„Mietek z kumplami latami gwałcił mnie i bił. Sięgnęłam po nóż... Nie żałuję, jestem wolna - w więzieniu”

Kobieta w więzieniu fot. Adobe Stock, Richtsteiger
Każdy człowiek miał chyba w życiu taki dzień, którego nie zapomni do śmierci. Ja też taki mam. To dzień, w którym zamordowałam Mietka. Szczęśliwy, bo oswobodziłam się z rąk zwyrodnialca.
/ 09.03.2021 11:54
Kobieta w więzieniu fot. Adobe Stock, Richtsteiger

Zaszlachtowałam go nożem, jak świnię. Czy mam wyrzuty sumienia? Sama nie wiem. Chyba nie. Przecież to był drań bez serca, chodzące zło. Zamiast się mną opiekować, znęcał się nade mną, poniżał. No to dostał to, na co zasłużył.

Poznałam go u swojej starszej siostry, Agnieszki. Właśnie skończyłam dziewiętnaście lat i rozpoczęłam samodzielne życie. Z bidula, w którym się wychowałam, dostałam kilka kompletów pościeli, parę ręczników, garnki i… krzyżyk na drogę.

– Pamiętaj, Anka, nie pakuj się w żadne kłopoty. To od ciebie zależy jak będzie wyglądać twoje dorosłe życie – powiedziała mi na pożegnanie wychowawczyni.

– Niech się pani nie boi, poradzę sobie – odparłam. Byłam młoda, ładna, miałam papiery, że skończyłam handlówkę. No i nie musiałam się martwić o mieszkanie. Jak człowiek nie ma dachu nad głową, to szybko się gubi. A siostra od dawna mi powtarzała, że mogę zamieszkać u niej przez jakiś czas, przynajmniej dopóki nie stanę na nogi.

Wsiadłam więc w pociąg i pojechałam do Łodzi. Szybko przekonałam się, że Agnieszka lubi się zabawić. Przez kilka godzin dziennie pracowała jako sprzątaczka, a potem balowała. Do naszego mieszkania wpadało mnóstwo ludzi. Głównie mężczyźni. Zawsze przynosili coś do wypicia. Piwko, winko i wódeczka lały się strumieniami. „Łyknij sobie. Świat od razu wyda ci się lepszy” – zachęcali. Siostra nigdy nie odmawiała, piłam więc i ja.

Alkohol coraz bardziej mi smakował

Rzeczywiście świat był po nim taki kolorowy… Nawet nie wiem, kiedy wpadłam w nałóg. Po prostu któregoś dnia zauważyłam, że bez szklanki czegoś mocniejszego nie mogę normalnie funkcjonować. Od tamtej pory budziłam się i od razu szukałam procentów.

– Znajdź jakąś pracę, nie zamierzam cię wiecznie utrzymywać – wściekała się Aga.

– Dobra, poszukam – odpowiadałam, wypijając resztki z kieliszków.

Szukałam, ale nic nie mogłam znaleźć. Nikt nie chciał zatrudnić dziewczyny, od której od rana jechało gorzałą. Wcale się tym nie przejmowałam. „Nie chcą mnie, to nie. Przynajmniej mogę się spokojnie napić” – myślałam. I piłam.

Na szczęście zawsze znalazł się ktoś życzliwy, kto wpadł z flaszką…

Po kilku miesiącach nieustannej balangi nagle nadszedł koniec. Siostra ni z tego, ni z owego oświadczyła, że zakochała się w ochroniarzu z firmy, w której sprząta i zamierza rozpocząć normalne życie. Bawiliśmy się całkiem nieźle w sporej grupie, gdy nagle wyskoczyła z tą wiadomością.

– To ostatnia impreza w tym domu. Za kilka dni wprowadza się do mnie Marek. Nie chcę was tu więcej widzieć – oznajmiła tak po prostu.

– Mnie też? – spytałam ze śmiechem, bo myślałam, że zaprzeczy.

– Ciebie też – skinęła głową.

– Jak to? Przecież nie mam dokąd pójść! – naskoczyłam na nią.

– Czas najwyższy, żebyś dorosła, siostrzyczko – wzruszyła ramionami.

Rozczuliłam się nad sobą. Wypiłam haustem wódkę i usiadłam w kącie, żeby popłakać nad swoim losem.

– Ja się tobą zaopiekuję – usłyszałam nad sobą męski głos. Podniosłam głowę. Przede mną stał jeden z gości. Znałam go z widzenia, bo czasem do nas wpadał, ale nie pamiętałam, jak ma na imię.

– Ty? Nawet cię nie znam – prychnęłam i odwróciłam głowę.

– Jestem Mietek – odparł.

– No i co?

– Nic. Możesz oczywiście zamieszkać na ulicy. Ale ze mną będziesz miała jak w bajce – powiedział.

– A co za to chcesz? – patrzyłam na niego spod oka.

– Tylko żebyś była dla mnie dobra.

Wprowadziłam się do niego następnego dnia

Nawet mi się nie podobał, szukałam po prostu jakiejś przystani… Nie liczyłam na to, że Mietek rzuci mi świat do stóp. Lata spędzone w bidulu nauczyły mnie, że takie cuda się nie zdarzają. Liczyłam jednak na to, że się mną zaopiekuje. Na początku było pięknie. Mietek pracował, ja zajmowałam się domem. Wściekałam się, kiedy w domu dziecka gonili nas do nauki gotowania. Teraz byłam im za to bardzo wdzięczna. Czułam się jak prawdziwa gospodyni.

Nawet do gorzały mnie specjalnie nie ciągnęło. Owszem wypijaliśmy wieczorem przed telewizorem szklaneczkę lub dwie, ale na tym się kończyło. Żyliśmy prawie jak normalna rodzina. Czar prysnął po kilku tygodniach. Mietek nagle się zmienił. Przychodził po pracy i bił mnie do nieprzytomności. Kablem, pasem, rurką od zlewu. Co mu wpadło w ręce.

– Za co?! – krzyczałam.

– Za jajco! – uderzał mocniej.

Nawet nie próbowałam się wtedy bronić. W moim rodzinnym domu ojciec też tak obchodził się z matką. Oglądałam to codziennie, zanim zabrano mnie do bidula… „Widać to normalne, tak musi być” – wmawiałam sobie. Żeby nie czuć bólu, zaczęłam się upijać. Do nieprzytomności. Mietek wychodził do pracy, a ja już sięgałam po flaszkę. Gdy wracał, przyjmowałam ciosy. I tak codziennie. Wkrótce Mietkowi znudziła się taka zabawa. Chciał czegoś więcej.

Zaczął przyprowadzać kolegów. Siadali, pili. A potem używali sobie ze mną do woli. Sam ich do tego zachęcał. Przekazywali mnie sobie z rąk do rąk jak jakąś zabawkę.

Jeden mnie gwałcił, a pozostali się przyglądali. Potem kolejny i kolejny. Na początku próbowałam się bronić, błagałam, by tego nie robili. Ale tylko się śmiali. Po pewnym czasie tak zobojętniałam, że już się nawet nie wstydziłam. Rozkładałam nogi i czekałam… Aż do tamtego dnia, przed trzema laty.

Mietek wrócił z pracy wcześniej niż zwykle

Dużo wypiłam, ledwie trzymałam się na nogach, więc chciałam choć na chwilę położyć się spać. Ale on nie chciał nawet o tym słyszeć.

– Zaraz kumple przyjdą! A ty co? Wyglądasz jak szmata! Ogarnij się! – walnął mnie w twarz. Straciłam równowagę i uderzyłam głową w ścianę, z której wystawał gwóźdź. Ten gwóźdź wbił mi się w potylicę. Nie czułam bólu. Widziałam tylko krew kapiącą na podłogę. Dostałam szału. W jednej chwili przypomniałam sobie wszystko, co zrobił mi Mietek.

Zobaczyłam swoje podbite oczy, krwawiące wargi, posiniaczone i obolałe ciało. Pobiegłam do kuchni i chwyciłam nóż. Największy, jaki znalazłam. Mietek się roześmiał.

– Nie zrobisz tego, za bardzo się boisz – rechotał, podchodząc bliżej. Pchnęłam z całej siły. Nie pamiętam, czy krzyknął. Wiem tylko, że drwiący uśmiech na jego twarzy zastąpiło zdziwienie. I strach. Wyrwałam nóż z rany i pchnęłam po raz kolejny. A potem jeszcze raz i jeszcze. Przestałam dopiero wtedy, gdy zabrakło mi sił. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko.

W mieszkaniu nagle zaroiło się od policji. Nawet nie wiem, skąd się wzięli. Może sąsiedzi ich wezwali albo sama zadzwoniłam? Kiedy mnie wyprowadzali, właśnie przyjechało pogotowie.

– Nie żyje – stwierdził lekarz.

– I bardzo dobrze – warknęłam.

Nie czułam żalu i strachu. Czułam za to satysfakcję i wielką ulgę. Trafiłam do szpitala, a po opatrzeniu rany na głowie do aresztu. Od razu przyznałam się do zabójstwa. Nie bałam się zamknięcia, kary, bałam się tylko, jak wytrzymam bez alkoholu. „Napić się, napić się” – tylko to kołatało mi się wtedy po głowie.

Pierwsze dni były tragiczne. Cała się trzęsłam. Nie mogłam nawet donieść do ust szklanki z wodą. Dziewczyny z celi pomagały mi się ubierać. Więzienny lekarz przepisał mi w końcu psychotropy. Dygotanie ustało, zaczęłam trzeźwo myśleć. Powinny się pojawić wyrzuty sumienia, ale niczego takiego nie czułam. Ba, byłam zadowolona z tego, co zrobiłam.

Siedziałam w zamknięciu, a czułam się wolna

Po raz pierwszy od wielu miesięcy. Dostałam 12 lat. Sąd uwzględnił, że Mietek się nade mną znęcał i złagodził karę. Do odsiedzenia zostało mi więc jeszcze 9. W więzieniu nie jest źle. Mam wikt, opierunek, szacunek koleżanek. Czasem odwiedza mnie kapelan więzienny. Mówi, że nie miałam prawa odbierać Mietkowi życia, że powinnam żałować za grzechy, błagać Boga o wybaczenie. Chciałabym, ale nie potrafię. Ten człowiek dostał to, na co zasłużył. I już.

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Już przed ślubem prowadziłem podwójne życie. Moje kochanki to głównie mężatki
Uciekłam od męża alkoholika do swojej pierwszej miłości. To był błąd...
Gdy straciłem pracę, zostałem kurą domową. To wstyd, ale odpowiada mi ta rola

Redakcja poleca

REKLAMA