„Mąż był alkoholikiem i bez przerwy mnie poniżał. Pewnego dnia wyszłam z domu w jednej bluzce, musiałam zacząć od nowa”

kobieta która odeszła od męża alkoholika fot. Adobe Stock
„Ja spłacałam po cichu jego długi i udawałam przed rodziną, że nie jest tak źle. Gdy rodziłam nasze drugie dziecko, Tymon zniknął na tydzień. Pomyślałam wtedy, że lepiej byłoby, gdyby się w ogóle nie odnalazł”.
/ 21.04.2022 11:30
kobieta która odeszła od męża alkoholika fot. Adobe Stock

Miałam wtedy 14 lat. Rodzice zadecydowali, że wakacje spędzę wraz z rodzeństwem u dalekiej rodziny na Pomorzu. Sami nie mogli z nami wyjechać, bo bardzo dużo pracowali. Byłam smutna i rozczarowana. Obce miejsce, nieznani ludzie. To będą koszmarne wakacje – myślałam. Na wszelki wypadek pół plecaka zapełniłam książkami.

Marzyłam o wielkiej miłości. Z wypiekami na twarzy czytałam o niej w książkach. Z uwielbieniem wpatrywałam się w ministrantów podczas mszy. Z zazdrością spoglądałam na koleżanki, które umawiały się z chłopakami. A ja nic! Byłam sama. Ci starsi nie zwracali na mnie uwagi. Młodsi kopali piłkę albo się tłukli między sobą.

Do M. jechałam jak na ścięcie. Tymczasem okazało się, że w domu krewnych jest na wakacjach tylko jedna dziewczyna i cała gromada chłopaków. Wiedzieli, że przyjadę z Warszawy i byli mnie bardzo ciekawi.

Już po dwóch dniach zakochałam się w Mateuszu

Coś mnie ściskało za gardło, gdy chciałam się do niego odezwać. Kiedy się pojawiał, serce biło mi jak szalone. A jego głos sprawiał, że błogie ciepło rozlewało się po całym moim ciele. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Jak mu powiedzieć o moim uczuciu, żeby inni chłopcy się z niego potem nie wyśmiewali. Wreszcie wzięłam się na odwagę i któregoś wieczoru szepnęłam mu, żeby wyszedł na podwórko.
– Chcę ci coś wyznać w tajemnicy – powiedziałam cicho. – Tylko przyrzeknij, że nikomu o tym nie wspomnisz.
– Co to za tajemnica?– zapytał zaciekawiony.
A ja, purpurowa ze wstydu, niespodziewanie dla samej siebie pocałowałam go w usta. Był zaskoczony, lecz po chwili odwzajemnił mój pocałunek. Skrzypnęły drzwi, ktoś z dorosłych wyszedł na zewnątrz, żeby zapalić papierosa, a ja w popłochu uciekłam na strych i tam przesiedziałam kilka godzin.

Następnego dnia podczas obiadu starałam się nie patrzeć na Mateusza, który siedział naprzeciwko mnie. Zachowywał się całkiem zwyczajnie, a ja czułam, że co na niego spojrzę, to robię się czerwona.
– Cały ranek przesiedziałaś w kuchni, może się teraz przejdziesz? – spytała mnie kuzynka Mela. – Mateusz – zawołała syna. – Pokaż Joli okolicę. Stary park jest taki piękny.
Mateusz wstał, jak mi się wydawało, niezbyt chętnie. Jego malutka siostra Ula zapiszczała:
– Zakochana para – Jacek i Barbara.
– Co ty gadasz – ofuknął ją Mateusz.

Było rozgrzane słońcem lipcowe popołudnie. Sennie brzęczały pszczoły. Wśród starych drzew panował jednak przyjemny chłód. Szliśmy z Mateuszem, uważając, aby nie rozdeptać czarnych ślimaków bez muszli, które wypełzały na ścieżkę niknącą w zaroślach.
– Co tam jest? – zapytałam, czując, że głos mi drży.
Cały czas zastanawiałam się, co Mateusz o mnie myśli po tym wczorajszym wieczornym spotkaniu.
– To zapomniany mały cmentarz. Chodzimy tam z chłopakami zapalić, żeby nas nikt nie nakrył – wyjaśnił mi Mateusz. – Matka się złości, jak mnie widzi z papierosem, a przecież w szkole u nas prawie wszyscy palą.
Wyszliśmy na niedużą polanę. Wokoło widać było zapadnięte w ziemię grobowce z czarnego marmuru z wyrytymi gotyckimi napisami. Z krzaków wyszli kumple Mateusza. Byli zdziwieni moją obecnością.
– Jola przyjechała do mojej rodziny na wakacje – wytłumaczył chłopakom.
– Tylko żebyś się nie wygadała przed starymi, że tu przychodzimy – powiedział najwyższy z nich.
Oczywiście nikomu nic nie powiedziałam. Spotykaliśmy się w parku niemal codziennie, gadaliśmy, pływaliśmy w gliniance, paliliśmy papierosy. Dla mnie chłopcy przynosili specjalnie „mentolowe”. Po innych bowiem kaszlałam.

Usychałam z tęsknoty, choć Mateusz był przecież cały czas tuż obok mnie. Miałam wrażenie, że woli zachować dystans, a nawet się mnie wstydzi i boi. A tymczasem któregoś deszczowego wieczoru, gdy byliśmy w pokoju sami, co zdarzało się nam rzadko, nagle mnie przytulił i powiedział:
– Moja ukochana.
Jakże się cieszyłam się. On jest mój. Nareszcie ktoś mnie kocha.

Zawsze będziemy razem – właśnie taką obietnicę złożyliśmy sobie pod koniec wakacji. Mateusz wrócił do swojej klasy stolarskiej w zawodówce, a ja kończyłam szkołę podstawową.

Z czasem jednak wszystko zaczęło się zacierać

Po powrocie do domu przez kilka miesięcy żyłam wspomnieniem wakacji, przypominałam sobie wszystkie nasze słowa, każdą chwilę spędzoną razem. Z czasem jednak wszystko zaczęło się zacierać pod wpływem nowych wrażeń. Nie mieliśmy telefonów w domu. Mateusz nie był skłonny do pisania listów, a mnie ciągle brakowało czasu. Nie bardzo też wiedziałam, co mam do niego pisać. Poszłam do nowej szkoły. Nabrałam pewności siebie. Miałam nowych znajomych. Dosyć szybko związałam się z Tymonem, który po kilku latach został moim mężem, mimo protestów mojej rodziny, która uważała go za nieroba.

Tymon był nim z pewnością, choć ja początkowo nie chciałam tego zauważyć. Co gorsze – okazał się nałogowym alkoholikiem. O tym dowiedziałam się dopiero po kilku latach małżeństwa, bo początkowo swoją skłonność do kieliszka starannie ukrywał.

Ci, którzy znali Tymona jako duszę towarzystwa, uważali, że przesadzam, że się go czepiam. A ja spłacałam po cichu jego długi i udawałam przed rodziną, że nie jest tak źle. Gdy rodziłam nasze drugie dziecko, Tymon zniknął na tydzień. Pomyślałam wtedy, że lepiej byłoby, gdyby się w ogóle nie odnalazł. Do szpitala odwiozła mnie moja przyjaciółka. Po urodzeniu córeczki Tymon pojawił się jednak znowu – zmarnowany, wychudzony, pełen skruchy. A ja utwierdziłam się wówczas w przekonaniu, że muszę się od niego uwolnić. Miałam przygotowany plan ucieczki, ale w końcu nic z niego nie wyszło. Chciałam pojechać do M. do Mateusza.

Wielekroć o nim myślałam. Wierzyłam, że mi pomoże. Widząc wiele rozbitych rodzin, doszłam jednak po kilku miesiącach do wniosku, że najważniejsze jest, aby dzieci miały ojca w domu. Syn wstydził się choroby Tymona, ale lubił z nim rozmawiać, gdy on nie pił. Na ścianach swego pokoju wieszał jego rysunki, bo Tymon bardzo ładnie rysował – niektórzy koledzy zazdrościli Jasiowi, że ma ojca artystę. Nie wiedzieli oczywiście, jak naprawdę wygląda nasze życie.

Czas płynął. Dzieci dorastały

Tymon coraz więcej pił i coraz gorzej mnie traktował. Kiedy pewnego styczniowego ranka kolejny raz zaczął mnie wyzywać, nie wytrzymałam. Jadę do Mateusza – postanowiłam.

Następnego dnia wysiadłam z pociągu w M. Padał drobny śnieg. Szło mi się lekko, nie miałam żadnego bagażu. Znajoma ulica. Dom nad rzeką. Odnowiony, otynkowany. Ale furtka ta sama. Zadzwoniłam do drzwi od podwórza. Na progu stała niska, tęga kobieta w szlafroku, a za nią pojawił się Mateusz. Poznałam go, to on. Niby ten sam, ale jakże zmieniony. Łysy, niższy, z brzuszkiem.
– O co chodzi? – spytał. – Pani w jakiej sprawie? Od kuratora? Pewnie Maciek znowu coś zmalował.

Nie poznał mnie.
– Przyjechałam z daleka. Szukam kogoś, kto tu mieszkał przed laty – tłumaczyłam, wycofując się. – Bardzo państwa przepraszam.
Drzwi się zatrzasnęły. Słyszałam, jak mówili:
Jakaś dziwna ta kobieta. Czego ona tu chciała?
Śnieg sypał coraz bardziej. Szłam powoli w kierunku dworca i już wiedziałam, że nie wrócę ani do M., ani do siebie. Muszę sobie stworzyć dom od nowa. Dla Tymona nie ma w nim miejsca.

Więcej prawdziwych historii:
„Zakochałam się w mężczyźnie, który mógłby być moim synem. Nie mogę z nim być, bo co ludzie powiedzą?”
„Siostra z dnia na dzień zaczęła odmawiać mi pomocy. Przecież to dla niej tylko chwila, a do tego jesteśmy rodziną!”
„Mąż nalegał na to, by mieć »prawdziwe« dziecko. A ja chciałam tylko, by zaakceptował moją córkę”

Redakcja poleca

REKLAMA