„Zakład, który miał zająć się pogrzebem mojego ojca, wzbudzał w nas przerażające podejrzenia. Jak się okazało - słusznie…”

Zmarła babcia wróciła, żeby się ze mną pożegnać fot. Adobe Stock, Syda Productions
„Nagle i ja poczułem ten dziwny chłód, o którym mówiła mama. Ale teraz nie miałem najmniejszej wątpliwości, że to facet jest jego źródłem. Za każdym razem, gdy znajdował się bliżej mnie, robiło mi się straszliwie chłodno, wręcz zaczynałem trząść się z zimna. Zaś gdy oddalał się choć na parę metrów, z ulgą się ogrzewałem”.
/ 23.01.2023 19:15
Zmarła babcia wróciła, żeby się ze mną pożegnać fot. Adobe Stock, Syda Productions

– Trumnę, jaką sobie państwo życzą? – zapytał swoim aksamitnym głosem właściciel zakładu „Ostatnia Droga”.

Poczułem, jak mama trzymająca mnie pod rękę, drgnęła, ale w pierwszej chwili nie zwróciłem na to uwagi.

No… jakąś ładną – powiedziała.

– I nie za drogą – dodałem cicho.

– Ale coś konkretniej?

– Wie pan, brak nam doświadczenia.

Uśmiechnąłem się smutno

– Rozumiem, tak. Proszę się przyjrzeć – podał nam gruby katalog. – Chyba że woleliby państwo zobaczyć sami? Mamy na stanie właściwie wszystkie trumny z tego katalogu. Osobiście doradzam bezpośredni kontakt z trumną… Choć naturalnie rozumiem, że mogą mieć państwo opory.

– A co to jest? – zaintrygowany wskazałem palcem na jedno ze zdjęć.

– Szybka. Żeby nieboszczyk mógł do ostatniej chwili patrzeć na świat… Przepraszam, za przejęzyczenie! – poprawił się starszy pan. – Oczywiście chciałem powiedzieć, że ta szybka służy temu, żeby najbliżsi mogli do ostatniej chwili oglądać zmarłego i…

– Trochę mi słabo – oświadczyła nagle moja mama. – Duszno tutaj. Chcę wyjść na chwilę na zewnątrz.

Wyprowadziłem mamę z domu pogrzebowego, cały czas trzymając ją pod rękę. Była blada, oddychała głęboko.

– Nie uważasz, że ten facet jest jakiś dziwny? – zapytała nagle.

– W końcu to przedsiębiorca pogrzebowy, zawód specyficzny, więc pewnie sam nie jest do końca normalny…

– Nie chodzi mi o jego głowę… Bije od niego jakiś taki chłód.

– Tam po prostu jest chłodno.

– Ale ja się go przestraszyłam.

– Nie rozumiem, mamo.

– No, on jest taki zimny jak trup!

– Chyba nie chcesz powiedzieć, że pan jest nieboszczykiem?

– Nie wiem. Ja tam w każdym razie nie wrócę! – oświadczyła stanowczo.

Co ona wygaduje?

– Ale, mamo, pogrzeb taty za dwa dni. A tego pana polecali nam wszyscy znajomi, że niedrogi, solidny…

Mama nie dała się przekonać. W końcu, nie mając wyjścia, zadzwoniłem do siostry i poprosiłem, żeby przyjechała jak najszybciej po mamę. Zabrała ją po kwadransie, a ja sam wróciłem do domu pogrzebowego, żeby załatwić resztę formalności.

– Pana mama czuje się już lepiej? – zapytał uprzejmie właściciel, a gdy kiwnąłem twierdząco głową, uśmiechnął się ze współczuciem. – Rozumiem, atmosfera tego miejsca nie nastraja zbyt optymistycznie. Ale cóż, są to pewne smutne obowiązki, które musimy wypełnić. Idźmy zatem dalej…

Nagle i ja poczułem ten dziwny chłód, o którym mówiła mama. Ale teraz nie miałem najmniejszej wątpliwości, że to facet jest jego źródłem. Za każdym razem, gdy znajdował się bliżej mnie, robiło mi się straszliwie chłodno, wręcz zaczynałem trząść się z zimna. Zaś gdy oddalał się choć na parę metrów, z ulgą się ogrzewałem. W pewnej chwili do biura wszedł pracownik domu pogrzebowego i powiedział, że ktoś chce się widzieć z szefem. Właściciel przeprosił mnie z uśmiechem, wstał, podszedł do szafy i otworzył jedno z jej skrzydeł. Na wewnętrznej stronie drzwi było długie, podłużne lustro. Właściciel spojrzał w nie, poprawił muchę, zamknął skrzydło szafy i wyszedł.

Odetchnąłem z ulgą. Kątem oka dostrzegłem bowiem, że facet odbija się w lustrze. We wszystkich horrorach, które widziałem, martwi nie mogli odbijać się w lustrze… Niespodziewanie skrzydło drzwi z lustrem otworzyło się. Widocznie właściciel zakładu nie przekręcił klucza w zamku. Sam nie wiem, co mnie podkusiło, żeby wstać i spojrzeć w zwierciadło.

Ale mojego odbicia tam nie było…

W stanie kompletnego osłupienia zastał mnie właściciel. Przez chwilę stał bez słowa, wpatrując się w otwartą szafę. W końcu zamknął drzwi i spokojnie ruszył do biurka.

– Drogi panie – westchnął. – Mógłbym panu wprawdzie wmawiać, że to pan jest nieboszczykiem, a ja wciąż żyję. Ale pewnie by pan w to nie uwierzył.

– Ale jak to możliwe… – pokazałem na „martwe” lustro w szafie. – To taka sztuczka optyczna, która ma właśnie służyć przekonaniu ludzi, że ze mną wszystko w porządku. Zresztą przecież do pewnego stopnia tak jest, bo przecież cały czas, że tak powiem, funkcjonuję na granicy dwóch światów.

– Po… po co?

Powód jest czysto praktyczny. Jestem, że tak powiem, delegatem z tego lepszego ze światów. Nie ja jeden zresztą. Działamy w tej branży między innymi po to, żeby ułatwić świeżo zmarłym przejście na tamtą stronę.

– Słucham?

– No niech pan pomyśli, kto w końcu zna lepiej oczekiwania nieboszczyków wobec pogrzebów, jeśli nie my, którzy mamy w tym pewne, że tak powiem, doświadczenie osobiste – wyjaśnił. – Czyli wszyscy przedsiębiorcy pogrzebowi… – zawahałem się.

– Ależ skąd! Jednak jest nas trochę. Można nas poznać po tym, że nie ganiamy po szpitalach w poszukiwaniu klienteli, ale czekamy na nią spokojnie w naszych biurach, o każdej porze dnia i nocy – facet uśmiechnął się do mnie trupioblado. – I ceny mamy bardzo rozsądne, umiarkowane, bo nam nie zależy na zysku.

– I nikt się nie domyśla, że wy…?

Oczywiście różne osoby się domyślają. Ale jeśli koniecznie chcą o tym z kimś porozmawiać, wtedy likwidujemy nasz zakład i rozpływamy się we mgle, co dla nas nie jest zbyt trudne – facet pstryknął kościstymi palcami prawej dłoni. – Ci, którzy mówią o przedsiębiorcach pogrzebowych nieboszczykach, wychodzą, delikatnie mówiąc, na wariatów. Więc jak, powierzy nam pan pochówek swojego ojca, czy chce pan iść do innego zakładu?

– Nie mamy zbyt dużo pieniędzy – przyznałem szczerze. – Jeśli więc poszukamy kogoś taniego, to pewnie i tak będzie to pański kolega.

– Raczej tak.

– Nie będę więc nikogo nowego szukał.

– Bardzo się cieszę.

Proszę mi tylko pokazać, gdzie mam podpisać…

– Rozumiem. Tu i tu.

Postawiłem parafkę drżącą ręką.

– Proszę się uspokoić, pani Wojciechu. Pański świętej pamięci tata będzie zadowolony – wstał i wskazał mi wyjście.

Miał na tyle taktu, że mi nie podał dłoni na pożegnanie. Zapewne i tak nie odważyłbym się jej uścisnąć.

– Nikt lepiej nie zna oczekiwań naszych klientów niż my – dodał jeszcze. 

Czytaj także:
„Mąż był całym moim światem, gdy zmarł, wpadłam w czarną rozpacz. Mimo to już na pogrzebie zakochałam się w sąsiedzie”
„Mój narzeczony zmarł miesiąc przed naszym ślubem. Zabrał do grobu nasze plany, marzenia, całą miłość i szczęście”
„Zaręczyłam się jeszcze w klasie maturalnej. Gdy ukochany przedwcześnie zmarł, nie umiałam się z nikim związać do 30-stki”

Redakcja poleca

REKLAMA