Rany, ależ ja się cieszyłam na tamte wakacje. Rok wcześniej nigdzie nie byliśmy, bo zmieniłam pracę i nie mogłam liczyć na urlop. Dlatego taka spragniona byłam wyjazdu. A tego dnia, kiedy pochwaliłam się, że udało mi się zarezerwować dla nas domek na Mazurach, doszedł jeszcze jeden powód, dla którego rodzinne wakacje stały się dla mnie ważne: dzieci.
– Ojeju! A ja muszę jechać? – jęknęła piętnastoletnia Julka.
– A ja? – zawtórował jej brat, Mikołaj, jedenastolatek.
– Co to za pytanie? – starałam się nie zdenerwować i mówić spokojnym tonem. – Oczywiście, że jedziemy wszyscy razem, we czwórkę.
No tak, w ich wieku to nie atrakcja...
– Ja nie chcę! Będzie masakryczna nuda! – zawołał Mikołaj.
– Masakryczna nuda to jest, jak oboje siedzicie w swoich pokojach z nosami w telefonach i nie ma z wami kontaktu przez całe dnie! – zabrał głos mój mąż. – To jest wyjazd rodzinny i nie ma o czym dyskutować.
– Zmuszacie nas! – krzyknęła Julka i wybiegła do swojego pokoju.
Westchnęłam głęboko. Nie było sensu jej wołać i prowadzić dalej tej dyskusji. Nie miałam ochoty na awantury. Mimo że często nie potrafiłam się dogadać z moimi dziećmi, które nie wiadomo kiedy ze słodkich bobasów przeistoczyły się w krnąbrne nastolatki, nie takiej reakcji się spodziewałam. Liczyłam na to, że Julce i Mikołajowi też nas trochę brakuje, przecież w natłoku codziennych spraw tylko się wiecznie mijaliśmy. Tak bardzo chciałam sprawić im frajdę.
– Nie przejmuj się – Krzysiek odczytał bezbłędnie moje myśli i mocno mnie przytulił. – Taki wiek. Wyrosną.
– Ale zanim to się stanie, przeżyjemy piekielne wakacje – jęknęłam.
Na szczęście minęło kilka tygodni i mimo niechęci dzieci do wyjazdu, którą prezentowały na wszystkie sposoby, ja cieszyłam się na urlop. Spakowałam się już kilka dni wcześniej i z niecierpliwością czekałam na dzień wyjazdu. Kiedy nadszedł, zerwałam wszystkich rano z łóżek i ruszyliśmy samochodem na Mazury. Pogoda była przepiękna, krajobraz za oknem z każdym kilometrem naszej podróży nabierał jeszcze większego uroku.
Na miejscu już w ogóle oszalałam ze szczęścia
Mieliśmy domek zaraz nad brzegiem małego jeziorka, z pomostem wśród szuwarów. Nie mogłam czekać dłużej. Przebrałam się w kostium kąpielowy i pognałam do wody. Była cudowna. Ciepła, ale jednocześnie miło chłodziła. Krzysiek zaraz do mnie dołączył. Przepłynęliśmy na drugi brzeg i z powrotem. Wróciliśmy szczęśliwi i zmęczeni do domku. I tutaj nasze dobre humory uleciały w dal.
– Czy wy do reszty zwariowaliście? – naskoczył na nas Mikołaj.
– Po pierwsze, nie tym tonem i uważaj na słownictwo! – zawołał Krzysiek. – Mówisz do swoich rodziców!
– A jak to inaczej nazwać?! – nasz syn aż się trząsł. – Wynajęliście domek bez wi-fi?! Co my tutaj będziemy robić?! Jezu, ja tu zdechnę!
Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Mój syn był w takim stanie, jakby ktoś mu zabrał cały dobytek i dach nad głową. A chodziło tylko o dostęp do sieci. Jak się okazało, Julka też miała z tym problem.
– Dane komórkowe nam się skończą po dobie! A potem co?! – naskoczyła na nas. – Macie coś z tym zrobić!
Widziałam, że walczy ze sobą, żeby się nie rozpłakać. Cała ta sytuacja wydawała mi się niedorzeczna.
– Nic z tym nie zrobimy – odparłam, siląc się na spokój. – Tutaj nie ma wi-fi. Ale uwierzcie mi, można bez niego przez tydzień się obejść.
– Może tacy starzy ludzie jak wy mogą! – wrzasnęła córka. – Ja wracam do domu! – dodała i wyszła z domku, trzaskając drzwiami.
Mikołaj pobiegł za siostrą. Usiadłam na łóżku i zakryłam twarz rękoma.
Chciało mi się wyć
– Jak oni się do nas odzywają?! – grzmiał Krzysiek. – Normalnie zaraz dam im jakąś karę!
– Przestań, to tylko pogorszy sytuację. Daj im ochłonąć. To widocznie dla nich większy szok, niż nam się wydawało. Uzależnili się od tego cholernego internetu…
Poszliśmy z Krzyśkiem na długi spacer po lesie. Musieliśmy pogadać. Po długiej dyskusji, w której Krzysiek grał rolę tego złego, a ja dobrego policjanta, uznaliśmy, że niczego nie będziemy dzieciakom tłumaczyć ani narzucać. Będziemy się cieszyć wakacjami z nimi albo bez. Trudno. Przez pół kolejnego dnia jeszcze mieli dane komórkowe, ale potem zaczęli się snuć z kąta w kąt. My z Krzyśkiem korzystaliśmy z wakacji. Codziennie z nieba lał się żar, niebo nie miało ani jednej chmureczki, wiał letni wietrzyk, woda w jeziorze dawała orzeźwienie. Lasy, które nas otaczały, swoją zielenią niosły poczucie wypoczynku i harmonii. Po dwóch dniach zauważyliśmy reklamę spływów kajakowych.
– Może być fajnie! – Krzyśkowi się zaświeciły oczy.
Kiedy byliśmy jeszcze w liceum, często braliśmy w takich eskapadach udział. Na jednej z nich pocałowaliśmy się pierwszy raz.
– Zapisz telefon, zarezerwujemy na jutro – ucieszyłam się.
Nie bardzo wierzyłam w to, że Julkę i Miśka to zainteresuje. Nadal byli na nas wściekli, a to, że my w ogóle nie przejmowaliśmy się ich humorami, chyba jeszcze bardziej ich złościło. Po kolacji rzuciłam mimochodem, że wybieramy się z tatą na kajaki i jak chcą, mogą płynąć z nami. Ku wielkiemu zaskoczeniu mojemu i męża Julka oznajmiła, że owszem, chcą się wybrać. Widocznie nuda i ostentacyjne niezadowolenie już im wychodziło bokiem. Nie skomentowaliśmy z Krzyśkiem tej zmiany frontu.
Zadowoleni poszliśmy do łóżek
Następnego dnia stawiliśmy się w wyznaczonym miejscu i wynajęliśmy dwa kajaki. Podzieliliśmy się na drużyny damską i męską. Julka okazała się świetną kajakarką, chociaż był to jej pierwszy raz. Cały czas prześcigałyśmy chłopaków. Miałyśmy przy tym mnóstwo frajdy, bo cierpiała ich męska duma i gonili nas co sił. Było bardzo gorąco, więc robiliśmy przystanki. Chlapaliśmy się wodą i skakaliśmy na główkę z pomostu. Czas minął nie wiadomo kiedy. Zaczęło zmierzchać.
– Musimy się zbierać z powrotem – oznajmił Krzysiek.
Nie wiem, czy to moja spragniona dziecięcych uczuć wyobraźnia sprawiła mi figla, czy naprawdę usłyszałam cichy jęk zawodu. Mając wielką nadzieje, że to to drugie, powiedziałam:
– Widziałam, że w naszym ośrodku jest wypożyczalnia rowerów. Możemy sobie jutro wziąć cztery i zorganizować jakąś przejażdżkę.
Okazało się, że całkiem niedaleko mamy Wilczy Szaniec. Pojechaliśmy tam. Mikołaj był zafascynowany ruinami bunkrów. O dziwo, Julka stwierdziła, że oglądała ostatnio horror, którego akcja rozgrywała się w podobnym miejscu, i robiła sobie dziesiątki mrocznych zdjęć, żeby później pokazać je koleżankom. Byłam przeszczęśliwa, że moje nastolatki zrzuciły swoje cierpiętnicze maski i po prostu korzystały z wakacji. Od tamtej pory codziennie wymyślaliśmy coś innego. Wędrowaliśmy po lasach, pływaliśmy, podjęliśmy nawet próbę łowienia ryb – tutaj, niestety, nie odnieśliśmy wielkich sukcesów, ale śmiechu było co niemiara. Widok moich dzieci bez nosów wklejonych w komórkę był dla mnie cudowny, ale też bardzo niespotykany. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo oboje są związani z tymi swoimi smartfonami. Ja przejrzałam na oczy, a oni zaczęli nawet wychodzić z domku bez telefonów!
– Mam wrażenie, że ich odzyskaliśmy – powiedziałam ostatniego wieczora na ucho do męża, gdy siedzieliśmy przy ognisku.
Z rozbawieniem patrzyłam, jak Mikołaj się gimnastykuje, żeby mu nie spadła do ognia kiełbaska.
Nazajutrz z wielkim żalem pakowałam bagaże
W domku została jeszcze torba z butami. Ruszyłam po nią, kiedy z wnętrza dobiegł mnie głos Mikołaja. Zatrzymałam się, by posłuchać, co mówi. Nie żebym chciała podsłuchiwać… No, dobra. Chciałam.
– Stary, mówię ci, wypas! Mega wakacje! – opowiadał syn. – Aż mi się wyjeżdżać nie chce. Nawet mi „majnkrafta” nie brakowało!
Nie miałam pojęcia, co to jest to ostatnie. Ale szeroko uśmiechnęłam się do siebie pod nosem. Już w samochodzie podczas podróży rzuciłam w stronę tylnego siedzenia:
– To co? Przyjeżdżamy tutaj za rok?
– W sumie – odparł Mikołaj. – Może dorobią się wi–fi.
– Spoko – poparła go siostra.
Umościłam się w fotelu i zaczęłam podziwiać przez okno mazurskie widoki.
Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”