„Mój pracownik to zwykła szuja. Sfingował napad i pobicie, żeby mnie obrobić, bo na weselu dostał za mało w kopertach”

zmartwiony mężczyzna rozmawia przez telefon fot. Adobe Stock, dusanpetkovic1
„Myśleliśmy z żoną, że to możliwe, przecież mógł zapomnieć obrączki. Ale policja zabezpieczyła nagranie ze stacji, na której Michał tankował na niecałą godzinę przed napadem. Na tym filmie było wyraźnie widać, że mój pracownik… ma na palcu obrączkę!".
/ 15.11.2022 11:16
zmartwiony mężczyzna rozmawia przez telefon fot. Adobe Stock, dusanpetkovic1

Kiedy dowiedziałem się, co się stało, byłem w szoku. W sierpniu mój pracownik podczas służbowej podróży został napadnięty, okradziony i poturbowany… Prowadzę firmę już osiem lat, a jeszcze nigdy mi się coś takiego nie zdarzyło! Biedak, miał pecha.

Michał pracował u mnie ponad dwa lata i przez ten czas wielokrotnie jeździł samodzielnie po towar za granicę. Handluję tak zwanymi końcówkami serii z zakresu gospodarstwa domowego. A to uda mi się kupić gdzieś kilka przecenionych umywalek dobrej marki, a to znowu ładne serwisy kawowe czy kuchenki mikrofalowe od znanego producenta.

W moim fachu ważne jest, żeby działać szybko i sprawnie, więc pieniądze wędrują z ręki do ręki. Dlatego właśnie Michał, mój pracownik, jeździł po towar z gotówką. Całkiem sporą zresztą, bo składały się na nią nie tylko pieniądze służbowe, ale również kasa na noclegi, jedzenie i benzynę. A także na rozmaite nieprzewidziane wypadki, które mogą się zdarzyć w czasie podróży. Zazwyczaj było to kilka tysięcy euro.

Pewnie, że wyjazd z taką gotówką nie  należy do najbezpieczniejszych, jednak ja zawsze pouczam moich pracowników, żeby podróżowali po pierwsze, głównymi drogami, a po drugie, prosto do celu. Żeby nie zatrzymywali się na żadnych podejrzanych lub dzikich parkingach i zawsze trzymali pieniądze przy sobie, rozłożone przynajmniej w dwa różne miejsca.

Nigdy wcześniej nie było z tym żadnych kłopotów… „Widocznie skończyła się w niebie moja dobra passa” – westchnąłem.

Lubiłem tego chłopaka

Michał zadzwonił ze szpitala, że tuż przed polską granicą musiał się zatrzymać na niezbyt pewnym parkingu, bo strasznie go przypiliło. I w momencie, kiedy już zrobił swoje i wsiadał z powrotem do samochodu, dostał czymś twardym w głowę. Napastnik (napastnicy?) zabrał mu wszystkie pieniądze, zegarek i komórkę, a także, jak się potem okazało, pobił tak dotkliwie, że chłopak wylądował na ostrym dyżurze ze złamaną ręką.

Całe szczęście, że to wszystko zdarzyło się w ciągu dnia i dość szybko ktoś go znalazł nieprzytomnego na tym parkingu. Kto wie, jak to wszystko by się skończyło, gdyby został zaatakowany w nocy! Mógłby tam leżeć i leżeć bez żadnej pomocy…

– Najgorsze, że zabrali mi także obrączkę! – żalił się Michał.

Boże! No tak… Chłopak ożenił się zaledwie dwa tygodnie wcześniej! Oboje z żoną bawiliśmy się na jego weselu. Życzyliśmy młodej parze szczęścia i pomyślności… I mówiliśmy to szczerze, bo od początku lubiłem Michała. Uważałem, że jest jednym z najlepszych pracowników, jakich miałem od lat. Szybki, słowny, dokładny – prawdziwy skarb. Dlatego tym bardziej było mi przykro, że to właśnie tego dobrego chłopaka spotkała tak nieprzyjemna przygoda.

Michał wylądował z ręką w gipsie na miesięcznym zwolnieniu. Widać było, że jest przygnębiony i skołowany. Tym bardziej że, jak się potem okazało, ręka została nieźle pogruchotana i w efekcie chłopaka czekała dość poważna operacja.

Oczywiście, na tym kłopoty się nie kończyły. Trzeba było złożyć zeznania na policji i w prokuraturze. Przygotowywali cały szereg zarzutów dla domniemanego sprawcy, takich jak uszkodzenie ciała powyżej siedmiu dni i rabunek mienia prywatnego oraz firmowego. Ubezpieczyciel także miał mnóstwo swoich własnych formularzy do wypełnienia. Dobrze, że w swej przezorności wykupiłem ubezpieczenie od kradzieży.

Wszystko wskazywało na to, że sprawa będzie się ciągnęła i nie wiadomo, czy kiedykolwiek znajdą sprawcę napadu. Najwyraźniej przecież nie była to żadna zorganizowana akcja, tylko po prostu jakiś napastnik skorzystał z okazji. Być może szczerze się nawet zdziwił, że trafił mu się taki łup.

– Obserwujemy miejscowych – zapewnił mnie prokurator. – Jeśli złodziej zacznie wydawać ukradzione pieniądze, od razu wpadnie.

Policja nie ukrywała jednak, że może to potrwać bardzo długo, a być może nie uda się wcale. Nie liczyłem na wiele.

Nękani wyrzutami sumienia staraliśmy się z żoną jakoś wynagrodzić Michałowi traumatyczne przeżycia. W końcu w pewnym sensie była to nasza wina, bo to my wysłaliśmy go w tę, jak się okazało, niebezpieczną podróż. Chłopak dostał więc od nas premię. Zadbaliśmy także o to, aby jego ręką zajął się naprawdę dobry chirurg, znajomy przyjaciół. Specjalnie na naszą prośbę znalazł miejsce w swoim grafiku, aby przeprowadzić zabieg.

Przejmowaliśmy się bardzo, czy wszystko pójdzie dobrze, więc jeszcze tego samego dnia, kiedy miała odbyć operacja, zadzwoniłem do szpitala, aby dowiedzieć się o wynik. Jakież było moje zdumienie, gdy dowiedziałem się, że… żadnego zabiegu nie było!

Robią z niego kozła ofiarnego?

– Pana pracownik został dzień wcześniej zabrany przez policję – usłyszałem od chirurga, a ja dostałem szału.

– Nie mieli go już kiedy przesłuchiwać, tylko w takim terminie?! Kto wie, kiedy teraz będzie miał pan znowu czas! – wściekłem się.

Z miejsca zadzwoniłem z awanturą do prokuratora. Facet wysłuchał mnie cierpliwie, po czym stwierdził:

– Michał C. został zatrzymany nie w charakterze świadka, tylko podejrzanego.

– Podejrzanego?! – zamurowało mnie. – Nie rozumiem… Nie potraficie znaleźć sprawcy, więc chcecie z chłopaka zrobić kozła ofiarnego?

– Zanim pan rzuci na nas kolejne oskarżenie, musi pan wiedzieć, że pewne dowody wyraźnie wskazują na jego winę – stwierdził prokurator sucho.

Wkrótce okazało się, że prokurator się nie mylił… Fakty były takie, że to Michał wraz ze swoim kuzynem zaplanowali tę kradzież! Nie było więc żadnego napadu, tylko sfingowane pobicie. W ferworze „walki” kuzyn Michała nieco przesadził i przyłożył mu zbyt mocno, łamiąc rękę…

Michał miał za to do niego ogromne pretensje. Uznał, że w związku z tym podział łupu nie może być równy, bo on bardziej ucierpiał. Panowie byli na tyle nieostrożni, że kłócili się o to w miejscu publicznym, nie domyślając się nawet, że są podsłuchiwani przez policję.

Policjanci podobno od samego początku mieli wątpliwości, czy wersja wydarzeń przedstawiona przez Michała jest prawdziwa. Zbyt często plątał się i zmieniał zeznania. Laik mógł sądzić, że nie pamięta niektórych rzeczy z powodu szoku, ale doświadczeni śledczy nie dali się nabrać.

Poza tym Michał był na tyle głupi, że kilka razy dzwonił do żony z tej niby ukradzionej komórki, zanim po zgłoszeniu o rabunku mu ją operator wyłączył. Ot, wyszło całe skąpstwo Michała! Najwyraźniej uznał, że może wykorzystać do końca abonament, bo nikt się nie zorientuje i nie będzie drobiazgowo sprawdzał jego połączeń. Przecież był „poszkodowanym”…

Straciłem zaufanie do ludzi

A już najgłupsze było to, że w cudowny sposób odnalazła się jego obrączka ślubna. Powiedział, że w dniu wyjazdu jednak zostawił ją w domu.

– Musiałem ją zdjąć w łazience, a potem wydawało mi się, że mi ją ukradli… – tłumaczył się.

Myśleliśmy z żoną, że to możliwe, przecież mógł zapomnieć obrączki. Ale policja zabezpieczyła nagranie ze stacji, na której Michał tankował na niecałą godzinę przed napadem. Na tym filmie było wyraźnie widać, że mój pracownik… ma na palcu obrączkę!

Nie mieściło się nam to wszystko w głowie!  Przede wszystkim chcieliśmy wiedzieć, dlaczego Michał nas okradł w tak perfidny sposób. Czy było mu u nas źle? Zatrudniliśmy go na normalną umowę o pracę. Miał płacone dobre diety, zapewnione godziwe warunki pracy, bardzo go ceniliśmy.

Czego mu brakowało? Jak mógł nas obrabować ktoś, u kogo dwa tygodnie wcześniej bawiliśmy się na weselu?! A my, głupi, daliśmy mu z tej okazji naprawdę wypasiony prezent – kino domowe…

Później okazało się, że to właśnie wesele było powodem wyskoku Michała. Zeznał, że liczyli z żoną na bogatsze „koperty”. Tymczasem pieniędzy ledwo starczyło na pokrycie kosztów wesela. Nic nie zostało. Wtedy właśnie zrodził się w jego głowie plan, aby sobie „dorobić na boku”. Na szczęście dla nas nie zadbał o szczegóły i wpadł.

Jednak nasza wiara w ludzi została bardzo podkopana. Jeżdżę teraz po towar sam, tak jak na początku, i pewnie nie zaufam już żadnemu pracownikowi. A tym, którzy mają dostęp do mojej gotówki, będę uważnie patrzył na ręce.

Czytaj także: 
„Żona w łóżku zachowuje się jak zakonnica, a na mój dotyk reaguje wstrętem. Jeszcze chwila i znajdę sobie kochankę”
„Chcąc zawalczyć o siebie, zniszczyłam życie córce. Miłość zamydliła mi oczy i teraz za swój błąd płacę najwyższą cenę”
„Były mąż odebrał syna z zajęć bez mojej wiedzy. Zgłosiłam zaginięcie Michała na policji i wyszłam na histeryczkę”

Redakcja poleca

REKLAMA