„Zakochałem się na zabój w siostrze przyjaciela. Przez swoje kompleksy i głupotę mogłem ją stracić na zawsze”

Mężczyzna żałujący życiowych decyzji fot. Adobe Stock
Kiedyś nawet bym nie spojrzał na Ilonę. To przecież tylko smarkata siostra kumpla… A teraz żałowałem, że nie mam u niej szans.
/ 08.04.2021 13:07
Mężczyzna żałujący życiowych decyzji fot. Adobe Stock

Trzaśnięcie drzwi samochodu oderwało mnie od komputera. Plan kampanii reklamowej dla klienta może poczekać, nie pali się. Wpadłem do kuchni i nie zapalając światła, dotarłem do okna, które miało tę zaletę, że wychodziło na osiedlową zatoczkę parkingową. Nigdzie indziej w okolicy nie można było zaparkować samochodu, więc miałem wgląd w harmonogram przyjazdów i odjazdów tego Bonda od siedmiu boleści. Oraz plan, że gdyby drań zechciał zostać na noc, to podziurawię mu wszystkie koła.

Wiem, to było żałosne. Nie mogłem z nim konkurować. Mnie się robiło na jego widok niedobrze, ale Ilonce się podobał, inaczej by się z nim nie spotykała. Próbowałem napuścić na niego Darka, ale tylko wzruszył ramionami.
Pogięło cię? Siostry mam pilnować? Dorosła jest, może robić, co chce. Z jej amantem bił się dla twojej przyjemności nie będę. Zresztą co masz do niego? Całkiem rozsądny gość. Niegłupi i pracowity. Wiesz, jak firmę rozkręcił? Na starcie nikt za niego złamanego grosza nie dawał, ale on się nie przejmował i robił swoje. Szedł jak burza, nie wymiękał. Jak trzeba było, to zakasywał rękawy i sam zasuwał, dzień i noc.
– Skąd to wszystko wiesz? – przerwałem Darkowi sławienie absztyfikanta siostry.
– Od Ilony. Brzmi jak amerykańska bajka, co? Mit od pucybuta do milionera.
– Zaraz, facet nie jest żadnym milionerem – obruszyłem się.
– Ale brykę ma niesamowitą – zamyślił się Darek. – Co ja bym dał za taki samochód…

A ja wolałbym mieć jego wygląd, pomyślałem, przeklinając w duchu swoją niewymyślną urodę. Nie przyciągałem spojrzeń dziewczyn, raczej nie śniłem im się po nocach. Nos jak kartofel, okrągłe, uczciwe do bólu oczka, pyzata gęba wiernego giermka. Na rycerza się nie nadawałem, najwyżej na pomagiera. Braki w urodzie nie powinny facetowi spędzać snu z powiek, toteż nadmiernie się nie przejmowałem, że rozsiewam urok pospolitości.

Najgorsze było to, że miałem wzrost siedzącego psa. Metr sześćdziesiąt pięć w kapeluszu, niech to cholera. Z tym już nie dało się nic zrobić, nie będę przecież chodził na obcasach! Chłopak, który od miesiąca przyjeżdżał do Ilony, nie miał takiego problemu. Natura hojnie go obdarowała, miałem nadzieję, że tylko wzrostem. Ilonka, która mierzyła niemal tyle co ja, wyglądała przy nim tak, jak powinna: krucho i dziewczęco. Ja czułbym się przy dryblasie tak samo, dlatego nie wychodziłem z domu, żeby uniknąć konfrontacji.

Musiał wystarczyć mi posterunek obserwacyjny w kuchni.
– Co tam zobaczyłeś, synuś?
Mama. Żeby tylko nie przyszło jej do głowy włączyć światło, bo mnie zdekonspiruje. Dobra, wiem, że przesadzam, ale na złodzieju czapka gore. Wydawało mi się, że całe osiedle wie o moim niefortunnie ulokowanym uczuciu.
– Nic, mamo – odsunąłem się od okna.
– O, narzeczony przyjechał do Ilonki – mama bezbłędnie namierzyła opływowe kształty toyoty w limitowanej wersji wyścigowej. – Ładny ma samochód, chociaż cokolwiek niepraktyczny. Ale dziewczynom się takie podobają.

Nagle urwała, pewnie uświadomiła sobie, że jej syn, spędzający czas na potajemnym obserwowaniu parkingu, jeździ na rowerze. Nie próbowałem niczego tłumaczyć, bo tak było wygodniej. Wolałem, żeby myślała, że zazdroszczę facetowi samochodu, niż gdyby miała wywęszyć moje zauroczenie Rudą.

Była nieznośnym dzieciakiem

Głupie uczucie przyszło niespodziewanie. Było bez sensu i całkiem nie na miejscu. Owszem, nikt nie broni zakochać się w siostrze kolegi z podwórka, ale przecież nie w Rudej, wiecznej smarkuli. Od urodzenia wyglądała tak, że o żadnej miłości mowy być nie mogło, wtedy ani kiedykolwiek. Patyczak, Chuchro, Cienka – to tylko niektóre z przezwisk, jakich się doczekała.

Urobiliśmy sobie z Darkiem ręce po łokcie, żeby zatkać buzie kolegom, którzy wykazywali największą inwencję w przezywaniu Ilony. Nie dlatego, że ją tak lubiliśmy, bo nawet Darek nie darzył wielkim uczuciem wiecznie spuchniętego od płaczu Patycza… to znaczy siostry. Chodziło o nasz honor. Przyjaźniliśmy się, więc jego problemy były moimi, a jak ci siostrę – choćby nie wiem jak brzydką – wyzywają, to jest sprawa do załatwienia.

Pogoniliśmy prześladowców, zapewniając dziewczynce trochę spokoju. Z wdzięczności przyczepiła się do nas jak rzep, tak że kroku bez niej nie mogliśmy zrobić. Próbowaliśmy ją zniechęcić, ale nie ustępowała, twardo patrząc na nas jasnymi oczami w oprawie rudych rzęs. Dobrze jeszcze, jak nie była opuchnięta od płaczu. Szczerze mówiąc, w owych świetlanych czasach starałem się na nią za często nie patrzeć. Według mnie była dość paskudna.

Potem nasze drogi się rozeszły. Szkoła średnia, studia. Widywaliśmy się w przelocie, każde zajęte swoimi sprawami. Cześć, czołem, co u ciebie. Z Darkiem zdarzało mi się wypić piwo, pogadać od serca, ale Ruda tylko migała gdzieś na horyzoncie, jak zwodniczy ognik na bagnach.

Zaraz, kiedy pierwszy raz przyszło mi do głowy takie romantyczne skojarzenie? Byłem po pierwszej w życiu sesji na studiach, miałem co świętować. Zdałem wszystkie egzaminy, nawet tę cholerną statystykę! Rozpierała mnie duma, koniecznie musiałem się komuś pochwalić. Przyszedł mi do głowy Darek. Wyskoczyłem z domu jak stałem i poleciałem do kumpla. Drzwi otworzyła Ilona. Co jest, do cholery, przeleciało mi przez głowę. Obciągnąłem znoszoną koszulkę z Kermitem na froncie. Gdybym wiedział… Nie przyszedłbym w tym badziewiu.

Zza pleców dziewczyny wyjrzał Darek.
– Co tak stoicie bez słowa? Właź, stary. Ruda, zrobisz nam kawy?
– Sam sobie zrób – powiedziała Ilona, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Spojrzenie miała wyraźniejsze, niż zapamiętałem, a rzęsy długie i czarne. Co jest, do diabła? I nie była opuchnięta. Cerę miała, jak to mówią, alabastrową, usianą uroczymi piegami. Rude loki wiły się wokół twarzy. Tylko oczy pozostały jasne i przejrzyste, jak dwa górskie jeziorka.
– Piotrek! Piter! Pietia! – Darek bezskutecznie próbował zwrócić moją uwagę. Od jak dawna się wydzierał?
– Co jest? – rzuciłem ulubionym zwrotem, czując, że robię z siebie konkursowego idiotę. Ilona odwróciła się na pięcie i odmaszerowała, pozwalając podziwiać swoje długie nogi. Nie do wiary! A nazywaliśmy ją Patyczakiem!
– To tylko Ruda, wyluzuj – zaśmiał się Darek. – Nie zauważyłeś wcześniej, że wyrosła? Wygląda ździebko lepiej, ale jest tak samo upierdliwa jak kiedyś, pod tym względem się nie zmieniła. Powiedz lepiej, co u ciebie. Jak sesja? Fajne dziewczyny na roku? Siadaj i opowiadaj.

Spędziłem u Darka cały wieczór, mając nadzieję, że Ilona jeszcze do nas zajrzy. Niestety, przyszły po nią koleżanki i gdzieś zabrały.
– Masz wrócić przed dwudziestą drugą! – wydarł się za nią Darek. Odpowiedziało mu trzaśnięcie drzwiami. Nie przejął się. – Mała jest nieletnia, podlega ścisłej klauzurze – wyjaśnił dobrotliwie, przyjmując rolę brata-furtiana. Tym mnie dobił. Jak miałem startować do smarkatej? Ilona była za młoda, nie chciałem narazić się jej rodzicom ani bratu, który jak pamiętałem z dawnych dni, miał niezły prawy sierpowy. Zapomniałbym o niefortunnym zauroczeniu Rudą, gdyby mi na to pozwolono.

Zrobiłem głupi błąd

Ale nie, po wyjeździe Darka do Niemiec Ilona nauczyła się przychodzić ze wszystkim do mnie. Nie mogła rozwiązać zadania z matmy? Brat jej zawsze tłumaczył, a skoro go nie ma, to czy mógłbym? Mogłem. Ciągle świadczyłem jej jakieś przysługi, a Ilonka prawie od nas nie wychodziła. Mama specjalnie dla niej robiła merengi z kremem, których normalnie nawet bym nie powąchał. Lubiła Ilonkę, często urządzały sobie pogaduszki, kiedy dziewczyna czekała, aż wrócę z zajęć.

Tak rodzinnie się porobiło, że aż mnie skręcało. Ilona ciągle była obok mnie, a jednak nieosiągalna. Siedzieliśmy we dwójkę nad zeszytami Ilony, miejsca mieliśmy tyle co kot napłakał, bo biurko przeznaczone było dla jednej osoby.
– Przepraszam – powtarzałem, odsuwając nogi, żeby jej nie dotykać. – Przepraszam – odklejałem przedramię od czegoś, o czym wolałem nie myśleć. I tak w kółko. Ilonie to jakoś nie przeszkadzało, wyglądała raczej na rozbawioną.
– Ciasno tu u ciebie – stwierdzała radośnie. Próbowałem ją delikatnie zniechęcić do częstych wizyt, ale nic sobie z tego nie robiła. Rzeczywiście, pod tym względem niewiele się zmieniła, nadal była uparta jak osioł.

Wkładałem wiele wysiłku, żeby nie zorientowała się, co do niej czuję. Wydawało się, że Ilonka pozostała nieświadoma szalejących we mnie uczuć. Było mi to na rękę, nie chciałem wyjść na palanta. Podejrzenie, że dziewczyna wie więcej, niżbym chciał, zakwitło we mnie tego dnia, kiedy zaciągnęła mnie do siebie.

Czatowała na mnie na ulicy. Wracałem z zajęć i wpadłem na nią przed domem.
– Chodź, muszę ci coś pokazać – złapała mnie za rękę i zaciągnęła do siebie. Nie wyrywałem się, byłem ciekaw, co wymyśliła. – Zaczekaj – pchnęła mnie na kanapę, a sama zniknęła w pokoju. Po chwili wyszła ubrana w suknię wieczorową. Wyglądała tak dorośle… Po prostu olśniewająco.
– I jak? – okręciła się zalotnie.
– Może być – powiedziałem ostrożnie. Na cholerę jej ta kreacja? Ilona nie takiego komplementu się spodziewała. Na chwilę straciła pewność siebie, ale zaraz sobie o czymś przypomniała.
– No tak, bez butów nie ma efektu – znów pobiegła do pokoju.
– Studniówka! – przypomniałem sobie. – Smarkata szykuje się na bal.

Poczułem ukłucie zazdrości. Ciekawe, z kim się umówiła. Jakoś nie widziałem, żeby kręcił się koło niej jakiś chłopak. Prawdę mówiąc, Ilona większość czasu spędzała ze mną. Na odrabianiu matmy, oczywiście.
– Z kim idziesz na studniówkę? – spytałem prosto z mostu, kiedy wróciła, lekko chwiejąc się na wysokich obcasach.
– Z tobą – zawiadomiła radośnie, nie pytając o zgodę. Tak czuje się człowiek, którego marzenia znienacka się spełniają.

W jednej chwili uświadomiłem sobie najważniejsze: Ilona jest w końcu pełnoletnia! Darek mnie nie zabije, mogę przestać udawać dobrego starszego brata! Wstałem, żeby wziąć ją w ramiona, i wtedy to odkryłem. W szpilkach była trochę wyższa niż ja! Znów usiadłem na kanapie, bo nogi się pode mną ugięły. Gdybym był jej rówieśnikiem, nie przywiązywałbym do tego wagi. Ale miałem status dorosłego mężczyzny, a Ilonka wciąż była uczennicą. Już widziałem, jak jej koleżanki, młode zołzy, pękają ze śmiechu za naszymi plecami. O co zakład, że nie spodziewały się zobaczyć u jej boku kurdupla?

Powiedziałem coś od rzeczy i uciekłem, niczego nie wyjaśniając, zostawiając Ilonę na środku pokoju w sukni wieczorowej, ze łzami w oczach. Źle to rozegrałem. Im więcej myślałem o tym zdarzeniu, tym głupiej się czułem. Zachowałem się jak prostak, nie umiałem postępować z dorastającymi dziewczynami. Chciałem dobrze, a wyszło jak zwykle.

Ilona się na mnie obraziła. Musiała się poczuć bardzo urażona, bo zaczęła mnie unikać. Myślałem, że jej przejdzie, ale mijały miesiące, a nic się nie zmieniało. Ruda poszła na studia, ja do pracy, a potem do kraju wrócił Darek.
– Człowiek na trochę wyjedzie, a po powrocie zastaje same zmiany – opowiadał. – Największa niespodzianka to Ilona. Pamiętasz, jaka była szkaradna? A teraz chłopaki drzwi szturmują, mówię ci, nie do uwierzenia. Jeden fajniejszy od drugiego i wszyscy chcą chodzić z moją siostrą. Ale jaja, co?

Przytaknąłem. Ilona faktycznie miała powodzenie, a ja nabrałem zwyczaju obserwowania z kuchennego okna przepływu jej chłopaków. Dopóki często się zmieniali, nie czułem zagrożenia. Ten ostatni wzbudził moją czujność. Był niebezpieczny, Ilona najwyraźniej miała do niego słabość, bo przyjeżdżał do niej już od dosyć długiego czasu. Teraz też siedział u niej cały wieczór. Miałem już tego dość.
– Wychodzę, muszę się przewietrzyć – oznajmiłem, porzucając punkt obserwacyjny w kuchni. Wyprowadziłem rower, dziękując opatrzności, że nie ma prawdziwej zimy. Ostatnio sezon dla cyklistów trwał okrągły rok.
– Uważaj, synuś, nie lubię, jak jeździsz po ciemku – usłyszałem z pokoju, zanim zamknąłem drzwi.

W końcu powiedziałem, co czuję

Wsiadłem na rower i nacisnąłem pedały. Jak najszybciej chciałem poczuć na twarzy zimny wiatr, zmęczyć się tak, żeby nie myśleć. Ups! O mało nie wjechałem w faceta wychodzącego z sąsiedniej klatki schodowej.
– Przepraszam! – zatrzymałem rower w miejscu.
– Nic się nie stało – odpowiedział mi dziewczęcy głos. Rude loki połyskiwały w świetle latarni.
– Niezły rower, mam podobny, ale rzadko jeżdżę – powiedział facet trzymający Ilonę za rękę. Siedziałem na siodełku. Nie zamierzałem schodzić z roweru, za żadne skarby nie stanę obok tego chłopaka. To byłaby totalna porażka.
– To jego treningowy, ma jeszcze drugi, szosowy. Startuje na nim w triatlonie – Ilona mówiła jak zawodowy menedżer. Moje życie nie miało przed nią tajemnic.
– Poważnie? Też kiedyś o tym myślałem – zaciekawił się chłopak, puszczając Ilonę i kucając koło roweru. W skupieniu oglądał przerzutki. – Dobre oprzyrządowanie – ocenił, prostując się.
– Nic dziwnego, to jego hobby. Tylko tym się interesuje, niczego innego nie zauważa – powiedziała ironicznie Ilona, patrząc na mnie gniewnym wzrokiem.

Nie mogłem oderwać od niej oczu, wyglądała pięknie, nawet gdy się złościła.
– Chodźmy, nie przeszkadzajmy koledze w treningu. On ma swoje sprawy, my swoje – Ilona pociągnęła chłopaka w kierunku samochodu. Stałem jak przymurowany, dopóki nie odjechali. Zrozumiałem jedno. Ilona wciąż się gniewała, nie zapomniała, że nie przyjąłem zaproszenia na studniówkę. Nie wiem, ile kilometrów przejechałem tej nocy. Wróciłem bardzo późno, całkowicie wykończony.
– Oj, synuś, synuś – powiedziała zaniepokojona moim stanem mama, wyglądając ze swojego pokoju. Miała intuicję.

Trzasnąłem ze złością drzwiami. Że też człowiek nie może przez chwilę być sam. Pewnie mama widziała przez okno, jak spotkałem Ilonę i tego chłopaka. Wolałbym sam przeżywać porażki. Przez jakiś czas był spokój. Zaraz po pracy wsiadałem na rower i gnałem przed siebie ile sił. Dzięki temu mogłem zasnąć, nie bijąc się z myślami. Bo obrazu Ilony za nic nie umiałem się pozbyć, towarzyszył mi dzień i noc. Przestałem wystawać wieczorami w ciemnym kuchennym oknie. Dość, niech Ruda spotyka się z kim chce i kiedy chce, mnie nic do tego.

Powinienem odbudować leżące w gruzach życie towarzyskie, a nie myśleć w kółko o młodszej siostrze kumpla. Zacząłem korzystać z zaproszeń znajomych, poznałem kilka ciekawych osób. Szło mi dobrze, dopóki Darek nie zapukał do moich drzwi.
– Obejrzymy razem mecz? W domu nie da się wytrzymać, więc uciekłem do ciebie.
– Czuj się jak u siebie – zaprosiłem go. – A co właściwie u was się dzieje?
– Patyczak robi piekło, ryczy tak, że sprawozdawcy sportowego nie słychać. Rozumiesz, że w tej sytuacji musiałem poszukać spokojnego kąta – odparł Darek, zaglądając do miseczki z orzeszkami.
– Co jej się stało? – zaniepokoiłem się.
– Skąd mam wiedzieć? Nawet chciałem zapytać, ale rzuciła we mnie książką, więc zrezygnowałem. Ruda ma temperament, trzeba uważać. Darek wygarnął garść orzeszków i zaczął w skupieniu przeżuwać.
Na moje oko rozstała się z chłopakiem. Szkoda, fajny miał samochód. Tylko dlaczego krzyczała coś o rowerach? Nawrzeszczała na mnie, żebym spadał do tego cyklisty, który nikogo nie potrzebuje. To o ciebie chodziło? Zerwałem się na równe nogi.
– Idziemy do niej, No, ruszaj się. Wpuścisz mnie do mieszkania, muszę porozmawiać z twoją siostrą – powiedziałem.
– Z serca nie radzę, stary. Nie wiesz, na co się porywasz. Po co ci to?
– Zobaczysz – zbyłem go krótko. – A właściwie nie zobaczysz, bo zostawisz nas samych. Mogę na ciebie liczyć? Darek westchnął głęboko jak człowiek, który właśnie zrozumiał, że jego kolega zamierza skoczyć w przepaść.
– Jak chcesz, ale pamiętaj, że uprzedzałem – powiedział.

Rudy Patyczak siedział skulony na tapczanie jak kupka nieszczęścia. Tusz do rzęs spływał czarnymi smugami po jej policzkach, twarz była zapuchnięta od płaczu. Poczułem gniew. Jeśli ten chłopak ją skrzywdził, będzie miał ze mną do czynienia.
– Co on ci zrobił? – przypadłem do niej.
– Po-owiedział, że mnie kocha, a ja nie mogłam… – czknęła Ilona.
Od dzieciństwa po napadzie płaczu dostawała czkawki. Odsunąłem się zniechęcony. Po co tu przychodziłem? W Rudą nagle jakby wstąpił diabeł. Zerwała się z tapczanu i stanęła przede mną rozjuszona jak tygrysica. Darek, który podglądał nas przez szparę w drzwiach, natychmiast zrezygnował. Ja zostałem.
– Przybiegłeś mi na pomoc? Niby dlaczego? Przecież ja cię nie obchodzę! – krzyknęła dziewczyna.
– Ilona, to nieprawda – szepnąłem.
– C-o powiedziałeś? – nie dosłyszała. Jej oczy były na wysokości moich. Odkryłem, że to całkiem fajne, nie musiałem się nachylać, żeby ją pocałować.
– Powiedziałem, że cię kocham – odparłem, zastanawiając się, jak jej wyjaśnię poprzednie nieporozumienia. Ilona wtuliła się we mnie z całych sił. Będzie dobrze.   

Czytaj więcej prawdziwych historii:
„Moja teściowa ma kupę forsy, ale swoim wnukom żałuje. Nie rozumiem, jak można być taką babcią”
„Ślub miał być dwa miesiące po zaręczynach. Powodem wcale nie była ciąża, jak niektórzy sądzili”
„Mietek z kumplami latami gwałcił mnie i bił. Sięgnęłam po nóż... Nie żałuję, jestem wolna - w więzieniu”

Redakcja poleca

REKLAMA