stracił pracę w banku, mój brat zaproponował mu posadę księgowego. Marian trochę krygował się, czy da sobie radę, ale widać było, że jest zachwycony propozycją. Oczywiście zgodził się i zaczął pracę już na początku następnego miesiąca.
Odchodzący na emeryturę pan Stanisław cierpliwie tłumaczył swojemu następcy zawiłości prowadzenia ksiąg firmy budowlanej. Chciał być pewien, że zostawia ją w dobrych rękach. Marian okazał się pojętnym uczniem i od początku doskonale sobie radził. Paweł był zachwycony.
Pół roku temu Paweł dostał propozycję poprowadzenia budowy centrum handlowego w Goerlitz, miasteczku granicznym, którego część leży po polskiej (Zgorzelec), część po niemieckiej stronie. Zabrał część załogi i pojechał.
Firmę w Warszawie zostawił pod kierunkiem swojego zastępcy
Sam przyjeżdżał raz na dwa, trzy tygodnie, ale wtedy raczej cieszył się spotkaniem z rodziną, nie sprawdzał, co się dzieje w firmie. Marian na początku przygotowywał mu dokładne sprawozdania za okres między kolejnymi wyjazdami, potem, jako że Paweł mu ufał, zaczął działać na własną rękę. Trzy tygodnie temu niemiecki inwestor odebrał pawilon i Paweł wraz z załogą wrócili na dobre. Przez pierwsze dni nic się nie działo.
Po tygodniu zapowiedziała się kontrola z urzędu skarbowego, więc Paweł z Andrzejem zamknęli się w firmie na dwa dni, by przejrzeć dokumenty, o które mogli zapytać kontrolerzy. I wtedy mleko się rozlało. Okazało się, że z firmy regularnie są wyprowadzane pieniądze. Nie za duże sumy jednorazowo, ale podsumowując straty, wspólnicy złapali się za głowę.
Było już dobrze po dziesiątej, kiedy zadzwoniła komórka Mariana. Paweł zażądał, żeby natychmiast pojawił się w firmie. Kiedy szykował się do wyjścia, był blady jak ściana.
– Co ci jest, Marian? – zaniepokoiłam się natychmiast. – Źle się czujesz?
– Nic – uspokajał mnie, ale bez przekonania.
– Stało się coś? – przestraszyłam się.
Trzymając rękę na klamce, mąż odwrócił się, jakby chciał mi coś powiedzieć, ale ostatecznie zrezygnował i pospiesznie wyszedł.
Czekałam prawie do drugiej i w końcu usnęłam. Kiedy obudziłam się rano i zobaczyłam, że Marian nie wrócił, wpadłam w panikę. Próbowałam do niego dzwonić, ale nie odbierał telefonu. Zadzwoniłam do Pawła.
– Zaraz u ciebie będę, właśnie parkuję pod domem – powiedział szybko i rozłączył się.
– Co się stało, dlaczego Marian nie wrócił na noc, miał wypadek? – zasypywałam go pytaniami, ledwo przekroczył próg mieszkania.
– Marian został aresztowany – powiedział.
Poczułam, że ziemia usuwa mi się spod nóg. Ledwo doszłam do kuchni i osunęłam się na podsunięte przez Pawła krzesło. Brat zaparzył herbatę i usiadł obok mnie.
Firma brata poszłaby na dno, a z nią wiele osób
– Nie miałem wyjścia – tłumaczył. – Gdyby nie ta zapowiedziana kontrola ze skarbówki, może jakoś byśmy to ogarnęli. Marian zwróciłby zdefraudowane pieniądze i zaprowadził porządek w dokumentacji. Niestety, nie mamy na to czasu. Kontrola będzie pojutrze.
– Kazałeś go aresztować – powiedziałam z bólem, bardziej do siebie niż do niego.
– Ja wiem, że sporo w tym mojej winy – zaczął brat. – Ufałem mu…
Potem Paweł zaczął opowiadać, jak do tego wszystkiego mogło dojść. Zaufanie, jakim był obdarzony, cieszyło Mariana. Początkowo sondował, czy Paweł albo jego zastępca nie zorientują się, że w dokumentach nie wszystko gra. Tymczasem Paweł myślał, że Andrzej to sprawdza, a Andrzej nie bardzo chciał się wtrącać, wiedząc, że Marian jest z rodziny. To jego zdaniem była rękojmia uczciwości. W głowie mu się nie mieściło, że mógłby oszukiwać szwagra. Tak więc Marian zaczął prowadzić kreatywną księgowość i wyprowadzać z konta firmy na początku niewielkie kwoty. Niestety, nikt nie przerwał tej działalności i mój sprytny małżonek całkiem się rozzuchwalił.
– Idź już, Paweł… – poprosiłam cicho brata. – Chcę odpocząć.
– Musiałem zawiadomić policję – tłumaczył się. – Gdyby kontrolerzy wykryli to wszystko, poszedłbym siedzieć, a firma na dno.
Następne godziny spędziłam, rozmyślając, płacząc i zapadając w koszmarne, krótkie drzemki. Najpierw miałam żal do Pawła, potem do Mariana, i tak na zmianę. Dopiero późnym popołudniem udało mi się jakoś to poskładać. Zrozumiałam, że żyłam z oszustem, który zawiódł zaufanie nie tylko moje, ale i całej rodziny, która jest dość konserwatywna. Pewne wartości, takie jak uczciwość i odpowiedzialność, są dla nas najważniejsze. Marian naruszył fundamenty tej budowli. Nie mogę mu tego wybaczyć.
Ogarnęłam się trochę i postanowiłam pojechać do mamy. W miarę, jak jej wszystko opowiadałam, utwierdzałam się w przekonaniu, że moje małżeństwo z Marianem jest nie do utrzymania.
– W naszej rodzinie nigdy nie było rozwodów – powiedziała mama nieznoszącym sprzeciwu tonem, kiedy napomknęłam jej, że myślę o rozstaniu z mężem.
– Mamo, błagam, pomyśl… – zaczęłam proszącym tonem. – Czy lepiej żyć szczęśliwie po rozwodzie, czy męczyć się z człowiekiem, który nas zawiódł?
– Tere fere, zaufanie – fuknęła mama. – Każdy chłop ma swoje za uszami, a mądra kobieta – uśmiechnęła się chytrze – powinna wiedzieć, kiedy udać ślepą i głuchą.
– Jak możesz tak mówić – oburzyłam się. – Mam udawać, że nie wiem, kim naprawdę jest człowiek, z którym spędziłam dziesięć lat?
– No, malwersacje to nic szlachetnego – zgodziła się mama – ale nie powód, żeby zaraz się rozwodzić. Nawiasem mówiąc, ty też z tego korzystałaś – dodała.
– Mamo – starałam się być spokojna – on okradał swojego szefa, który tak się składa, jest moim bratem, a twoim synem. Nie miałam pojęcia, że te dodatkowe pieniądze, które co rusz pojawiały się na naszym koncie, to efekt jego kreatywnej księgowości – broniłam się, czując, jak policzki mnie palą na wspomnienie zagranicznych podróży i kosztownych prezentów.
– Zostawisz go teraz samego? – zapytała ostrożnie mama.
– Załatwię mu dobrego adwokata – zdecydowałam – ale nie chcę już z nim być.
Następne tygodnie były prawdziwym koszmarem
Przesłuchania w prokuraturze, zablokowanie naszego wspólnego konta, tłumaczenie znajomym, że nic nie wiedziałam. Przyjaciele nie odwrócili się ode mnie, ale wiem, że część znajomych obgaduje mnie za plecami. Rodzina Mariana obarcza mnie winą za to, co się stało. Uważają, że on to wszystko robił dla mnie. Jednym słowem, kradł na moje zachcianki. Nie mam ochoty im niczego tłumaczyć. Nawet jak mi uwierzą, i tak sercem będą po jego stronie, obwiniając mnie o wszystko. Nie wiem, jak to wszystko ogarnęłam.
Najgorsze było przede mną – spotkanie z Marianem. Prokurator niechętnie zgodził się na widzenie, ale adwokat Mariana użył wszelkich możliwych sposobów, żeby to jakoś załatwić. Nie chciałam informować męża o rozwodzie, pisząc do niego list albo prosząc o przekazanie tej wiadomości przez adwokata. Byłam na niego wściekła, lecz po dziesięciu latach nie mogłam go potraktować jak zupełnie obcego człowieka. Moją propozycję rozstania przyjął nadzwyczaj spokojnie, ale kiedy wychodziłam z widzenia, nagle się ożywił.
– Nie myśl, że tak to zostawię! – krzyknął. – Będę walczył.
Szybko wyszłam, bo nie chciałam, żeby zobaczył łzy w moich oczach. Nie wiem, o co on jeszcze chce walczyć. Przez niego nasze dotychczasowe życie legło w gruzach. Nawet jeśli dostanie wyrok w zawieszeniu, na zatrudnienie w jakiejkolwiek instytucji finansowej nie ma co liczyć. Pieniądze, które zdefraudował, nie są jakieś gigantyczne, ale jednak te kilkadziesiąt tysięcy będzie musiał firmie zwrócić.
Paweł obiecał, że pomoże mi we wszystkim. Podziękowałam mu, bo czułabym się nieswojo w obliczu czekającego mnie przesłuchania w sądzie. Sama nie wiem, co mam powiedzieć. Zeznawać na korzyść brata, czy męża? Starając się pomóc Marianowi, musiałabym w niekorzystnym świetle postawić Pawła, który zaniedbał nadzorowanie pracownika. Nie chcę też Mariana obciążać swoimi zeznaniami. Mam do niego żal, ale nie zamierzam go pogrążać. Ostatnio spotkałam się z adwokatem.
Powiedział, że jako osoba bliska mogę odmówić zeznań. Przemyślałam to i tak właśnie zrobię. Niech to wszystko toczy się poza mną. Po procesie zamierzam wyjechać. Moja firma otwiera filię w Gdańsku. Szef zaproponował mi poprowadzenie tej placówki. Dał mi dwa tygodnie na zastanowienie się, lecz nie potrzebuję aż tyle czasu. Już się zdecydowałam. Chcę zostawić dotychczasowe życie i wszystko zacząć od nowa. To dla mnie najlepsze wyjście.
Czytaj więcej prawdziwych historii:
Po kilku latach od rozwodu zrozumiałem, że kocham moją pierwszą żonę
Nie chciałam żyć z Ianem w Polsce, bo jest ciemnoskóry
Spędzałem noce z przypadkowymi dziewczynami, a potem nie odbierałem telefonów