W mojej rodzinie zawsze byłam „odszczepieńcem”. Bardzo często słyszałam pytania w stylu „jak ty się tam uchowałaś” czy stwierdzenia, że jednak jabłko pada daleko od jabłoni. Od rodziców i siostry różniłam się praktycznie wszystkim poza wyglądem. Byliśmy do siebie podobni wizualnie, ale podobieństwa się tu kończyły.
Od dziecka byłam inna
Rodzice i Klara, moja starsza siostra, zawsze popierali zasadę „byle zarobić, ale się nie narobić”. Nie nakłaniali mnie do intensywnej nauki, wystarczały im trójki i czwórki. Mnie nie, więc podsuwali mi długopisy z ukrytymi ściągami lub inne sposoby na drobne oszustwa. Moje dobre oceny nie były dla nich bardzo istotne. Pewnie, zdarzało się, że dostawałam za nie jakieś małe prezenty i szybkie buzi w policzek, ale nigdy nie czułam, że w jakiś sposób przyczyniam się do poczucia dumy u rodziców.
Znacznie bardziej ekscytowało ich studenckie życie mojej siostry, która marzyła o karierze modelki. Studiowała tylko dla zniżek na komunikację miejską i papierka. Tak naprawdę przez cały czas imprezowała i ganiała po modnych knajpach, gdzie poznawała wpływowych ludzi i bogatych biznesmenów.
Matka z wypiekami na twarzy słuchała opowieści jak to milioner zabrał Klarę na lot helikopterem nad Warszawą, a potem jeszcze zaprosił na kolację na szczycie wieżowca. Było to dla mnie nieco żenujące. Czy matka naprawdę powinna wspierać takie wartości u swojej córki? Prowadzanie się z bogaczami w średnim wieku zamiast nauki?
Rodziny się nie wybiera
Moim planem na przyszłość było pójście na studia ekonomiczne, a potem praca w dużej międzynarodowej firmie. Chciałam dojść do czegoś samodzielnie, swoją ciężką pracą. Oczywiście liczyłam się z tym, że za parę lat moja siostra będzie miała znacznie lepsze życie niż pewnie ja kiedykolwiek i to bez żadnego dyplomu i pracy, ale nie imponowało mi to i nie wzbudzało mojej zazdrości. Pewnie w oczach rodziców, o ironio, będę tą „mniej udaną córką”, ale nie miało to dla mnie wielkiego znaczenia.
Dwa lata później osiągnęłam pierwszy punkt swojego planu i dostałam się do Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Nie chciałam, żeby rodzice opłacali mi mieszkanie, tak jak Klarze, więc zamieszkałam z babcią. Dlaczego siostra nie skorzystała z tej opcji? To oczywiste: wtedy musiałaby się starszą panią zajmować, a nie miała na to ani ochoty, ani (jak twierdziła) czasu.
Po Klarze nie spodziewałam się tego typu poświęcenia, zawsze myślała głównie o sobie, ale było mi bardzo smutno, że mama woli opłacać kogoś do pomocy, sprzątania i wożenia do lekarzy niż sama wspierać swoją starzejącą się matkę.
Była jedyną osobą, która wyraźnie szanowała moje wybory i potępiała te, których dokonywała reszta mojej rodziny.
– Ty jedyna coś osiągniesz, Martusia – powtarzała mi często.
– No nie wiem, rodzice chyba uważają inaczej – odpowiadałam z lekkim uśmiechem. – Zachwycają się tylko Klarą.
– Ech! – denerwowała się wtedy babcia. – Wiem, że nie powinnam tego mówić, ale Klara to pusta lalka, która jeszcze kiedyś się przejedzie na tej swojej próżności i lenistwie!
Z chęcią opiekowałam się babcią
Cóż, nie wiedziałam, czy przepowiednie babci się sprawdzą czy nie. Fakty jednak były takie, że nikt z rodziny nie był zbyt zainteresowany seniorką naszego rodu - poza świętami i może własnymi urodzinami, bo wtedy oczywiście dawała prezenty. Ja zawsze chętnie ją odwiedzałam, bo była bardzo ciekawą osobą. Chłonęłam wszystkie jej historie z młodości, w których widziałam wielką wartość i chciałam ją dalej przekazywać własnym dzieciom. Gdyby rodziny ze sobą nie rozmawiały, nasza wiedza o przeszłości byłaby znikoma!
Owszem, babcia czasem wymagała pomocy w dojściu do lekarza i codziennych zadaniach. Coraz rzadziej gotowała, bo od stania przy kuchni bolały ją nogi, dlatego gotowałyśmy sobie na zmianę. Wzięłam na siebie też zamawianie zakupów spożywczych przez internet, żeby żadna z nas nie musiała ich dźwigać. Ale przede wszystkim dotrzymywałam jej towarzystwa i pilnowałam, żeby nie czuła się porzucona przez swoją rodzinę.
Wymagała coraz większej, bardziej profesjonalnej opieki. To wtedy po raz pierwszy zwróciłam się do swojej rodziny o pomoc.
– Babcia za miesiąc ma operację, do której musi się przygotować. Czy możecie przyjeżdżać do nas chociaż dwa razy w tygodniu, kiedy mam najdłuższe dni zajęciowe? Jest osłabiona, nie chcę zostawiać jej samej – zaproponowałam rodzicom i Klarze z nadzieją.
– Kurczę, za miesiąc? To średnio nam pasuje, bo za tydzień jedziemy na wakacje do Egiptu. Zabiera nas tam nowy partner Klarci… Ma własną firmę transportową – zaczęła szczebiotać matka.
– Sorry, nie interesuje mnie to – ucięłam ostro.
– No tak, ty musisz harować i jeszcze zajmować się babcią, a ja żyję jak pączek w maśle… Na twoim miejscu też bym nie chciała słuchać, zzieleniałabym z zazdrości – westchnęła Klara.
Postanowiłam zignorować tę żenującą uwagę, która świadczyła jedynie o tym, jak bardzo moja siostra utraciła już kontakt z rzeczywistością.
– Rozmawiamy o babci, nie o twoich fagasach – rzuciłam stanowczo. – Jeśli nie jesteście w stanie mi pomóc, to proszę, żebyście dorzucili się do opiekunki, którą będę musiała znowu wynająć, żeby mnie odciążyła – skwitowałam.
– Oczywiście, Marta, oczywiście, tata wyśle ci przelew – odpowiedziała mama, wyraźnie zadowolona z rozwiązania.
Zamykając za sobą drzwi, zaklęłam głośno na klatce schodowej.
Przyjemności były ważniejsze
Jak mogłam należeć do tak bezdusznej rodziny? Czy oni nie mają serc? Empatii? Chociaż odrobiny przyzwoitości? Będą jechać na wakacje, kiedy babcia będzie w szpitalu? A co jeśli nie przeżyje? Jeśli nie zdążą jej zobaczyć po raz ostatni? „To już ich problem”, stwierdziłam ze złością w myślach. „Ale to też oznacza, że ona może nie zdążyć zobaczyć ich po raz ostatni…”.
Wiedziałam, że babcia nigdy nie wyrazi rozczarowania zachowaniem swojej córki i drugiej wnuczki, ale tak naprawdę jest jej przykro i czuje się zraniona ich obojętnością. Tym bardziej postanowiłam wynagrodzić jej egoizm moich krewnych.
Wzięłam zwolnienie lekarskie, aby nie musieć chodzić na uczelnię. Dbałam o babcię jak o własne, małe dziecko. Zabawiałam ją, przesiadywałam, oglądałam jej ulubione seriale. W dniu operacji babcia zatrzymała mnie na chwilę przy swoim łóżku.
– Martusiu, chcę, żebyś wiedziała, że jeśli cokolwiek mi się stanie…
– Babciu, nie możesz tak mówić! – skarciłam ją.
– Nie, posłuchaj… Jeśli cokolwiek mi się stanie, mieszkanie należy do ciebie. Wszystko załatwiłam ze swoim notariuszem. Nikt nie będzie mógł się do ciebie przyczepić. Mieszkanie, moja biżuteria, wszystkie rodzinne pamiątki… One muszą być w twoich rękach, tylko tam będę o nie spokojna – szepnęła osłabiona staruszka.
– Babciu… Dziękuję, ale to niepotrzebne. Jutro zobaczymy się znowu, obiecuję!
Babcia zmarła w szpitalu
Babcia zmarła w wyniku komplikacji podczas zabiegu. Byłam kompletnie rozbita. Straciłam najbliższą osobę na całym świecie. Z lekkim wstydem przyznałam sama przed sobą, że nawet po własnych rodzicach nie cierpiałabym tak bardzo jak po babci. Wzięłam urlop dziekański, bo nie byłam w stanie kontynuować studiów. Do pogrzebu żyłam jak we śnie, ale po nim postanowiłam, że muszę się pozbierać i wrócić do normalnego funkcjonowania.
Obawiałam się spotkania u prawnika w sprawie testamentu. Nie wiedziałam, w jaki sposób babcia załatwiła formalności i jak zareaguje na nie moja rodzina. Przybyłam do gabinetu notariusza pół godziny wcześniej.
– Pani Marta? – zapytał mnie miły pan w okularach.
– Tak, wnuczka Apolonii – odpowiedziałam, wstając z krzesła.
– Zapraszam! Dobrze, że jest pani wcześniej, porozmawiamy – uśmiechnął się, prowadząc mnie do eleganckiego gabinetu.
– Czy mogę zapytać jak będzie wyglądało to spotkanie?
– Och, to właściwie formalność. Pani babcia wszystko załatwiła tak, jak trzeba. Przez wiele lat dokumentowała to, że tylko pani się nią zajmuje. To była złota kobieta… Ale i cwana! – zaśmiał się łagodnie prawnik. – Nagrywała rozmowy ze swoją córką, a pani matką, uwieczniała wiadomości z prośbą o pomoc, na które nie odpisywała jej druga wnuczka. Zbierała wszystkie paragony, na których widnieje pani karta płatnicza.
Zaradność babci zawsze mnie zadziwiała. Nie sądziłam jednak, że z taką dokładnością podeszła do zapewnienia mi bezpieczeństwa.
– To dowód na to, że kontrybuowała pani w wydatkach na wspólny dom i jej utrzymanie. Pani rodzina nie może niczego podważyć. Pani Apolonia przed śmiercią zdążyła także profesjonalnie wycenić mieszkanie, które pani zostawiła. Nieruchomość w tym stanie z czterema pokojami, w tej dzielnicy Warszawy, w zadbanej, przedwojennej kamienicy, to obecnie koszt rzędu trzech milionów złotych.
– O Boże! – wydobyłam z siebie zduszony okrzyk.
Z jednej strony studiowałam przecież ekonomię i wiedziałam, jakie są ceny nieruchomości w stolicy, ale z drugiej… przenigdy nie myślałam o mieszkaniu babci w kategoriach inwestycji, nie wyliczałam jego wartości.
Zostawiła mi w spadku fortunę
Jak można się było spodziewać, moja rodzina była wzburzona decyzją babci. Postanowiłam się nie wtrącać. Prawnik, na szczęście, wziął na siebie cały gniew moich krewnych.
– Jak to?! Ta stara niewdzięcznica chciała nas wydziedziczyć?! – wykrzykiwała matka.
– Proszę się uspokoić – zarządził ostrzejszym już tonem prawnik. – Pani mama dopełniła wszystkich wymaganych formalności. Mieszkanie i wszystkie własności pani Apolonii należą teraz do pani Marty. Oczywiście mogą państwo iść do sądu, ale uprzedzam, że będzie to kosztowna sprawa i, na moje oko, zupełnie przegrana. Nie macie państwo szans z dowodami, które zgromadziła moja klientka.
Matka aż się zapowietrzyła, a Klara spojrzała na mnie wzrokiem pełnym nienawiści. Wypadły z kancelarii bez pożegnania i zatrzasnęły za sobą drzwi. A ja? Wróciłam do mojego mieszkania, w którym zabrałam się za przeglądanie, odkurzanie i układanie pamiątek po babci. Co ja tam znalazłam! Ale to już materiał na zupełnie inną opowieść…
Czytaj także:
„Rodzeństwo chciało pozbawić najmłodszego brata spadku. Choć to jemu się należał, hieny próbowały uszczknąć trochę grosza”
„Kolosalny spadek po teściu, chcieliśmy przekuć w biznes. Utopiliśmy dorobek jego życia w kiepskiej inwestycji”
„Wszyscy rzucili się na spadek po ojcu jak pazerne hieny. Nie chciałem brać udziału w tej farsie, a i tak zarobiłem najwięcej”