Spotkaliśmy się tydzień przed moimi imieninami, by omówić sprawę podziału majątku po rodzicach. Do stołu zasiedliśmy we czwórkę – Gośka, Krystek, Bolo i ja. Wszyscy z wyjątkiem Miśka. Byłam przeciwna wykluczeniu najmłodszego brata z obrad, ale nikt mnie nie słuchał. Najwięcej gadał Krystek, Bolo siedział cicho i tylko kiwał głową, a Gośka, jak to ona, raz się z nimi zgadzała, raz nie.
– Misiek by nam tylko zawadzał. Sytuacja jest delikatna, przypominam wam, że mieszkał z rodzicami, to jego dom – krzyczał Krystek.
– Nie wydzieraj się, nikt tu nie jest głuchy – uciszała go Gośka. – Wiemy że mieszkał, najmłodszy z nas jest, nigdy nie odszedł z domu.
– Rodzicami się zajął, cześć mu i chwała za to – odezwał Bolo.
– Wszyscy się nimi zajmowaliśmy – obruszyła się Gosia.
– Ale on był przy nich dzień i noc – zgasiłam ją.
– Co prawda, to prawda – natychmiast zmieniła front.
– A teraz, kiedy rodzice odeszli, musimy postanowić, co zrobić z mieszkaniem. To nasz spadek, wspólna własność pięciorga rodzeństwa.
– Po podziale zawsze trochę grosza by wpadło – zastanowił się Krystek. – Kto z nas nie ma potrzeb, ręka w górę.
– Brakuje naszego brata Michała – odezwałam się surowo. – Zamierzacie go wykiwać? Dlaczego nie chcieliście go zaprosić na spotkanie?
– Bo on mieszka w lokalu po rodzicach – Krystek spojrzał na mnie ze zniecierpliwieniem. – Mówiłem ci już, ale nie załapałaś. Mieszka, to jego dom. W przeciwieństwie do nas nigdy się nie wyprowadził, nie ma innego dachu nad głową.
– A my chcemy sprzedać ten lokal – pokiwałam głową. – Czy tylko ja uważam, że robimy Miśkowi świństwo?
– Nie tylko. Dlatego właśnie optowałem za tym, żeby go nie zapraszać. Trzeba dbać o autorytet, niech młody nie widzi, jak się kłócimy, rozdzierając między siebie spadek po rodzicach.
– Ja tam niczego rozdzierał nie będę – zaprotestował Bolo.
– A ja bym sobie coś uszarpała, ale jak się domyślam, nie bardzo będzie co – odezwała się Gosia. – Mam rację?
– Czy ja czegoś nie wiem? – zdenerwowałam się.
– Chcę zrezygnować z udziału w mieszkaniu na rzecz Miśka – powiadomił mnie Krystek. – Kasa jest ważna, ale pieniądze to nie wszystko, jak mawiał klasyk. Jesteśmy starsi od Michała, wcześniej się usamodzielniliśmy. Każde z nas ma mieszkanie lub dom, niepotrzebne nam mieszkanie po rodzicach. Niech chłopak je weźmie.
– Mów za siebie, mnie przydałby się zastrzyk gotówki – odezwała się przekornie Gosia.
– Mnie też, ale z pustego i Salomon nie naleje. Misiek nas nie spłaci, nie ma z czego. A mieszkać gdzieś musi, nie? Chyba nie wyrzucimy brata z jego mieszkania?
– Teraz to nasze wspólne mieszkanie – przypomniałam.
– Dlatego obradujemy we czwórkę, bez najmłodszego. Kto jest za zostawieniem mu chaty? Tylko się zastanówcie, to poważna decyzja.
Niełatwo się rozstać z wizją zgrabnego stosiku pieniędzy, jaki dostalibyśmy po sprzedaży mieszkania.
Albo kasa, albo Misiek, nasz najmłodszy brat
– Gdyby chodziło o stare mieszkanie na Pradze, walczyłbym o nie jak lew – odezwał się Bolo. – To był prawdziwy dom, chyba się starzeję, bo coraz częściej je wspominam. Z nowym nie jestem tak związany. Pewnie, że kasa by mi się przydała, ale co tam. Nie ma, to nie. Niech młody bierze kwadrat.
Zaległa cisza. Nie wiem, jak oni, ale ja wróciłam myślami na Pragę, do starego mieszkania z kwaterunku. To był nasz dom, wprawdzie niebogaty i ciasny, ale te klimaty! Misiek, który pojawił się na świecie niedługo przed przeprowadzką, jako jedyny z nas nie ma wspomnień z dzieciństwa spędzonego w chaszczach nad Wisłą, nie dorastał w dzielnicy, w której trzeba było umieć żyć, nie znał beztroskiego bytowania na podwórkach, zakazanych kąpieli w zdradliwej rzece w upalne dni. On tego nie doświadczył. Kiedy zbiera nam się na wspominki, siedzi jak na tureckim kazaniu. Dwuletni szkrab niewiele zapamiętał z tamtych czasów, jego dzieciństwo wyglądało inaczej.
Rodzice przeprowadzili się na nowe osiedle, gdy nasza kamienica została sprywatyzowana i odnowiona. Nabrała blasku, ale czynsze poszły w górę i tacy jak my nie mieli tam czego szukać. Niewielu starych lokatorów w niej zostało, z czasem i oni się wynieśli i tak świat naszego dzieciństwa przestał istnieć. Był kanciasty, niewygodny i wymagający sprytu, by przetrwać, ale wspominałam go z nostalgią.
Misiek wychował się gdzie indziej, na betonowym podwórku, które z czasem zostało obsadzone zielenią. Zdzierał kolana na boisku z prawdziwego zdarzenia, przechodził przez ulicę po pasach, nie uciekał przez labirynt podwórek przed bandą Czarnego, nawet nie wiedział, kto to był. Różnił się od nas jak dzień od nocy, można powiedzieć, że było nas czworo rodzeństwa i on jedynak.
Co prawda po przeprowadzce przez krótką chwilę mieszkał w jednym pokoju z Krystkiem, ale brat zaraz po maturze wyjechał do Niemiec i Misiek został sam z rodzicami. Gośka i ja od dawna miałyśmy już rodziny, ja mieszkałam pod miastem, ona jeszcze dalej. Rozpierzchliśmy się po świecie, ale co roku, w Jadwigi, obowiązkowo spotykaliśmy się na moich imieninach.
Uzgodniliśmy, że oddamy mu mieszkanie, żadne z nas nie potrafiło sobie wyobrazić, że moglibyśmy pozbawić go dachu nad głową. Misiek za udział w spadku mógłby kupić sobie najwyżej przedpokój, musiałby się zadłużyć albo wyjechać. Mógłby to zrobić, ale przecież nie musiał.
– Już żałuję wielkodusznego gestu – jęczała Gośka. – Taka kasa przechodzi mi koło nosa.
– Możesz jeszcze zmienić zdanie – powiedziałam.
– W życiu! Za kogo mnie masz? – oburzyła się. – To już nie można szczerze powiedzieć, co się myśli, bo zaraz na mnie najeżdżasz?
Posprzeczaliśmy się trochę dla rozgrzewki i żeby zaznaczyć swoją ważność w skomplikowanym układzie sióstr i braci, i uznaliśmy, że sprawa jest załatwiona. Misiek zostaje na starych śmieciach, powiemy mu o tym na imieninach.
Wstał i zastukał w kieliszek
Przygotowałam się do nich wyjątkowo starannie, nawet kupiłam szampana, żeby oblać nowe-stare mieszkanie Miśka. Zastanawiałam się, co brat powie, kiedy dowie się, jaką decyzję podjęliśmy. Na pewno się ucieszy, musiał się zastanawiać, co zrobimy z mieszkaniem po rodzicach. Już nie żałowałam udziału w spadku, wielkoduszny gest sprawił, że poczułam się tak dobrze jak nigdy. Byłam pewna, że postąpiliśmy właściwie, rodzice by się ucieszyli.
Przy stole zebrała się cała rodzina, pięcioro rodzeństwa, nasi mężowie i żony, dzieci. Tylko Misiek jak zwykle przyszedł sam. Umówiliśmy się, że nie od razu mu powiemy. Odkładana przyjemność smakuje dwa razy lepiej, niech chłopak trochę pocierpi w niepewności.
Trochę przegięliśmy ze zwlekaniem, bo Misiek nas uprzedził. Był bardzo spięty, kiedy poprosił o uwagę. W gwarze rozmów usłyszała go tylko Gośka i nikt więcej. Misiek wstał i zadzwonił nożem w kieliszek, żeby zwrócić na siebie uwagę.
– Co się wygłupiasz? – zainteresował się Krystek. – Potłuczesz Jadźce zastawę.
– Chcę coś powiedzieć – podniósł głos Misiek.
– To mów – zgodził się Krystek, nakładając sobie sałatki.
– Nie możecie na chwilę się skupić? – walczył dalej Misiek, wywołując rozbawienie młodszej części widowni, która jako jedyna śledziła z zainteresowaniem jego poczynania.
– Wuj Michał chce wygłosić mowę, uspokójcie się – zaczęła pomagać mu moja Julka, dla draki nazywając go wujem, bo od dawna byli po imieniu.
Gwar zaczął przycichać, rodzina powoli przenosiła uwagę na Miśka. Brat odchrząknął i zaczął.
– Wiedziałem, że do tej rozmowy musi dojść, ktoś ją musi zacząć, więc niech to będę ja. Bałem się tej chwili, ale strach trzeba przełamywać, co nie? No to jestem gotowy.
– Na co? – parsknęła Gośka rozbawiona jego determinacją.
– Bardziej gotowy już nie będę. Słuchajcie, macie mnie z dyńki, rozpoczynam nowy etap, czy jak to mówią, wkraczam na nową drogę życia.
– Słuchajcie, Misiek się żeni! – wrzasnął Krystek. – Nareszcie, chłopie, jak byłem w twoim wieku, obchodziłem już złote gody.
– Chyba w snach – uśmiechnęłam się.
– Gratulacje, braciszku – Gośka rzuciła się ściskać Michała. – Kiedy poznamy narzeczoną?
– Ale że co? – zrobił zręczny unik. – Weź się zastanów, siostra, nie słuchaj Krystka. Nie żenię się, w ogóle nie o tym mówiłem.
– A o czym? – starałam się przekrzyczeć gwar, który się podniósł.
– O mieszkaniu po rodzicach. Wyprowadzam się. Nie będę wam zalegał, coś sobie znajdę. Tak chyba będzie dobrze?
– Dzielny chłopiec – Gośka pogładziła go po ramieniu.
– No co ty, młody, nie pajacuj – Bolka ruszyło sumienie. Gośka i Krystek nie mieli tak miękkich serc, dobrze się bawili, czekając na finał, ja zajęłam stanowisko obserwatora.
– Robię to bez żalu, już postanowiłem – zapewnił nas Misiek.
– To fajnie, bo my też. Chcemy, żebyś został tam, gdzie jesteś. To twój dom, nie będziemy ci go odbierać.
– Dzięki, ale nie zdołam was spłacić, nie dostanę takiego dużego kredytu… Chwila, jak to postanowiliście? Naradzaliście się beze mnie?
– Chcieliśmy zrobić ci niespodziankę – nie wytrzymał Krystek.
Misiek ponownie odmówił, tłumacząc, że nie zamierza się zadłużać. Pochwaliliśmy go za przezorność, pośmialiśmy się chwilę, drocząc się z nim, i w końcu Bolo wypalił:
– Mieszkanie przepiszemy na ciebie, bracie. Nie chcemy spłaty. Ja rezygnuję ze swojej części, nie wiem jak inni. To znaczy wiem, ale niech każdy mówi za siebie.
– Już postanowiliśmy, chata jest twoja – odezwał się Krystek. – No co tak patrzysz? Ciesz się chwilą, młody, dziś twój szczęśliwy dzień.
– Jak to? – spytał zdezorientowany Misiek. – Nie wierzę w taką wielkoduszność. Niepotrzebne wam pieniądze?
Zapewniliśmy go, że wprost przeciwnie, chętnie przytulilibyśmy większą kwotę, byleby nie pochodziła z jego kieszeni, bo głupio ciągnąć od brata, który groszem nie śmierdzi.
Misiek usiadł dość gwałtownie, jakby mu podcięło nogi. Przy stole zaległo milczenie, wszyscy czekali na to, co powie.
– Nie rozumiem was, nigdy nie rozumiałem – odezwał się w końcu. – Zawsze trzymaliście się razem, nawet na spotkanie w sprawie spadku mnie nie zaprosiliście. Dziękuję za to, co robicie, ale mam pytanie. Pod jakimi warunkami przekazujecie mi mieszkanie?
– Pod żadnymi – odparł krótko Krystek. – Pójdziemy do notariusza i załatwimy wszystko, jak należy. Chata jest wyłącznie twoja, możesz robić z nią, co chcesz, nawet założyć hodowlę pieczarek.
– No bez przesady, tak daleko na twoim miejscu bym się nie posunęła – odezwała się Gośka. – Ej, młody, co z tobą? Potrzebujesz chusteczki?
Misiek zerwał się i wybiegł z domu, przez okno widziałam, że zatrzymał się koło grządki pomidorów.
– Pójdę za nim, dowiem się, o co mu biega – podniósł się Krystek.
Zawsze czuł się na uboczu
Wyszliśmy wszyscy, jedno za drugim.
– O co chodzi, bracie? – zapytał Miśka Bolo.
Michał odwrócił się, dopiero teraz zobaczyłam, jak jest poruszony.
– Dziękuję wam za mieszkanie, ale najbardziej za to, że potraktowaliście mnie jak jednego z was. Nie spodziewałem się tego. Zawsze byłem outsiderem, wy mieliście wspólne sprawy. Byliście zżyci, żarliście się i godziliście, wychodziliście gdzieś razem. A ja nawet nie miałem się z kim pokłócić, uważaliście mnie za dziecko. „Młody, nie głosuj, daj spokój, to nie twoja sprawa, zejdź z drogi, lekcje zrobiłeś?”. Ciągle to słyszałem, nikt nie traktował mnie poważnie.
– Serio? – zmartwiłam się. – Nie wiedziałam, że tak to odbierasz, chcieliśmy dobrze. Jesteś jednym z naszej piątki, tylko trochę młodszym.
– Sporo młodszym – uściślił Krystek – ale teraz dorosłeś i jak chcesz, to ja się zawsze mogę z tobą się pokłócić, jestem w tym mistrzem.
– Dzięki, bracie – parsknął Misiek, rozchmurzając się trochę. – A z mieszkaniem to tak na poważnie?
Kolejny raz zapewniliśmy go, że nasza decyzja jest ostateczna.
– Odwdzięczę się wam za to, jeszcze nie wiem jak, ale na pewno to zrobię – obiecał Misiek.
– Nie głosuj, młody, lekcje zrobiłeś? – usadził go Krystek. – Słuchaj starszych, jak postanowiliśmy, tak będzie. Nie chcemy, żebyś czuł się zobowiązany do czegokolwiek. Jasne?
– Mniej więcej, ale nie do końca – uśmiechnął się Misiek.
– Patrzcie go, on rzeczywiście dorósł – powiedział z uznaniem Bolo.
Dobrze się dogaduje z moją córką
Misiek jest teraz jedynym właścicielem spadkowego mieszkania po rodzicach i muszę powiedzieć, że nikt z nas tego nie żałuje. Postawił na swoim i notorycznie zaprasza do siebie wszystkich, którzy potrzebują lokum w stolicy.
Dzieci Krystka, urodzone i wychowane w Niemczech, chętnie zjeżdżają do niego na wakacje, z rodzicami lub bez. Zwiedzają miasto, robią wypady w góry lub nad morze, traktując mieszkanie wujka jako bazę wypadową. Na czas letniego najazdu Misiek przenosi się do mnie albo i nie, zależy, jak mu wypadnie. Złapałam się na tym, że uważam go bardziej za własne dziecko niż za brata, ale pilnuję się, by mu tego nie okazywać. Prawda jest jednak taka, że Misiek lepiej się dogaduje z moją Julką niż ze mną, mają ze sobą więcej wspólnego.
Julka studiuje w Warszawie, ostatnio zdalnie, ale normalnie musi dojeżdżać. Kiedy ma napięty grafik zajęć, pomieszkuje u wujka. Oboje chwalą sobie ten układ, wierzę na słowo. Widzę, jaką trzymają sztamę, zupełnie jak kiedyś Bolo, Gośka, Krystek i ja. Często podpytuję Julkę o dziewczynę Michała, ale ona milczy na ten temat jak grób. Taka dyskretna się zrobiła, a przecież to ja jestem siostrą Miśka, nie ona.
Pomieszanie z poplątaniem w naszej rodzinie, ale najważniejsze, że żyjemy w zgodzie
Misiek po długich naleganiach raz zrobił mi przyjemność i łaskawie przyjechał do mnie z dziewczyną. Ma na imię Klara i bardzo mi się spodobała, ale czy to ta właściwa i jedyna? Trudno się dziwić mojej ciekawości, wyrobiłabym sobie zdanie, gdyby tylko Julka zechciała puścić parę z ust.
Ona jednak zachowuje się jak Gośka, która dużo gada, ale nigdy, przenigdy by o mnie nie plotkowała. Brak mi informacji z pierwszej ręki, ale cieszę się, że nasz najmłodszy brat, który zawsze czuł się na uboczu, ma tak dobre układy z następnym pokoleniem siostrzenic i bratanków. Julka jest najstarsza, ale następni już dorastają, więzi rodzinne zostaną zachowane.
Czytaj także:
„Kolosalny spadek po teściu, chcieliśmy przekuć w biznes. Utopiliśmy dorobek jego życia w kiepskiej inwestycji”
„Rodzeństwo nie odzywa się do mnie, bo zgarnąłem spadek po cioci. Uważają, że im się należy, choć ciocię mieli w nosie"
„Wścibska sąsiadka chciała nas okraść ze spadku po teściowej. Udawała, że chce opiekować się jej kwiatkami”