„By dorobić do emerytury, wynajęliśmy mieszkanie studentom. Z przytulnego gniazdka zrobili jaskinię rozpusty”

emerytka fot. iStock by Getty Images, Diamond Dogs
„Gdy dotarliśmy na miejsce, zastaliśmy zamknięte drzwi. Najwyraźniej lokatorów nie było, ale przecież mieliśmy swoje klucze. Kiedy weszliśmy do środka, na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się w porządku”.
/ 22.10.2024 18:30
emerytka fot. iStock by Getty Images, Diamond Dogs

Wraz z moim mężem Edwardem wiedziemy spokojne życie na emeryturze. Nasze mieszkanie po moich rodzicach, które od roku wynajmujemy dwójce studentów, Ewie i Jackowi, stało się naszym małym biznesem, sposobem na urozmaicenie codzienności i, nie ukrywam, dodatkowym źródłem dochodu.

Byli sympatyczni

Od samego początku Ewa i Jacek wydali nam się wręcz idealnymi lokatorami. Cisi, spokojni, bezproblemowi. Nigdy nie mieliśmy problemu z czynszem – zawsze płacili na czas. Byli jakby wzięci z katalogu: młodzi, ambitni, z marzeniami, które przypominały nam nasze własne młodzieńcze lata.

Mimo że nigdy nie mieliśmy z nimi większych problemów, czasem łapałam się na myśli, że może zbyt pochopnie im zaufaliśmy. Przecież młodzi ludzie mają różne pomysły i potrzeby, które mogą kolidować z naszymi wyobrażeniami o porządku. Edward zawsze uspokajał mnie w takich momentach, przypominając, że przecież nigdy nie dali nam powodu do niepokoju.

Któregoś słonecznego popołudnia, siedząc przy herbacie, Edward zasugerował, że może warto odwiedzić nasze mieszkanie.

– Nie byliśmy tam od jakiegoś czasu, Danusiu. Może powinniśmy sprawdzić, czy wszystko jest w porządku? – zaproponował.

Jego propozycja wydawała się całkiem sensowna. Postanowiliśmy tam pojechać. Edward żartował, że może nasza obecność zaskoczy Ewę i Jacka, ale ja uspokajałam się myślą, że studenci będą raczej zadowoleni z naszego zainteresowania.

Coś mi nie pasowało

Gdy dotarliśmy na miejsce, zastaliśmy zamknięte drzwi. Najwyraźniej lokatorów nie było, ale przecież mieliśmy swoje klucze. Kiedy weszliśmy do środka, na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się w porządku. Jednak przy bliższym przyjrzeniu się zauważyłam kilka rzeczy, które budziły moje wątpliwości. Na podłodze widniały dziwne rysy, zasłony wisiały tak, jakby ktoś się na nich huśtał, a w kuchni panował nieopisany rozgardiasz.

Jedna z szafek kuchennych nie miała drzwiczek, ściany były zaplamione jakimś jedzeniem. Na framudze dostrzegłam spore wgniecenie, a po wejściu do łazienki okazało się, że umywalka ledwo się trzyma. Kiedy na kanapie zauważyła spore plamy, nie wytrzymałam.

– Mówiłam, Edziu, że za szybko im zaufaliśmy – powiedziałam.

Było jasne, że musimy porozmawiać z Ewą i Jackiem, aby wyjaśnić sytuację.

Następnego dnia postanowiliśmy z Edwardem porozmawiać z Ewą i Jackiem. Edward, jak zawsze, starał się podchodzić do sprawy spokojnie, ale ja nie mogłam ukryć swojego niepokoju. Pojechaliśmy do nich. Atmosfera była napięta.

– Zauważyliśmy pewne rzeczy, które nas zaniepokoiły.

Ewa i Jacek wymienili szybkie spojrzenia, a potem Ewa odezwała się:

– Może to tylko nieporozumienie.

Edward postanowił włączyć się do rozmowy:

– Chodzi o ślady na podłodze i… ogólny nieporządek. Zawsze byliście tak porządni, a teraz to wygląda inaczej.

Próbowali to tłumaczyć

Jacek, wyraźnie zaniepokojony, odpowiedział:

– To była jedna z tych nocy… znajomi przyszli niespodziewanie. Nie mieliśmy zamiaru zrobić bałaganu.

– Rozumiem – powiedziałam, próbując zrozumieć ich punkt widzenia. – Ale to nie jest wasze własne mieszkanie.

Ewa spuściła wzrok. Chyba nie zdawali sobie sprawy z powagi sytuacji. Edward starał się załagodzić atmosferę:

– Zaufaliśmy wam od samego początku.

Jacek przytaknął, a Ewa, nieco niepewnie, dodała:

Będziemy bardziej uważać. Obiecujemy.

Wyszliśmy z mieszkania z mieszanymi uczuciami. Instynkt mówił mi, że to tylko wierzchołek góry lodowej. Czułam, że musimy być bardziej czujni, bo sytuacja mogła się jeszcze bardziej skomplikować.
Kilka tygodni później, w sobotni wieczór, postanowiliśmy z Edwardem niespodziewanie odwiedzić nasze mieszkanie. Moje wewnętrzne przeczucie nie dawało mi spokoju, a Edward, chcąc mnie uspokoić, zgodził się na tę wizytę.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, usłyszeliśmy już pod blokiem dźwięki muzyki dochodzącej z naszego mieszkania. Spojrzeliśmy na siebie zaskoczeni i przyspieszyliśmy kroku. Otworzyliśmy drzwi i naszym oczom ukazały niecodzienny widok.

Tego się nie spodziewałam

W salonie odbywał się mały koncert. Kilkanaście osób bawiło się, a w tle ktoś grał na gitarze. Ściany były pokryte kolorowymi graffiti, a meble wyglądały na zniszczone. Moje serce zamarło, a ja nie wiedziałam, czy bardziej jestem zła, czy zawiedziona.

– Co tu się dzieje? – krzyknęłam, próbując przekrzyczeć muzykę.

Ewa i Jacek, którzy do tej pory bawili się z resztą, zamarli na nasz widok. Muzyka ucichła, a wszystkie oczy skierowały się na nas. Jacek podszedł do nas, próbując się tłumaczyć:

– Pani Danuto, my… to tylko jedno małe spotkanie… naprawdę nie wiedzieliśmy, że…

Edward nie dał mu skończyć:

– Nie tak umawialiśmy się. Co zrobiliście z mieszkaniem? – w jego głosie słychać było zawód i gniew.

Ewa, próbując zachować spokój, podeszła bliżej:

– Proszę, pozwólcie nam to wyjaśnić. To nie miało się tak skończyć…

Spojrzałam na zniszczone meble, ściany pokryte napisami i grupę młodych ludzi, którzy zaczynali się zbierać do wyjścia. Czułam się oszukana i zdradzona. To mieszkanie było dla nas nie tylko inwestycją, ale też częścią naszego życia, wspomnieniem młodszych lat.

– To miejsce nie jest przeznaczone na koncerty – powiedziałam stanowczo, starając się opanować emocje. – Obiecaliście dbać o nie, a widzę, że moje zaufanie było błędem.

Byłam załamana

Edward objął mnie ramieniem, próbując dodać mi otuchy. Staliśmy tam, patrząc, jak nasza nadzieja na idealnych lokatorów zamienia się w rozczarowanie. Wiedziałam, że czeka nas trudna rozmowa i decyzja, której nie można było dłużej odkładać.

Po nieprzyjemnej scenie, która rozegrała się w naszym mieszkaniu, zdecydowaliśmy się na natychmiastową konfrontację z Ewą i Jackiem. Oczekiwałam wyjaśnień, ale jednocześnie w głębi serca czułam, że żadne słowa nie będą w stanie naprawić tego, co się stało.

Gdy mieszkanie opuścili ostatni goście, a cisza zastąpiła wcześniejszy chaos, usiedliśmy przy stole kuchennym. Atmosfera była gęsta od niewypowiedzianych emocji. Ewa i Jacek siedzieli naprzeciwko nas, z wyraźnym poczuciem winy na twarzach.

– Musimy porozmawiać o tym, co się tutaj wydarzyło – zaczęłam, starając się, by mój głos był opanowany, chociaż w środku aż kipiało we mnie od emocji. – Co sobie myśleliście, organizując tu taki koncert?

Ewa spuściła wzrok, a Jacek westchnął ciężko.

– To miało być małe spotkanie z przyjaciółmi – wyjaśniał Jacek, choć w jego głosie brakowało pewności. – Nie planowaliśmy, żeby to się tak rozrosło…

– Ale się rozrosło – przerwał mu Edward, nie mogąc ukryć rozczarowania. – Spójrzcie, co zrobiliście z mieszkaniem.

Nie wiedziałam co zrobić

Ewa uniosła głowę i spojrzała na mnie z oczami pełnymi łez.

– Naprawdę przepraszamy, nie chcieliśmy was zawieść. To był impuls… Myślę, że po prostu chcieliśmy się zabawić, ale… poszło za daleko – powiedziała.

Zawiedliście nasze zaufanie – odpowiedziałam. – Zastanawiam się, czy naprawdę zrozumieliście, co dla nas znaczy to mieszkanie.

– Zrozumieliśmy. Obiecujemy, że naprawimy wszystko. Nie chcemy stracić tego miejsca.

Edward spojrzał na mnie z wyraźnym pytaniem w oczach: Co powinniśmy zrobić? W głowie miałam mętlik – z jednej strony czułam się zdradzona i zawiedziona, z drugiej chciałam wierzyć, że ludzie mogą się zmienić.

Nie wystarczy tylko obietnica poprawy. Przed nami była trudna decyzja, której nie mogliśmy już dłużej odwlekać. Musieliśmy z Edwardem porozmawiać i zdecydować, co dalej zrobić z wynajmem mieszkania i naszą relacją z Ewą i Jackiem.

Kolejne dni upłynęły na rozmowach i przemyśleniach. Staraliśmy się podejść do sprawy z różnych perspektyw, biorąc pod uwagę zarówno nasze emocje, jak i praktyczne aspekty. Wiedzieliśmy, że możemy zakończyć umowę, ale czy to była najlepsza decyzja? Czy może lepiej dać im drugą szansę?

Daliśmy im szansę

Pewnego wieczoru, siedząc przy kuchennym stole, Edward złapał mnie za rękę.

– Danusiu, może powinniśmy spróbować jeszcze raz – powiedział spokojnie. – Każdy może popełnić błąd. Może młodzi rzeczywiście zrozumieli, co zrobili źle.

Spojrzałam mu w oczy, widząc w nich mieszankę troski i zrozumienia. Może miał rację. Może warto dać ludziom szansę na poprawę.

Postanowiliśmy z Edwardem, że damy Ewie i Jackowi drugą szansę, ale pod pewnymi warunkami. Ustaliliśmy zasady, które miały być dla nas wszystkich jasne i niepodważalne. Przygotowaliśmy także plan naprawy zniszczeń w mieszkaniu, w czym studenci mieli wziąć aktywny udział.

Spotkaliśmy się z nimi, by omówić nasze decyzje. Byli wdzięczni i obiecali zrobić wszystko, by naprawić szkody i odbudować nasze zaufanie. Czułam, że to była właściwa decyzja – dla nas i dla nich.

Danuta, 63 lata

Czytaj także:
„Szefowa ubzdurała sobie, że będziemy mieć romans. Opierałem się nawet, gdy zagroziła, że mnie zwolni”
„Skąpstwo chłopaka było nie do zniesienia. Nie wytrzymałam, gdy na zaręczyny dostałam pierścionek byłej dziewczyny”
„Szwagier zrobił z mojej siostry worek treningowy. Mówiła, że to jej wina, bo jest złą żoną”

Redakcja poleca

REKLAMA