„Mąż przesadza z zazdrością. Najchętniej przywiązałby mnie siłą do kaloryfera, żeby mieć mnie non stop na oku”

smutna kobieta fot. Adobe Stock, blvdone
„Pytał, gdzie dokładnie będę, o której wrócę, co będę robić na tym spotkaniu. I czy ta koleżanka nie jest przypadkiem kolegą. Czułam się jak na przesłuchaniu. Często, widząc jego rozwścieczoną twarz, zastanawiałam się, gdzie podział się mój dobry, troskliwy Marcin?”.
/ 23.10.2024 15:00
smutna kobieta fot. Adobe Stock, blvdone

Marcin nigdy nie lubił tracić mnie z oczu. Odkąd się poznaliśmy, poświęcał mi każdą wolną chwilę. Moje przyjaciółki narzekały, że ich faceci często nie mają dla nich czasu, że wolą pójść z kumplami na piwo albo na mecz. Mój ukochany zawsze wybierał mnie. I jak katarynka powtarzał, że najlepiej czuje się wtedy, gdy jestem blisko, tuż obok. Tym właśnie zawojował moje serce.

Wzięliśmy ślub, wkrótce urodziła się nam córeczka, potem synek. Marcin pracował, ja zajęłam się domem i dziećmi. Nie było nam łatwo, bo trudno jest wyżyć z jednej pensji, ale nie narzekałam. Mąż był troskliwy i dobry, czułam się kochana. Wtedy nie potrzebowałam niczego więcej.

Chciałam wrócić do pracy

Pierwsze zgrzyty zaczęły się, gdy dzieci podrosły, poszły do szkoły i rola pani domu przestała mi wystarczać. Postanowiłam więc wrócić do pracy. Czułam, że Marcin nie będzie tym zachwycony, i nie pomyliłam się. Kręcił nosem okrutnie. Twierdził, że lepiej będzie, gdy wszystko zostanie po staremu, że chce mnie mieć tylko dla siebie, w domu. Ja jednak nie ustępowałam, więc w końcu zaakceptował moją decyzję. Przekonał go argument, że dzięki drugiej pensji nie będziemy już musieli żyć z ołówkiem w ręku. Sądziłam, że najtrudniejszy bój mam już za sobą. Okazało się jednak, że to była tylko drobna potyczka.
I że prawdziwe problemy dopiero się zaczynają…

Powrót do pracy dodał mi skrzydeł. Po kilku latach siedzenia w domu znów mogłam wyjść między ludzi. Planowałam, że po pracy będę spotykać się z przyjaciółkami, że wyskoczymy razem gdzieś na kawę, pośmiejemy się, poplotkujemy. Albo pobuszujemy po sklepach. Zapomniałam już, jakie to przyjemne. Tylko że Maćkowi było to nie w smak. Pamiętam, jak pierwszy raz wspomniałam, że wrócę do domu później. O razu się naburmuszył.

– A to dlaczego? Masz jakąś ważną sprawę do załatwienia? – świdrował mnie wzrokiem.

– Nie, po prostu chcę się gdzieś wybrać z koleżankami z pracy – uśmiechnęłam się.

– Tak? To moje towarzystwo już ci nie wystarcza? Wolisz spędzać czas z obcymi ludźmi? Nie podoba mi się to! Bardzo nie podoba! – mruknął z obrażoną miną.

Rany, o co ten hałas? O tę kawę z koleżankami? Nie przejęłam się. Prawdę mówiąc, nie potraktowałam tych słów poważnie. Byłam przekonana, że mąż żartuje, a obrażona mina była udawana.

Mąż zrobił mi awanturę

Tamtego dnia nie przyjechałam więc od razu po pracy do domu. Tak jak zapowiedziałam, wybrałam się z koleżankami na miasto. Było bardzo miło, więc wróciłam w znakomitym humorze. Ledwie jednak przekroczyłam próg mieszkania, czar prysł, bo mąż urządził mi awanturę. Krzyczał, że nie liczę się z jego uczuciami, lekceważę go, ranię… A on tak się stara i kocha mnie do szaleństwa. Słuchałam tego osłupiała, bo nigdy wcześniej nie zachowywał się w ten sposób.

– Ja też cię kocham, ale chcę czasem… – zaczęłam tłumaczyć, gdy już wyszłam z szoku, lecz mi przerwał.

– Kochasz? To nie rób więcej takich numerów. Pamiętasz, co ci mówiłem jeszcze przed ślubem? Że najlepiej czuję się, gdy jesteś tuż obok, blisko – powiedział łagodniejszym tonem a potem podszedł i mnie przytulił.

Uwielbiałam, gdy okazywał mi czułość, jednak wtedy uścisk był tak mocny, prawie brutalny, że aż ciarki przeszły mi po plecach.

Stał się bardzo podejrzliwy

Po tamtej awanturze nie straciłam jeszcze nadziei. Łudziłam się, że mąż trochę się popiekli, tak jak wtedy, gdy postanowiłam wrócić do pracy, i odpuści. Przecież każdy rozumny facet wie, że kobiety potrzebują spotkań z przyjaciółkami jak powietrza, że czasem muszą zrobić coś tylko dla siebie. Niestety, było tylko gorzej. Marcin stawał się coraz bardziej zaborczy. Gdy chciałam gdzieś sama wyjść, próbował mnie do tego zniechęcić. A jak mu się nie udawało, wpadał we wściekłość.

Na dodatek stał się podejrzliwy. Pytał, gdzie dokładnie będę, o której wrócę, co będę robić na tym spotkaniu. I czy ta koleżanka nie jest przypadkiem kolegą. Czułam się jak na przesłuchaniu. Często, widząc jego rozwścieczoną twarz, zastanawiałam się, gdzie podział się mój dobry, troskliwy Marcin? I czy kiedyś wróci…

Pasowała mu ta sytuacja

Wrócił, gdy nadeszła pandemia. Oboje zostaliśmy skierowani do pracy zdalnej, w domu więc byliśmy razem praktycznie przez 24 godziny na dobę. Od razu się wtedy uspokoił. Skończyły się awantury, pytania, narzekanie. Mężowie moich przyjaciółek dostawali wścieklizny w zamknięciu. A mój niemal promieniał szczęściem.

– Ta izolacja i obostrzenia nawet mi się podobają – powiedział kiedyś.

Chyba żartujesz, przecież to koszmar! – obruszyłam się.

– Dlaczego? Zobacz, znowu jesteśmy ciągle razem, w ogóle nie musimy się rozstawać – uśmiechnął się.

Już mu miałam powiedzieć, że marzę tylko o tym, by wyrwać się gdzieś z domu, spotkać z przyjaciółkami, wyjechać, ale ugryzłam się w język. Uznałam, że lepiej zachować swoje plany w tajemnicy, do czasu, aż będzie je można zrealizować. No i ten dzień szczęśliwie nastał.

Musi być tak jak on chce

Od razu umówiłyśmy się z przyjaciółkami, że wyjedziemy na weekend do spa, nad morze. Łudziłam się, że Marcin nie będzie robił żadnych problemów. Przecież miał mnie tylko dla siebie ponad rok. No i widział, jak męczyłam się w zamknięciu. Tymczasem on aż poczerwieniał ze złości. Wrzasnął, że na żaden wyjazd się nie zgadza, a jeżeli już, to wspólny, na działkę do jego brata. A potem zasiadł przed telewizorem, dając mi do zrozumienia, że rozmowa zakończona.

Kocham Marcina i chcę z nim być, ale nie pozwolę się zamknąć w domu jak w klatce. I nie chcę już więcej awantur. Mój mąż musi zrozumieć, że mam prawo do swojego życia. A jak nie, to chyba zagrożę mu rozwodem…

Agata, 36 lat

Czytaj także: „By dorobić do emerytury, wynajęliśmy mieszkanie studentom. Z przytulnego gniazdka zrobili jaskinię rozpusty”
„Przyszli teściowie mieli mnie za biedaka. Naciskali na ślub cywilny, żeby córunia mogła się szybko rozwieść”
„Zataiłem przed żoną, że mam nieślubne dziecko. Gdy syn stanął w naszych drzwiach, musiałem przestać kłamać”

Redakcja poleca

REKLAMA