„Zachłanna siostra próbuje dobrać mi się do portfela. Nie chciało jej się pracować, więc teraz wyciąga łapy po moje”

bogata kobieta fot. iStock, izusek
„Wanda tylko żądała. I ja głupia spełniałam jej zachcianki. A przecież miałam na głowie dom, pracę, wychowanie dziecka. A ona? Nigdy nie zmyła nawet naczyń po obiedzie”.
/ 07.03.2024 15:00
bogata kobieta fot. iStock, izusek

Od dzieciństwa dzieliła je przepaść. Najpierw była to różnica wieku, więc trudno im się było dogadać. Później Alicji, tej starszej, wszystko udawało się za pierwszym podejściem, a Wandzie – jakby dla równowagi – szło jak po grudzie. Nawet na studia dostała się dopiero za piątym razem. Najgorsze przyszło wówczas, gdy siostry się usamodzielniły. Starsza wyszła szczęśliwie za mąż, młodsza na życiowego partnera wybrała mężczyznę dwanaście lat młodszego, lenia i pijaka.

Leniwie wyciągnęłam się na leżaku

Było ciepłe sierpniowe popołudnie. Właśnie przed chwilą wstaliśmy od stołu i każdy zajął się swoimi sprawami. Wnuki biegały po ogrodzie, córka z zięciem walczyli z chwastami na kwiatowych grządkach, Agata – córka siostry Wandy – przeglądała kolorowe czasopisma.

Przyjechała na kilka dni po dość ciężkiej sesji, którą zaliczyła za pierwszym podejściem. Cieszyłam się, że przyjechała. „Niech sobie dziewczyna odpocznie, należy jej się” – myślałam i podsuwałam smakołyki. Ale zadzwoniła jej matka, a moja siostra i dobry nastrój prysnął. Gdy Wanda dowiedziała się, że Agata jest u mnie, a nie szuka pracy, by zarobić na kolejny rok studiów, wpadła w furię i rzuciła słuchawką.

„O Boże – pomyślałam – któregoś dnia ten jad ją połknie”. Zalała mnie fala złości. Bo dlaczego Wanda nie myśli o studiach dzieci, gdy swemu niepracującemu mężusiowi daje kolejne pieniądze na wódkę...

Potrząsnęłam głową, żeby odgonić złe myśli. No właśnie... Wanda... Tyle lat męczy się z tym pijakiem, a ja? Zapadłam się głęboko w fotel. Tak strasznie mi pusto bez Janka. I tak cieszyłyby go te biegające po podwórku szkraby, i to, że wyprowadziliśmy się z dużego miasta na wieś, i również to, że naszej jedynaczce tak się powiodło. Udane dzieciaki, ciepły kochający mąż i wspaniała praca...

Tak, wyprowadzka na wieś, to był dobry pomysł. Zresztą, przecież ja też wychowałam się na wsi. Rodzice przeprowadzili się tam kilka lat po wojnie. Ojciec pracował w miejscowej szkole, mama zajmowała się domem i uczyła wiejskich analfabetów. Dom był wiecznie pełen ludzi. Pamiętam dzień, gdy babcia przysłała z Kanady paczkę pełną rodzynków i czekolady, a tato zaprosił na ucztę wszystkie dzieciaki ze szkoły. To był dom otwarty na innych, ciepły i serdeczny. Nigdy nie myślałam o tym tak wprost, ale... chyba już wtedy chciałam, żeby i mój dom był taki.

A potem urodziła się Wanda. Miałam wtedy sześć lat i to nie był najszczęśliwszy dzień mojego życia. Myślałam sobie, że ta mała brzydka dziewczynka zabrała mi rodziców. Mama tłumaczyła, że kocha mnie tak samo, ale słowa nie wystarczały.

– Nie będę jej kołysać – krzyczałam. — To twoja córeczka — dodawałam zanosząc się od płaczu.

Siostra bez przerwy mi przeszkadzała. Najpierw, bo musiałam się nią zajmować, później, bo nieustannie za mną chodziła. Nawet na pierwszą randkę. A ja miałam wtedy piętnaście lat i wszędzie ciągnęłam za sobą tę dziewięcioletnią przyzwoitkę. Taki wstyd!
Ale wtedy jeszcze to wszystko było normalne, zwyczajne, ot – jak to między rodzeństwem. Pierwszy poważniejszy i już świadomy zgrzyt nastąpił, gdy Wanda była na drugim roku studiów.

Dlaczego ją sprowadziłam do siebie – myślałam ze złością już pierwszego dnia. I co z tego, że czuła się samotna, że było jej źle w obcym mieście. Po czorta chodziłam prosić w dziekanacie, aby pozwolono jej na przeniesienie. Wierzyłam, że wszystko się ułoży, a było coraz gorzej. Wanda tylko żądała. I ja głupia spełniałam jej zachcianki. A przecież miałam na głowie dom, pracę, wychowanie dziecka. A ona? Nigdy nie zmyła nawet naczyń po obiedzie.

W końcu Wanda się wyprowadziła. Skończyła studia, znalazła pracę, zaczęła żyć na własny rachunek. Ale ciągle nie mogłam się od niej uwolnić. Gdy z mężem zaproponowaliśmy rodzicom, żeby sprzedać ich dom i nasze mieszkanie i kupić coś razem, niedaleko naszego miasta, Wanda natychmiast wkroczyła do akcji

– To jest bez sensu – grzmiała. – To ja przeprowadzę się na wieś i zamieszkam z rodzicami.

Mama ją poparła

– Nie przesadza się starych drzew – mówiła. – Zostaniemy tutaj, Wanda chce się już wkrótce przenieść na wieś. Podejmie pracę w szkole, będziemy się jak dawniej spotykać całą rodziną.

Ustąpiłam, bo co miałam zrobić, ale żal pozostał. Kolejna awantura wybuchła ładnych parę lat później, w dniu ślubu Wandy. Przyjechałam w ostatniej chwili, nie zdążyłam się przyjrzeć panu młodemu.

– Nie zadrżała ci ręka jako świadkowi – zapytał jeden z kuzynów, gdy wychodziliśmy z USC.

– Dlaczego miała zadrżeć?– zapytałam.

– No... – roześmiał się. – Twoja siostra kończy trzydziestkę, a jej mąż nie ma 18...

– I wy się zgodziliście! – krzyczałam wpadając do domu rodziców.

Ojciec milczał. Matka zaczęła płakać. Powtarzali, że nie zdołali wyperswadować jej tego małżeństwa. Bo do Wandy nie trafiały żadne argumenty. Nawet ten, że pomogą jej przy wychowywaniu dziecka.

Wkrótce na świat przyszedł pierwszy syn. Wanda pracowała, jej mąż o pracy nawet nie myślał. Za to coraz częściej zaglądał do kieliszka. Po dwóch latach urodziło się drugie dziecko, później trzecie i czwarte. W piątej ciąży Wanda została tak pobita, że poroniła. Trwała jednak przy mężu. Od czasu do czasu interweniowałam, czasem groziłam i jakoś to było, bo szwagier chyba trochę się mnie bał.

Ale potem miałam własne kłopoty. Najpierw na zawał zmarł Janek, a niedługo potem ojciec. Tylko on wspierał mnie w trudnych chwilach, był przy mnie, pomagał. Mama...

„Muszę pomóc Wandzi – powtarzała zawsze. Ona jest taka biedna. Ty sobie poradzisz”.

Oczywiście, radziłam sobie i wkrótce znowu byłam na każde wezwanie mojej siostry. Pożyczałam pieniądze, zapraszałam dzieci na wakacje, zawoziłam jedzenie i ubrania. Na temat małżeństwa siostry nie wypowiadałam się nigdy. Tylko raz, gdy szwagier zrobił kolejną awanturę, wykrzyczałam:

– Wyrzuć go z domu, rozwiedź się, ja ci pomogę. Wezmę dodatkową pracę i jakoś sobie poradzimy.

– Łatwo ci mówić – odparowała siostra. – Masz wszystko. Pieniądze, dobrą pracę. Ty właściwie leżysz na pieniądzach.

– Ależ ty jesteś głupia – pokiwałam głową, bo wreszcie do mnie dotarło. – Ja pracuję ponad siły, by mojemu dziecku niczego nie zabrakło i żeby twoje miały czasem trochę radości. Ty marnujesz wszystko. Nawet tę ziemię, z której rodzice potrafili nas wyżywić. Dlaczego mi zazdrościsz? Miałyśmy przecież jednakowe szanse.

Mama zmarła 2 lata temu

Na pogrzebie Wanda była wulkanem energii, rozmawiała ze znajomymi. Chwaliła się, że matka przepadała za jej mężem... Ja stałam w kącie. Sama. Wtedy pękła ostatnia łącząca nas nić. Uczucia przelałam na Agatę...

Przeciągnęłam się w fotelu odrywając się od tych przykrych wspomnień.

– Agata – zawołałam cicho.

– Tak? – podniosła głowę znad jakiegoś pisma i spojrzała na mnie.

– Musisz – powiedziałam – tak zaplanować sobie przyszłoroczne wakacje, abyśmy mogły gdzieś razem pojechać. Wybierz kraj, ale w granicach rozsądku, bo ciotka jest emerytką – zażartowałam.

– Każdy będzie cudowny – uśmiechnęła się tylko trochę smutno. – Tak na dobrą sprawę nigdy nie byłam na prawdziwych wakacjach. No, może za wyjątkiem tych spędzonych u was...

Czytaj także:
„Kiedy żona wróciła z Włoch, była zupełnie inna. Miałem wrażenie, że jakiś Massimo nawinął jej makaron na uszy”
„Sądziłam, że czeka mnie już tylko samotność w domu opieki. Jeden dzień zmienił moje życie na lepsze”
„Każdy powinien mieć taką synową jak moja. Za to, co zrobiła, pokochał ją nie tylko syn, ale cała rodzina”

Redakcja poleca

REKLAMA