„Zakochałam się w nauczycielu mojego syna. Dziecko myślało, że podrywam belfra, żeby stawiał mu lepsze stopnie!”

kobieta z kwiatami i mężczyzna fot. Adobe Stock
„Kiedy wróciłam do domu, musiałam przyznać się sama przed sobą, że od momentu wyjścia ze szkoły ciągle myślałam o tym facecie. Nie był typem superamanta, ale miał w sobie nieodparty urok. Wysoki, szczupły z szopą szpakowatych włosów i piwnymi oczami był totalnym przeciwieństwem mojego przysadzistego, łysawego byłego męża”.
/ 06.04.2023 09:15
kobieta z kwiatami i mężczyzna fot. Adobe Stock

Mój syn zaczął ostatnio sprawiać kłopoty wychowawcze. Był uparty i zachowywał się, jakby pozjadał wszystkie rozumy. Na dodatek nie uczył się, a raczej uczył się wybiórczo, tylko tych przedmiotów, na których mu zależało. A ponieważ chodził do klasy maturalnej, obawiałam się, że takie postępowanie może zaważyć na jego przyszłości.

Kuba uczęszcza do prywatnego liceum

Nie stać byłoby mnie na tak drogą szkołę, ale to jego ojciec, a mój eksmąż daje na to pieniądze. I bardzo dobrze, bo to dobra szkoła. Ma świetną kadrę pedagogiczną, a materiał jest realizowany bardzo sumiennie. Klasy są małe, liczą po kilkanaście osób. Wszyscy dobrze się znają. Panuje przyjazna atmosfera.

Zbliżał się koniec semestru i zostałam wezwana na spotkanie z wychowawcą Kuby, panem Rafałem. Tak się złożyło, że nie miałam wcześniej okazji go poznać, bo klasa Kuby dostała zastępstwo za wychowawczynię, która była na zwolnieniu lekarskim do końca roku. Zmiana wychowawcy w klasie maturalnej to poważna sprawa, więc odbyło się wcześniej spotkanie z rodzicami, jednak ja nie mogłam na nim być, bo miałam akurat wyjazd służbowy. Inni rodzice przekazali mi tylko, że „nowy” to nauczyciel fizyki, bardzo kulturalny i sympatyczny facet, a do tego cieszący się autorytetem u naszych zbuntowanych dzieciaków. No i właśnie pan Rafał chciał porozmawiać ze mną w cztery oczy. Był jednocześnie zatroskany, ale i pełen optymizmu. Powiedziałam mu, że Kuba jest bardzo zamknięty w sobie.

– Wie pan, to nie jest tak, że my w ogóle nie mamy ze sobą kontaktu. On zawsze był wrażliwym, kochanym chłopcem. Ale teraz w ogóle mnie nie słucha i robi tak, jak uważa, a zaraz matura i…

– Rozmawiałem z nim już – zaskoczył mnie. – Powiedziałem, że musi popracować nad matematyką, fizyką i chemią. To, że jest typem „humanisty”, nie znaczy że nie mógłby mieć dobrych ocen z przedmiotów ścisłych. Jest zdolnym chłopcem, widzę to po jego pracy na lekcjach. Tylko nie chce mu się posiedzieć nad podręcznikami. Ale nie jest wyjątkiem – uśmiechnął się. – Rozmawiałem już z nauczycielką chemii i matematyki, no i oczywiście z Kubą. Mam z nim umowę: będzie dostawał dodatkowe ćwiczenia z tych przedmiotów. Niech go pani przypilnuje.

Kiedy wróciłam do domu, musiałam przyznać się sama przed sobą, że od momentu wyjścia ze szkoły ciągle myślałam o tym facecie. Nie był typem superamanta, ale miał w sobie nieodparty urok. Wysoki, szczupły z szopą szpakowatych włosów i piwnymi oczami był totalnym przeciwieństwem mojego przysadzistego, łysawego byłego męża.

Co tu kryć, zrobił na mnie wrażenie

Pewnie dlatego odruchowo zarejestrowałam, że nie ma na palcu obrączki? Tuż przed zakończeniem semestru Kuba powiedział, że organizują wyjazd na narty z nauczycielem WF-u. To była okazja, bo ktoś z klasy dostał cynk od swojego kuzyna mieszkającego we Włoszech. W pewnej małej miejscowości z wyciągiem narciarskim otwierał się właśnie nowy pensjonat. Była już pełnia sezonu, a oni dopiero startowali, oferowali więc bardzo atrakcyjne ceny. Trzeba się było szybko decydować. Wszyscy rodzice stanęli na wysokości zadania i wyrazili zgodę. W roli opiekunów miały jechać dwie osoby dorosłe – nauczyciel i ktoś z rodziców. Potem nagle, dosłownie na trzy dni przed wyjazdem okazało się, że ten rodzic, który się zgłosił na opiekuna, nie może wyjechać.

– A inny nauczyciel nie może jechać z tym facetem od WF-u? – spytałam Kubę przy kolacji. – Nie od WF-u, mamo, tylko od fizy. Wychowawca z nami jedzie, mówiłem ci. A co do innych, to albo wyjeżdżają na ferie z klasami albo mają już inne plany…

Pierwsza część jego odpowiedzi sprawiła, że drugą puściłam mimo uszu.

Ale mówiłeś, że od WF-u...

– Oj, mamo, ty mnie w ogóle nie słuchasz – stwierdził z ciężkim westchnieniem syn. – A zresztą, co to zmienia?

Dla mnie wiele! Perspektywa wyjazdu na narty do Włoch w towarzystwie sympatycznego pana od fizyki sprawiła, że stanęłam na głowie i załatwiłam sobie urlop. Syn był oczywiście niepocieszony.

– Powiedzą, że mamusia jedzie, żeby mi zmieniać pieluchy.

Zapowiedziałam mu jednak przekornie, żeby na to nie liczył, bo nie mam zamiaru traktować go wyjątkowo, ale też wcale nie chcę uprzykrzać mu życia. Po prostu zachciało mi się pojechać na narty do Włoch i wykorzystuję okazję taniego urlopu. Syn nic już nie powiedział. Przewrócił tylko oczami i na tym nasza dyskusja się skończyła. Podróż minęła szybko i w bardzo wesołej atmosferze, bo ktoś z klasy miał gitarę. Młodzież odgórnie ustaliła, że mamy przejść z panem Rafałem na „ty”, to oni wtedy będą się czuli „bezpieczniej”. Wznieśliśmy więc posłusznie „bruderszaft” kubkami z herbatą na jednym postojów.

Pensjonat okazał się uroczym domkiem

Na progu powitał nas starszy zażywny właściciel, który zmierzył mnie wzrokiem i łamaną angielszczyzną uraczył komplementem, po czym poszedł po klucze. Usłyszeliśmy jego teatralny szept.

Le chiavi per signora bionda.

Przeszliśmy w autokarze intensywny kurs języka włoskiego z rozmówek polsko-włoskich, więc kilka osób z grupy parsknęło stłumionym śmiechem – „pani blondynka” to brzmi interesująco – a Rafał, który stał koło mnie uśmiechnął się szeroko i powiedział półgłosem, żeby „smarkacze” nie mogli usłyszeć:

– No to zdaje się, o ile znam się na młodzieży, masz już gotową ksywę – „Signora Bionda”.

– Mogło być gorzej – powiedziałam z uśmiechem. – A tak czuję się nieomal jak Marilyn Monroe.

– Gdzie jej do ciebie! – rzucił nagle Rafał.

I chyba się zreflektował, że może to zbyt odważny komplement, bo czym prędzej zmienił temat. Kolejny dzień był bardzo intensywny, bo niemal cały spędziliśmy na stoku. Po kolacji dzieciaki miały czas wolny do godziny dwudziestej drugiej. Tymczasem ja i Rafał wybraliśmy się na spacer po miasteczku. Było urocze. Rozświetlone kolorowymi lampionami zapraszało do snucia się od knajpki do knajpki. Ponieważ byliśmy po kolacji, nie chciało nam się jeść, nie oparliśmy się jednak pokusie wypicia tutejszego „grzańca”. Wznieśliśmy toast „za udany pobyt i grzeczne dzieciaki”.

– Uh… a myślałem, że „herbaty z prądem” nic nie przebije – powiedział Rafał.

– Tak, wyjątkowo mocne – potwierdziłam – … i dobre! Musimy uważać, żeby się nie upić, mamy przecież świecić przykładem przed młodzieżą.

Roześmieliśmy się oboje

Później pogadaliśmy trochę o szkole i o Kubie. Rafał dobrze mnie rozumiał.

– To trudny wiek – powiedział. – Są jeszcze dzieciakami i przechodzą teraz hormonalną burzę, a wydaje im się, że są już tacy dorośli.

I potrafią nieźle czasem odpysknąć, prawda? Mam wrażenie, że mój syn traktuje mnie czasem z góry.

– Tak, czasem nie wiadomo, co odpowiedzieć. Ale to normalne. To inteligentne dzieciaki. Cieszę się, że mogę pracować w tej szkole, chociaż nie jest lekko. Oni bacznie nam się przyglądają i są bezlitośni w swych sądach. Ale czyż zawsze tak nie było, młodzież buntuje się przeciwko całemu światu.

– Wiem, ale… to mój syn. Nie chcę, żeby zawalił szkołę, a potem spaprał sobie życie przez to, że nie pójdzie na studia.

– Aniu, nie myśl tak – próbował mnie pocieszyć. – Kuba jest bardzo zdolny. Tyle że pewnie nie zostanie fizykiem jądrowym. Widziałbym go raczej w zawodzie związanym z teatrem.

– O Boże, artyści! – szepnęłam. – Mój mąż był muzykiem. To znaczy jest… ale to były mąż… – zająknęłam się. – Zresztą nieważne.

Rafał taktownie milczał. Na chwilę zapadła niezręczna cisza, którą jednak szybko przerwał, zmieniając temat rozmowy. Kolejnych kilka dni upłynęło bardzo przyjemnie. Rano po śniadaniu wyjeżdżaliśmy busikiem na stok. Później jedliśmy obiad i wracaliśmy szaleć na nartach i deskach. Co drugi dzień dzieciaki chodziły na dyskotekę, ale tylko do jedenastej. Wszystko szło zgodnie z planem ustalonym z innymi rodzicami. Godzina dwudziesta trzecia była nieodwołalnym terminem stawienia się w pensjonacie. O północy mieli już być w łóżkach. I muszę powiedzieć, że dobrze się spisywali. Myślę, że byli zmęczeni jazdą na nartach i przebywaniem cały dzień na świeżym powietrzu.

Jednak czasem trzeba było ich skontrolować

Drugiego dnia po przyjeździe – było tuż przed północą – Rafał zapukał do mojego pokoju.

– To co? Robimy im nalot? Ty u dziewczyn, ja u chłopaków? Niech sobie smarkacze nie myślą…

Na szczęście nasi podopieczni okazali się rozsądniejsi, niż myśleliśmy. Zastaliśmy tylko jakąś parkę snującą się po korytarzu, a w jednym z pokoi chłopców grających w pokera. Oczywiście musieliśmy mieć programowo surowe miny, chociaż okazało się, że nie grali o wysokie stawki. Kiedy szliśmy już do swoich pokoi, Rafał stwierdził, że nie chce mu się spać i zejdzie sobie na koniaczek, spytał, czy mam chęć się przyłączyć. W salonie na dole było kilkoro gości. Usiedliśmy w cichym kącie i zatonęliśmy w rozmowie. Nim się obejrzeliśmy, zegar wybił drugą.

– O kurczę! – zreflektowałam się. – Jutro będziemy nieprzytomni.

Masz rację, czas do łóżka – powiedział i… dałabym sobie głowę uciąć, że się lekko zarumienił.

Roześmiałam się. I on też. Ale po chwili zapadło między nami jakieś niepokojące milczenie. Rafał odprowadził mnie do pokoju, szarmancko pocałował w rękę i życzył dobrej nocy. Po tym wieczorze długo nie mogłam zasnąć. Starałam się być rozsądna, ale cały czas łapałam się na tym, że o nim myślę. Od czasu rozwodu z mężem nie miałam ochoty na romanse, a teraz… „Co mnie napadło? Czy on też czuje to samo co ja?” – zastanawiałam się. „A może to zbyt piękne, aby było prawdziwe? Może on jest facetem z przeszłością? Może jest w jakimś nieformalnym związku, w końcu nie musi mieć żony, żeby być zajętym. Nie!” – odrzuciłam tę myśl.

Z dnia na dzień coraz bardziej zbliżaliśmy się do siebie i coraz więcej o sobie nawzajem wiedzieliśmy. Okazało się, że on też jest rozwiedziony.

Nie mieli z żoną dzieci

Dobrze się rozumieliśmy, mieliśmy wiele wspólnych zainteresowań. Mimo że jego dziedziną były nauki ścisłe, znał się na literaturze. Kochał też teatr i operę. Dwa tygodnie szybko zleciały. Nadszedł ostatni wieczór, czyli „zielona noc”. Na wszelki wypadek postanowiliśmy z Rafałem czuwać. Zrobiliśmy „nalot” około północy, bo w pokoju chłopców było za głośno. Jednak nic takiego się nie działo.

– Nie zeszłabyś ze mną na filiżankę czegoś gorącego? – zaproponował Rafał.

Znowu nie mogliśmy się rozstać.

– Chciałbym cię o coś spytać, tylko proszę odpowiedz mi szczerze – powiedział w pewnym momencie Rafał, a ja poczułam, że serce mi wali. – Czy miałabyś ochotę spotkać się ze mną w Warszawie? Może wyskoczylibyśmy razem do opery, teatru albo gdzieś na kolację...

– Bardzo chętnie – opowiedziałam.

Kiedy odprowadzał mnie do pokoju, nagle przestraszyłam się, że moją zgodę na randkę w Warszawie potraktuje też jako zaproszenie już teraz. On jednak powiedział „dobranoc”, pochylił się i pocałował mnie w policzek. Po tym się rozstaliśmy. Było już po drugiej, gdy ktoś zapukał do mojego pokoju. To był… mój syn.

– Obudziłem cię? – szepnął.

– Właściwie tak – odparłam. 

Przysięgłabym, że rozejrzał się dyskretnie po pokoju.

A więc sprawdzał mnie!

Parsknęłam śmiechem. 

– Robisz nalot, synu? – spytałam.

Udał, że nie rozumie i od razu przeszedł do rzeczy.

– Mamo, naprawdę nie musisz się dla mnie poświęcać – powiedział.

– Słucham? – zdziwiłam się.

– Rwiesz naszego fizyka! – wypalił.

– I sądzisz, że ja go podrywam, żeby zapewnić ci lepsze stopnie, tak?

– No…, to znaczy chodzi mi o to, że zawracasz facetowi w głowie. To się widzi…

A ty go nie lubisz? – spytałam.

– Kogo? Psora? Nie, spoko gościu. I właśnie dlatego nie chciałbym…

– Żebym zawróciła mu w głowie i unieszczęśliwiła?

– No, tak… – bąknął Kuba.

– Wiesz co, synu – powiedziałam. – Źle mnie oceniłeś. Nie jestem jakąś flirciarą dla sportu. Rafał mi się podoba i od razu ci to mówię, umówiliśmy się na randkę po powrocie. A co do twojej nauki, to nie zamierzam korzystać z żadnych układów. Wybij to sobie z głowy. A teraz dobranoc. I nie gap się, kochany na mnie jak sroka w gnat – dodałam, śmiejąc się w duchu z miny, jaką zrobił.

Kiedy w autokarze Rafał przysiadł się do mnie, widziałam, że kilka osób porozumiewawczo stuknęło się łokciami.

– No, no – usłyszeliśmy czyjś głos – coś mi się wydaje, że to my byliśmy najgrzeczniejsi na tym wyjeździe.

Rafał, nie odwracając głowy, powiedział „belferskim” tonem:

– Kwiatkowski, skoro jesteś taki rezolutny, to może powiesz, jak brzmi trzecia zasada dynamiki?

– No nie, psorze! – usłyszeliśmy jęk. – To jest cios poniżej pasa. Już się nie odzywam.

– O, i widzisz, czasem lepiej się nie wyrywać do odpowiedzi – powiedział Rafał, uśmiechając się i dyskretnie ściskając mnie za rękę.

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA