Jako nastolatka i młoda kobieta deklarowałam, że nie wierzę w miłość. Mówiłam, że rozumiem zauroczenie, przywiązanie, pociąg fizyczny. Ale miłość? To tylko wymysł poetów. Okazało się, że po prostu nigdy nie byłam zakochana.
Aż się to stało. Wszedł do sali. Powiesił na krześle marynarkę. Poprawił okulary, spojrzał na nas i się uśmiechnął. I było po mnie. Paweł miał się zająć kampanią reklamową naszego banku. Z ramienia agencji odpowiadał za kontakty z klientem. Ja byłam wtedy szefową małej grupy zadaniowej. Każde z nas na co dzień pracowało w innym departamencie. Zebrani razem mieliśmy wymyślić sposób na poprawienie wizerunku banku. Ta kampania reklamowa to był pomysł mojej grupy.
Spadło na mnie jak grom z jasnego nieba
Nie miałam pojęcia, o czym Paweł przez pół godziny mówił. Musiałam potem o wszystko wypytać Karola. Ja przez godzinę skupiałam się na każdym grymasie Pawła, każdym ruchu. Miałam wrażenie, że ktoś mi czegoś dosypał do kawy i jestem na haju.
– Kasiu, jeszcze tylko ty nic nie powiedziałaś. Kasiu? Tak masz na imię, chyba nic nie pokręciłem? – dopiero po chwili zorientowałam się, że Paweł mówi do mnie.
Próbowałam zebrać myśli, ale nic nie przyszło mi do głowy.
– Tak, tak wspaniały projekt – palnęłam i po minach innych zorientowałam się, że chyba nie trafiłam.
– No mam nadzieję, że jak już go wspólnie wymyślimy, to taki będzie – odpowiedział Paweł z uśmiechem.
Do domu prawie biegłam. Wpadłam do kuchni i pocałowałam babcię w czubek głowy. Podniosła wzrok znad stolnicy.
– Kasia? Wszystko dobrze? Zakochałaś się czy co? – to był standardowy tekst babci, na który zawsze odpowiadałam, że nie, bo przecież jak babcia dobrze wie, ja nie wierzę w miłość.
Tym razem nie powiedziałam nic. Nalałam sobie kompotu i podkradłam z miski truskawkę, która miała trafić do pieroga.
– Zdziwisz się – odezwałam się w końcu, gdy przełknęłam. – Ale wiesz, chyba tak!
To był oczywiście błąd, bo wieczorem już cała rodzina wiedziała, że Kasia wreszcie się zakochała. Mama koniecznie chciała wiedzieć, kto to. Babcia powtarzała, że się cieszy, bo się bała, że nie dożyje mojego ślubu. A dwunastoletni brat dopytywał, czy całowałam się z nim z języczkiem. I tylko tata jak zawsze nie mówił nic. Wróciłam do swojego pokoju i po raz setny obiecałam sobie, że muszę poszukać własnego mieszkania.
Na następne spotkanie już byłam przygotowana. Wiedziałam, że powinnam jak najmniej patrzeć na Pawła, więc ze wzrokiem wlepionym w notatki udało mi się rzeczowo odpowiedzieć na kilka pytań, zgłosić parę propozycji i nawet popisać się jakąś błyskotliwą ripostą.
Po jednym z burzliwych spotkań, które przeciągnęło się do późna, Paweł zaprosił wszystkich na piwo. Poszliśmy do baru za rogiem. Karol po jednym kuflu pobiegł do domu do żony i bliźniaków. Chwilę później Klaudia przypomniała sobie, że zaraz odjeżdża ostatnia kolejka. W ciągu godziny wykruszyła się reszta. Nie było jeszcze północy, a na placu boju zostaliśmy już tylko ja i on. Wiedziałam, że to jest moja szansa, żeby zrobić na Pawle wrażenie. Choć dopiero co paplałam jak najęta, teraz jednak nie przychodziło mi do głowy nic mądrego. To on w końcu przerwał tę krępującą ciszę i zapytał:
– Wierzysz w przeznaczenie?
Drobne gesty, spojrzenia, przypadkowy dotyk...
To było tak dziwne pytanie, że o mało się nie udławiłam piwem. Krztusząc się, zaczęłam coś gadać bez ładu i składu.
– Ok, daj spokój. Żartowałem. Pomyślałem, że muszę powiedzieć coś głupiego, bo zaśniesz. Podziałało.
Spojrzałam mu w oczy. On mnie. Tkwiliśmy tak przez chwilę, aż oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Potem poszło już z górki. Gadaliśmy o wszystkim i o niczym. O mojej firmie, o naszym zespole, o pomysłach na reklamę, o filmach, podróżach, psach…
– Przepraszam państwa, ale musimy już zamykać – przerwał nam barman.
Za oknem świtało.
Paweł odprowadził mnie do domu, cmoknęłam go w policzek.
Przez kolejne tygodnie nic specjalnego się nie wydarzyło. Ale między nami było już inaczej. Drobne gesty, spojrzenia, przypadkowy dotyk. Byłam pewna, że zaczyna się coś ważnego w moim życiu.
– Kasia, zaczekasz chwilę? – poprosił Paweł po jednej z nasiadówek.
Poczułam mrowienie na karku.
Powiedział:
– Jesteśmy już prawie gotowi. Teraz jadę na urlop. Widzimy się za dwa tygodnie. Popracujcie sami, skończymy, jak wrócę.
Nie tego się spodziewałam. Ale ok. Wytrzymam. A potem już całe życie przed nami.
Wrócił opalony, wypoczęty i z obrączką na palcu. Nie mogłam oderwać od niej wzroku. Nie mogłam myśleć o niczym innym, byłam jak zahipnotyzowana. Poczułam mdłości. Wybiegłam do łazienki. Tam udało mi się pozbierać. Wróciłam i zachowywałam się już profesjonalnie.
Miesiąc później projekt reklamy był gotowy. Przedstawiliśmy go zarządowi. Spodobał się. Dyrektor uznał, że trzeba to uczcić. I zaprosił naszą grupę i ekipę agencji reklamowej na weekend w Karpaczu. Pierwszego wieczoru podczas kolacji trochę się wstawiłam. Od Pawła trzymałam się z daleka. Nawet nie wiem, kiedy zaczęły się tańce.
– Pozwolisz? – usłyszałam jego głos.
Zanim zdążyłam coś powiedzieć Paweł wziął mnie za rękę i poprowadził na parkiet. Wtuliłam się w jego ramię. Czułam, że mam mokre oczy. Nic nie mówiliśmy.
Czekałam długo, ale w końcu się poddałam
Po tańcu wyszliśmy na taras. Paweł przyniósł wino. Rozmowa, jak wtedy w barze, zaczęła się kleić. Rozmawialiśmy o wszystkim, oprócz jego żony. Nawet nie poznałam jej imienia.
Do łóżek znowu wygonił nas świt. Ale nie mogłam spać. Myślałam o tym, że przecież tak idealnie do siebie pasujemy. Tak nam się świetnie rozmawia, zgadzamy się prawie we wszystkim, a o resztę umiemy się pięknie spierać. Jak to możliwe, że nie będę go miała? Przecież to oczywiste, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Popłakałam sobie w poduszkę i w końcu zasnęłam. Przed południem była jakaś wycieczka, ale nie pojechałam.
Po obiedzie uciekłam do pokoju. Na kolację w ogóle nie zeszłam. Uznałam, że będzie lepiej, jeśli więcej Pawła nie zobaczę. Było już po 21, gdy ktoś zapukał do drzwi. Nie będę kłamać. Tak naprawdę czekałam na to. Nie przebrałam się w piżamę, siedziałam na łóżku i sama przed sobą udawałam, że czytam. Wpuściłam go.
– Żyjesz? Bałem się, że się zatrułaś tym pstrągiem na obiad – zażartował. – Masz dość korpoimprezek?
Skinęłam głową.
– Ja też. Może pójdziemy na spacer?
Przez trzy godziny włóczyliśmy się po ulicach i barach. Było dokładnie tak, jak być powinno. Gdyby nie ta cholerna obrączka. Potem Paweł odprowadził mnie do pokoju. Wiedziałam, że nie mogę go zapytać, czy chce wejść. Ale tak bardzo, bardzo chciałam, żeby wszedł pomimo to!
– Dobranoc. Nie zapomnę tego wieczoru – powiedział tylko.
Spojrzałam na niego. Musiał zobaczyć, że szklą mi się oczy. Odgarnął mi kosmyk włosów za ucho i pocałował mnie w rękę. Przez chwilę jej nie puszczał.
– Dobranoc – powtórzył.
Zanim zasnęłam napisałam esemesa. „Wiem, że masz żonę. Ale proszę cię tylko o odpowiedź. Czy to tylko ja?”. Odpowiedź przyszła natychmiast. „Nie tylko. Ja też. Przepraszam”.
Ryczałam w poduszkę do świtu.
Przed wyjazdem już się nie spotkaliśmy. Widziałam go z daleka na pokazie reklamy miesiąc później. Uśmiechnął się i mi pomachał. Odmachałam i uciekłam. Pomimo że zniknął z mojego życia na dobre, ja ciągle czekałam. I liczyłam na cud. Odpuściłam kilka potencjalnych związków. Myślałam: co będzie, jak zwiążę się z Krzyśkiem/Jackiem/Bartkiem, a małżeństwo Pawła się rozpadnie? Zresztą żaden z nich nie był nawet w połowie tak idealny jak on.
– Wnusiu, i co z tobą? Już się tak cieszyłam, że sobie ułożysz życie, a ty nic nie mówisz. I jesteś taka smutna – zamartwiała się babcia.
Poddałam się dwa lata później. Zaczęłam się umawiać z Mateuszem. Zamieszkaliśmy razem. Rodzice go uwielbiali. Z tatą grał w brydża, z mamą rozmawiał o jazzie. Tylko babcia zachowywała chłodny dystans. Gdy poprosił mnie o rękę – zgodziłam się.
– Wnusiu, wiesz, co robisz? – dopytywała babcia. – Nie bierz ślubu dla mnie. Ja poczekam – powtarzała.
Miałam ochotę rzucić pierścionkiem
Byliśmy z Mateuszem na zakupach. On wybierał buty do biegania. W sklepie było okropnie duszno. Wyszłam zaczerpnąć świeżego powietrza na ulicę. Prosto na Pawła. Nie było gdzie uciekać.
– Paweł? Hej, co tam słychać?
– Wszystko dobrze. Zmieniłem pracę. Ale nie branżę. A ty?
– A ja ciągle za tym samym biurkiem.
Odruchowo spojrzałam na jego rękę. Nie miał obrączki. Ale przecież to nie musiało nic oznaczać. Mógł ją zgubić, mogła się zrobić za mała. Ale Paweł zauważył, na co patrzę.
– No i tak, rozwiodłem się z Magdą. Od miesiąca jestem oficjalnie wolnym człowiekiem. Ale za to widzę, że tobie jest czego gratulować – uśmiechnął się, ale smutno.
Podniosłam rękę z pięknym zaręczynowym pierścionkiem.
– Ma na imię Mateusz, zaraz go poznasz, został w sklepie – zmusiłam się do uśmiechu, a w środku wszystko się we mnie kotłowało.
Przez chwilę byłam gotowa zdjąć pierścionek, cisnąć go na chodnik i rzucić się Pawłowi na szyję.
– Hej, tu jesteś. No, już mam wszystko… Ale… – Mateusz spojrzał na Pawła, potem na mnie.
– Poznajcie się. Paweł, kolega można powiedzieć z pracy. Mateusz, mój… eee… – zawahałam się. – Narzeczony.
Panowie uścisnęli sobie dłonie. Nie wiem jak to możliwe, ale Mateusz musiał wyczuć między mną i Pawłem napięcie. Przez całą drogę powrotną wypytywał mnie o niego. Odpowiadałam półsłówkami.
Sama nie wiem dlaczego, ale wyciszyłam telefon. A gdy Mateusz zasnął, co chwila sprawdzałam, czy nie mam wiadomości. Przyszła po północy.
„Musimy porozmawiać. Błagam”.
„Mogłeś napisać dawno”.
Wiedziałam, że się z nim spotkam, ale jeszcze przez chwilę próbowałam grać obrażoną.
„Dopiero co się rozwiodłem. Chciałem. Ale minęło sporo czasu. Bałem się.…” – ta odpowiedź mi wystarczyła. Umówiliśmy się po pracy w barze.
Wypiliśmy po kieliszku wina. Paweł opowiadał mi o nowej pracy. Pytał o znajomych z banku. Szczegółowo opowiedziałam mu po kolei o każdym. Oboje wiedzieliśmy, że nie po to się spotkaliśmy.
Od razu powiedziałam Mateuszowi prawdę
– Przejdziemy się?
Skinęłam głową.
Szliśmy z kwadrans w milczeniu.
– Kasia…
– Paweł… – zaczęliśmy mówić.
– Ty pierwsza.
– Nie, ty.
Znowu zapadła cisza.
– Kasia. Nie rób tego. Nie wychodź za niego. Wiem, że jesteś zła. Że nie zadzwoniłem wcześniej, że nie zostawiłem jej wcześniej… Ale daję słowo, gdybyśmy na siebie nie wpadli, zadzwoniłbym lada dzień. Po prostu musiałem się pozbierać. Jak za niego wyjdziesz, to tylko stracimy jeszcze więcej czasu. Bo przecież dobrze wiesz, że w końcu go zostawisz. I w końcu będziemy razem. Prawda?
Chciałam rzucić jakąś cyniczną ripostę, chciałam zachować resztki dumy. Zamiast tego po prostu dałam mu się pocałować. I poczułam, że wszystko jest wreszcie na swoim miejscu.
Postanowiłam kuć żelazo, póki gorące. Jeszcze tego wieczora powiedziałam Mateuszowi, że to koniec.
– Paweł?
Skinęłam głową.
– Kochałam go od dawna. Ale miał żonę… Mateusz, to nie tak, że potraktowałam cię jak zastępstwo. Naprawdę myślałam, że nam się ułoży. Ale teraz wiem, że oszukiwałam sama siebie.
Spakowałam walizkę i pojechałam do rodziców. O nic nie pytali. Tydzień później pojechałam z Pawłem na weekend do Karpacza. Tym razem nie wyszliśmy z hotelowego pokoju.
– Byłaś z nim. Z tym jedynym – stwierdziła babcia, gdy wróciłam do domu. – Nie pytaj, skąd wiem. Masz ten sam blask w oczach, co wtedy. Przed babcią nic nie ukryjesz. No ale nie czekaj zbyt długo z tym ślubem, bo wiesz…
– Wiem, wiem babciu. Ale przecież ty nas wszystkich przeżyjesz!
Wycałowałam babcię i poszłam spać. Jednak postanowiłam jej posłuchać. I oświadczyłam się Pawłowi.
– Przecież my tak naprawdę jesteśmy parą już bardzo długo, prawda?
Wiedziałam, że nie może się nie zgodzić. Ale ustaliliśmy, że ze ślubem poczekamy do wiosny.
Na niedzielnym obiedzie babcia powitała Pawła, jakby się znali od lat.
– Ela, Tadek – poznajcie Pawła, ukochanego naszej Kasi – przedstawiła go moim rodzicom. – To jest ten właściwy, to zawsze był on.
Czytaj także:
„Odkryłem, że córka umawia się z jakimś staruchem. Facet miał żonę i dzieci, a na boku rozkochiwał w sobie małolaty”
„Mój mąż jest niewiele młodszy od mojego ojca. Rodzice go nie akceptują, bo miał żonę, gdy zaczęliśmy się spotykać”
„Przystojny elektryk kompletnie zawrócił mi w głowie. Jak mogłam się tak ośmieszyć? Facet miał żonę i dzieci”