„Zabraliśmy dzieci na wakacje, a te rozwydrzone bachory jeszcze narzekają! Wychowaliśmy je na niewdzięczników”

Nasze dzieci są niewdzięczne fot. Adobe Stock, JackF
„Wynajęliście domek bez wi-fi?! Jezu! – darł się syn. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Był w takim stanie, jakby ktoś mu zabrał cały dobytek i dach nad głową. A chodziło tylko o dostęp do sieci. – Dane komórkowe nam się skończą po dobie! A potem co?! – naskoczyła na nas córka. – Macie coś z tym zrobić!”.
/ 20.03.2023 19:15
Nasze dzieci są niewdzięczne fot. Adobe Stock, JackF

Rany, ależ ja się cieszyłam na tamte wakacje. Rok wcześniej nigdzie nie byliśmy, bo zmieniłam pracę i nie mogłam liczyć na urlop. Dlatego taka spragniona byłam wyjazdu. A tego dnia, kiedy pochwaliłam się, że udało mi się zarezerwować dla nas domek na Mazurach, doszedł jeszcze jeden powód, dla którego rodzinne wakacje stały się dla mnie ważne: dzieci.

– Ojeju! A ja muszę jechać? – jęknęła piętnastoletnia Julka.

– A ja? – zawtórował jej brat, Mikołaj, jedenastolatek.

Co to za pytanie? – starałam się nie zdenerwować i mówić spokojnym tonem. – Oczywiście, że jedziemy wszyscy razem, we czwórkę.

No tak, w ich wieku to nie atrakcja...

– Ja nie chcę! Będzie masakryczna nuda! – zawołał Mikołaj.

– Masakryczna nuda to jest, jak oboje siedzicie w swoich pokojach z nosami w telefonach i nie ma z wami kontaktu przez całe dnie! – zabrał głos mój mąż. – To jest wyjazd rodzinny i nie ma o czym dyskutować.

– Zmuszacie nas! – krzyknęła Julka i wybiegła do swojego pokoju.

Westchnęłam głęboko. Nie było sensu jej wołać i prowadzić dalej tej dyskusji. Nie miałam ochoty na awantury. Mimo że często nie potrafiłam się dogadać z moimi dziećmi, które nie wiadomo kiedy ze słodkich bobasów przeistoczyły się w krnąbrne nastolatki, nie takiej reakcji się spodziewałam. Liczyłam na to, że Julce i Mikołajowi też nas trochę brakuje, przecież w natłoku codziennych spraw tylko się wiecznie mijaliśmy. Tak bardzo chciałam sprawić im frajdę.

– Nie przejmuj się – Krzysiek odczytał bezbłędnie moje myśli i mocno mnie przytulił. – Taki wiek. Wyrosną.

– Ale zanim to się stanie, przeżyjemy piekielne wakacje – jęknęłam.

Na szczęście minęło kilka tygodni i mimo niechęci dzieci do wyjazdu, którą prezentowały na wszystkie sposoby, ja cieszyłam się na urlop. Spakowałam się już kilka dni wcześniej i z niecierpliwością czekałam na dzień wyjazdu. Kiedy nadszedł, zerwałam wszystkich rano z łóżek i ruszyliśmy samochodem na Mazury. Pogoda była przepiękna, krajobraz za oknem z każdym kilometrem naszej podróży nabierał jeszcze większego uroku.

Na miejscu już w ogóle oszalałam ze szczęścia

Mieliśmy domek zaraz nad brzegiem małego jeziorka, z pomostem wśród szuwarów. Nie mogłam czekać dłużej. Przebrałam się w kostium kąpielowy i pognałam do wody. Była cudowna. Ciepła, ale jednocześnie miło chłodziła. Krzysiek zaraz do mnie dołączył. Przepłynęliśmy na drugi brzeg i z powrotem. Wróciliśmy szczęśliwi i zmęczeni do domku. I tutaj nasze dobre humory uleciały w dal.

Czy wy do reszty zwariowaliście? – naskoczył na nas Mikołaj.

– Po pierwsze, nie tym tonem i uważaj na słownictwo! – zawołał Krzysiek. – Mówisz do swoich rodziców!

– A jak to inaczej nazwać?! – nasz syn aż się trząsł. – Wynajęliście domek bez wi-fi?! Co my tutaj będziemy robić?! Jezu, ja tu zdechnę!

Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Mój syn był w takim stanie, jakby ktoś mu zabrał cały dobytek i dach nad głową. A chodziło tylko o dostęp do sieci. Jak się okazało, Julka też miała z tym problem.

– Dane komórkowe nam się skończą po dobie! A potem co?! – naskoczyła na nas. – Macie coś z tym zrobić!

Widziałam, że walczy ze sobą, żeby się nie rozpłakać. Cała ta sytuacja wydawała mi się niedorzeczna.

Nic z tym nie zrobimy – odparłam, siląc się na spokój. – Tutaj nie ma wi-fi. Ale uwierzcie mi, można bez niego przez tydzień się obejść.

– Może tacy starzy ludzie jak wy mogą! – wrzasnęła córka. – Ja wracam do domu! – dodała i wyszła z domku, trzaskając drzwiami.

Mikołaj pobiegł za siostrą. Usiadłam na łóżku i zakryłam twarz rękoma.

Chciało mi się wyć

– Jak oni się do nas odzywają?! – grzmiał Krzysiek. – Normalnie zaraz dam im jakąś karę!

– Przestań, to tylko pogorszy sytuację. Daj im ochłonąć. To widocznie dla nich większy szok, niż nam się wydawało. Uzależnili się od tego cholernego internetu…

Poszliśmy z Krzyśkiem na długi spacer po lesie. Musieliśmy pogadać. Po długiej dyskusji, w której Krzysiek grał rolę tego złego, a ja dobrego policjanta, uznaliśmy, że niczego nie będziemy dzieciakom tłumaczyć ani narzucać. Będziemy się cieszyć wakacjami z nimi albo bez. Trudno. Przez pół kolejnego dnia jeszcze mieli dane komórkowe, ale potem zaczęli się snuć z kąta w kąt. My z Krzyśkiem korzystaliśmy z wakacji. Codziennie z nieba lał się żar, niebo nie miało ani jednej chmureczki, wiał letni wietrzyk, woda w jeziorze dawała orzeźwienie. Lasy, które nas otaczały, swoją zielenią niosły poczucie wypoczynku i harmonii. Po dwóch dniach zauważyliśmy reklamę spływów kajakowych.

– Może być fajnie! – Krzyśkowi się zaświeciły oczy.

Kiedy byliśmy jeszcze w liceum, często braliśmy w takich eskapadach udział. Na jednej z nich pocałowaliśmy się pierwszy raz.

– Zapisz telefon, zarezerwujemy na jutro – ucieszyłam się.

Nie bardzo wierzyłam w to, że Julkę i Miśka to zainteresuje. Nadal byli na nas wściekli, a to, że my w ogóle nie przejmowaliśmy się ich humorami, chyba jeszcze bardziej ich złościło. Po kolacji rzuciłam mimochodem, że wybieramy się z tatą na kajaki i jak chcą, mogą płynąć z nami. Ku wielkiemu zaskoczeniu mojemu i męża Julka oznajmiła, że owszem, chcą się wybrać. Widocznie nuda i ostentacyjne niezadowolenie już im wychodziło bokiem. Nie skomentowaliśmy z Krzyśkiem tej zmiany frontu.

Zadowoleni poszliśmy do łóżek

Następnego dnia stawiliśmy się w wyznaczonym miejscu i wynajęliśmy dwa kajaki. Podzieliliśmy się na drużyny damską i męską. Julka okazała się świetną kajakarką, chociaż był to jej pierwszy raz. Cały czas prześcigałyśmy chłopaków. Miałyśmy przy tym mnóstwo frajdy, bo cierpiała ich męska duma i gonili nas co sił. Było bardzo gorąco, więc robiliśmy przystanki. Chlapaliśmy się wodą i skakaliśmy na główkę z pomostu. Czas minął nie wiadomo kiedy. Zaczęło zmierzchać.

– Musimy się zbierać z powrotem – oznajmił Krzysiek.

Nie wiem, czy to moja spragniona dziecięcych uczuć wyobraźnia sprawiła mi figla, czy naprawdę usłyszałam cichy jęk zawodu. Mając wielką nadzieje, że to to drugie, powiedziałam:

– Widziałam, że w naszym ośrodku jest wypożyczalnia rowerów. Możemy sobie jutro wziąć cztery i zorganizować jakąś przejażdżkę.

Okazało się, że całkiem niedaleko mamy Wilczy Szaniec. Pojechaliśmy tam. Mikołaj był zafascynowany ruinami bunkrów. O dziwo, Julka stwierdziła, że oglądała ostatnio horror, którego akcja rozgrywała się w podobnym miejscu, i robiła sobie dziesiątki mrocznych zdjęć, żeby później pokazać je koleżankom. Byłam przeszczęśliwa, że moje nastolatki zrzuciły swoje cierpiętnicze maski i po prostu korzystały z wakacji. Od tamtej pory codziennie wymyślaliśmy coś innego. Wędrowaliśmy po lasach, pływaliśmy, podjęliśmy nawet próbę łowienia ryb – tutaj, niestety, nie odnieśliśmy wielkich sukcesów, ale śmiechu było co niemiara. Widok moich dzieci bez nosów wklejonych w komórkę był dla mnie cudowny, ale też bardzo niespotykany. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo oboje są związani z tymi swoimi smartfonami. Ja przejrzałam na oczy, a oni zaczęli nawet wychodzić z domku bez telefonów!

– Mam wrażenie, że ich odzyskaliśmy – powiedziałam ostatniego wieczora na ucho do męża, gdy siedzieliśmy przy ognisku.

Z rozbawieniem patrzyłam, jak Mikołaj się gimnastykuje, żeby mu nie spadła do ognia kiełbaska.

Nazajutrz z wielkim żalem pakowałam bagaże

W domku została jeszcze torba z butami. Ruszyłam po nią, kiedy z wnętrza dobiegł mnie głos Mikołaja. Zatrzymałam się, by posłuchać, co mówi. Nie żebym chciała podsłuchiwać… No, dobra. Chciałam.

– Stary, mówię ci, wypas! Mega wakacje! – opowiadał syn. – Aż mi się wyjeżdżać nie chce. Nawet mi „majnkrafta” nie brakowało!

Nie miałam pojęcia, co to jest to ostatnie. Ale szeroko uśmiechnęłam się do siebie pod nosem. Już w samochodzie podczas podróży rzuciłam w stronę tylnego siedzenia:

– To co? Przyjeżdżamy tutaj za rok?

– W sumie – odparł Mikołaj. – Może dorobią się wi–fi.

– Spoko – poparła go siostra.

Umościłam się w fotelu i zaczęłam podziwiać przez okno mazurskie widoki. 

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA