Kiedyś wydawało mi się, że ludzie biorą ślub po to, by mieć kogoś, komu można zaufać. Tak było wiele lat przed tym, zanim sama wyszłam za mąż. Teraz wiem, że sam ślub nic nie znaczy. To tylko papierek…
Męża znałam jeszcze w liceum, ale wtedy nieszczególnie zwracał moją uwagę. Na studiach widywałam go od czasu do czasu na mieście. Miał wtedy dziewczynę i słyszałam, że ich życie polega głównie na imprezowaniu. Ja wolałam skupić się na nauce. Po studiach nie mogłam znaleźć pracy, czułam się tym rozgoryczona i rozczarowana. Po co mi było wkuwanie nocami rachunkowości, skoro teraz proponowano mi co najwyżej pracę na kasie w markecie?
– Hej – zadzwoniła do mnie koleżanka. – Mam dla ciebie propozycję
– Pracy? – zapytałam podekscytowana.
Nie chodziło jednak o pracę, ale o chłopaka. Powiedziała, że Misiek rozstał się z Agatą.
– Zadzwoń do niego! Umów się! Jestem pewna, że do siebie pasujecie – namawiała.
Nie opierałam się szczególnie. Uważałam Miśka za fajnego chłopaka, spotkanie z nim mogło mi więc poprawić nastrój. Zadzwoniłam, a on bardzo się ucieszył. Umówiliśmy się na piwo. Miło było pogadać o wspólnych znajomych, zainteresowaniach. Im dłużej z nim rozmawiałam, tym ciekawszym wydawał się człowiekiem. Nie bał się niczego. Był otwarty i bezpośredni. Zaimponował mi dystansem do życia, o którym mówił jak o zabawie.
Musiałam mieć pewność, że nie zostanę na lodzie
Zaczęliśmy się spotykać. Byłam szczęśliwa, tym bardziej że w końcu znalazłam pracę. Wprawdzie nie w swoim zawodzie, ale jako sekretarka też nie narzekałam. Po kilku miesiącach naszej znajomości Misiek powiedział, że wyjeżdża do Warszawy, bo dostał tam ofertę pracy.
– Pojedź ze mną – powiedział, jakby to nie był żaden problem.
Dla mnie jednak był. Trudno mi było znaleźć pracę, więc nie chciałam teraz rzucać jej dla niepewnej przyszłości. Bałam się życia w wielkim mieście. Zawsze mieszkałam w Rybniku, przeprowadzka do stolicy byłaby jak skok na głęboką wodę. Poza tym nie miałam gwarancji, że Misiek nie zostawi mnie dla jakiejś warszawianki. Co bym wtedy zrobiła?
– Jako twoja dziewczyna nie pojadę – odparłam odważnie.– Mogę pojechać jako żona.
Wiedziałam, że ryzykuję. Mężczyźni nie lubią być stawiani pod ścianą. Ale czułam, że nie mam wyboru. Jeśli miałam coś poświęcić, musiałam mieć pewność, że nie zostanę na lodzie. Misiek się uśmiechnął, a następnego dnia… przyniósł pierścionek zaręczynowy.
Nie robiliśmy wielkiego wesela, zaprosiliśmy tylko świadków i rodziców. Kupiłam prostą, kremową garsonkę, sama się umalowałam i uczesałam. Mama była trochę zawiedziona, ale wytłumaczyłam jej, że w tym pośpiechu to najlepsze rozwiązanie.
– Ale czy koniecznie musi być aż tak skromnie? – dopytywała.
– Najważniejsze jest to, żeby zostać mężem i żoną, a nie popisywać się przed gośćmi weselem jak z bajki – odparłam.
Tydzień po ślubie pożegnaliśmy Rybnik i zaczęliśmy nowe życie – w Warszawie. Pierwsze schody pojawiły się już przy szukaniu lokum. Misiek uznał, że najlepiej będzie wynająć pokój w mieszkaniu ze współlokatorami.
– Oszalałeś?! – byłam oburzona tym pomysłem. – Może od razu zamieszkamy w akademiku? Musimy mieć swoje cztery kąty. Nie chcę dzielić łazienki z obcymi ludźmi.
Prosiłam, by nie przesadził z zabawą
Misiek się jednak uparł. Powiedział, że do samodzielnego mieszkania przeprowadzimy się, jak już zacznie zarabiać. Wiedziałam, że złożono mu dobrą ofertę, więc nie rozumiałam, skąd ten upór. Uznałam, że przemęczę się chwilę, a później sama coś dla nas znajdę.
Szybko zrozumiałam, dlaczego Miśkowi tak bardzo zależało na towarzystwie młodych osób. I na pewno nie były to oszczędności. Mój mąż integrację ze współlokatorami zaczął od mocno alkoholowej imprezy.
– Po co ci tacy znajomi? – pytałam, nie mogąc pojąć sensu. – Przecież to jakieś małolaty. Jasne, że będą z tobą pić, jak stawiasz.
– To było wkupne.
Cały pierwszy miesiąc naszego pobytu w stolicy upłynął pod znakiem nieustannej integracji. Misiek wciąż musiał się z kimś spotykać: to z nowym zespołem, to z menedżerami, to z kolegami z innych działów. Kiedy mówiłam, że mi się to nie podoba, tłumaczył, że tak trzeba, żeby mieć w pracy znajomości, bo to przynosi największe korzyści.
Po kilku tygodniach z triumfem oznajmił, że załatwił mi pracę w swojej firmie. Miałam być recepcjonistką. Wcale mi się to nie podobało. Skończyłam studia i chciałam pracować w swoim zawodzie. Misiek jednak stwierdził, że jestem niewdzięczna i nie doceniam jego starań. Ostatecznie przyjęłam tę ofertę.
Siedziałam w recepcji i chcąc nie chcąc słyszałam, co ludzie mówią o moim mężu. Niestety, nie były to pochwały jego profesjonalizmu czy zdolności, a głównie komentarze kolejnych alkoholowych wyczynów. Było mi za niego głupio, on to jednak bagatelizował. Gdy zaproszono nas na sylwestra, ostrzegłam go przed wyjściem, żeby nie przesadził z dobrą zabawą. Bardzo mi zależało na tym, abyśmy dobrze wypadli. Założyłam piękną zieloną sukienkę, elegancko się uczesałam, Michał kupił sobie specjalnie na tę okazję markowy garnitur.
– Wyglądamy jak z żurnala – zażartowałam.
Początek imprezy był całkiem przyjemny. Jedliśmy pyszne dania, rozmawialiśmy ze znajomymi, popijaliśmy winko. Nic nie zapowiadało katastrofy. Po kilku tańcach Michał odprowadził mnie do stolika, a sam poszedł do łazienki. Długo nie wracał, więc zaczęłam go szukać. Ktoś mi powiedział, że widział mojego męża przy stoliku dyrekcji. Poszłam w tamtym kierunku. Rzeczywiście tam był, akurat wznosił toast z wódki. A przecież obiecywał, że tego wieczoru zostanie przy winie. Podeszłam i powiedziałam, że czekam na niego przy naszym stoliku. Wtedy wstał i szepnął mi do ucha, żebym nie robiła z niego pantoflarza przy szefach.
Nie tak wyobrażałam sobie małżeństwo
Byłam wściekła. Miałam ochotę stamtąd pójść, ale bałam się go zostawić samego. Niestety, moja czujność na nic się zdała. Michał strasznie się upił. Do tego stopnia, że poczuł się jak na koncercie rockowym i wszedł na stół pełen jedzenia, kieliszków i butelek. Szkło się potłukło, napoje porozlewały na obrus, jedzenie wylądowało na kolanach gości, a on sam się pokaleczył. Było mi tak głupio, że nie mogłam na niego patrzeć, a musiałam jeszcze pojechać z nim na ostry dyżur, żeby oczyszczono skaleczenia. Szczęście w nieszczęściu, nic poważnego mu nie było.
Następnego dnia próbował udawać, że nic się nie stało, ale szybko mu uświadomiłam, że to nieprawda. Liczyłam, że po takim żenującym wydarzeniu w końcu się opamięta. Niestety, Michał nie wyciągnął z tego żadnej nauczki. Coraz częściej wychodził wieczorami, nie mówiąc, dokąd idzie. Zdarzało się, że nie wracał na noc. Początkowo się o niego martwiłam, później nie miałam już złudzeń.
Nie czułam się w Warszawie dobrze, tłumy ludzi na ulicach tylko przypominały mi o tym, jak bardzo jestem samotna. Nie tak wyobrażałam sobie małżeństwo. W końcu powiedziałam: dość! Spakowałam walizkę, zostawiłam Michałowi karteczkę, że odchodzę i pojechałam do Rybnika. Mama czekała na mnie z otwartymi ramionami. Dobrze wiedziała, co dzieje się w moim małżeństwie, bo nieraz wypłakiwałam się jej przez telefon.
Niełatwo było mi przyznać, że moje małżeństwo okazało się porażką, ale nie zamierzałam się dłużej oszukiwać. Tak, Michał był alkoholikiem – w końcu to zrozumiałam. Musiałam odejść, dopóki nie było za późno.
Po powrocie do Rybnika zadzwoniłam do firmy, w której wcześniej pracowałam.
– Mamy już nową sekretarkę – powiedział mój były szef. – Ale zwolnił się etat w księgowości. Skończyłaś ekonomię, prawda?
Nie mogłam uwierzyć! W końcu dostałam szansę pracy w swoim zawodzie. Złożyłam pozew rozwodowy. Michał nie robił mi problemów. Stawił się na rozprawie śmierdzący alkoholem, co mnie tylko upewniło, że dobrze robię. Wciąż wierzę w miłość i liczę na to, że jeszcze kiedyś uda mi się poznać kogoś, kto będzie godny zaufania i mojego uczucia. Na razie skupiam się na pracy i cieszę spokojem.
Czytaj także:
„Mąż był alkoholikiem i bez przerwy mnie poniżał. Pewnego dnia wyszłam z domu w jednej bluzce, musiałam zacząć od nowa”
„Jestem popychadłem dla męża alkoholika. Nie odejdę od niego, bo i gdzie bym poszła? Bez niego bym zginęła...”
„Zerwałam z facetem, bo pił. Gdy przez picie zapadł w śpiączkę, jego matka zrobiła z niego ofiarę, a ze mnie jędzę bez serca”