Wróciłem do domu późnym popołudniem, zmęczony i głodny. Wprawdzie na konferencji podano kawę i ciastka, ale co to za jedzenie? Sam cukier, a ja słodkiego nie lubię.
– Jestem! – zawołałem od progu. – Znajdzie się coś smacznego dla strudzonego wędrowca?
Zaniepokoiłem się
Pociągnąłem nosem, ale nie poczułem żadnego kuchennego zapachu. Blanka nie przepadała za gotowaniem, ale umiała to robić. Zawsze, kiedy wracałem później, coś pichciła. No, prawie zawsze, dlatego z początku nic mnie nie zaniepokoiło. Trudno, trzeba będzie coś zamówić.
W domu panowała głucha cisza, a przecież Blanka powinna czekać. Wprawdzie już wcześniej nie mogłem się do niej dodzwonić, jednak to nie było nic wyjątkowego. Często miała wyciszony telefon. Nie lubiła tego urządzenia, kojarzyło jej się z przeszłością. W każdym razie tak mówiła.
Kiedyś się na to złościłem, ale usłyszałem, że albo jej będę ufał, albo chcę mieć nad nią pełną kontrolę, a tego już dość doświadczyła. W sumie miała rację. Nie po to zdecydowała się na zmiany w życiu, żeby na koniec niewiele zmienić.
– Blanka! – spróbowałem jeszcze raz.
Cisza. Wszedłem do pokoju, potem do kuchni. Pusto. Pobiegłem do sypialni, ale już bez nadziei. I słusznie. Wyszła? Tego akurat nigdy nie robiła, jeśli wracałem później. Chyba że poleciała do sklepu po jakieś produkty.
Nieco uspokojony tą myślą nastawiłem wodę na herbatę. Zajrzałem do lodówki. Od wczoraj nic się nie zmieniło, zupełnie jakby Blanka nic dzisiaj nie jadła. Inna rzecz, że nie mam pamięci fotograficznej, więc coś mi mogło umknąć. Z roztargnieniem wyjąłem ser i masło, lecz nagle zdałem sobie sprawę, że nie jestem głodny. Straciłem apetyt z tego niepokoju. No nic, poczekam na Blankę, a jak wróci, od razu nabiorę ochoty na jedzenie.
Jeśli wróci – przemknęła mi od razu przez głowę myśl. Myśl niechciana, która okazała się natrętna. Włączyłem telewizor, ale nie wiedziałem nawet, na co patrzę. Z każdą upływającą minutą denerwowałem się coraz bardziej. Co się mogło stać? Gdzie się podziała ukochana kobieta?
Nie ufałem jej
Postanowiłem jeszcze raz spróbować się do niej dodzwonić. Wybrałem numer, a po chwili usłyszałem dźwięk dzwonka, dobiegający gdzieś z lewej strony. Zostawiła telefon, lecz to akurat nie było nic wyjątkowego. Wstałem i zbliżyłem się do komody. Wstyd może to przyznać, ale miałem zwyczaj sprawdzać telefon Blanki. Podejrzałem kiedyś wzór, jakim odblokowuje urządzenie, i kiedy nie widziała, przeglądałem połączenia i wiadomości tekstowe.
Nie ufałem jej. Bardzo chciałem, jednak nie umiałem wyzbyć się podejrzeń. Musiałem się upewniać, że nie ma nikogo innego w jej życiu albo nie daj Boże wróciła do dawnych zwyczajów. Ten mój brak zaufania był nawet raz przyczyną sporej awantury.
Zobaczyłem ją z tym facetem kilka ulic od naszego domu. Wracałem właśnie z pracy, kiedy przez okno samochodu dostrzegłem Blankę z przystojnym szatynem. Wyskoczyłem z wozu i pognałem na miejsce ich schadzki.
– Kto to jest?! – syknąłem, stając przy nich.
Blanka w pierwszej chwili się przestraszyła, a ja uznałem, że złapałem ją na gorącym uczynku.
– Co, jakiś twój fagas?! – syczałem dalej.
Mężczyzna spojrzał na mnie groźnie.
– Uważaj, co mówisz, kolego – powiedział wściekły.
– Masz szczęście, że jesteśmy w środku miasta.
– Co, bokser? – spytałem, patrząc na jego krzywy nos.
Z bliska nie wydawał się już taki atrakcyjny.
– Możemy zaraz…
– Zamknij się! – Blanka krzyknęła tak głośno, że spojrzało na nas paru przechodniów. – To mój kolega ze szkoły – dodała ciszej. – Nie widzieliśmy się z dziesięć lat.
Nie bardzo wiedziałem, czy mogę jej wierzyć, ale zrobiło mi się trochę głupio. Mogłem to inaczej rozegrać, a nie lecieć ze spuszczonym łbem do szarży jak byk na arenie.
– Mówiłaś, że ten twój chłop jest w porządku – odezwał się szatyn. – Ale widzę, że to kawał chama. Uważaj na siebie.
Odwrócił się na pięcie i odszedł.
Była na mnie zła
– No to bardzo ci dziękuję – powiedziała Blanka z tłumioną pasją. – Spotykam człowieka, którego kiedyś bardzo lubiłam, pogadaliśmy przez chwilę, powiedziałam mu, że mi się w życiu ułożyło, a wtedy zjawiasz się ty i wychodzi na to, że kłamię. Co ty sobie wyobrażasz? Że umawiam się z jakimiś facetami? Daję się podrywać na ulicy?
Powinienem zacisnąć wtedy zęby, ale słowa jakoś same wyrwały się z moich ust.
– A co ty byś sobie pomyślała na moim miejscu? Trudno mi zapomnieć, kim byłaś… A może wciąż jesteś…
Nie odzywała się do mnie przez kilka dni, chociaż przepraszałem ją tysiąc razy. Bałem się, że ode mnie odejdzie, na szczęście została.
Przypomniał mi się nasz początek
Brat Blanki był zwalistym gościem, takim „chłopakiem z miasta”. Na szczęście, sam też nie byłem ułomkiem, więc nie skasował mnie pięścią na początku rozmowy. Za to potok przekleństw, jaki płynął z jego ust, był wręcz imponujący. Mógłby wzbudzić podziw w najbardziej zakazanych kręgach.
– Skończyłeś? – spytałem, kiedy wziął oddech.
– Z tobą zaraz skończę! – zagroził. – Blanka zostaje w domu!
– Posłuchaj. Przecież proponuję ci uczciwy układ. Dostaniesz pieniądze…
– Ile? – przerwał mi. – 25 tysięcy? Gościu, ona jest warta więcej. Wiesz, ile zarabia?
– Nie wygłupiaj się – pozwoliłem sobie na krótki śmiech.
– To nie są aż takie kokosy, jak chcesz mi wmówić. A ja daję gotówkę. Będziesz miał spokój.
Wykupiłem ją za niezłą sumkę
To była koszmarna sytuacja. Kiedy zorientowałem się, jaki fach uprawia moja wybranka, byłem w szoku, ale zdążyłem się już zakochać, było dla mnie za późno. Nie przypuszczałem jednak na początku, że jej alfonsem jest własny brat. Myślałem, że czeka mnie rozmowa z jakimś kryminałkiem – trudna, niebezpieczna, lecz bez tak wybujałych emocji. Szczególnie z mojej strony.
Bo na samą myśl, że własny brat jest „opiekunem” siostry i czerpie zyski z jej nierządu, dostawałem białej gorączki.
– Myślisz, że będzie z tobą siedziała? – burknął osiłek.– Przecież jesteś od niej starszy ze dwa razy.
– Zaryzykuję – odparłem. – Wiesz, że mógłbym ją po prostu zabrać i nic byś z tego nie miał, ale chcę się dogadać.
– Tylko byś spróbował, frajerze – zarechotał. – Znalazłbym cię z chłopakami i dojechał tak, że by cię szukali w szpitalu.
– To by nie było takie proste – uśmiechnąłem się.
Oczywiście wiedziałem, że to on ma rację. Nie bardzo mógłbym się obronić przed taką przemocą. Nie byłem komandosem z filmów akcji, tylko cenionym architektem.
– Musielibyście mnie najpierw znaleźć, a potem…
– Nie kozacz – znów mi przerwał. – Dostałbyś za swoje. Dobra, dasz pięćdziesiąt tysięcy i możesz ją sobie zabierać.
Stanęło na trzydziestu tysiącach. On był zadowolony, choć starał się tego nie okazywać, a ja czułem się szczęśliwy.
– Tylko pamiętaj – rzucił mi jeszcze na pożegnanie – że Blanka to jest ladacznica jakich mało. Ona nic innego nie umie!
Najchętniej dałbym mu w pysk, ale nie zamierzałem zaogniać sytuacji. Chciałem spokoju dla mnie i wybranki. Nie umiałem jednak pozostawić bez odpowiedzi takiego podłego tekstu.
– Nauczy się – wzruszyłem ramionami. – Nauczy się normalnie żyć i pracować. Nie jest głupia, wręcz przeciwnie.
Odpowiedział mi szyderczy rechot.
Znalazłem list
Sięgnąłem znów po telefon i dopiero wtedy zobaczyłem, że na stoliku leży koperta podpisana „Dla Ciebie”. Targnął mną nowy niepokój. Co to miało znaczyć? Zostawiła list?
Przełknąłem ślinę. To nie wróżyło nic dobrego. Mogłem się już domyślać, co znajdę w środku, że czeka mnie tam nicość, pustka i beznadzieja. Bo co? Dobre wiadomości? Zwyczajnie bałem się zapoznać z wiadomością. Stałem z kopertą przy komodzie chyba przez kilka minut. W końcu musiałem jednak ją otworzyć.
Zanim to zrobiłem, przemknęły mi przez głową wspomnienia spraw, które doprowadziły mnie do tego miejsca w życiu. Jeszcze wczoraj byłem szczęśliwy i pewien przyszłości… Nie, zaraz, po co się oszukuję? Przecież już od jakiegoś czasu nie byłem tak nakręcony optymizmem jak przedtem. Między nami było niby dobrze, ale wdzierał się powoli jakiś chłód. Nie wiem, może oboje zaczynaliśmy trzeźwiej myśleć.
Ciągnęło ją do przeszłości
Obracałem kopertę w palcach. Musiałem w końcu się zdecydować. Odetchnąłem głęboko i wyjąłem kartkę zapełnioną starannym pismem.
„Kochany mój. Wybacz, że okazałam się niewdzięczna, ale od pewnego czasu już czułam, że powinnam odejść. Wiem, że to cię zrani, jednak nie widzę innej możliwości”.
Spodziewałem się tego, ale co innego przypuszczać, a co innego dowiedzieć się całej prawdy. Co ciekawe, wprawdzie Blanka skończyła tylko gimnazjum, ale wyrażała się i pisała bardzo ładnie. Los się do niej nie uśmiechał, jednak była zdolna, dużo czytała. Przecież nie zakochałem się w niej tylko dla pięknego ciała – nic by z tego nie było, gdyby nie dało się z nią rozmawiać.
Chociaż z czasem przekonałem się, że jej horyzonty są tylko pozornie rozległe. Miała jakąś wiedzę na różne tematy, lecz powierzchowną. Inna rzecz, że była pojętna i nie widziałem problemu, żeby skończyła zaocznie liceum, a potem poszła na studia. Nie musiała pracować, miałem dość pieniędzy.
Po chwili zastanowienia i podróży w przeszłość przemogłem się i wróciłem do listu.
„Kiedy zabrałeś mnie od brata i właściwie kupiłeś mnie i moją miłość, uznałam, że chwyciłam Pana Boga za nogi. Byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie. Pokazałeś mi inne życie, inny świat. Na pewno lepszy od tego, w którym żyłam, a ten drugi oglądałam jakby tylko przez szybę. Tylko że to było chyba zbyt piękne. A Ty zacząłeś wypominać mi coraz częściej, kim byłam i co dla mnie zrobiłeś. Mój podły brat ostrzegał mnie, że tak się to skończy, ale nie chciałam mu wierzyć”.
Chciałem, by stała się kimś lepszym
Zdawało się, że nie zdołam zacisnąć zębów jeszcze mocniej, jednak mi się udało. Tak, w tym miała rację. Coraz częściej łapałem się na tym, że powinna mi okazywać wdzięczność. Ale ileż razy można komuś dziękować? Było kilka takich sytuacji. Najostrzejsza jakieś dwa tygodnie temu.
– Pójdziemy na to przyjęcie razem – oznajmiłem.
Nie chciałem słuchać wymówek.
– Ale ja nie chcę, zrozum – próbowała mi tłumaczyć. – Źle bym się czuła. Tam będą twoi znajomi, nie mam o czym z nimi rozmawiać.
Potrząsnąłem głową, rzuciłem jej sukienkę na łóżko.
– Ubieraj się – rozkazałem. – Dasz radę. Ludzie wiedzą, że z kimś jestem, zaczną się pytania. Co mam powiedzieć?
– Powiedz, co chcesz.
– Cholera, nie po to wyciągałem cię z tego rynsztoka, żeby teraz wysłuchiwać takich bzdur.
– Błagam cię… Nie zmuszaj mnie…
– I zawsze możesz do tego rynsztoka wrócić – dokończyłem. – Nic nie trwa wiecznie! Może ci brakuje puszczania się za pieniądze?!
Żałowałem potem tych słów strasznie, w ogóle nie poszliśmy na przyjęcie, uspokajałem ją cały wieczór.
To było pożegnanie
Wróciłem do listu. Każde słowo było jak nóż wbity prosto w serce.
„Bardzo jestem Ci wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. Powinnam oddać pieniądze, które zapłaciłeś za mnie mojemu bratu, ale nie jestem w stanie. Może kiedyś… Zrozumiałam, że tak naprawdę stoję na drodze Twojemu szczęściu. Powinieneś znaleźć sobie kogoś bez mojej przeszłości, kobietę, z którą jeszcze będziesz mógł mieć dzieci. Ze mną to niemożliwe, zresztą wiesz. Komórkę zostawiam w domu, żeby mnie nie kusiło odebrać, bo na pewno będziesz dzwonił. Przemyślałam sobie to wszystko i tak jest lepiej, sam się przekonasz. Żegnaj”.
Zmiąłem w dłoni list, uderzyłem pięścią w ławę.
„Tak jest lepiej, sam się przekonasz”.
I nagle się uspokoiłem. Kto wie, może miała rację? Ze wstydem muszę przyznać, że oprócz żalu i złości poczułem coś na kształt ulgi. Może tak faktycznie będzie lepiej. Miłość miłością, ale wiedziałem, że jej korzenie są zbyt silne, by nagle stała się partnerką, jakiej chciałem, z klasą.
Czytaj także: „Mama miała ojca za anioła. Nie chciałam niszczyć tego obrazu nawet po jego śmierci i dźwigałam jego tajemnicę”
„Przez lata znosiłam poniżanie przez męża. Gdy kazałam mu pakować manatki, córka stanęła w jego obronie”
„Nie mogłam się pogodzić ze śmiercią siostry. Gdy odkryłam, czym się zajmowała, byłam pewna, że ktoś ją skrzywdził”