Nalałam sobie wina i wróciłam do oglądania zdjęć. Na fotkach sprzed trzech lat widziałam dziewczynę w typie chłopczycy, z krótkimi włosami w mysim kolorze, w nietwarzowych okularach, rozciągniętym, burym podkoszulku i pogrubiających dżinsach.
Skończyłam wtedy ekonomię i szukałam pracy. Na rozmowy kwalifikacyjne szłam ubrana w szarą garsonkę i białą koszulową bluzkę. Ze zdjęcia, które zrobiła mi wtedy współlokatorka, patrzyła 25-letnia dziewczyna, ale wyglądała co najmniej dziesięć lat starzej.
– Boże drogi, jak mogłam się tak ubierać? – westchnęłam.
Kto wie, czy dalej nie gustowałabym w bezkształtnych ciuchach, gdybym nie spotkała Oli… Ze stosu zdjęć wyciągnęłam kilka fotek z imprezy urodzinowej Oli sprzed niecałych dwóch lat. Widziałam na nich szczupłą, wysoką dziewczynę, z modnie obciętymi włosami. W krótkiej, błękitnej sukience, zielonych butach na obcasie i srebrzystych legginsach wyglądała modnie, bardzo kobieco i zalotnie. To byłam ja. Z niepozornego kopciuszka zamieniłam się w królewnę.
– Mogłabym wystąpić w programie „metamorfozy” – zaśmiałam się głośno.
Zostałyśmy przyjaciółkami
Ola i ja zaczęłyśmy pracę w dziale marketingu w tym samym czasie. Miałyśmy tyle samo lat, podobne figury, i to była nasza pierwsza praca po studiach. Tyle podobieństw.
Poza tym różniło nas wszystko. Ja pochodziłam z małego miasteczka, z domu, w którym się nie przelewało. Wynajmowałam małe mieszkanko wspólnie z koleżankami ze studiów. Niezbyt wygodne, ale tanie. Mój chłopak wyjechał do pracy w Anglii i coraz rzadziej się odzywał. Prawdę mówiąc, wcale mi to nie przeszkadzało, bo i tak czułam, że nic z tego nie będzie. Na ciuchy nie zwracałam uwagi, bo nie miałam pieniędzy, żeby się stroić.
Ola miała dla siebie piękne, dwupokojowe mieszkanie w przedwojennej kamienicy, które odziedziczyła po babci. Jej rodzice, oboje dentyści, pomagali jedynaczce finansowo. Mama zabierała ją na zakupy, tata płacił za wakacje i ważniejsze wydatki. Ola zawsze była świetnie ubrana i uczesana. Nic więc dziwnego, że na imprezach otaczał ją tłumek adoratorów.
Czy jej tego zazdrościłam? Może trochę. Ale ważniejsze było dla mnie to, że zostałam jej najlepszą przyjaciółką. Mogłam ogrzać się w jej blasku...
– Nigdy tak dobrze nie dogadywałam się z dziewczyną – śmiała się Ola, gdy siedziałyśmy do rana i rozmawiałyśmy. O dzieciństwie, wrednych nauczycielach, rodzicach, których nigdy nie było w domu, pierwszych miłościach.
Teraz myślę, że ona potrzebowała takiej wielbicielki jak ja. Bo naprawdę szczerze ją podziwiałam. Miała świetny gust i potrafiła ubrać się za 50 złotych na ciuchach tak, że wyglądem kasowała ślicznotki wydające fortunę na markowe szmatki w butikach. To ona nauczyła mnie polować w sklepach na przeceny i okazje. Wyciągała mnie na zakupy i pouczała:
– W tym kolorze wyglądasz okropnie, więc odłóż to i przymierz tę sukienkę. Namówiła mnie na wyrzucenie okularów i noszenie soczewek.
– Masz piękne oczy i ładny nos, więc pokazuj to – odpowiadała na moje protesty, że lubię swoje czarne oprawki.
Z czasem zasmakowałam w zakupach, spodobało mi się przebieranie w ubraniach i kosmetykach. Ale wtedy coś się popsuło między nami. Nie pamiętam kiedy. Może wtedy, gdy na mój widok koleżanka z pracy krzyknęła: „Ojej, myślałam, że to Ola!”. Nie powiem, sprawiło mi przyjemność to, że ktoś może pomylić mnie z moją superatrakcyjną przyjaciółką.
Dlaczego to niby obciach?
Byłam wtedy ubrana w zielony płaszczyk przed kolano i różowe spodnie z sieciówki. Trochę się wahałam, czy je kupić, bo Ola miała taki sam płaszcz, tylko błękitny, i taki sam fason spodni, tyle że pomarańczowy. Cena była jednak bardzo korzystna, a spodnie i płaszcz leżały na mnie jak ulał. Ola skrzywiła się lekko na mój widok.
– O, w takim razie muszę swoje ubrania oddać kuzynce, bo to trochę obciach, żebyśmy chodziły ubrane jak bliźniaczki – powiedziała.
Znacznie bardziej zirytowała się, gdy zrobiłam sobie taką samą fryzurę.
– Czy ty musisz wszystko robić tak jak ja? – była wściekła.
Nie rozumiałam, o co jej chodzi. Bo czy to moja wina, że taka fryzura jest dla mnie wyjątkowo twarzowa? Miałam z niej zrezygnować, bo jej coś nie pasuje?
– Ja byłabym zachwycona, gdyby ktoś inspirował się moim gustem i stylem – tłumaczyłam jej.
Ola nic nie mówiła, ale gdy chciałam wyciągnąć ją na zakupy do naszego ulubionego ciucholandu, wymigiwała się pracą lub wizytą u rodziców. Kiedyś chętnie dzieliła się ze mną informacjami, gdzie można kupić fajne i tanie rzeczy. Jednak gdy miesiąc temu zapytałam ją, gdzie kupiła te śliczne balerinki, burknęła, że nie pamięta.
Od tego czasu nie odpowiada na moje SMS-y ani nie odbiera telefonów. Od sekretarki dowiedziałam się, że zmieniła pracę. Byłam zszokowana. Nie wiedziałam, co się dzieje! Ale teraz myślę, że było dobrze, dopóki podziwiałam ją i obsypywałam komplementami. Gdy to ja zaczęłam dobrze wyglądać, wyszło szydło z worka i… zazdrość z Olki.
Czytaj także:
„Od lat nie czułam dotyku męża, przypominał sobie o mnie tylko wtedy, gdy zgłodniał. Dzięki zdradzie narodziłam się na nowo”
„Córka poszła w ślady ojca i zostawiła swoją rodzinę na pastwę losu. Jak widać, niedaleko pada jabłko od jabłoni”
„Mój pracownik sfingował napad i pobicie, by mnie okraść. Tłumaczył, że uzbierał za mało kasy na weselu i musiał dorobić”