„Mąż za mało zarabia, żeby nas utrzymać. W tajemnicy dorabiam na seks-kamerkach, bo inaczej zbankrutujemy”

Kobieta pracująca na seks-kamerkach fot. Adobe Stock
Najbardziej lubię, jak klient prosi, żebym się przebrała. Za kogo? Za pokojówkę, kelnereczkę, takie tam. Trudniej mnie rozpoznać i nie muszę się tak stresować.
/ 29.01.2021 01:59
Kobieta pracująca na seks-kamerkach fot. Adobe Stock

Jeszcze tylko sprawdzę, czy Kubuś się nie odkrył, i mogę wracać do komputera. Licznik bije, nie mogę zmarnować zbyt dużo czasu… czas to pieniądz. Jestem pełnoetatową mamą. Wychowuję rocznego synka, przecieram zupki, chodzę na plac zabaw. Pensja męża nie starcza na szaleństwa, ale jakoś wiążemy koniec z końcem. Taka jest wersja „dla ludzi”. Prawdy nie zna nikt oprócz mnie samej.

Synek śpi, a ja uprawiam seks przez internet

Od trzech miesięcy bowiem regularnie, kiedy synek pójdzie spać, siadam przy komputerze. Mam założone konto na specjalnym portalu dla kobiet takich jak ja. Wrzucam tam swoje filmy, czasami zdjęcia.

Najczęściej nagie, czasami w bieliźnie. Mężczyźni, którzy logują się na tej stronie, płacą za dostęp do najintymniejszych informacji o mnie. Płacą też za to, bym spełniała ich zachcianki. I to płacą nieźle. Większość pieniędzy, które zarabiam na „okienkach”, jak nazywam swoją dodatkową pracę, odkładam na czarną godzinę. Już w tej chwili uzbierałam ponad dziesięć tysięcy złotych. To jest coś, prawda?

Na pomysł takiego zarobkowania wpadłam, jak to zwykle bywa, z desperacji. Mój mąż pracuje w fabryce. Na jedną zmianę, ale czasami dorabia sobie i na drugiej, bo wiadomo – jak kobieta nie pracuje, to każdy dodatkowy grosz się przyda.

Któregoś dnia podczas drugiej zmiany spadł z dźwigu i złamał rękę. Trzy miesiące był w domu, a jego szef, oszust i kombinator, jako że zatrudniał go na czarno, nie czuł się w obowiązku wypłacić mu złamanego grosza. Żyliśmy wtedy dzięki rodzicom i pożyczkom od znajomych. Nie za wesoła perspektywa, prawda? To wtedy zrozumiałam, że nie mogę siedzieć w domu i liczyć na zarobki męża. Bo praca faceta teraz jest, ale w każdej chwili może jej nie być. Postanowiłam aktywnie włączyć się w planowanie domowego budżetu.

Najpierw szukałam takiej zwykłej pracy

Biurowej, gdzieś w salonie piękności, potem chałupnictwa. Tylko że pracodawcy chyba powariowali. Jeśli szukają kogoś do pracy w biurze, to ma znać trzy języki, a na dodatek laska musi wyglądać jak z reklamy i mieć góra dwadzieścia pięć lat. A ja nie tylko żadnego języka nie znam, ale jeszcze po ciąży przytyłam parę kilogramów, których za nic nie mogę zrzucić. Wszystkie prace chałupnicze, na które trafiałam, okazały się zwykłym naciągactwem, w najlepszym razie akwizycją.

Już, już miałam dać sobie spokój, kiedy przypadkiem podsłuchałam rozmowę dwóch kobiet przy piaskownicy. Jedna dorabiała sobie właśnie na „okienkach”.
– Wiesz, przejdę się kilka razy po kuchni w samych majtkach, i już mam na pieluchy dla małego – mówiła głośno, kompletnie nie wstydząc się tego, co robi.

Zlustrowałam ją wzrokiem. Żadna seksbomba. Babka taka jak ja, nawet bardziej puszysta. Tego wieczoru weszłam na „okienka” po raz pierwszy. Najpierw wstawiłam zdjęcie z zasłoniętą twarzą. Ale już po kilku dniach przyswoiłam sobie pierwszą zasadę tej pracy: odwaga popłaca. Mało kto chce patrzeć na kobietę w jakimś worku na głowie.

Facetów kręcą normalne babki, z buziami podobnymi do twarzy ich żon i współpracownic. Już po tygodniu wstawiłam swoje normalne zdjęcie. Podałam też warunki. Żadnego filmowania w parach – mój mąż by chyba zszedł na zawał, gdyby o czymś podobnym usłyszał – tylko ja w bieliźnie. Bez bielizny też możliwe, ale płatne ekstra. Zamontowałam kamerki w kuchni i pokoju – i czekałam.

Już po dwóch dniach był odzew

Facet pisał, że „lubi takie dobrze zbudowane babki”. Chciał, bym zatańczyła dla niego w samych majtkach i staniku. Czy się wstydziłam? Na początku strasznie, pewnie. Ale starałam się nie myśleć o rozstępach czy dodatkowych kilogramach. Całą swoją energię kierowałam na wyobrażanie sobie, co kupię za pieniądze, które dostanę za ten pokaz.

Początkowo miałam jeszcze wątpliwości, czy transakcja dojdzie do skutku, bo wiadomo, internet, jednak wszystko przebiegło w porządku. Mam założone konto na specjalne żetony. Klient wpłaca określoną sumę żetonów, które pod koniec dnia lub tygodnia mogę zamienić na prawdziwe pieniądze. Dopóki nie zobaczę wirtualnej wpłaty na swoim koncie, nie zaczynam pokazu.

Najbardziej bałam się tego, czego wszyscy się boimy. Zdemaskowania przed rodziną, przed znajomymi. Przecież ja na co dzień jestem normalną kobietą, ubieram się jak inne mamuśki w mojej okolicy. Żadnych wyzywających miniówek, żadnych bluzek z dekoltem po pępek. Konrad nieraz nawet ma pretensję, że jak gdzieś razem idziemy, to nie ubiorę się bardziej sexy, ale taka po prostu jestem.

W „okienkach” zmieniam się o sto osiemdziesiąt stopni, staję się kim innym. Zachowuję się jak jakaś aktorka. Dlatego bardzo lubię, kiedy facet chce, żebym się przebrała. Za pokojówkę, za jakąś wyuzdaną babę, takie tam. Co fantazja klientowi podpowie… Wtedy ryzyko rozpoznania mnie jest mniejsze.

Jak mnie dopadnie lęk, że się wszystko wyda, to pocieszam się, że mój mąż nie jest zbyt biegły w komputerach. Prędzej by mnie chyba zdradził z jakąś panienką z agencji, niż gdyby miał siedzieć i oglądać te nasze „okienka”. Boję się jedynie tego, że pewnego dnia obejrzy mnie jakiś sąsiad czy kolega męża, że „życzliwi” mu doniosą. Za nic w świecie nie chciałabym stracić Konrada! Pieniądze trochę pomagają w radzeniu sobie z lękiem. Zdarza mi się przed szczególnie ciężkim zleceniem wypić kieliszek czy dwa alkoholu dla kurażu.

Na portalu, na którym jestem zarejestrowana, mamy specjalny czat, na którym wymieniamy się opiniami. Dziewczyny piszą o klientach, o zamówieniach, ale częściej o takich zwykłych sprawach – co która gotuje na obiad albo gdzie warto jechać po ciuszki dla naszych dzieci. Zauważyłam, że ostatnio jest nas jakby więcej.

Nie wiem, czy to dlatego, że na rynku kryzys i mężowie tracą pracę, czy po prostu kobiety mają dosyć czekania do pierwszego na jego pensję. Nauczyłam się już nawet rozpoznawać dziewczyny, które dorabiają na „okienkach”. Po czym je rozpoznaję? Po nowo zdobytej pewności siebie, po drogich gadżetach, po uwadze, jaką poświęcają swojemu maluchowi w piaskownicy.

Bo mamuśki, które dorabiają sobie w ten sposób, za wszelką cenę chcą udowodnić sobie i światu, że dalej wiodą takie życie jak przedtem. Że to tylko trudna sytuacja je do tego zmusiła. I że na pewno nie są prostytutkami.

Ja też zdecydowanie nie czuję się prostytutką

Nigdy nie umówiłam się z klientem na żywo. Nigdy bym tego nie zrobiła. Bałabym się, no i to byłaby zdrada, a ja męża bardzo kocham. Może to komuś trudno zrozumieć, lecz ja pokazywania się na „okienkach” obcym facetom nie traktuję jak zdrady. To dla mnie rodzaj aktorstwa. Odkryłam, że jestem w tym niezła. Tak – to, co robię, dodało mi kobiecości!

Wcześniej nie słyszałam komplementów. U nas kobieta przy kości nie jest gwiazdą dla faceta. A tu, proszę – mam stałych klientów i większość z nich mówi, że wybrała właśnie mnie, bo nie lubią „szkieletorów”, a ich żony czy ukochane tylko się ciągle odchudzają. I niech mi teraz ktoś powie, że diety są potrzebne! Cieszę się, że mam syna. Jakbym miała córkę, to nie wiem, co bym zrobiła, gdybym dowiedziała się, że dorabia sobie na „okienkach”. Mówię szczerze.

Chociaż ja się absolutnie nie wstydzę swojej pracy. Jakby mi dobrze zapłacili i jakbym miała pewność, że mój mąż się nie dowie, to nawet w telewizji mogłabym o niej opowiedzieć. Mimo wszystko swojej córce na pewno nie pozwoliłabym tego robić. Już chyba bym wolała, żeby ulice myła albo siedziała na kasie.

Dlaczego? Bo to praca niebezpieczna

Nigdy nie wiesz, na kogo trafisz. I jakkolwiek by się usprawiedliwiać, jest upokarzająca. Kobieta sprzedaje swoje ciało. Z drugiej strony, ja nigdy w życiu nie miałam takiej niezależności jak teraz. Chciałabym sobie kupić samochód – proszę bardzo. Auto w garażu. Ale taka głupia, żeby sobie kupować nowy superwóz albo inne zbytki, to nie jestem. Każdy grosz skrupulatnie odkładam dla mojego synka, to jest mój skarb.

Teraz Kubuś śpi spokojnie. Mam ustawiony alarm w komputerze. Kiedy loguje się potencjalny klient, w całym domu słychać takie „pikanie”. Mój synek jest jeszcze malutki. Nie zastanawiałam się, co zrobię, kiedy spyta, co to. Może po prostu powiem mu, że to taka gra. Nie dodam tylko, że mamusia gra w nią dla niego.

Zobacz więcej prawdziwych historii:
Tomek mnie oszukał. Był striptizerem
Spadek po babci prawie doprowadził mnie do ruiny
Wdałam się w romans z kolegą z pracy
Ojciec zostawił nas, gdy miałam 3 lata
Grzegorz udawał miłość, aby zmusić mnie do prostytucji

Redakcja poleca

REKLAMA